„Byłem wdzięczny żonie, że mnie zostawiła. Zawsze wiedziałem, że nigdy nie będzie miała ze mnie pożytku”
„– Czy ty czekasz, aż wszyscy ci wszystko podadzą na tacy pod nos? – warczała na mnie. – Nic nie potrafisz wokół siebie zrobić, nic! Zero odpowiedzialności za dorosłe życie! Starałem się odpowiadać wymijająco albo przytakiwać. Bo i co mógłbym jej powiedzieć?”.

Nigdy nie chciałem się żenić. Nie zależało mi na pięknym związku jak z bajki – zresztą, o tym marzyły chyba tylko dziewczyny. Poza tym, poukładane życie jakoś mnie tak przerażało. Wolałem spontaniczne decyzje, robienie tego, na co akurat przyszła ochota i… tak. Wolność. Nie wyobrażałem sobie siebie na przykład w roli ojca – jak miałbym wychowywać kogokolwiek, skoro sam nie czułem się ani dorosłym, ani żadnym wzorem?
Rodzice naciskali
– Gadasz głupoty, synek – twierdziła stanowczo matka. – Małżeństwo to najpiękniejsza rzecz, jaka może cię spotkać.
Jej nie sposób było przegadać. Zwłaszcza że ojciec z jakiegoś nieznanego mi powodu także brał jej stronę.
– Musisz być facetem, Olaf! – powtarzał do znudzenia. – Trzeba mieć rodzinę. Dom. Żonę! No i dzieci.
Żadne tłumaczenia nie pomagały. Rodzice tylko załamywali ręce, że ani pożytku z tej mojej pracy na zlecenia nie ma, bo przecież kto to widział, żeby zajmować się jakimś tam rysowaniem na komputerze. W dodatku nie ciągnęło mnie do poważniejszych związków. Właściwie to nie ciągnęło mnie do żadnych, ale o tym nie musieli już wiedzieć.
Ala przyplątała się przypadkiem. Kiedyś, gdy siedziałem w kawiarni i bazgrałem coś bezmyślnie w notesie, podeszła i zagadała. Spodobał jej się mój rysunek. Teraz, z perspektywy czasu, podejrzewam, ze nie tylko on jej się spodobał, ale wtedy nawet nie przyszłoby mi do głowy, że jest mną zainteresowana. Z jakiegoś jednak powodu nalegała na spotkania. Po kilku tygodniach takich spotkań, uznałem, że relacja z nią mogłaby mi mocno pomóc.
Zgodziłem się dla świętego spokoju
I choć ślub nie był moim marzeniem, uległem namowom rodziców i oświadczyłem się Ali. Od naszego poznania minęło dopiero pół roku, więc podejrzewałem, że ją zaskoczę, a ona zwieje gdzie pieprz rośnie i będę miał święty spokój. Niestety, nic bardziej mylnego. Ala, wbrew moim oczekiwaniom, zareagowała bardzo entuzjastycznie. Okazało się, że marzyła o tej chwili już od dłuższego czasu, a ja temu marzeniu pozwoliłem się tylko spełnić.
– Będziecie cudownym małżeństwem! – trajkotała matka, gdy tylko wszystko potwierdziliśmy. – Wreszcie! Nasz mały Olaf się ustatkuje!
Szczerze mówiąc, średnio interesowały mnie te wszystkie przygotowania związane ze ślubem. Wolałem zamknąć się u siebie i tworzyć nowe ilustracje, niż udawać zakochanego czy zachwyconego kolejnymi podejmowanymi przez Alę krokami.
Wtedy była zaślepiona miłością. Może liczyła, że po ślubie okażę się bardziej czuły. Ze może szybko zdecyduję się na gromadkę rozwrzeszczanych dzieci. Dopiero w cztery lata po ślubie dotarło chyba do niej, że raczej nic z tego nie będzie.
Męczyliśmy się z Alą
Nasze małżeństwo nie było zgodne. Właściwie odczuwałem je tak, jakby w ogóle go nie było. Ala wiecznie chodziła wściekła i nie rozumiała mojego podejścia do życia.
– Czy ty czekasz, aż wszyscy ci wszystko podadzą na tacy pod nos? – warczała na mnie. – Nic nie potrafisz wokół siebie zrobić, nic! Zero odpowiedzialności za dorosłe życie!
No bo rzeczywiście – to ona w domu zajmowała się rachunkami, znała kwotę wszystkich opłat i wiedziała, co gdzie załatwić. Ja nie miałem o tym bladego pojęcia. Wiedziałem tylko, jak rozliczać się z własnej działalności, a że zajmowałem się głównie tworzeniem ilustracji do książek, czasem jakichś portretów na zamówienie, nie było to szczególnie skomplikowane.
– Żadnego z ciebie pożytku – słyszałem też często. – Nic w domu nie naprawisz! O niczym nie pomyślisz! Pralka się zepsuła dwa tygodnie temu, a ty nawet nie spróbowałeś mi pomóc! A zlew w kuchni to cieknie od pół roku!
Starałem się odpowiadać wymijająco albo przytakiwać. Bo i co mógłbym jej powiedzieć? Że nigdy nie pociągały mnie takie rzeczy? Że miałem dwie lewe ręce do wszelkich napraw?
– Kiedy ty wreszcie pójdziesz do normalnej pracy? – To zdecydowanie było ulubione pytanie mojej żony.
Może właśnie dlatego, że wiedziała, że mnie tym drażni.
– Wiecznie tylko te obrazki i obrazki. Żadnej stabilizacji. Kompletnie!
Nie pomagały tłumaczenia, że zarabiam nieźle, a taka praca sprawia mi radość. Nie potrafiłem zrozumieć, co z kolei może ją fascynować w ciągłym przesiadywaniu w biurze i zostawaniu tam po godzinach. No tak – skoro nie mogła mieć ze mną dziecka, pozostawała jeszcze kariera – i to budowana po trupach do celu.
Marianna była kompletnie inna
Poznałem ją, gdy zgłosiła się do mnie ze zleceniem. Prowadziła jakąś dużą firmę z branży kosmetycznej i potrzebowała ilustracji do książki, która miała przedstawiać losy kobiety otwierającej sklep z naturalnymi produktami do pielęgnacji skóry. Z początku sam ten pomysł wydawał mi się nieco abstrakcyjny, ale kiedy poznałem Mariannę, jej zapał i wysłuchałem tego, jak przedstawia to, co sobie wymyśliła, momentalnie zmieniłem zdanie.
Była pierwszą kobietą, która mnie zafascynowała. Nie myślałem o niej w tej sposób, jak o wszystkich pozostałych, w tym o Ali. Łapałem się na tym, że podziwiam ją za to, jaka jest, a zarazem zaczynam też oceniać jej wygląd, choć nigdy dotąd tego nie robiłem.
Po kilku tygodniach zorientowałem się, że to z nią powinienem się związać na całe życie. Może nie poprzez małżeństwo, bo i ona, podobnie jak ja, wcale nie marzyła o spotkaniu przed ołtarzem, białej sukni i innych takich idiotyzmach. Wahałem się jednak przed postawieniem sprawy jasno, a i Marianna świetnie zdawała sobie sprawę z tego, że mam żonę.
Wiedziałem też, jakie nastawienie do rozwodów i ponownych małżeństw mają moi rodzice. Tylko ich trucia jeszcze mi brakowało.
– Ta twoja koleżanka z klasy, wiesz, Olaf, ta Amanda – opowiadała kiedyś matka z wyraźnym oburzeniem w głosie. – To straszna latawica jest! Na osiedlu mówią, że ona co chwila z innym. A ostatnio się rozwiodła, jakby dla potwierdzenia tego wszystkiego. Ja nie wiem… Jak tym ludziom nie wstyd tak niszczyć coś, co bóg połączył na wieki!
Nie, stanowczo nie miałem na to siły. Dlatego tkwiłem w tym niechcianym związku i czułem, że ani mnie, ani Ali to nie bawi.
Żona nie wytrzymała
Przełom przyniósł jeden z leniwych wieczorów, kiedy to Ala znowu się o coś wściekła. Myślałem, że będzie to przebiegało jak zwykle, ale tym razem mnie zaskoczyła.
– Wiesz co? To koniec! – rzuciła impulsywnie, a ja z miejsca poczułem ogromną ulgę. – Chcę rozwodu, Olaf!
Pokiwałem głową, myślami będąc już trochę przy najnowszej ilustracji, a trochę przy Mariannie i jej słodkim, pewnym siebie uśmiechu.
– Dobrze, Ala, dobrze – odezwałem się, gdy dalej świdrowała mnie rozwścieczonym wzrokiem. – To ja pozbieram swoje rzeczy. Nie ma co się kłócić o miejsce do mieszkania. Zresztą, coś sobie znajdę.
Zamrugała. Patrzyła na mnie długo i przenikliwie, jakby widziała mnie po raz pierwszy.
– I tyle? – nie dowierzała. – Żadnej skruchy? Przeprosin? Żali?
Wzruszyłam ramionami.
– Przecież ty też masz już dość tego, jak żyjemy! – nie wytrzymałem. – Ile można się tak męczyć? Zobaczysz, obojgu wyjdzie nam to na dobre.
Teraz jest dobrze
Nie wiem, jak w przypadku Ali, jednak moje życie rzeczywiście zmieniło się na lepsze. Zamieszkałem u Marianny i wreszcie czuję, że żyję. Marianna nie ma żadnego problemu z moją pracą – sama zarabia sporo na tej swojej firmie, a poza tym lubi oglądać moje prace. Pomoc w domu też nie wymaga mojej ręki – są od tego specjaliści, którym w razie potrzeby każe zapłacić. Ślubu pewnie nie będziemy mieć, ale to mnie nie odstrasza.
A co najlepsze, rodzice wcale się na mnie nie obrazili, tylko wzięli moją stronę – bo to ta paskudna Ala, zdaniem matki, postanowiła wziąć rozwód z jakiegoś błahego powodu. Może i jestem okropny, ale nie zamierzam wyprowadzać jej z błędu. Zwłaszcza że zdążyła już polubić Mariannę.
Olaf, 33 lata
Czytaj także: „Po 50-tce mąż chciał bardzo świętować karnawał. Nie sądziłam, że bal przebierańców zrobi w naszym łóżku”
„Opiekowałam się chorą babcią Zosią. Rodzina myślała, że mam dobre serce, a mi chodziło tylko o jej kasę”
„Synowa wpadła w furię, bo posprzątałam jej mieszkanie. Chciałam tylko pomóc, a jeszcze musiałam przepraszać”

