„Całe życie harowałam, by być bogatą emerytką z Warszawy. Nie mam zamiaru wiecznie sponsorować córek”
„Myślałam, że wpoiłam im szacunek do pieniędzy oraz to, że sukcesu nie osiąga się ot tak. Teraz chcę mieć spokojne życie emerytki, jeździć po świecie, a nie sponsorować zachcianki dzieci, które mają dwie lewe ręce i usiłują na mnie zrzucić odpowiedzialność za swoje niepowodzenia”.

W moim rodzinnym domu się nie przelewało. Pochodzę ze wsi. Moi rodzice ciężko harowali od rana do nocy, a ja siłą rzeczy byłam zmuszona do pomagania im w gospodarstwie. Liczyli na to, że przejmę schedę po nich, ale ja pragnęłam zupełnie innego życia. Już jako kilkuletnia dziewczynka obiecałam sobie, że się stamtąd wyrwę i słowa dotrzymałam.
Do ciężkiej pracy przywykłam już od najmłodszych lat. Nie miałam jednak zamiaru podzielać losu rodziców i siedzieć na wsi, urabiając się po łokcie przy uprawach i hodowli zwierząt. To nigdy nie była moja bajka. Zawsze marzyłam o wielkomiejskim zgiełku. Bardzo zależało mi na tym, aby wyprowadzić się do Warszawy.
Sporo wysiłku kosztowało mnie dostanie się na studia w stolicy, ale się udało. To był moment zwrotny w moim życiu. Wiedziałam, że powrót w rodzinne strony w ogóle nie wchodzi w rachubę. Miałam inny pomysł na siebie i dokładnie wiedziałam, czego chcę. Teraz, na stare lata, niczego nie żałuję. Niemniej muszę się borykać z problemami, których przysparzają mi moje dzieci.
Wszystkiego dorobiłam się sama
Idąc na studia do Warszawy, doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że gwiazdka mi z nieba nie spadnie. Równolegle z rozpoczęciem nauki podjęłam pracę. Starałam się żyć skromnie, aby jak najwięcej zaoszczędzić. Nie chodziłam na imprezy i nie umawiałam się z chłopakami. Nie traciłam czasu na głupoty. Rozrywkowy aspekt studenckiego żywota kompletnie mnie nie interesował. Dorobiłam się łatki odludka, ale miałam to w głębokim poważaniu. Studia ukończyłam z wyróżnieniem.
Miałam też na swoim koncie coś, czym koleżanki i koledzy poszczycić się nie mogli, a mianowicie całkiem spore doświadczenie zawodowe. To otworzyło mi drzwi do kariery przez duże K. Dużo inwestowałam w swoje kompetencje i umiejętności i to zaczęło procentować. Gdy moi rówieśnicy walczyli o pierwsze posady, ja kupiłam za gotówkę mieszkanie. Kolejne mieszkanie, wspomagając się niedużym kredytem, nabyłam parę lat później i przeznaczyłam je na wynajem.
Część zarabianych pieniędzy lokowałam w obligacjach i funduszach inwestycyjnych. Tymczasem znajomi brali śluby, zakładali rodziny i zaciągali potężne kredyty hipoteczne na serki tysięcy złotych. Zanim ukończyłam 35. rok życia, dysponowałam niezłym majątkiem. Pod względem finansowym byłam świetnie zabezpieczona. Pomyślałam zatem, że pora na dzieci.
Córki traktują mnie jak bankomat
Nie ukrywam, że zawsze pragnęłam zostać mamą. Córki pojawiły się w moim życiu dość późno, ale to dlatego, że nie poszłam utartą ścieżką. Od kilku lat spotykałam się z Darkiem. Postanowiliśmy wreszcie przypieczętować nasz związek przysięgą przed ołtarzem. Niestety, małżeństwo okazało się niewypałem. No cóż, nie jestem typem kobiety, której coś takiego odpowiada. Zbyt mocno cenię wolność i niezależność, aby odnaleźć się w roli żony. Po trzech latach wzięliśmy rozwód. Nasze dzieci były już na świecie. Rozstaliśmy się bez kłótni i pretensji, do dziś zresztą jesteśmy w kontakcie. Nigdy nie miałam do Darka pretensji. Ponownie się ożenił i doczekał jeszcze trójki dzieci.
Alicja, moja starsza córka, pracuje w korporacji i na zarobki narzekać nie może. Niczym magnes przyciąga nieodpowiednich facetów, którzy tylko ją wykorzystują. Związki te nie trwają długo, ale każdy odbija się na jej portfelu. Pomimo że wielokrotnie rozmawiałam z nią na ten temat, nic się nie zmienia. Przybiega do mnie po pieniądze i zarzeka się, że to ostatni raz. Z kolei młodsza Ewa nie potrafi w żadnej pracy zagrzać dłużej miejsca. Nie potrafi zadbać o siebie i swoje finanse. Moim dzieciom zapewniłam solidny start w dorosłe życie. Odebrały porządne wykształcenie, dostały mieszkania i samochody. Nie są jednak w stanie tego docenić i nieustannie wyciągają ręce po więcej.
– Mamo, nie przesadzaj, przecież masz dużo. Po co ci na starość tyle pieniędzy? – to słyszę z ich ust coraz częściej.
Nie podoba mi się ta roszczeniowa postawa. Alicja mi nawet powiedziała, że jestem skąpa.
– Jesteśmy rodziną, powinnaś nam pomagać – stwierdziła z wyrzutem.
Uważam, że moim obowiązkiem nie jest sponsorowanie córek, dla których jestem jedynie skarbonką bez dna. Wychodzę z założenia, że wcale nie muszę dzielić się z nimi wszystkim, co mam. Dostały naprawdę wiele. Są dorosłe i mają radzić sobie same. Myślałam, że wpoiłam im szacunek do pieniędzy oraz to, że sukcesu nie osiąga się ot tak. Jest on zasługą ciężkiej pracy. Dorobienie się czegoś więcej wymaga poświęcenia. Teraz chcę mieć spokojne życie emerytki, jeździć po świecie, a nie sponsorować zachcianki dzieci, które mają dwie lewe ręce i usiłują na mnie zrzucić odpowiedzialność za swoje niepowodzenia.
Miarka się przebrała
– Cześć mamo, mam sprawę – świergotała Ewa przez telefon.
– Ile tym razem potrzebujesz? – ani mi się śniło owijać w bawełnę.
– Ty jak zwykle z grubej rury – westchnęła córka.
– Przecież wiem, czego chcesz.
– W sumie to masz rację. Mamy w pracy firmową imprezę i przydałaby mi się jakaś nowa sukienka, coś wystrzałowego.
Kolejna prośba o pieniądze nie była zaskoczeniem. Zarówno Ewa, jak i Alicja, dzwoniły wtedy, gdy chodziło o pieniądze. W pierwszym odruchu miałam machnąć ręką i zrobić córce przelew, ale uznałam, że jest to idealny moment na przerwanie tego błędnego koła.
– Przykro mi, ale nie.
– Żartujesz? Rozumiem, gdybyś nie miała.
– Owszem, mam, ale koniec z rozdawnictwem.
– Ty chyba żartujesz? – Ewa nie kryła oburzenia.
– Nie. Wydajecie moje pieniądze na głupoty, dłużej tego tolerować nie zamierzam.
Pod moim adresem posypała się masa gorzkich słów, lecz pozostałam nieugięta. Najwyższa pora, aby Ewa i Alicja nauczyły się zarządzać własnymi finansami - tym bardziej, że nie żyją w ubóstwie. To nie jest tak, że nie chce im pomagać, ale na pewno nie w ten sposób. Nie mam węża w kieszeni, ale moja cierpliwość ma granice i nie pozwolę ich przekraczać.
Maria, 65 lat

