„Byłam szczęśliwą narzeczoną, aż odmówiłam podpisania intercyzy. Wtedy zobaczyłam prawdziwą twarz narzeczonego”
„– Ja ją kocham, mamo. Ale nie jestem głupi. Mam firmę, udziały, inwestycje. A ona? Ładna i emocjonalna. Przepraszam, ale takich było już wiele – powiedział. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Stałam w miejscu, z bijącym sercem, dłonie zaczęły mi się trząść”.

- Redakcja
Zawsze myślałam, że jestem kobietą, która nie pozwoli sobą manipulować. Mam trzydzieści trzy lata, własną pracownię projektowania wnętrz i życie, które budowałam od zera. Byłam niezależna. Dumna z tego, że niczego nie zawdzięczam przypadkowi. A potem poznałam Jarka. I wszystko zaczęło się zmieniać.
Poznaliśmy się na otwarciu restauracji. Ja odpowiadałam za wystrój, on był wspólnikiem inwestora. Od pierwszego zdania czułam, że między nami jest napięcie. Taki facet z gatunku „wszystko mam pod kontrolą”. Pewny siebie. Czujny. Pociągający.
Trzy miesiące później mieszkałam u niego. Po pół roku – oświadczył mi się w Toskanii. I wiecie co? Byłam pewna, że to bajka. Mężczyzna idealny, romantyczny, lojalny.
– Oliwia, chcę się z tobą zestarzeć – powiedział, klęcząc z pierścionkiem na wzgórzu porośniętym winoroślą.
Powiedziałam „tak” bez cienia wątpliwości. I może właśnie dlatego jego prośba o podpisanie intercyzy była jak policzek.
Zaskoczył mnie
– Kochanie, pomyślałem, że powinniśmy podpisać intercyzę – powiedział Jarek pewnego wieczoru, tak mimochodem, jakby proponował zamówienie sushi.
Zamarłam z kieliszkiem wina w dłoni.
– Intercyzę?
– No tak. Wiesz, z czysto formalnych powodów. Żebyśmy wszystko mieli uporządkowane.
Wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem. Jeszcze godzinę temu planowaliśmy ślub w ogrodzie jego domu, a teraz nagle mówił o rozdzielności majątkowej, jakby rozmawiał z księgową.
– Ty serio? – zapytałam cicho.
– Oliwka, to nie ma znaczenia. To tylko dokument. Mama zresztą mówiła…
– Aha. Już rozumiem – przerwałam. – To nie twój pomysł.
Nie zaprzeczył. Oparł się o oparcie fotela i spuścił wzrok.
– Moja mama po prostu… chce, żebym był ostrożny.
Zrobiło mi się niedobrze. Teresa nigdy mnie nie lubiła. Uśmiechała się chłodno, patrzyła z góry, a teraz najpewniej uznała, że trzeba zabezpieczyć synka przed panną bez fortuny.
W nocy nie mogłam spać. Leżał obok mnie, oddychał spokojnie, a ja czułam się, jakby między nami wyrósł mur. Przewracałam się z boku na bok, próbując samej sobie wmówić, że to nic. Że to formalność. Ale nie potrafiłam. Bo kiedy facet, który cię kocha, każe ci podpisać papier, który zakłada, że możesz mu coś odebrać… zaczynasz się zastanawiać, czy naprawdę jesteście po tej samej stronie.
Musiałam to przegadać
– I co teraz zamierzasz? – Anka wpatrywała się we mnie, jakby miała mi powiedzieć, że jestem idiotką. – Powiedz mi tylko jedno: jesteś z nim, bo go kochasz, czy dlatego, że boisz się zostać sama?
Westchnęłam ciężko. Od tygodnia chodziłam rozbita. Rozmowa o intercyzie wracała jak upiorna pętla w mojej głowie. Jarek nie poruszył tematu drugi raz, ale jego cisza była bardziej wymowna niż jakiekolwiek słowa.
– Nie wiem – powiedziałam. – Po prostu… to mnie zabolało. Przez chwilę poczułam się jak ktoś z zewnątrz. Jakbym nie była już „my”, tylko jakimś zagrożeniem, które trzeba kontrolować.
– I słusznie. Bo on właśnie tak cię potraktował – Anka napiła się wina. – A ty się jeszcze wahasz, czy podpisać?
– Waham się, bo… nie chcę, żeby pomyślał, że jestem interesowna. I że to wszystko się rozsypie.
– Oliwia, jak facet buduje z tobą związek na nieufności, to to już się sypie.
Nie odpowiedziałam. Ale to, co powiedziała, zostawiło rysę w mojej głowie – trwałą, ostrą i niewygodną. Wiedziałam, że Jarek czeka. A ja coraz bardziej się bałam, że kiedy odmówię, on po prostu odejdzie.
Wieczorem spojrzał na mnie znad laptopa.
– Zastanawiałaś się? – zapytał.
Skinęłam głową.
– Tak. I nie. Nie podpiszę tego.
Jego twarz stężała. Po raz pierwszy odkąd się znamy, widziałam w jego oczach coś chłodnego.
– Rozumiem – powiedział, ale ton jego głosu mówił wszystko. Wcale nie rozumiał.
To mnie zabolało
Nie wiem, co mnie tknęło. Może to był szósty zmysł, może czyste zmęczenie tą ciszą, która między nami narastała od mojej odmowy. Wracałam wcześniej z pracy, klucze jak zwykle miałam przy sobie. W domu nie było mnie od rana – Jarek myślał, że wrócę dopiero wieczorem.
Drzwi były lekko uchylone. Usłyszałam głosy dochodzące z salonu. Znałam ten ton. Rozmawiał z matką. Zatrzymałam się na schodach. W pierwszej chwili miałam się ujawnić, ale coś mnie powstrzymało.
– Mówiłem ci, że się zawaha – powiedział Jarek. – Anka jej pewnie nagadała.
– A ty jak zwykle za miękki – głos Teresy był twardy jak beton. – To trzeba było postawić sprawę jasno: albo podpisuje, albo nie będzie ślubu. Po co ci baba, która nie rozumie, że trzeba chronić to, co się ma?
– Ja ją kocham, mamo. Ale nie jestem głupi. Mam firmę, udziały, inwestycje. A ona? Ładna i emocjonalna. Przepraszam, ale takich było już wiele – powiedział.
Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Stałam w miejscu, z bijącym sercem, dłonie zaczęły mi się trząść.
– To nie kobieta. To potencjalne ryzyko. I nawet jeśli teraz się obraziła, jeszcze przyjdzie z podkulonym ogonem.
Nie pamiętam, jak znalazłam w sobie siłę, żeby wejść do salonu.
– Przepraszam, że przeszkadzam. – W moim głosie nie było ani grama ciepła. – Ale już się dowiedziałam, kim jestem. Ryzykiem. Potencjalnym zagrożeniem. Dzięki, że nie musiałam się domyślać.
Jarek poderwał się z kanapy, blady. Teresa tylko uniosła brwi.
– Oliwia, to nie tak...
– A właśnie, że dokładnie tak – przerwałam. – I wiesz co? Nie musisz się już martwić. Nie podpiszę. I nie wyjdę za ciebie.
Odwróciłam się i wyszłam.
Próbował mnie przeprosić
Wyszłam i nie wróciłam do domu na noc. Anka podała mi koc i butelkę czerwonego wina. Milczała. Wiedziała, że nie potrzebuję słów, tylko obecności. Jarek dzwonił. Sześć razy. Nie odebrałam. Dopiero rano przyszedł SMS: Chcę to wyjaśnić. Kocham cię, Oliwia. Ale ja już nie byłam tą samą kobietą, która niedawno marzyła o ślubie w ogrodzie.
Kiedy w końcu się spotkaliśmy, wyglądał na zmęczonego. Jakby nagle świat przestał mu pasować. Ale i tak mówił tonem człowieka, który nie rozumie, że coś właśnie stracił.
– Powiedziałem parę rzeczy pod wpływem emocji. Mama też. Nie powinno to tak zabrzmieć.
– To zabrzmiało dokładnie tak, jak miało. Jakbyś mnie kalkulował, analizował, klasyfikował. Jakbyś zapomniał, że jesteśmy dwojgiem ludzi, a nie dwoma pozycjami w Excelu.
– Oliwia... to była ochrona. To nie było przeciwko tobie.
– To było dokładnie przeciwko mnie.
Jego twarz zesztywniała. Jakby zrezygnował.
– Więc co teraz?
– Teraz? Ty żyjesz swoim życiem, ja swoim.
Od tamtej rozmowy kontakt się urwał. Nie próbował więcej. Jakby to była dla niego transakcja: nie podpisała, więc odpuszcza. Ja wróciłam do siebie. Do pracy, do własnego rytmu. Ale wszystko było inne. Miałam świadomość, że byłam gotowa oddać komuś całe serce – a on widział we mnie tylko zagrożenie dla swoich aktywów. Dni mijały, a ja z każdym z nich coraz mocniej czułam, że się duszę. Nawet nie przez tęsknotę. Przez rozczarowanie.
Nie ma już nas
– Jarek znowu wrzucił zdjęcie z tej nowej inwestycji. Podpis: „Nowy rozdział”. No, cóż za symbolizm – rzuciła Anka, rzucając telefon na stół. – Wiesz, że on już się spotyka z kimś?
– Nie – odpowiedziałam cicho. – Ale nie jestem zaskoczona.
Siedziałyśmy w kawiarni, w której jeszcze pół roku temu opowiadałam jej o ślubnych planach. Teraz patrzyłam w ten sam kubek kawy, ale z zupełnie innym sercem.
– Oliwia, ty wiesz, że to nie był facet dla ciebie, prawda?
– Wiem – skinęłam głową. – Ale wiesz, co boli najbardziej? Nie to, że się skończyło. Tylko to, że wszystko, co między nami było prawdziwe, zbladło, gdy na stole pojawił się papier.
Anka położyła rękę na mojej.
– Więc co teraz?
Wróciłam do mieszkania po swoje rzeczy. Jarka nie było. Zostawiłam mu klucz w misce na komodzie, tej, którą kiedyś razem kupiliśmy. Spakowałam się szybko. Nie płakałam. Wszystko, co czułam, wypłakałam już w sobie dawno temu. Zabrałam swoje książki, ulubiony kubek, sukienkę, którą miałam na naszej pierwszej randce. Zamknęłam drzwi cicho. I po raz pierwszy od miesięcy poczułam coś, co przypominało ulgę.
Oliwia, 33 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż oczekiwał obiadu, ciszy i posłuszeństwa. Gdy zrozumiałam, że jestem jego służącą, uciekłam do rodziców”
- „Filip był idealny. Nie wspomniał tylko, że nasz związek to już zawsze będzie trójkącik z jego mamusią”
- „Mąż nie pozwalał mi grzebać w dokumentach, ale raz mnie skusiło. Wtedy odkryłam jego brudną tajemnicę”

