„Całe życie żyłam w przekonaniu, że dla rodziny trzeba się poświęcać. W końcu się zbuntowałam i postawiłam na siebie”
„Izka chciała jechać na koncert, więc ja miałam zrezygnować ze swoich planów. Przypomniały mi się słowa Asi sprzed miesiąca. Teraz zrozumiałam, że miała rację. Bo dłużej już nie zamierzałam być popychadłem całej mojej rodziny”.

- listy do redakcji
„Dla rodziny powinnaś poświęcić wszystko” – to była prawda objawiona, którą od dziecka wpajali mi rodzice. I rzeczywiście, w moim domu rodzinnym liczyły się tylko więzy krwi, a wszystko, co poza nimi nie miało dla nikogo żadnego znaczenia. Z początku myślałam, że tak po prostu powinno być. W rodzinie trzeba sobie przecież pomagać, wspierać siebie nawzajem, uczyć i wyjaśniać wszelkie sporne kwestie.
Rodzina była najważniejsza
Nie dziwiłam się więc, gdy nie pojechałam na kolonie nad morze, na których bardzo mi zależało, bo musiałam świętować wraz z rodzicami urodziny młodszego brata, Wojtka. Uznałam, że to normalne, że zamiast uczyć się do matury, siedziałam z najmłodszą z rodzeństwa, Izką, i tłumaczyłam jej zagadnienia z matematyki.
Pieniądze z komunii, które dostałam od chrzestnej, oddałam bez słowa ojcu, bo potrzebne mu były do biznesu, a ten miał przecież „budować lepszą przyszłość dla nas wszystkich”. Czy widziałam w tym coś niesprawiedliwego? Cóż, wtedy jeszcze nie.
Czara goryczy przelała się później. Gdy miałam piętnaście lat, odkryłam, że pasjonuje mnie fotografia. Oczywiście, na razie nie planowałam zajmować się nią profesjonalnie, a jedynie coś tam popróbować. Chciałam jednak kupić sobie aparat z prawdziwego zdarzenia. Wiedziałam, że takie modele, które rzeczywiście mogłyby mi umożliwić robienie fajnych zdjęć, są drogie, zaczęłam więc odkładać pieniądze z kieszonkowego.
Rodziców nawet nie próbowałam prosić o pożyczkę czy zakup takiego sprzętu – wiedziałam, że byliby tym co najmniej oburzeni. Po półtora roku udało mi się zgromadzić odpowiednią sumę. Jakież było jednak moje zdziwienie, gdy niespodziewanie ojciec zabrał moje pieniądze i oznajmił, że pojedziemy za nie całą rodziną na cudowne wakacje.
– Nie ma mowy! – nie wytrzymałam wtedy. – To są moje pieniądze! Zbierałam je na aparat! Całe półtora roku!
– A kto ci je dał? – zapytał chytrze ojciec. – No kto? I nie będziesz wydawać je na jakieś głupie fanaberie.
Młodsze rodzeństwo ochoczo przytaknęło, bo oczywiście skusił ich wyjazd, na który w normalnych okolicznościach nie mieliby co liczyć.
– Zbierałam je – wykrztusiłam ze łzami w oczach. – Sama. Bo coś było mi potrzebne, a wy…
– No, no, Milenko – matka pogłaskała mnie pobłażliwie po głowie. – Nie bądź egoistką. Zobacz, tak cała rodzina skorzysta. Dzięki tobie. Twojemu zmysłowi oszczędności. A na co ci taka głupia zabawka? I tak byś ją rzuciła w kąt, jakby ci się znudziła. A wspomnienia z wakacji pozostaną na zawsze.
Ja miałam się dopasować, a oni żyć
Nie odpuściłam wtedy. Powiedziałam, że nie pojadę na żadne wakacje. I rzeczywiście nie pojechałam – przesiedziałam tydzień u babci na wsi. Rodzice właściwie się ucieszyli, bo mogli wykupić wczasy z lepszym zakwaterowaniem i mieli mnie z głowy.
Od czasu tych przewspaniałych wakacji marzyłam już tylko o tym, by uciec z domu. Z niecierpliwością czekałam na studia. Najprędzej jak mogłam wyprowadziłam się z domu do innego miasta, byle tylko mieć jak najmniej kontaktu z rodziną. Łudziłam się, że z dala od nich nie będę musiała co chwila czegoś dla nich poświęcać.
Oczywiście, szybko się okazało, że jak zwykle się myliłam. W trakcie sesji musiałam nagle wracać do domu, bo trzeba było zawieźć gdzieś Wojtka i oczywiście nikt inny nie mógł tego zrobić. Swoje pierwsze zarobione pieniądze musiałam oddać matce, bo była akurat pilna potrzeba, żeby poszła do dentysty, a oni akurat wydali w tamtym miesiącu całą pensję na kino domowe. Zawsze, ale to zawsze, kiedy mi się wydawało, że będę miała chwilę spokoju, rodzina nagle wyskakiwała do mnie z jakąś ważną misją do wykonania.
Jakoś przeżyłam studia, dostałam fajną pracę i starałam się po prostu ukrywać przed innymi moje relacje z rodziną. Starałam się rzadko wspominać o rodzicach, o rodzeństwie zresztą też. No i w końcu, kiedy trochę się uspokoili z tymi żądaniami i ograniczyli je do próśb raz na miesiąc czy dwa, nieco odżyłam.
I poznałam naprawdę fajnego faceta, Oskara. Przez moją kochaną rodzinę miałam co prawda pewien problem z zawieraniem znajomości – obawiałam się, że znów się w coś wpakuję i będę musiała wyciągać z kłopotów kolejną osobę. Choć z jednej strony chciałam być jak inne kobiety, z drugiej obawiałam się takiego związku. No ale Oskar był uparty, a ja naprawdę go polubiłam.
Zapomniałam o wiecznym poświęceniu
Zupełnie nie rozumiał mojego podejścia do ustalania wszelkich spraw. Kiedy któregoś razu szukałam seansu filmu, który chciałam zobaczyć i okazało się, że ostatni jest akurat wtedy, gdy Oskar jest umówiony ze swoją matką, rzuciłam pośpiesznie:
– No trudno. To… pewnie kiedyś puszczą ten film w telewizji.
– No coś ty – roześmiał się. – Pojadę do mamy kolejnego dnia. Dam jej tylko znać.
– I nie będzie zła? – nie dowierzałam.
Pokręcił głową.
– Ona się bardzo cieszy, że wreszcie zacząłem z kimś wychodzić.
Takich sytuacji było znacznie więcej. Z czasem Oskar zaczął się nawet trochę denerwować, że wszystkie swoje plany zmieniam specjalnie pod niego.
– Nie musisz być aż tak elastyczna – powiedział mi kiedyś. – Lubię, jak mówisz, co ci się podoba i na co masz ochotę. Nie musisz się do niczego dopasowywać. Serio.
Kiedyś, po kolejnej prośbie ze strony rodziny, pożaliłam się Asi, jednej z nielicznych znajomych, które wtajemniczyłam w swoje życie.
– Sorry, Milena, ale ty sama sobie jesteś winna – powiedziała wtedy poważnym tonem. – Pozwoliłaś im się wykorzystywać i dalej włażą ci na głowę. Dopóki nie powiesz „dość”, będą się tobą wysługiwać. I nie, to nie jest normalne. Powinnaś zadbać o siebie. Serio.
Znów miałam „ratować” siostrzyczkę
Słowa Asi nie były przyjemne, ale prawdziwe. Wtedy może i nie wzięłam ich na serio, ale sytuacja uległa pewnej zmianie, gdy podczas romantycznego wieczoru we dwoje z Oskarem nagle rozdzwonił się telefon.
– Odbierz – zachęcił mnie, widząc pewnie moją niepewną minę.
Nie byłam zachwycona, gdy zobaczyłam, że dzwoni ojciec.
– Tak? – mruknęłam do telefonu.
– No nareszcie! – słyszałam wyraźną pretensję w jego głosie. – Słuchaj, Iza się wybiera w weekend na taki koncert tam u ciebie w mieście.
Rzeczywiście, w najbliższą sobotę miał się odbyć koncert ulubionego zespołu Izki. Nie bardzo mnie to interesowało, bo nie lubiłam takiej muzyki.
– Coś mi się obiło o uszy – mruknęłam. – I co?
– No, to chyba logiczne – odparł. – Musi u ciebie przenocować. No, a że siedemnastolatka się nie będzie sama po nocach włóczyć, no to pójdziesz z nią.
– Ja? – wykrztusiłam.
– No, a kto! – burknął. – Kupiłem ci bilet. Przelej mi na nasze konto za niego, SMS-em ci wyślę dokładną kwotę, bo nie pamiętam w tej chwili.
– Ale ja na ten weekend mam plany! – rzuciłam w rozpaczy. Bo rzeczywiście je miałam. Oskar miał mnie zabrać do rodziców, chciałam poznać jego mamę, o której tyle opowiadał i tatę, który podobno wciąż dopytywał o dziewczynę, co to skradła serce jego niedostępnemu synowi… – Nie mam czasu…
– Nie zachowuj się jak dziecko – ofuknął mnie natychmiast. – Ciągle te twoje kaprysy i kaprysy. Przestań widzieć tylko czubek własnego nosa i pomóż siostrze.
Po tych słowach się rozłączył, uznając sprawę za skończoną. No tak. Izka chciała jechać na koncert, więc ja miałam zrezygnować ze swoich planów i nie dość, że ją przenocować, to jeszcze tarabanić się z nią na coś, co zupełnie mnie nie interesowało. Akurat teraz, jak wreszcie poznałam sensownego faceta! Przypomniały mi się słowa Asi sprzed miesiąca. Teraz zrozumiałam, że miała rację. Bo dłużej już nie zamierzałam być popychadłem całej mojej rodziny.
– Możemy przełożyć to spotkanie z rodzicami – zaproponował łagodnie Oskar. – Nic się nie stanie…
Uśmiechnęłam się do niego.
– Nie, Oskar – stwierdziłam pewnie. – Niczego nie będziemy przekładać. Sam kiedyś powiedziałeś, że nie muszę się do niczego dopasowywać, prawda?
Odwzajemnił uśmiech, a potem mnie pocałował.
– Prawda.
Obrazili się, a ja wreszcie mam spokój
Kiedy oznajmiłam rodzicom, że nie zamierzam dla nich zmieniać swoich planów, ciężko się obrazili. Pewnie powinnam się martwić, ale dzięki temu, że przestali się ze mną kontaktować, miałam wreszcie spokój z prośbami i nakazami.
Z Izką na koncert ostatecznie podobno pojechała matka – bardzo zresztą z tego faktu niezadowolona. Powiedział mi o tym Wojtek, który obecnie trzyma moją stronę. Jak podejrzewam, po moim buncie, teraz to on stał się nową ofiarą rodziców.
Choć jako młodszy brat nie był zbyt dużym wsparciem, zamierzam mu trochę pomóc. W końcu nie jego wina, że mamy takich rodziców. Całe szczęście, że już niedługo zyskam uroczych teściów. Myślę, że i Wojtek prędko się z nimi dogada.
Milena, 25 lat
Czytaj także:
„Ksiądz na cmentarzu zrobił awanturę, bo ojciec chciał świecki pogrzeb. Na święconej ziemi nie chciał bezbożnika”
„Po śmierci ojca matka liczy, że będzie na moim utrzymaniu. Jest pasożytem i nie chce się wziąć do roboty”
„Przyłapałem żonę na świrowaniu z listonoszem. Zmienianie pieluch dziecku tego bęcwała to tylko część tej katastrofy”