Reklama

To miał być zwykły czwartek. Po pracy wróciłem do domu, odgrzałem sobie resztki makaronu z wczoraj i nawet zdążyłem się rozsiąść na kanapie z herbatą, kiedy zadzwonił telefon. Wyświetlił mi się numer teścia. Odebrałem niechętnie, bo nasz kontakt zawsze był... nazwijmy to, wymuszony. Teść, mężczyzna starej daty, z twardym tonem i jeszcze twardszym przekonaniem, że wie wszystko najlepiej, nie należał do grona moich ulubionych członków rodziny. Nie żebym go nie szanował – po prostu nie miałem za co go lubić.

— Tytus, jesteś w domu? — zapytał bez zbędnych wstępów, jak zwykle.

— Jestem. Coś się stało? — rzuciłem, nie mając jeszcze pojęcia, że za chwilę wciągnie mnie w coś, czego naprawdę wolałbym uniknąć.

— Muszę cię o coś prosić... — Zawahał się, co było dla niego co najmniej nietypowe.

Od razu miałem złe przeczucia. I słusznie. Bo kiedy usłyszałem, o co chodzi, pierwszy raz od dawna nie wiedziałem, co powiedzieć. A potem zrobiłem największy błąd — zgodziłem się.

To nie jest śmieszne

— Tytus, potrzebuję przysługi — zaczął, a słysząc jego ton, wiedziałem już wtedy, że to nie będzie coś w stylu „pomóż mi przenieść komodę”.

— Słucham, tato — westchnąłem, przeczuwając kłopoty.

— Chodzi o dzisiejszy wieczór — oświadczył. — Musisz powiedzieć Paulince, że byłem u was. Cały wieczór.

— Że co?! — Aż się wyprostowałem na kanapie. — Po co miałbym ją okłamywać?

— Bo... muszę się z kimś spotkać — powiedział powoli. — Z kobietą. I nie chcę, żeby Paulina robiła aferę.

Zapadła cisza. Zamarłem, trzymając kubek w dłoni. Zanim odpowiedziałem, wypiłem łyk herbaty, która nagle zrobiła się obrzydliwie gorzka.

— Tato, wiesz, że nie chcę się w to mieszać — stwierdziłem w końcu.

— Tylko dziś — przekonywał. Jeden wieczór. Przysięgam, Tytus, jeden jedyny raz. Ty jej powiesz, że siedzieliśmy u was, pogadaliśmy, obejrzeliśmy mecz. Żeby więcej nie pytała.

— A jak zapyta, co piliśmy? — drążyłem. — Co jedliśmy? O czym gadaliśmy?

— Powiesz prawdę — rzucił, jakby to było oczywiste. — Że nic się nie działo. Ty jesteś nudziarz, ja też. Duet w sam raz.

Parsknąłem śmiechem mimo woli.

— To nie jest śmieszne — powiedziałem ciszej mimo to. — A co, jak to się wyda?

— Nie wyda się — przekonywał dalej. — Tytus... pomóż mi. Proszę.

Tym jednym „proszę” załatwił całą sprawę. Rzadko używał tego słowa. I chyba dlatego się zgodziłem.

— Dobra. Jeden raz — zastrzegłem. — Ale jak mnie w to wciągniesz jeszcze raz, powiem Paulinie prawdę.

— Jesteś zięciem roku — dodał jeszcze. — Będę ci wdzięczny do końca życia.

Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że przez tę przysługę narobię sobie więcej problemów niż przez własne błędy.

Narastał we mnie niepokój

Teść przyszedł punktualnie o dziewiętnastej, jakby naprawdę zamierzał spędzić u nas wieczór. Ubrany był elegancko – nie jak na rodzinne siedzenie przy herbacie, tylko jakby szedł... no właśnie. Na randkę.

— Dobra, synku — odezwał się dziarsko. — Jeszcze raz: mówiłeś Paulinie, że dziś przychodzę, prawda?

— Powiedziałem — westchnąłem, otwierając mu drzwi. — Ale ona poszła do mamy. Wraca późno.

— Idealnie! — ucieszył się aż za bardzo. — Masz może jakąś kurtkę? Żeby wyglądało, że coś zostawiłem?

— Tato, to już jest komedia... — zaprotestowałem.

Ale skuteczna! — rzucił niemal uradowany. — Daj, jakąś zwykłą. Rzucę na krzesło, jakbyśmy naprawdę tu siedzieli.

Z niechęcią przyniosłem mu swoją starą flanelową koszulę, bo kurtki szkoda było na taką farsę. Rzucił ją teatralnie na oparcie krzesła.

— I pamiętaj, że oglądaliśmy mecz — pouczał mnie. — Barcelona z kimś tam.

— Tato, nie było meczu — mruknąłem trzeźwo.

— Ale mógł być! — Wyszczerzył się dumnie. — To nie zbrodnia, tylko dobre alibi. No, lecę. Kobieta czeka.

Jak ona ma na imię? – zapytałem z przekąsem.

— Po co ci to? — Wzruszył ramionami. — I tak nie poznasz. Małgorzata.

— Serio?! — Popatrzyłem na niego z niedowierzaniem. — Mama Pauliny też ma na imię Małgorzata...

— Wiem. — Uśmiechnął się beztrosko. — Cóż, los bywa przewrotny.

Poprawił włosy w odbiciu mikrofali i mruknął:

— Pamiętaj: siedzieliśmy, gadaliśmy, piliśmy herbatę i nudziliśmy się jak mopsy. Ty grałeś w coś na telefonie.

— Niby w co? — burknął. — W elektroniczną wersję „prawda czy wyzwanie”? Idealnie pasowałoby do sytuacji.

Zignorował mój komentarz i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Narastał we mnie niepokój — zwłaszcza że nagle zostałem sam na sam ze swoim zdeptanym sumieniem.

Coś jej nie pasuje

Paulina wróciła koło dziesiątej wieczorem. W progu zdjęła buty i od razu spojrzała na koszulę rzuconą na krzesło.

— Tata był? — zapytała niby mimochodem, ale jej wzrok zatrzymał się na dłużej na flaneli.

— Tak, był — potwierdziłem, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.

— A co chciał? — dopytywała.

Nic konkretnego — odparłem wymijająco. — Wpadł pogadać. Oglądaliśmy mecz. Taki nudny. Wynik zero do zera.

— Mecz? — zdziwiła się. — W czwartek?

— Jakiś zaległy. — Wzruszyłem niby obojętnie ramionami. — Tato mówił, że go interesuje, to puściłem.

Paulina zmarszczyła brwi i podeszła do stołu. Dotknęła koszuli.

— Ale herbaty nie dopiliście? — mruknęła.

— E… przestygła. — Machnąłem ręką. — Wylałem do zlewu.

Patrzyła na mnie z tym swoim spojrzeniem, co niby nic nie mówi, ale ja już wiedziałem – coś jej nie pasuje. Usiadła naprzeciwko i oparła ręce na stole.

— Tytus... — zaczęła spokojnie. — A o czym rozmawialiście?

— No… o pracy — tłumaczyłem. — I o polityce trochę. I wspominaliśmy wakacje w górach.

— Wakacje w górach? — Zerknęła na mnie podejrzliwie. — Przecież tata nienawidzi gór.

— Tak, no właśnie o tym mówił — dodałem szybko.

Zrobiła minę jakby połykała gorzką pigułkę. Wiedziałem, że muszę wyhamować.

— Czemu pytasz? — odezwałem się ostrożnie.

— Bo mama mówiła, że widziała go dziś popołudniu… w centrum — stwierdziła. — Z jakąś kobietą. Mówiła, że się śmiali.

Serce zabiło mi mocniej.

— Może był wcześniej… — próbowałem z tego jakoś wybrnąć — a potem przyszedł do nas.

— Hm,,, – mruknęła tylko. – Tylko że to było o dwudziestej.

Patrzyła mi w oczy, ale nie mówiła nic więcej. I nagle zrozumiałem – właśnie zaczął się mój sprawdzian z kłamstwa.

Patrzyła na mnie bez słowa

Następnego dnia rano, zanim wyszedłem do pracy, telefon zadzwonił znowu. Teść.

— No i jak? Wszystko gładko? — zapytał z entuzjazmem, jakby właśnie wygrał totolotka.

— Nie do końca, tato — syknąłem, sprawdzając, czy Paulina nie kręci się w pobliżu. — Twoja żona cię widziała. W centrum. Z „koleżanką”.

— Ech... serio? — mruknął. — Co za pech.

— Pech?! — warknąłem. — Przez ciebie tonę w kłamstwach.

— Oj, nie przesadzaj. — Prawie widziałem tę jego niefrasobliwą minę. —Wymyślisz coś. Masz łeb, Tytus. Dasz radę.

— Ja mam dość — oświadczyłem stanowczo. — Powiedziałem: tylko raz i kolejnych nie będzie.

— Dobra, dobra. Rozumiem — odparł z tonem, który wcale nie świadczył o tym, że rozumie. — To już się więcej nie powtórzy.

— Słyszałem to wczoraj — burknąłem. — A dzisiaj znowu muszę kręcić jak na przesłuchaniu.

— Paulina coś mówiła? — zainteresował się przez chwilę.

— Nie. Ale patrzyła tak… dziwnie. — Mimowolnie przełknąłem ślinę. — Jakby wiedziała, ale czekała, aż sam się złamię.

— Tytus, spokojnie — rzucił, jakbyśmy rozmawiali o pogodzie. — Jakby co, mów, że to pomyłka. Że to nie ja. Że ktoś podobny.

— Tato, błagam cię — jęknąłem. — Jeszcze chwila i uwierzę, że to ja miałem randkę, nie ty.

Z drugiej strony słuchawki zapadła cisza. A potem usłyszałem cichy śmiech.

— No co? — parsknął teść. — Niektórzy mają podwójne życie, inni: dobre alibi.

— Nie dzwoń do mnie przez tydzień — wycedziłem. — Muszę od ciebie odpocząć.

Rozłączyłem się pierwszy. A potem zobaczyłem Paulinę w drzwiach sypialni. Patrzyła na mnie bez słowa.

— Z kim rozmawiałeś? — spytała natychmiast.

Wtedy poczułem, że grunt naprawdę zaczyna mi się usuwać spod nóg.

Ona już wiedziała

— Z tatą — odpowiedziałem, siląc się na naturalny ton. — Pytał, czy nie zostawił u nas telefonu.

— Aha — rzuciła tylko i zniknęła w łazience. Zbyt szybko. Zbyt spokojnie.

W ciągu dnia usłyszałem od niej jedno suche: „Kup mleko i jajka”. Bez serduszka. Bez emotkowego buziaka. Wiedziałem, że coś jest na rzeczy. Po pracy wszedłem do kuchni i zastałem ją przy blacie, krojącą marchewkę z takim rozmachem, jakby miała przy okazji poszatkować też deskę.

— Pomóc? — zagadnąłem.

— Nie. — Nawet nie uniosła głowy. — Ale może mi coś powiesz.

Zamarłem.

— O czym? — spytałem ostrożnie.

Tata u nas nie był — stwierdziła spokojnie. — Prawda?

Spojrzałem na nią, jakbym nie zrozumiał pytania. Ale ona już wiedziała. Miała ten wzrok, który przepala człowiekowi duszę.

— Wiem, że nie był — ciągnęła. — Mama mówiła, że ta kobieta szła z nim pod ramię. A on się śmiał. Tak, jak nie śmieje się nawet na rodzinnych imprezach.

Milczałem.

— Tytus… — westchnęła. — Czy on cię poprosił, żebyś mnie okłamał?

— Paulina, ja… Nie chciałem — jęknąłem. — Naprawdę. To było… jedno zdanie. Tylko miałem powiedzieć, że był. Nic więcej.

— I zrobiłeś to? — Wciąż wpatrywała się w deskę.

— Zrobiłem — szepnąłem.

Odłożyła nóż i spojrzała na mnie jak na obcego człowieka.

– Wiesz, co jest najgorsze? — odezwała się po niebezpiecznie długiej chwili milczenia. — Że to nie tata mnie zranił. Tylko ty.

Zostawiła wszystko i wyszła z kuchni. A ja zostałem z niepokrojoną do końca marchewką i wyrzutami sumienia, które już nigdy miały się nie zetrzeć do zera.

Wtedy poczułem ulgę

Nie spałem całą noc. Przewracałem się z boku na bok, słysząc każdy szmer. Paulina zamknęła się w sypialni, a ja spałem na kanapie, jakbym sam siebie zesłał na wygnanie. Rano nie powiedziała ani słowa. Po prostu wyszła do pracy. Bez spojrzenia. Bez „pa”.

W południe zadzwonił teść. Odrzuciłem. Zadzwonił drugi raz. W końcu odebrałem.

— Tytus, wszystko gra? — zapytał od razu.

— Nie — wycedziłem. — Nic nie gra, tato. Spieprzyłeś mi życie jedną prośbą.

— Bez przesady — rzucił spokojnie. — Z czasem jej przejdzie. Paulinka jest emocjonalna, ale ci wybaczy. Przecież nic się nie stało.

— Właśnie, że się stało — warknąłem. — Okłamałem ją. Dla ciebie. A ona do tej pory mi ufała.

Oj, nie dramatyzuj — prychnął wyraźnie zirytowany.

— Może i dramatyzuję, ale pierwszy raz widziałem ją tak... zimną — powiedziałem. — A ja nie chcę oszukiwać własnej żony. Nawet jeśli to nie o mnie chodzi.

— Dobrze, dobrze — mruknął pojednawczo. — Następnym razem sam coś wymyślę.

— Nie będzie „następnego razu”, tato — odezwałem się stanowczo. — I radzę ci… powiedz jej sam prawdę. Bo jeśli mnie zapyta jeszcze raz, nie będę już kłamać.

Teść milczał. A potem rzucił:

— Nie sądziłem, że się tak wkurzysz o jeden drobiazg.

— Może dla ciebie drobiazg — mruknąłem. — Ale tu chodzi o kobietę, którą kocham.

Rozłączyłem się i dopiero wtedy poczułem ulgę. Bo choć zawaliłem, przynajmniej w końcu przestałem udawać kogoś, kim nie jestem. A może to dopiero początek sprzątania bałaganu, który sam pozwoliłem zrobić?

Tytus, 41 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Zobacz także:


Reklama
Reklama
Reklama