Reklama

Nigdy nie przypuszczałam, że przyjdzie mi przygotowywać się na narodziny dziecka w pojedynkę. Odkąd ojciec mojej córeczki zniknął zaraz po tym, jak powiedziałam mu o ciąży, wszystko było na mojej głowie – badania, ubranka, wózek. Każda decyzja, każda noc pełna niepokoju. Szukałam okazji na portalach ogłoszeniowych, przeglądałam grupy mam, żeby zdobyć wyprawkę za jak najmniejsze pieniądze. Mieszkanie było ciche, za ciche. Czułam się jakby wszystko dookoła zatrzymało się w oczekiwaniu. Bałam się. Nie tylko bólu, porodu czy pierwszych dni z niemowlęciem, ale samotności. Najbardziej tej przytłaczającej pustki, której nie dało się zagłuszyć.

Reklama

Kupiłam wózek po taniości na portalu

Poszłam pod wskazany adres, żeby wszystko odebrać i zapłacić. Drzwi otworzyły się niemal od razu po moim nieśmiałym zapukaniu. Mężczyzna, który się przede mną pojawił, był wysoki, trochę zaspany i w bluzie z plamką po czymś, co wyglądało na kakao. Uśmiechnął się lekko, jakby przepraszał za swój wygląd.

– Cześć, Ania, tak? Kuba. Wózek już czeka, zapraszam – powiedział, odsuwając się w bok.

Zawahałam się chwilę, bo nigdy wcześniej nie wchodziłam do mieszkania obcego faceta sama. Ale brzuszek był już spory, a on wyglądał bardziej na zmęczonego tatę niż kogokolwiek groźnego. W środku panował lekki chaos – zabawki na dywanie, kubek z zimną kawą na stole, jakieś dziecięce buciki na półce.

– Lena, mamy gościa! – zawołał i zaraz zza kanapy wyskoczyła kilkuletnia dziewczynka.

– Masz dziecko w brzuszku? – zapytała bez ogródek, patrząc mi prosto w oczy.

– Tak, jeszcze chwilkę i się urodzi – odpowiedziałam, próbując się uśmiechnąć.

– A będzie dziewczynka czy chłopiec?

– Dziewczynka. Kaja.

Lena klasnęła w dłonie, jakby właśnie dowiedziała się o urodzinach.

– Fajnie! Będziesz miała kogoś do zabawy. Tato mówi, że ja byłam strasznie głośna, jak byłam dzidziusiem.

Kuba westchnął z uśmiechem i podał mi torbę z akcesoriami, o której nie było mowy w ogłoszeniu.

– Mam nadzieję, że wszystko się przyda. U nas już trochę z tego wyrosła.

– Bardzo dziękuję. Naprawdę... to dużo dla mnie znaczy – powiedziałam cicho, ale szczerze.

Nasze spojrzenia się spotkały – zmęczone, trochę ostrożne, ale nieobojętne.

Minęło kilka tygodni od naszego spotkania. Kaja była już ze mną, drobna, pachnąca mlekiem i snem. Pisałam do Kuby z podziękowaniem – głównie za wózek, ale trochę też za tamtą rozmowę, która zostawiła we mnie ciepło.

Odpisał krótko: „Jeśli będziesz kiedyś na spacerze w parku obok, daj znać. My z Leną i tak tam codziennie.”

Zgodziłam się bez większego zastanowienia

Było chłodne, słoneczne popołudnie, kiedy się spotkaliśmy. Lena biegła przed nami z patykiem w ręku, udając wróżkę, która zaczarowuje kałuże.

– Ale ona jest malutka! – pisnęła, zaglądając do wózka.

– Jeszcze nie potrafi się nawet przewrócić – uśmiechnęłam się.

– Ale pewnie już rozpoznaje twój głos – dodał Kuba, patrząc na Kaję z czułością, jakiej się po nim nie spodziewałam.

Usiedliśmy na ławce. Kaja spała spokojnie, a Lena rzucała kamykami do kałuży.

– Sam wychowujesz Lenę? – zapytałam w końcu.

– Tak. Jej mama wyjechała. Miała inny pomysł na życie. My byliśmy tylko... przystankiem.

Skinęłam głową. Rozumiałam to lepiej, niż bym chciała.

– A ty?

– Odszedł, kiedy powiedziałam mu, że jestem w ciąży. Wyszedł do sklepu i już nie wrócił – odpowiedziałam, próbując się nie skrzywić.

Przez chwilę milczeliśmy. Ale to nie było niezręczne milczenie. Było raczej... spokojne.

– Nie wiem, jak ty, ale ja już nie szukam nikogo – powiedział cicho.

– Ja chyba też nie – przyznałam.

Ale wewnętrznie byłam zaskoczona, że tak dobrze się z nim czułam. Jakby ktoś na chwilę przysiadł obok i wziął ten ciężar razem ze mną.

Nasze spotkania stały się rutyną

Codzienne spacery, rozmowy, wspólne śmiechy Leny i ciche pomruki Kai. Nie umawialiśmy się, po prostu wiedzieliśmy, że około trzynastej znajdziemy się w tym samym miejscu w parku. I zawsze było nam dobrze.

Lena zaczęła traktować Kaję jak młodszą siostrę. Przynosiła jej patyczki, przykrywała kocykiem, śpiewała cicho wymyślone piosenki. A Kaja, choć jeszcze maleńka, reagowała uśmiechem na jej głos.

– Mam za dużo pieluch, zamówiłem przez pomyłkę dwie paczki – powiedział Kuba pewnego dnia, podchodząc do mnie z torbą.

– Serio? – zapytałam nieco zaskoczona.

– Tak, serio. Nie wiem, co sobie myślałem. Może, że Lena znów zacznie je nosić – zaśmiał się i podał mi torbę.

Wzięłam ją zawstydzona, ale wdzięczna.

– Dziękuję. Każda oszczędność się liczy – przyznałam szczerze.

Tego dnia usiedliśmy na ławce dłużej niż zwykle. Rozmawialiśmy o tym, jak wyglądały nasze noce – jego z kolkami, moje z karmieniem co godzinę. O tym, jak ciężko jest wracać do pustego mieszkania, gdzie nie ma komu powiedzieć, że się po prostu miało zły dzień.

– Myślałem, że po rozstaniu będzie mi lepiej. Swobodniej. Ale wieczorami robi się za cicho – powiedział.

– Ja czasem mówię do Kai na głos, żeby nie zwariować – przyznałam.

Spojrzał na mnie i przez dłuższą chwilę nic nie mówił.

– Wiesz, dobrze się z tobą rozmawia.

– Z tobą też – odpowiedziałam, czując jak coś mięknie we mnie. Zaufanie. I może... coś więcej.

Tamtego dnia padało od rana. Szare niebo i ściana deszczu odbierały chęć wyjścia, ale Kaja była niespokojna, a ja czułam się przytłoczona ciszą mieszkania. I wtedy dostałam wiadomość od Kuby.

„Wpadnijcie do nas. Herbata, bajki i ciasteczka. Lena tęskni.”

Zawahałam się przez chwilę, ale napisałam tylko: „Już się ubieramy.”

W jego mieszkaniu było ciepło. Kaja od razu zasnęła w nosidełku, Lena ciągnęła mnie za rękę, pokazując kolorowanki i swoje ulubione kredki. Kuba w kuchni nastawił wodę na herbatę i przyniósł koc.

– Zasłużyłaś – uśmiechnął się. – Herbatka z miodem i imbirem. To nasz rytuał.

Zasnęły razem na kanapie – Lena i Kaja. Główka obok główki, jakby znały się od zawsze. Usiadłam przy stole w kuchni, on naprzeciwko. Przez chwilę po prostu piliśmy w ciszy.

– Nigdy nie myślałem, że będę ojcem sam. – Spojrzał przez okno. – Czasem się zastanawiam, co zrobiłem źle.

– Ja miałam wyrzuty, że go przestraszyłam. Że zbyt szybko powiedziałam. Że nie poczekałam na „lepszy moment” – powiedziałam, nie patrząc na niego.

Kuba odsunął kubek.

– Ale przecież to nie była twoja wina, Aniu.

Spojrzałam na niego. I w tym spojrzeniu było coś więcej niż troska.

– Może nasze dzieci będą kiedyś rodzeństwem. Tak dobrze się dogadują – zażartował, półgłosem.

Uśmiechnęłam się. Ale coś ścisnęło mnie w środku. Bo pierwszy raz od bardzo dawna poczułam, że nie jestem sama.

To był pierwszy naprawdę ciepły dzień tej wiosny. Kuba zaproponował, żebyśmy zrobili mały piknik w parku. Rozłożyliśmy koc pod drzewem, Lena rozpakowała przekąski, a Kaja leżała w cieniu, machając rączkami i gaworząc w swoim rytmie.

– Patrz, ona się do mnie śmieje! – zawołała Lena, pochylając się nad Kają. – Kaja, powiedz: Len-ka! Len-ka!

Śmiałam się, patrząc, jak dziewczynki coraz bardziej lgną do siebie. Wtedy Lena odwróciła się do obcych dzieci przechodzących obok i z dumą oznajmiła:

– To moja młodsza siostrzyczka!

Zamilkłam na chwilę. Kuba spojrzał na mnie i też się uśmiechnął.

– No proszę – mruknął. – Nawet dzieci szybciej się dogadują niż dorośli.

My się przecież dogadujemy – odpowiedziałam cicho.

– To prawda – przytaknął. – Może... może to nie jest takie dziwne, że chcemy się widywać coraz częściej?

– Myślisz, że nasze dzieci kiedyś zapytają, jak to się zaczęło? – zapytałam, głaszcząc Kaję po włoskach.

– Pewnie. A my wtedy powiemy, że od wózka z ogłoszenia i rozmowy przy herbacie.

Siedzieliśmy tak jeszcze długo

Niczego nie ustalaliśmy. Nie nazywaliśmy tego, co się między nami działo. Ale gdy Lena przytuliła się do mojej ręki, a Kaja zasnęła przy jego dłoni, wiedziałam jedno – jest nam razem dobrze.

Nie wiedziałam, co przyniesie jutro. Ale to dzisiaj było... prawdziwe. I to wystarczało.

Gdy patrzę wstecz, wciąż trudno mi uwierzyć, że wszystko zaczęło się od ogłoszenia o używanym wózku. Nie szukałam wtedy nikogo. Chciałam tylko przetrwać, zorganizować wszystko, co niezbędne dla Kai, nie spaść z budżetu i nie rozpaść się emocjonalnie. Byłam przekonana, że to będzie tylko nasza historia – moja i jej. Dwie dziewczyny, które będą sobie nawzajem światem.

A jednak... z tamtej pierwszej wizyty u obcego mężczyzny narodziło się coś więcej. Nie miłość – jeszcze nie. Ale relacja. Codzienność, w której ktoś pyta, czy masz mleko w lodówce, czy spałaś chociaż dwie godziny. Uczucie, które nie potrzebuje deklaracji, by było obecne.

Kuba nie jest moim partnerem. Nie jesteśmy rodziną w sensie formalnym. Ale kiedy Lena mówi do Kai „siostrzyczko”, a Kaja uśmiecha się na dźwięk jej głosu, czuję, że ta linia między „obcy” a „bliscy” zaczęła się przesuwać. Delikatnie, ostrożnie, ale nieubłaganie.

Czasem, kiedy siedzę w ciszy, słyszę w głowie jego żart z tamtego deszczowego popołudnia: „Może nasze dzieci będą kiedyś rodzeństwem.” I choć wtedy się tylko uśmiechnęłam, dziś ta myśl już mnie nie przeraża.

Może nie zawsze trzeba wszystkiego planować. Może nie trzeba mieć gotowych odpowiedzi ani idealnych scenariuszy. Może wystarczy wyprawka, spacer... i ktoś, kto poda ci rękę, zanim zdążysz poprosić o pomoc.

I wtedy wszystko zaczyna mieć sens.

Anna, 31 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama