„Byłam pewna, że to tylko flirt. Potem mąż wyłączył telefon na cały weekend, a do mnie dotarła bolesna prawda”
„– Gdzie ty byłeś? – wydusiłam z siebie, nie mogąc nabrać powietrza. Z jednej strony nie mogłam uwierzyć, że mój mąż nie odzywał się przez cały weekend, ale z drugiej byłam przeszczęśliwa, że nic mu się nie stało”.

- Listy do redakcji
Moje małżeństwo nie należało do najszczęśliwszych. Niemal od samego początku nie mogliśmy się dogadać, a mąż szukał ucieczki w internetowych serwisach randkowych. Jednak dopóki były to tylko niewinne flirty, to przymykałam na to oko. Byłam pewna, że nic poważniejszego z tego nie będzie, a koniec końców Krzysiek i tak zostanie w miarę przykładnym mężem. Myliłam się. Pewnego dnia Krzysiek wyłączył telefon na cały weekend, a ja zrozumiałam, że moje małżeństwo jest skończone.
Poznaliśmy się w internecie
Doskonale pamiętam dzień, w którym Krzysiek pojawił się w moim życiu. Właśnie rozstałam się z narzeczonym i w ramach pocieszenia postanowiłam założyć konto w serwisie randkowym.
– To tylko zabawa – przekonywałam przyjaciółkę, która ostrzegała mnie, abym nie brała tego na poważnie. – Przecież wiem, że tam nie znajdę kandydata na męża – roześmiałam się. Już kilka lat wcześniej zaliczyłam przygodę z takim serwisem i doskonale wiedziałam, jakiego typu jest to miejsce.
Ale nic nie szkodziło trochę poflirtować. Moim zamiarem było pocieszenie się po niezbyt udanym związku i przekonanie samą siebie, że nie jestem jeszcze taka najgorsza.
Jednak wszystko potoczyło się zupełnie inaczej, niż początkowo przewidywałam. Pewnego wieczoru odezwał się do mnie Krzysiek, który był zupełnie inny niż stereotypowy użytkownik serwisów randkowych. Przegadaliśmy na chacie całą noc, a ja doszłam do wniosku, że właśnie kogoś takiego szukałam. Szybko umówiliśmy się na kawę, która była początkiem czegoś większego.
– Czekałem na ciebie całe życie – usłyszałam po kilku miesiącach znajomości.
Potem Krzysiek wręczył mi pierścionek zaręczynowy. Miałam sporo wątpliwości co do naszego ślubu. Nie mogłam zapomnieć o tym, gdzie poznałam swojego przyszłego męża. I nie mogłam opędzić się od myśli, że nawet po ślubie będzie to kontynuował. A mimo to zdecydowałam się na ten związek. Potem mocno tego żałowałam.
Nie byliśmy udanym małżeństwem
Przez pierwsze miesiące naszego małżeństwa wszystko szło zgodnie z planem. Oboje z Krzyśkiem bardzo się staraliśmy, aby sposób poznania nie miał żadnego wpływu na nasz związek. Nikomu też nie mówiliśmy, w jaki sposób się poznaliśmy.
– To nasza tajemnica – powtarzał Krzysiek, mrugając okiem.
A ja nie miałam nic przeciwko temu. Wiedziałam, co o internetowych znajomościach myślą moi znajomi i nie chciałam, aby za moimi plecami wróżyli nam szybki koniec. Zamierzałam zrobić wszystko, aby nam się udało. Nie było to jednak takie proste. Już kilka miesięcy po złożeniu przysięgi małżeńskiej okazało się, że naprawdę sporo nas dzieli. Mieliśmy inne zainteresowania, inne hobby i inne zdanie na wiele różnych tematów. A dodatkowo nasze priorytety życiowe były całkowicie odmienne. Ja chciałam spokojnego życia i szybkiego powiększenia rodziny, a Krzyśkowi w głowie były tylko imprezy, podróże i spotkania ze znajomymi.
– Mógłbyś w końcu wydorośleć – powiedziałam mu kiedyś, gdy kolejny raz jego oczekiwania rozminęły się z moimi. Tego wieczoru Krzysiek chciał iść na imprezę, podczas gdy ja zamierzałam posiedzieć w domu.
– A ty mogłabyś przestać być taka nudna – usłyszałam w odpowiedzi. Zrobiło mi się bardzo przykro. Bo czy chęć przygotowania romantycznej kolacji i spędzenia miłego wieczoru z mężem można nazwać nudą?
– To skoro ja jestem taka nuda, to sam idź na tę imprezę! – wykrzyknęłam. – I baw się dobrze – dodałam. A potem trzasnęłam drzwiami łazienki i nie wyszłam z niej do czasu, aż Krzysiek opuścił mieszkanie.
Potem wcale nie było lepiej. Każdego dnia odkrywałam, że bardzo się z Krzyśkiem różnimy i że coraz trudniej znaleźć nam nić porozumienia.
– Z czasem się dotrzecie – zapewniała mnie przyjaciółka, której zwierzyłam się z problemów małżeńskich. – Na wszystko potrzeba czasu – dodała filozoficznie.
Bardzo chciałam jej uwierzyć. Jednak z czasem przychodziło mi to coraz trudniej.
Mąż zaczął szukać wrażeń
Przez kilka kolejnych miesięcy nic się nie zmieniło. Niemal wszystkie dni zaczynaliśmy i kończyliśmy kłótnią, a wzajemnych pretensji nigdy nie było dosyć. Doszło już nawet do tego, że nie potrafiliśmy porozmawiać spokojnie nawet na temat zakupów, bo ja chciałam kupić ser żółty, a Krzysiek wolał twaróg. Tak się po prostu nie dało żyć.
Aż nagle wszystko się uspokoiło. Krzyśkowi zdecydowanie poprawił się humor, a na jego twarzy coraz częściej gościł humor.
– Jakby inny człowiek – mówiłam przyjaciółce, którą jeszcze jakiś czas temu przekonywałam, że nasze małżeństwo najprawdopodobniej jest skończone. – Aż boję się go zapytać, co się stało – westchnęłam. Jednak w głębi duszy miałam nadzieję, że mój mąż w końcu dorósł i zrozumiał, że o nasze małżeństwo warto zawalczyć.
Niestety, z moich przewidywań nic się nie sprawdziło. Któregoś wieczoru wróciłam wcześnie do domu i zastałam Krzyśka przy komputerze. I pewnie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że na ekranie komputera wyświetlone było logo serwisu randkowego. I to w dodatku tego, na którym się poznaliśmy.
– Co to ma znaczyć? – zapytałam oburzona.
Przed oczami od razu stanęła mi wizja, w której mój mąż zdradza mnie z jakąś panienką poznaną w sieci. – Szukasz sobie kochanki?! – nie byłam w stanie zachować spokoju.
Próbował się tłumaczyć
Mój mąż spojrzał na mnie, a potem podniósł się z krzesła i ruszył w moim kierunku.
– To nie tak, jak myślisz – powiedział spokojnie. Potem spojrzał mi prosto w oczy i uśmiechnął się tym uśmiechem, który już na samym początku skradł moje serce.
– A jak? – zapytałam. I chociaż chciałam być silna, to poczułam, że po mojej twarzy spływają słone łzy.
Krzysiek podszedł do mnie i mocno mnie objął. Pozwoliłam mu na to.
– To tylko rozmowy – powiedział.
Potem zaczął tłumaczyć, dlaczego poszukuje wrażeń w Internecie.
– Oddaliliśmy się od siebie. Nie rozmawiamy już tak często jak kiedyś. Nie spędzamy ze sobą tyle czasu, ile bym chciał – usłyszałam.
"Ale czy to jest powód, aby flirtować z innymi kobietami?" – pomyślałam. Mimo wszystko uwierzyłam Krzyśkowi. Zapewniał mnie, że żadna z tych rozmów nigdy nie wykroczyła poza niewinny flirt.
– Nie mógłbym zrobić czegoś takiego – zapewnił mnie i obiecał, że gdy tylko powiem słowo, to on to wszystko zakończy. A ja mu głupia uwierzyłam.
Krzysiek wystawił mnie do wiatru i rzucił dla kochanki poznanej w sieci
Przez kolejne tygodnie nie miałam powodu, aby nie wierzyć w zapewnienia mojego męża. Spędzaliśmy więcej czasu ze sobą, a Krzysiek w końcu przypomniał sobie, że ma żonę.
– Przeżywamy drugi miesiąc miodowy – chwaliłam się koleżankom z pracy, które też zauważyły, że jestem zupełnie inną osobą niż jeszcze kilka miesięcy temu. – Czuje, że teraz już wszystko się ułoży – zapewniałam je. Później zastanawiałam się, czy w tym momencie to raczej nie chciałam przekonać samej siebie.
Az nadszedł weekend, który odmienił moje życie o sto osiemdziesiąt stopni. Pamiętam doskonale, że tego dnia padał śnieg. "Idealna pogoda na romantyczny wieczór" – pomyślałam i ruszyłam do sklepu, aby zakupić produkty potrzebne do przygotowania kolacji. Jakie było moje zdziwienie, gdy po powrocie do domu zorientowałam się, że jest ono puste.
Mąż zniknął bez słowa
– Krzysiek? – zapytałam, wchodząc do ciemnego korytarza. Oczywiście mi nie odpowiedział. A gdy próbowałam się z nim skontaktować telefonicznie, to okazało się, że ma wyłączony telefon.
Przeraziłam się, a w mojej głowie zaczęły pojawiać się same czarne myśli. Już widziałam Krzyśka jako uczestnika wypadku, a potem osobę walczącą w szpitalu o życie. A jakby tego było mało, to nawet zaczęłam zastanawiać się, jakby to było być wdową.
Zupełnie niepotrzebnie. Po nieprzespanym i przepłakanym weekendzie i po obdzwonieniu wszystkich okolicznych szpitali oraz komisariatów policji w końcu doczekałam się powrotu męża do domu. W niedzielę wieczorem stanął w drzwiach i jak gdyby nigdy nic poszedł do kuchni.
– Gdzie ty byłeś? – wydusiłam z siebie, nie mogąc nabrać powietrza. Z jednej strony nie mogłam uwierzyć, że mój mąż nie odzywał się przez cały weekend, ale z drugiej byłam przeszczęśliwa, że nic mu się nie stało.
Krzysiek milczał przez kilkanaście sekund, a potem spojrzał mi prosto w oczy.
– Musimy porozmawiać – powiedział. A ja wiedziałam, że coś się szykuje.
Potem zrobił mi niespodziankę. Niestety, nie była to miła niespodzianka.
– Odchodzę – powiedział. – Poznałem kogoś – dodał.
Nie ma czego ratować
Okazało się, że efektem flirtów mojego męża w sieci była znajomość, która szybko przeniosła się do świata rzeczywistego. A mi przypomniały się moje obawy dotyczącego tego, że Krzysiek nigdy nie zaprzestanie internetowych flirtów. Jeszcze tego samego wieczoru mój mąż wyprowadził się z domu. A kilka tygodnia później złożył pozew o rozwód.
– Nic się już nie da zrobić? – zapytała mama, która nie mogła uwierzyć, że moje małżeństwo właśnie się skończyło.
– Niestety nie – odpowiedziałam.
I chociaż czułam gorycz i żal, to w głębi duszy wiedziałam, że tak będzie lepiej. Po co mi facet, który jest uzależniony od portali randkowych i nawet przysięga małżeńska nie jest w stanie tego zmienić.
Katarzyna, 34 lata
Czytaj także:
- „Młody chłopak mojej siostrzenicy zawrócił mi w głowie. Ani się obejrzałam, a nasza różnica wieku straciła znaczenie”
- „Mój eks zjawił się po 15 latach, jak gdyby nigdy nic. Myślał, że moje drzwi przez te lata były dla niego otwarte”
- „Przepisałam synowi mieszkanie, bo obiecał, że się mną zaopiekuje. Po 2 miesiącach kazał mi spakować walizki”

