„Byłam w szoku, gdy w śmieciach znalazłam test ciążowy. Nie mogłam uwierzyć, że matka wykręci mi jeszcze taki numer”
„Nie lubiłam sprzątać, ale wiedziałam, że mama będzie patrzeć, czy wszystko zrobione porządnie. Weszłam do łazienki i po kilku minutach rytmicznego przecierania powierzchni spojrzałam do kosza. Zobaczyłam coś, co nie pasowało do reszty odpadków”.

- Redakcja
Nic się nie zmieniło w naszym mieszkaniu od czasu, kiedy byłam dzieckiem. Te same firanki z jasnym haftem, ten sam kwiat w za dużej donicy, który wciąż sięgał parapetu, mimo że miał już ze dwadzieścia lat. I ten sam rytm poranka: szum czajnika, stukanie noża o deskę, szelest gazety, której nikt nie przeczyta do końca.
Wszystko było jak dawniej
– Dzień dobry – rzuciłam cicho do matki.
– Jula, zrobisz mi przysługę i ogarniesz łazienkę?
Tyle z powitania. Mama jak zwykle praktyczna, konkretna, nastawiona na zadanie. W jej świecie miłość zawsze wyrażała się przez rzeczy do zrobienia.
Wsunęłam się do kuchni. Na stole stała filiżanka z niedopitą kawą, talerz z resztką jajka i otwarta paczka herbatników. Mama, w dresowych spodniach i z wilgotnymi włosami spiętymi klamrą, wyglądała tak, jakby ostatnie dwadzieścia lat życia przeleciało jej obok.
– Coś nowego w pracy? – zapytała, nie patrząc na mnie.
– Nie. Wciąż bez umowy i z nadgodzinami – rzuciłam, otwierając lodówkę.
– Czyli jak wszędzie – skwitowała i zaczęła kroić ogórka.
Nie zapytała, czy chcę coś zjeść, czy dobrze się czuję. Nie zapytała nawet, czy zamierzam zostać na noc, choć torba przy drzwiach mówiła sama za siebie.
Mijałyśmy się
Nasza relacja od zawsze miała ten sam wymiar: funkcjonalny. Ona wiedziała, że przyniosę papier toaletowy, ja wiedziałam, że położę się w czystej pościeli. Rozmawiałyśmy o planach, ale nigdy o uczuciach. Czułam się przy niej bardziej jak dorosła znajoma niż jak córka.
Czasem myślę, że mama po prostu nie miała przestrzeni, żeby być ciepła. Była rozwiedziona, pracowała na dwa etaty, miała na głowie rachunki, ZUS, moje choroby, wywiadówki Michała, cieknący kran, niespłacony kredyt. A potem już po prostu tak została – silna, niezależna, bezpiecznie zdystansowana.
– A jak Tadek? – zagadnęłam, bardziej z grzeczności niż z zainteresowania.
– Śpi jeszcze. Wczoraj wrócił późno z roboty.
Tadek to jej partner, którego tolerowałam. Młodszy od taty, wiecznie uśmiechnięty, z tą swoją nadopiekuńczą manierą. Nie ufałam mu do końca. Ale może nie ufałam po prostu samej idei, że mama mogła chcieć czegoś więcej niż świętego spokoju? Upiłam łyk kawy. Była zimna i za mocna. Nie miałam złudzeń. Ta relacja już się nie zmieni.
Nie mogłam uwierzyć
Nie lubiłam sprzątać w tym domu, ale wiedziałam, że mama będzie patrzeć, czy wszystko zrobione porządnie. Weszłam do łazienki i po kilku minutach rytmicznego przecierania powierzchni spojrzałam do kosza. Zobaczyłam coś, co nie pasowało do reszty odpadków. Biały, plastikowy test ciążowy.
Zamarłam. Z początku nie byłam pewna, czy dobrze widzę. Ale były tam dwie kreski, wyraźne, nie do pomylenia.
Pomyślałam, że to niemożliwe. Kto miałby go tu zostawić? Nikt obcy tu nie przychodził. Tadek nie miał dzieci, do mnie też nie należał. Stałam tak jeszcze chwilę, trzymając się umywalki. W głowie pojawił się znajomy głos – chłodny, rzeczowy ton mojej matki sprzed lat: „Dziecko to obowiązek, nie kaprys. Musisz być gotowa. Musisz mieć plan”. Mówiła to wtedy, jakby rozkładała życie na elementy i wszystkie miały sens – pod warunkiem że nie robi się niczego spontanicznie. A teraz…? Nie wiedziałam, co z tym zrobić. Ani z testem, ani z myślami, które przyszły razem z nim.
Obawiałam się tego
Siedziałyśmy przy kolacji. W pewnym momencie spojrzałam na nią i zapytałam bez wstępu:
– Jesteś w ciąży?
Zamarła, nie od razu odpowiedziała.
– To nie było planowane – odparła. – Ale też nie jestem przerażona. Tylko zdezorientowana.
– Zwariowałaś – rzuciłam chłodno. – Masz czterdzieści sześć lat. Przecież to absurd. Myślałam, że ty jesteś od planowania wszystkiego. Sama mówiłaś, że miłość nie wystarczy, że najpierw trzeba mieć stabilizację. A teraz co? Dziecko, bo masz nowego faceta?
– Nie robię tego po to, żeby coś naprawiać – odpowiedziała spokojnie. – To po prostu się stało.
Siedziała spokojnie, jakby nie chciała dolewać oliwy do ognia. A ja nie chciałam dłużej być częścią tej rozmowy. Wstałam i wyszłam z kuchni. Tego wieczoru nie zamieniłyśmy już ani słowa.
Wyszłam rano do pracy. Przy samochodzie stał Tadek, coś układał w bagażniku. Zobaczył mnie i podniósł głowę.
– Cześć, Julia. Wychodzisz?
– Do pracy – odpowiedziałam krótko.
– Mama ci powiedziała?
Kiwnęłam głową.
– Nie wiem, co myślisz… – zaczął, ale przerwałam mu.
– Sama jeszcze nie wiem, co myślę. Próbuję zrozumieć.
– To wszystko spadło na nas nagle – powiedział. – Ale ja się cieszę. Naprawdę. Tylko też trochę się boję.
Cieszył się
Spojrzałam na niego pytająco.
– Nie dziecka – dodał. – Raczej tego, jak to wszystko się poukłada. Nie chcę zająć miejsca, które do mnie nie należy, nie chcę niczego zabierać. Chcę być z twoją mamą i może z kimś jeszcze, kto się pojawi.
– Ja nie potrzebuję żadnego nowego ojca – powiedziałam spokojnie.
– Wiem – odpowiedział. – I nie zamierzam nim być.
– Nie wiem, czy potrafię to wszystko przyjąć.
Wieczorem siedziałyśmy z mamą przy stole. Tym razem żadna z nas nie udawała, że chodzi o kolację. Mama wzięła łyk herbaty, odsunęła kubek i spojrzała na mnie uważnie.
– Myślałam, że już nigdy nie będę z nikim – zaczęła. – Po rozwodzie długo nie umiałam się nawet do nikogo odezwać. Wszystko we mnie siedziało tak głęboko, że nawet nie wiedziałam, jak mówić. Tadek to nie był plan. Po prostu… przestałam czuć się przezroczysta.
Nie przerywałam. Mówiła spokojnie, bez patosu.
– Nie planowaliśmy dziecka – dodała. – Ale kiedy się dowiedziałam, nie byłam przerażona, tylko zaskoczona. I przez chwilę poczułam, że może to nie koniec wszystkiego, że coś jeszcze przede mną.
Była szczęśliwa
Spojrzałam na nią. Wyglądała inaczej: nie młodziej, nie pogodniej, po prostu prawdziwiej.
– Nie chcę, żebyś była moją matką – powiedziała po chwili. – Chcę, żebyś była moją córką. W końcu.
Poczułam, że coś mi się zaciska w gardle.
– Zawsze chciałam, żebyś mnie przytuliła, a nie tylko dawała obiad i porady – powiedziałam cicho.
– To przytul się teraz.
Wstałam i podeszłam do niej. Pachniała znajomo. Objęła mnie ostrożnie, jakby pierwszy raz od bardzo dawna. Nie pamiętam, kiedy ostatnio płakałam przy niej. Ale tej nocy obie płakałyśmy.
Następnego dnia po pracy poszłam do Marty, u której od czasu do czasu pomieszkiwałam. Nie musiałam jej nic tłumaczyć – wystarczyło, że zobaczyła moją minę, a już wiedziała, że mam głowę pełną rzeczy, których nie umiem jeszcze nazwać. Usiadłam na jej kanapie, oparłam głowę o poduszkę i przez dłuższy czas nie mówiłam nic. Ona nie pytała, robiła coś w kuchni, krzątała się cicho, jakby wiedziała, że potrzebuję kilku godzin ciszy.
Próbowałam zrozumieć
Wieczorem, kiedy Marta zasnęła na fotelu z książką w dłoni, wyciągnęłam telefon i napisałam do mojego brata Michała. Nie dzwoniłam, nie potrafiłabym teraz powiedzieć tego na głos. Po prostu napisałam, że mama jest w ciąży, że nie wiem, co o tym myśleć i że może on czuje w tej sprawie inaczej. Odpisał dopiero późno w nocy, krótko: „To wszystko jest dziwne”. Patrzyłam chwilę na ten SMS. Trafił w punkt. Nic więcej nie trzeba było dopowiadać.
Leżąc później w ciemnym pokoju, myślałam o tym dziecku, które dopiero miało przyjść na świat. Nie wiedziałam, kim będzie, jak będzie wyglądać, czy będzie do nas podobne. Ale wiedziałam, że będzie niewinne. Nie będzie pamiętać naszej przeszłości, nie będzie czuło tej ciszy, która przez lata rosła między mną a mamą. I może właśnie to było najważniejsze – że ono nie będzie niczego musiało naprawiać.
Julia, 21 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Świętowanie dożynek skończyłam w stodole. Wystarczyła chwila na sianie, a teraz wstyd mi przed mężem i całą wsią”
- „Na zebraniu w klasie syna doznałam szoku. Lista składek jest tak długa, że chyba wyprzedam biżuterię”
- „Rodzice kazali mi zostać księgową, a ja nie umiałam się sprzeciwić. Zarabiam kokosy, ale nienawidzę każdej cyfry”

