Reklama

Moje poranki to wojna z czasem: płatki na mleku, poszukiwanie czystych rajstop, pytania typu: „gdzie jest mój plecak?”, na które nie znam odpowiedzi, choć przecież jestem mamą, czyli tą, która powinna wiedzieć. Gdy zamykam za nimi drzwi, dom na chwilę milknie. Lubię tę ciszę, bo nie muszę w niej udawać, że wszystko jest w porządku.

Mijaliśmy się

Mięso na obiad rozmraża się jak co dzień. Patrzę, jak ścieka z niego różowa woda, i myślę, że moje życie też się powoli rozpływa. Codzienność zżera mnie kawałek po kawałku – cicho, bez krzyku. Nie krzyczę, bo przecież nie ma powodu.

Z Adamem przestaliśmy rozmawiać jakiś rok temu, może dwa. Trudno powiedzieć. To nie był jeden moment, raczej stopniowe zapadanie się w milczenie, takie, którego się nie zauważa, dopóki nie spróbujesz powiedzieć czegoś ważnego – a wtedy okazuje się, że nie ma komu.

W Mikołajki dzieci znalazły rano małe paczki pod poduszkami, bo o tym pamiętam zawsze. Adam nie dał mi nic, nawet buziaka, nawet uśmiechu. I choć przecież nie spodziewałam się niczego, choć wiem, że ten dzień to tylko kartka w kalendarzu, to jednak zrobiło mi się przykro. Czekałam, sama nie wiem, na co. Może na cud.

Stawałam na głowie

Tego ranka dzieci były wyjątkowo nieznośne. Synek nie chciał ubrać skarpetek, a córka postanowiła, że na śniadanie zje czekoladowego Mikołaja. Chodziłam między kuchnią a przedpokojem, próbując nadgonić czas i nie stracić cierpliwości. Adam wyszedł bez słowa, nawet nie spojrzał mi w oczy. Po prostu zabrał torbę i zamknął drzwi. Tyle zostało z naszej bliskości.

Gdy dzieci wreszcie były gotowe, odprowadziłam je do przedszkola, a potem wróciłam do pustego mieszkania. Usiadłam przy stole, nawet nie zdejmując butów, i wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Trochę się zdziwiłam. Rzadko ktoś wpada o takiej porze. To był Jarek, sąsiad z góry. Trzymał w rękach wiertarkę mojego męża.

– Oddaję. Dzięki, przydała się – powiedział, uśmiechając się lekko.

Miał na sobie zwykłą kurtkę i dżinsy, ale wyglądał jak ktoś, kto wszedł tu z innego świata. Nie tego, w którym rachunki trzeba płacić na czas, a rozmowy z mężem przypominają wymianę informacji w windzie.

– Wejdź, zrobię ci kawy – zaproponowałam bez zastanowienia. Zsunęłam buty i poszłam do kuchni, słysząc za sobą jego kroki.

Potrzebowałam towarzystwa

Usiedliśmy przy stole. Mówił o dziurze w ścianie, którą musiał zakleić, o farbie, która się nie trzyma, o zimie, która w tym roku przyszła za wcześnie. Ja coś odpowiadałam, ale tak naprawdę skupiałam się bardziej na jego dłoniach niż na słowach. Przypadkiem dotknął mojej, kiedy podałam mu łyżeczkę. Nie cofnęłam ręki. Może powinnam, ale nie zrobiłam tego. Spojrzał na mnie, nic nie powiedział, ja też milczałam, ale poczułam, jak robi mi się gorąco na karku.

– Dobra kawa – powiedział, patrząc mi w oczy.

– Czasem się udaje – odpowiedziałam, uśmiechając się odruchowo.

Wstał, odstawił filiżankę i podziękował. Wychodząc, spojrzał jeszcze raz, jakby chciał coś dodać, ale się rozmyślił. Zostałam sama w kuchni. Przez dłuższą chwilę siedziałam w bezruchu, patrząc na miejsce, gdzie przed chwilą stał. Nie wiedziałam, co to było. Może nic, może tylko przypadek, a może początek czegoś, co nie powinno się wydarzyć? Serce nie chciało się uspokoić.

Znów przyszedł

Następnego zadzwonił do drzwi o tej samej porze. Tym razem nie przyniósł wiertarki, tylko pudełko czekoladek.

– To za kawę – powiedział, jakby się tłumaczył.

Stałam w progu w dresie i z rozczochranymi włosami. Przez ułamek sekundy pomyślałam, że nie powinnam go wpuszczać, ale już otwierałam drzwi szerzej. Dzieci jeszcze spały. Cisza poranka miała w sobie coś zawieszonego, jakby świat czekał, aż zdecydujemy, co zrobimy dalej. Usiedliśmy znowu w kuchni. Tym razem rozmowa była inna.

– Moja żona zmarła trzy lata temu. Na początku człowiek tylko funkcjonuje, potem zaczyna myśleć i wtedy robi się trudniej – powiedział.

– Ja też czasem czuję się jak wdowa. Tylko że mój mąż mieszka w pokoju obok – odpowiedziałam cicho.

Nie zapytał więcej, ja też nie rozwijałam, ale między naszymi słowami rozciągało się coś, co trudno było zignorować. Ciepło, napięcie, obecność. Wstałam, żeby schować czekoladki. Odwróciłam się do niego, a on już stał tuż za mną. Pocałował mnie nagle, krótko, niepewnie, jakby sprawdzał, czy się nie odsunę. Nie odsunęłam się.

Nie myślałam za wiele

Dopiero gdy zza drzwi dobiegło ciche „mamo…”, cofnęliśmy się od siebie. Odsunął się szybko, jakby nic się nie wydarzyło i wyszedł, a ja zostałam. Cały dzień chodziłam rozkojarzona. Wyprałam to samo pranie dwa razy, zapomniałam o obiedzie, więc podałam dzieciom kanapki.

Czekoladki leżały w szufladzie, ale wystarczyło jedno spojrzenie, by przypomniało mi się wszystko: Jarek, jego twarz tak blisko mojej, dłoń na biodrze, usta, które na chwilę przywróciły mnie do życia. Adam wrócił z pracy o siedemnastej trzydzieści. Zjadł to, co było, nie zapytał, jak minął dzień, potem usiadł przy komputerze.

– Wiesz, że dziś Mikołajki? – zapytałam, opierając się o framugę drzwi.

– Mhm – mruknął, nawet nie odwracając głowy.

– Myślałam, że może… – zaczęłam, ale urwałam. Po co miałam kończyć? I tak nie słuchał.

Zrobiło mi się gorąco ze złości. Nagle wszystko we mnie wybuchło. – Nic cię nie obchodzi cię! Nie pamiętasz o żadnych ważnych dniach, nie rozmawiamy, nie jesteśmy już nawet znajomymi, a co dopiero rodziną!

Byłam wściekła

Adam uniósł wzrok tylko na chwilę.

– Coś się stało?

– Naprawdę pytasz? – wybuchnęłam. – Ty w ogóle tu jesteś? Cokolwiek widzisz?

Wzruszył ramionami, wrócił do monitora. Odwróciłam się i wyszłam, trzaskając drzwiami od pokoju dzieci. Tylko one w tym domu jeszcze mnie potrzebowały.

Spotkaliśmy się z Jarkiem w windzie dwa dni później. Ja z torbą z zakupami, on z papierem ściernym i jakimś pudełkiem pod pachą. Wcisnął guzik, spojrzał na mnie krótko.

– Nie chcę ci komplikować życia – powiedział cicho.

– Już jest skomplikowane – odpowiedziałam bez namysłu.

Staliśmy obok siebie, za blisko jak na relację zwyczajnych sąsiadów. Przez sekundę pomyślałam, że to głupie, ale potem przypomniałam sobie smak jego ust i ten rodzaj spokoju, który czułam przy nim, i przestało być ważne, co jest mądre, a co nie.

Tęskniłam za nim

– Jeśli kiedyś… przypadkiem… będziesz miała wolny poranek – zaczął niepewnie.

– Mam je codziennie – przerwałam. – Dzieci w przedszkolu, Adam w pracy.

Kiwnął głową. Windę wypełniało tylko ciche buczenie silnika. Wysiadłam na swoim piętrze i skręciłam do siebie, on pojechał do góry. I nic nie trzeba było już mówić.

Następne dni zaczęły układać się inaczej. Poranki nabrały sensu. Czasem tylko siedzieliśmy na kanapie, czasem rozmawialiśmy, czasem było coś więcej: dotyk, bliskość, taka, jakiej brakowało mi od lat.

Czułam się znów kobietą, nie tylko matką czy gospodynią. Moje ciało, które przez lata służyło tylko do sprzątania i ogarniania domu, nagle zaczęło należeć znowu do mnie, ale potem wracałam do domu, włączałam pralkę, obierałam ziemniaki i udawałam, że wszystko jest jak dawniej.

Natalia, 38 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama