Reklama

Studniówka – jedyna taka noc, na którą czekałem od początku liceum. Przymiarki garnituru, układanie włosów, ostatnie spojrzenie w lustro – wszystko było dopięte na ostatni guzik. To miała być noc, podczas której poczuję się jak dorosły, z daleka od trosk, które ciągną się za mną w domu.

Reklama

Uwielbiali go

Moja rodzina nie jest idealna. Rodzice zawsze skupiali uwagę na Marku, moim starszym bracie, czarnej owcy w rodzinie. Nie zdał matury, wdawał się w bójki i miał podejrzane towarzystwo. W myślach modliłem się, żeby tego wieczoru nie było go w pobliżu. Przecież studniówka miała być moja. Miałem już dość bycia w cieniu jego wybryków.

Sala wyglądała przepięknie – błyszczące girlandy, elegancko ubrani nauczyciele i moi koledzy, którzy w garniturach wyglądali zupełnie inaczej niż na co dzień. Na stole przekąski, muzyka płynęła z głośników, a ja czułem ekscytację. Wszystko wydawało się doskonałe.

I wtedy zobaczyłem go. Marek stał w drzwiach, opierając się o framugę, z butelką w ręku. Na jego twarzy igrał uśmieszek. Miałem złe przeczucia. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, poczułem, że coś znowu się wydarzy.

– Co ty tu robisz?! – wysyczałem przez zęby, podchodząc do niego.

Spojrzał na mnie z wyższością, jakby to on miał prawo zadawać pytania.

– Przyszedłem sprawdzić, jak się bawisz, młody. Może zatańczymy? – rzucił drwiąco, robiąc gest, jakby chciał wziąć mnie za rękę i ruszyć na parkiet.

– Nie masz zaproszenia. Wyjdź stąd, zanim narobisz wstydu.

Szukał zaczepki

Marek westchnął teatralnie i łyknął z butelki.

– Młody, rozluźnij się. Przecież nic złego nie robię. Gdyby nie ja, stary dawno wyrzuciłby cię z domu za te marne oceny z matmy. Kryłem cię więcej razy, niż pamiętasz. A teraz tak mnie witasz?

– Nie chcę, żebyś mnie krył – syknąłem.

Próbowałem dać Markowi do zrozumienia, żeby poszedł, ale on był w swoim żywiole. Nie potrzebował dużo czasu, żeby wciągnąć się w swoją ulubioną grę – robienie zamieszania. Jego spojrzenie szybko powędrowało w stronę grupki dziewczyn.

– Nie, Marek… – wyszeptałem, obserwując, jak podchodzi do Ani.

Ania była koleżanką z mojej klasy. Spokojna, sympatyczna dziewczyna, która unikała konfliktów. Wyglądała dziś naprawdę pięknie. Marek stanął naprzeciwko niej z uśmiechem, który znałem zbyt dobrze – za nim kryły się kłopoty.

– Chyba nie powinnaś być tu sama – zaczął, patrząc na nią. – Co ty na to, żebyśmy zatańczyli?

Ania spojrzała na niego zdezorientowana.

– Nie, dziękuję – odpowiedziała uprzejmie, ale stanowczo.

Zrobiło się gorąco

Marek nie wyglądał, jakby chciał się wycofać.

– Ale chłopaka chyba brak, co? – podpytywał, pochylając się nieco w jej stronę.

Widziałem, jak Ania robi krok w tył. Spiąłem się, gotowy wkroczyć, ale zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, pojawił się Kamil.

– Ej, odpuść, co? Powiedziała, że nie – rzucił.

Marek spojrzał na niego i wyprostował się. W jego oczach pojawił się błysk, który widziałem już nieraz.

– A ty co, rycerz? Lepiej pilnuj swoich spraw – powiedział zimnym tonem.

Kamil się nie cofnął.

– Pilnuję swoich spraw. A teraz daj jej spokój.

W powietrzu czuć było napięcie. Wszyscy w pobliżu zamarli, czekając, co się stanie. Znałem Marka i wiedziałem, że nie odpuści komuś, kto w jego oczach „stawia się”. Postąpiłem krok do przodu, próbując przerwać tę absurdalną sytuację.

– Marek, daj spokój – wtrąciłem, kładąc mu rękę na ramieniu.

To było nieuniknione

Mimo moich prób sytuacja eskalowała. Kamil, choć w porównaniu z Markiem wyglądał jak dzieciak, miał w sobie determinację, która nie pozwalała mu ustąpić. Czułem, że zbliża się moment, którego bałem się od początku. Marek postąpił krok do przodu, napinając się jak do walki. Kamil, choć mniejszy, nie cofnął się ani o centymetr.

– Powiedziałem: odpuść – powtórzył spokojnie, ale stanowczo.

Marek zaśmiał się krótko i pchnął Kamila lekko. To wystarczyło, by Kamil zareagował – odepchnął Marka, który w jednej chwili wymierzył cios. Kamil ledwo zdążył się uchylić. Wokół zrobiło się zamieszanie, muzyka ucichła.

– Marek, przestań! – krzyknąłem, chwytając go za ramię.

Zanim jednak zdążyłem coś zrobić, do akcji wkroczyła ochrona. Dwóch mężczyzn szybko obezwładniło Marka, wyprowadzając go w stronę wyjścia.

– To twoja wina, młody! – wrzasnął Marek, wyrywając się na chwilę. – Zawsze mnie traktujesz jak śmiecia!

Czułem na sobie spojrzenia całej sali. Wszyscy wiedzieli, że to mój brat. Zrobiło mi się gorąco, chciałem zapaść się pod ziemię.

Wszystko zepsuł

Kiedy ochrona wyprowadziła Marka, sala powoli wracała do życia, ale dla mnie wszystko straciło sens. Koledzy próbowali żartować, udawać, że nic się nie stało, ale widziałem w ich oczach współczucie zmieszane z ciekawością.

Nie mogłem tego znieść. Wyszedłem na zewnątrz, żeby odetchnąć. Noc była chłodna, powietrze ostre i orzeźwiające. Oparłem się o mur, próbując uspokoić myśli. Po chwili usłyszałem kroki. To był Kamil.

– W porządku? – zapytał, stając obok mnie.

– Przepraszam za niego. To wszystko moja wina – powiedziałem cicho, patrząc w ziemię.

– Nie twoja. Każdy ma w rodzinie kogoś, kto robi problemy. To nie znaczy, że jesteś za niego odpowiedzialny – odparł.

Nie wróciłem na salę od razu, ale jego słowa dały mi do myślenia. Marek nie mógł kontrolować wszystkiego w moim życiu.

Nie rozumiałem go

Po powrocie do domu nie czułem się lepiej. Studniówka miała być moim wieczorem, ale Marek zamienił ją w coś, co będę pamiętał z zupełnie innych powodów. I jakby na ironię losu, czekał na mnie. Siedział na schodach przed domem, z pustą butelką obok.

– Co ty tutaj robisz? – zapytałem.

Spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek. Wyglądał inaczej – jakby w końcu poczuł ciężar swoich wyborów.

– Zepsułem, co? – powiedział cicho, a w jego głosie było coś nowego. Skrucha?

– Zawsze psujesz – odparłem, nie kryjąc złości. – Dlaczego? Czemu zawsze musisz wszystko rozwalić?

– Może już za późno na zmianę.

Te słowa uderzyły mnie bardziej, niż się spodziewałem. Przez chwilę staliśmy w ciszy.

– Idź spać – rzuciłem w końcu. – Zobaczymy się jutro.

Wszedłem do domu, ale nie mogłem przestać myśleć o jego słowach. Nie potrafiłem mu pomóc. A może po prostu byliśmy zbyt różni, żeby kiedykolwiek się zrozumieć.

Szymon, 18 lat

Reklama

Czytaj także:
„Szefowa traktowała mnie jak śmiecia. Dostrzegła moją wartość dopiero, gdy jej narzeczony wylądował pod moją kołdrą”
„Matka zawsze traktowała mnie jak opiekunkę dla mojego brata. Nawet po jej śmierci nie uwolniłam się od tej niedojdy”
„Tuż przed ślubem zdradziłam narzeczonego. Myślałam, że ujdzie mi płazem, ale on zrobił coś, czego się nie spodziewałam”

Reklama
Reklama
Reklama