Reklama

Czasami wieczory w moim mieszkaniu ciągną się jak guma. Włączam radio, ale po chwili i tak je wyłączam, bo głos spikera tylko podkreśla ciszę. Kiedyś, dawno temu, byłam żoną, matką, kobietą, która nie miała nawet chwili dla siebie. Teraz mam aż za dużo czasu. Za dużo pustki.

Julia ma siedemnaście lat i coraz częściej zatrzaskuje za sobą drzwi z okrzykiem:

Wracam później, mamo!

Wraca z błyskiem w oku, z telefonem w dłoni, z własnym światem, do którego ja już nie mam wstępu. Cieszę się, że jest szczęśliwa, ale… czuję się jak ktoś, kto został w poczekalni życia.

Któregoś wieczoru, z nudów, weszłam na grupę na Facebooku – „Nowy etap. Życie po rozwodzie”. Kobiety i mężczyźni pisali tam o swoich zmaganiach, o tym, jak próbują poskładać się po rozstaniu. Nie miałam zamiaru się udzielać, tylko poczytać. Ale wtedy zobaczyłam jego komentarz.

„Nie wiem, jak pogodzić się z tym, że już nikt na mnie nie czeka” – napisał ktoś o imieniu Filip.

Zanim się zorientowałam, kliknęłam „Lubię to”, a potem… „Wyślij wiadomość”.

„Dobry wieczór. Chyba wiem, co pan czuje” – napisałam.

Odpisał po chwili:

„Dziękuję. Myślałem, że już nikt nie rozumie”.

Zaczęliśmy pisać codziennie. O wszystkim – o muzyce, o filmach, o tym, że oboje pijemy za dużo kawy. Czułam, że ktoś znowu widzi we mnie kobietę, a nie tylko „mamę Julii”.

– Mamo, tylko nie mów, że zakochałaś się w kimś z internetu – mruknęła Julia z przekąsem, gdy któregoś dnia zobaczyła mój uśmiech przed ekranem.

– Nie przesadzaj – zaśmiałam się, choć serce zabiło mi szybciej.

Nie wiedziałam wtedy, że to jedno kliknięcie zmieni całe moje życie.

Widziałam już nas razem

Rano już nie mogłam się doczekać, aż sięgnę po telefon. Zamiast kawy – wiadomości. Filip zawsze był pierwszy. „Dzień dobry, piękna. Mam nadzieję, że spałaś dobrze”.

Uśmiechałam się jak nastolatka. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio ktoś tak do mnie powiedział. Był czarujący, elokwentny, ale nie przesadnie – jego słowa miały w sobie ciepło. Pisał, że pracuje zdalnie, prowadzi własną firmę informatyczną. Że po rozwodzie przeniósł się nad morze, żeby zacząć od nowa.

„Kiedyś musisz tu przyjechać – napisał pewnego dnia. – Pójdziemy na spacer po plaży, a potem kawa z pianką i słodka beza z malinami. Znasz takie kawiarnie, gdzie pachnie cynamonem i spokojem? Ja znam taką jedną”.

Zarumieniłam się jak głupia. W głowie już widziałam nas dwoje, siedzących przy stoliku, z jego dłonią na mojej. Czułam się znowu żywa.

Wieczorami nasze rozmowy trwały godzinami. Pisał o swoich marzeniach, o tym, że chciałby otworzyć małą kawiarnię z książkami, gdzie ludzie mogliby się zatrzymać na chwilę.

„Może razem byśmy coś takiego stworzyli, hm?” – napisał z uśmiechem.

Zaśmiałam się.

„Ja? Przecież nie znam się na biznesie”.

„Ale znasz się na ludziach. Wystarczy, że będziesz obok”.

Wszystko brzmiało tak prawdziwie, że zaczęłam wierzyć, iż los dał mi drugą szansę.

Pewnego popołudnia opowiedziałam o nim Ewie.

– Ewa, on jest inny. Taki… czuły, mądry. Nie patrzy tylko na wygląd.

Przyjaciółka zmrużyła oczy i wypiła łyk herbaty.

– Internet to nie bajka, Natka. Znam takich Filipów. Wszyscy mówią pięknie, dopóki nie poproszą o coś więcej niż zdjęcie.

Zbyłam jej uwagę śmiechem, ale w środku coś mnie ukłuło.

Wieczorem Filip napisał znowu:

„Znalazłem lokal, idealny na tę kawiarnię, o której ci mówiłem. Głupi jestem, że się rozmarzyłem, prawda?”.

„Nie głupi. Marzenia są po to, żeby je mieć”.

„Czasem trzeba w nie zainwestować, wiesz?” – odpisał.

Nie zwróciłam wtedy uwagi na to jedno słowo. „Zainwestować”. Bo byłam zbyt zajęta tym, jak bardzo znowu chciałam wierzyć w miłość.

Myślałam, że tylko zazdrości

Julia była ostatnio jakaś podenerwowana. Wracała do domu, trzaskała drzwiami, a na mnie patrzyła podejrzliwie, jakby chciała coś powiedzieć, ale się powstrzymywała.

– Coś się stało? – zapytałam pewnego wieczoru, gdy kręciła się po kuchni.

– Nic – burknęła. – Po prostu jesteś… inna, mamo. Ciągle się uśmiechasz do telefonu.

– O, czyli zauważyłaś, że też potrafię być szczęśliwa? – próbowałam żartować, ale w jej oczach zobaczyłam cień niepokoju.

Odkąd pisałam z Filipem, mój dzień miał sens. Kiedy dzwonił, głos mu drżał, jakby naprawdę tęsknił. Znał moje ulubione piosenki, pamiętał daty. Wysyłał zdjęcia morza o zachodzie słońca, z dopiskiem: „Chciałbym, żebyś to widziała”. A ja już widziałam. W myślach byłam tam obok niego.

Któregoś wieczoru wyszłam na spacer, żeby poukładać sobie wszystko w głowie. Julia została w domu. Miałam wrażenie, że patrzy na mnie z wyrzutem, ale udawałam, że tego nie widzę.

Kiedy wróciłam, jej drzwi były zamknięte. Dopiero później zorientowałam się, że mój laptop jest przesunięty, a komunikator otwarty. Nie zwróciłam uwagi wtedy – dopiero następnego dnia Julia przyszła do mnie z poważną miną.

– Mamo… musimy pogadać.

– Coś się stało?

– Tak. Z tym twoim Filipem – wyjęła telefon i pokazała mi ekran. – Patrz.

Na zdjęciach były komentarze pod postami innych kobiet z naszej grupy. Filip flirtował z każdą z nich. Te same słowa, te same serduszka, nawet te same zdjęcia znad morza.

To jakieś nieporozumienie – wymamrotałam. – Może ktoś mu się włamał…

– Mamo, błagam. Nie bądź naiwna.

Wyszła z pokoju, a ja zostałam z bijącym sercem i myślą, że może… tylko może… ona się myli.

Wieczorem zadzwoniła Ewa.

– Julia do mnie pisała. Martwi się o ciebie. Sprawdź tego faceta, zanim będzie za późno.

Nie mogłam zasnąć. Każde powiadomienie z komunikatora przyprawiało mnie o dreszcze.

„Myślałem dziś o tobie cały dzień” – napisał Filip tuż po północy.

Zanim odpisałam, Julia otworzyła drzwi i powiedziała szeptem:

On nie jest tym, za kogo się podaje, mamo. Proszę, uważaj.

A ja… po raz pierwszy zaczęłam się bać, że ona może mieć rację.

Nie chciałam w to wierzyć

Nie spałam całą noc. Wpatrywałam się w telefon, jakbym miała w nim znaleźć dowód niewinności Filipa. Rano Julia wyszła do szkoły, nawet nie spojrzała na mnie. Z kuchni dobiegał zapach kawy i cisza tak gęsta, że aż dzwoniła w uszach.

Po południu nie wytrzymałam. Weszłam do jej pokoju.

– Julia, chciałam pogadać.

– O czym? O tym, że wolisz pisać z obcym facetem niż ze mną zjeść kolację? – jej ton był ostry, aż mnie zabolało.

– To nie tak… – zaczęłam.

– Właśnie że tak! Widziałam, jak do niego wzdychasz! – krzyknęła, a w jej oczach błysnęły łzy. – On cię wykorzystuje, mamo!

– Nie masz prawa mnie oceniać! – wyrwało mi się. – Nie wiesz, jak to jest być samotną. Nie wiesz, co to znaczy czekać na wiadomość od kogoś, kto cię rozumie.

– Ale wiem, jak wygląda manipulacja! – Julia podeszła bliżej i położyła przede mną telefon. – Sprawdź to. Te kobiety z grupy dostawały identyczne wiadomości jak ty. „Witaj, piękna”, „marzę o wspólnej kawie”, „chciałbym, żebyś to widziała”... Słowo w słowo!

Zamrugałam. To nie mogła być prawda. Nie Filip. Nie ten ciepły, delikatny człowiek, który pytał mnie o ulubione piosenki i mówił, że jestem „jego spokojem po burzy”.

To jakieś głupie żarty – wymamrotałam. – Hakerzy, podróbki kont...

Julia patrzyła na mnie z bezsilnością.

– Mamo, on chce od ciebie pieniędzy, prawda?

Zamarłam. Nagle poczułam, jak wzbiera we mnie fala wstydu.

– Nie… to znaczy, mówił, że ma pomysł na biznes, że może bym była wspólniczką, ale to tylko rozmowy.

– Rozmowy?! – Julia uniosła głos. – On cię wciąga w coś, nie widzisz tego?

Nie odpowiedziałam. Może właśnie zaczynałam widzieć.

Julia wybiegła z pokoju i trzasnęła drzwiami tak mocno, że aż drgnęły wszystkie ramki na ścianie. Zostałam sama, z telefonem w dłoni i pustym ekranem, na którym po chwili pojawił się znajomy komunikat: „Filip pisze…”. Patrzyłam na te słowa długo, z mocno bijącym sercem. Nie wiedziałam, czy bardziej się boję, że napisze coś nowego – czy że wreszcie napisze prawdę.

Wyszło szydło z worka

Julia przestała się odzywać. Przechodziła obok mnie obojętnie, jakbym była powietrzem. Wiedziałam, że mnie chroni, tylko nie umiała inaczej. Ale w jej oczach było coś, co rozdzierało mi serce – zawód.

Pewnego wieczoru, gdy siedziałam z herbatą przy stole, usłyszałam, jak w jej pokoju przychodzą powiadomienia z komunikatora. Cichy dźwięk, znajomy aż za bardzo. Po chwili Julia wyszła z telefonem w dłoni.

Znalazłam coś – powiedziała bez wstępu. – Chodź, musisz to zobaczyć.

Usiadłam obok niej. Na ekranie była ta sama grupa, na której poznałam Filipa. Julia pisała do kilku kobiet, które też z nim rozmawiały. Pokazały jej screeny – wiadomości identyczne jak moje. Nawet te same zdjęcia morza. W jednej rozmowie nazwał inną kobietę „swoją słodką Natalką”. Mnie też tak nazywał.

Zrobiło mi się niedobrze.

– To… niemożliwe – wyszeptałam. – Przecież znam jego głos, widziałam go na wideo!

– Widzisz, co chcesz widzieć – odpowiedziała cicho Julia. – On wysyła nagrane wcześniej filmiki. Każdej to samo.

Usiadłam na łóżku, jakby ktoś mnie uderzył. W sekundę wszystko się posypało: jego słowa, marzenia o kawiarni, o wspólnym życiu. Kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa.

Nagle telefon zabrzęczał. Filip: „Natka, kochanie, jesteś? Mamy problem z tym naszym lokalem. Potrzebna zaliczka, dziś muszę wpłacić część wkładu. Dasz radę?”.

Czytałam te słowa i czułam, jak robi mi się zimno. To nie był przypadek. To nie był flirt. To była gra.

Nie przeleję ani grosza – powiedziałam twardo, choć łzy płynęły mi po policzkach.

Julia objęła mnie ramieniem.

– Mamo, on cię nie znał. On tylko szukał kolejnej kobiety, która uwierzy, że jest wyjątkowa.

Otworzyłam komunikator, przejrzałam nasze rozmowy. Każde „kocham”, każde „tęsknię”, każde „śpij dobrze, moja piękna” – wyglądało teraz jak obce zdania z taniej książki.

Zatrzymałam się na ostatniej wiadomości i się wściekłam. Napisałam powoli: „Nie przeleję ani grosza. Znajdź inną ofiarę”. Wysłałam. Potem zablokowałam jego profil.

Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy. Julia ścisnęła moją dłoń.

– Wreszcie – powiedziała tylko.

Patrzyłam na ekran, na pusty czat, na swoje imię obok jego kłamstw. Czułam, jak we mnie coś gaśnie. Nie tylko złudzenia. Coś głębiej – zaufanie do samej siebie.

To była tylko fantazja

Minęło kilka tygodni. Wiosna przyszła niepostrzeżenie – drzewa zakwitły, a ja dopiero po czasie zauważyłam, że świat dalej istnieje, nawet jeśli moje małe życie się rozpadło.

Nie wchodziłam już na media społecznościowe, na grupy. Kiedyś to był dla mnie most do ludzi, teraz – tylko przypomnienie, jak łatwo można dać się oszukać, jeśli się bardzo czegoś pragnie.

Julia wróciła do mnie powoli. Najpierw milczeniem, potem drobnymi gestami – herbatą postawioną na stole, wspólnym filmem wieczorem. W końcu zapytała:

Pójdziesz ze mną na spacer?

Szłyśmy wzdłuż rzeki, w ciszy, która nie była już ciężarem, tylko spokojem. Słońce odbijało się w wodzie, dzieci biegały po trawie. Patrzyłam na nią i myślałam, jak bardzo dorosła. Jak to ona miała odwagę otworzyć mi oczy.

Myślałam, że to miłość – powiedziałam w końcu. – A to była tylko potrzeba, żeby ktoś powiedział, że jestem ważna.

Julia uśmiechnęła się smutno.

Jesteś ważna, mamo. Tylko nie dla byle kogo.

Zatrzymałyśmy się na moście. Spojrzałam na wodę i pomyślałam, że przecież tyle razy tonęłam w cudzych obietnicach. A teraz muszę nauczyć się pływać sama.

Wieczorem, kiedy wróciłyśmy, otworzyłam laptopa po raz pierwszy od dawna. Wyszukałam grupę, w której poznałam Filipa. Kliknęłam „Opuść grupę”. Potem jeszcze chwilę patrzyłam na ekran, aż w końcu zamknęłam komputer. Nie czułam już złości. Tylko ulgę. Nie on odebrał mi wszystko – to ja sama oddałam za dużo, wierząc w coś, co istniało tylko w fantazjach.

Teraz zaczynałam od nowa. Bez iluzji, bez „Filipów”. Może wciąż z odrobiną lęku, ale też z czymś, czego wcześniej mi brakowało – świadomością, że nawet po upadku można się podnieść. Tylko trzeba przestać czekać, aż ktoś inny poda ci rękę.

Już nie szukam wrażeń

Tamtego wieczoru, gdy Julia już spała, siedziałam przy stole z kubkiem herbaty i słuchałam ciszy. Ale tym razem była inna – nie bolała. Była spokojna. Uspokajająca, jak oddech po długim biegu.

Otworzyłam szufladę, w której leżał mój stary telefon. Ten, przez który wszystko się zaczęło. Jeszcze miały w nim zostać nasze rozmowy, jego głos, zdjęcia morza. Chwyciłam go i przez chwilę po prostu trzymałam, zanim przytrzymałam palec na opcji „Usuń wszystko”. Ekran zgasł. Jakby zamknęła się jakaś książka, której finał znałam już na pamięć.

Wyszłam na balkon. Miasto było ciche, z daleka słychać było tylko kroki jakiegoś przechodnia. Patrzyłam w niebo, na którym świeciły pierwsze gwiazdy. Pomyślałam, że może właśnie tak wygląda prawdziwe odzyskiwanie siebie – bez fanfar, bez nowych ludzi, bez pośpiechu. Po prostu zrozumieć, że nikt nie ma prawa sprawić, byś wątpiła w swoją wartość.

Następnego dnia usunęłam konto z grupy. Pojechałam z Julią na wieś, do mojej siostry. Pomagałyśmy w ogrodzie, sadziłyśmy pomidory, śmiałyśmy się z błota na butach. Po raz pierwszy od dawna śmiałam się naprawdę.

Nie wiem, czy jeszcze kiedyś się zakocham. Ale wiem jedno – jeśli tak, to nie będę szukać miłości na ekranie. Nie w słowach bez twarzy. Nauczyłam się, że nie każdy, kto mówi „rozumiem cię”, naprawdę potrafi być obok. A ja… już nie chcę być czyjąś „Natalią z internetu”. Chcę być sobą. To wreszcie mi wystarczy.

Natalia, 47 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama