Reklama

Nie jestem z tych, co rzucają wszystko i wyjeżdżają w Bieszczady. Raczej spinam budżet w Excelu, skrupulatnie odkładam na przyszłość, a wieczorami przeglądam oferty mieszkań, które mogłabym wreszcie nazwać swoim domem.

Mam 34 lata, pracuję w dziale strategii w jednej z większych korporacji w Warszawie i, jak na moje możliwości, radzę sobie całkiem nieźle. Mieszkam w wynajmowanym mieszkaniu na Mokotowie, z balkonem na wewnętrzne patio i szarym kotem o imieniu Diesel. Michał – mój chłopak – mówi, że jestem jednocześnie najbardziej zdyscyplinowaną i najbardziej emocjonalną osobą, jaką zna. Może coś w tym jest. Bo chociaż potrafię chłodno analizować dane i podejmować decyzje biznesowe, to w relacjach z rodziną... totalnie się gubię.

Największym wyzwaniem jest Tomek – mój starszy brat. Zawsze był duszą towarzystwa, kombinował, robił interesy, o których nikt do końca nie wiedział, na czym polegają. A ja? Ja zawsze byłam tą „ogarniętą”. I tą, do której się dzwoniło, jak trzeba było „na chwilę” pożyczyć tysiąc, dwa... czasem pięć. Obiecywał, że odda „do piątku”, „jak tylko klient zapłaci”, „po świętach na pewno”. Mijały miesiące, czasem lata, a ja – mimo frustracji – dalej byłam jego sponsorką.

Aż w końcu powiedziałam sobie dość.

– Wiesz, Michał, chyba muszę pogadać z Tomkiem – powiedziałam któregoś wieczoru, siedząc przy kuchennym stole z kubkiem herbaty.

– Znowu coś od ciebie chce? – Michał spojrzał znad laptopa.

– Nie. Tym razem to ja czegoś chcę od niego – westchnęłam. – Chcę, żeby oddał mi chociaż część pieniędzy. Brakuje mi trochę kasy, a on... no wiesz, jak wygląda jego Instagram ostatnio. Malediwy, Tajlandia, drinki z parasolką.

Michał uniósł brwi.

– To jakby... idealny moment na zwrot długu.

Skinęłam głową. Miałam już dość bycia bankomatem dla własnego brata.

Ciągle mnie zwodził

Zadzwoniłam do Tomka w piątek po pracy. Odebrał po trzecim sygnale, jakby nie chciał, ale jednak się przełamał.

– Hej, siostra. Co tam? – rzucił tonem jak zawsze – swobodnym, lekko rozbawionym.

– Cześć. Masz chwilę? Chciałabym się z tobą spotkać. Pogadać.

– Jasne. Coś się stało?

– Nie, nic, po prostu... wpadnę na kawę. Jutro?

– Okej, zapraszam. Tylko uprzedzam, mam remont w kuchni. Picie będzie z kubka termicznego na balkonie – zaśmiał się.

Nie spałam dobrze tej nocy. Układałam sobie w głowie, co powiem. Że nie mam do niego pretensji, ale potrzebuję tych pieniędzy. Że to dla mnie ważne. Że chodzi o moje mieszkanie.

Spotkaliśmy się u niego – w tej samej kawalerce, do której kiedyś dorzucałam się „na chwilę”, kiedy miał „spadek przychodów”. Przywitał mnie z uśmiechem, jakby nic się nie działo. Wyglądał dobrze – nowa bluza, modne buty, fryzura jak od barbera.

– To co, kawa z termosu czy cola z lodówki? – zapytał.

– Może jednak porozmawiajmy najpierw – odpowiedziałam.

– Jasne. Słucham cię, Karolinko.

Wzięłam głęboki oddech.

– Chodzi o pieniądze. Te, które ci pożyczałam. Wiem, że nie umawialiśmy się konkretnie, ale... no, zebrało się tego trochę. A ja teraz staram się o kredyt, potrzebuję wkładu własnego. Każda złotówka się liczy.

Brat na chwilę zamilkł. Pokiwał głową, ale nie patrzył mi w oczy.

– Karola... Wiesz, że kiedyś ci oddam. Tylko teraz mam trochę ciężko z płynnością. Klient nie przelał jeszcze, a miał być przelew w zeszłym tygodniu.

– Tylko że to nie pierwszy raz, Tomek. A ty... widziałam twoje zdjęcia. Malediwy? Hotele z basenem na dachu?

Zamrugał, jakby próbował się nie zdradzić.

To były... okazje. Promki. No i trochę barteru. Jeden influencer robił fotki, ja ogarniałem logistykę. Wiesz, jak jest. Ale serio, jak tylko ruszy nowy temat, oddam ci wszystko.

Uśmiechnął się jak chłopiec, który chce uniknąć szlabanu za wybryki. Na mnie już ten urok nie działał.

Wyszłam z jego mieszkania z ciężarem w klatce piersiowej. W drodze do domu włączyłam Instagram. Tomek wrzucił nowe zdjęcia. Piękne kobiety. Drogi zegarek. Błyszczący drink z ananasem.

– Brak płynności, jasne… – syknęłam do siebie i przewinęłam dalej.

Kłamał w żywe oczy

Nie odpuszczałam jednak tematu. Spotkaliśmy się z bratem znowu w tej samej kawiarni, gdzie kiedyś świętowaliśmy jego pierwsze „duże zlecenie”. Wtedy był pełen energii, mówił o planach, wizjach, o tym, że „teraz to już pójdzie z górki”. Dziś atmosfera była inna.

– Tomek, muszę zapytać jeszcze raz – zaczęłam spokojnie, choć w środku wszystko we mnie drżało. – Czy możesz mi oddać choć część tego, co ci pożyczyłam? Naprawdę tego potrzebuję.

Popatrzył gdzieś za moje plecy, jakby szukał ucieczki.

– Karolina, przecież mówiłem, że teraz nie mam. To chwilowe. Zaraz wszystko się poukłada.

– Ale jak to się ma do twoich podróży? Wakacji? Zegarka, który pokazywałeś na Instagramie?

Brat westchnął i po raz pierwszy spojrzał mi prosto w oczy.

– A ty co? Zaczynasz mi liczyć, co mogę, a czego nie? Myślałem, że jesteśmy rodziną, a nie urzędem skarbowym.

Zabolało. Ale nie dałam po sobie poznać.

– Chciałam tylko zrozumieć. Bo kiedy pożyczałeś pieniądze, mówiłeś, że jesteś pod ścianą. A teraz wyglądasz, jakbyś miał się całkiem dobrze. I świetnie się bawił.

– To, co wrzucam, to nie cały obraz. Trochę współpracy, trochę barterów. Mówiłem ci. To nie znaczy, że mam gotówkę.

Zamilkłam. W sercu pojawiła się znajoma, piekąca mieszanka smutku i rozczarowania.

To nie chodzi tylko o pieniądze, Tomek – powiedziałam cicho, ale dobitnie. – Chodzi o szacunek.

Nie odpowiedział. Zajął się kawą, jakby nie usłyszał. A ja wiedziałam, że między nami coś się właśnie zmieniło.

Matka jak zwykle broniła brata

Pojechałam do mamy bez zapowiedzi. Czułam, że muszę z kimś pogadać – z kimś, kto zna nas oboje. Mama krzątała się w kuchni, zapach pieczonych jabłek wypełniał cały dom. Na chwilę poczułam się jak dziecko. Ale zaraz potem przypomniałam sobie, po co tu przyszłam.

– Mamo, muszę ci coś powiedzieć. Chodzi o Tomka – zaczęłam, siadając przy stole.

Co znowu narozrabiał? – spytała półżartem, ale spojrzenie miała czujne.

Opowiedziałam jej wszystko – o pożyczkach, o jego wymówkach, o zdjęciach z wakacji, które gryzą mnie od środka.

Mama słuchała w milczeniu, czasem tylko kiwała głową. Gdy skończyłam, zamilkła na chwilę, a potem westchnęła.

– Karolinko... Wiem, że masz rację. Ale to twój brat. Może on naprawdę ma trudny czas? Może po prostu nie umie się przyznać, że nie ogarnia?

Zamarłam. Znałam ten ton. To ten sam, którym kiedyś tłumaczyła go, gdy zniszczył mi rower, bo „chciał spróbować skakać z górki”. Teraz to już nie działało.

– Mamo, ale to nie jest już dzieciństwo. On mnie oszukał. Pożyczył pieniądze i nawet nie próbuje ich oddać. A ja mam wrażenie, że wszyscy dookoła tylko go usprawiedliwiają.

Mama usiadła naprzeciwko mnie, położyła dłoń na mojej.

– Wiem, że ci ciężko. Ale czasem rodzina to też cierpliwość. On nie ma nikogo poza nami.

– A ja co? Ja jestem kim dla was? Tylko tą odpowiedzialną, która zawsze „zrozumie”?

Zamilkła. W tym milczeniu było więcej niż w słowach.

Wyszłam od niej z głową pełną myśli. Może najgorsze nie jest to, że Tomek mnie zawiódł. Może najgorsze, że mama jak zawsze stanęła po jego stronie.

Wreszcie powiedziałam „dość”

Zrobiłam to impulsywnie. Przeglądałam wieczorem Instagrama, próbując odciągnąć myśli od rozmowy z mamą, kiedy znów natknęłam się na nowe zdjęcie Tomka. Tym razem plaża o zachodzie słońca, egzotyczny drink i podpis: „Bo życie jest po to, żeby je smakować”.

Nie wytrzymałam. Kliknęłam w komentarze i napisałam dwa zdania: „Fajnie, że cię stać na Malediwy. Szkoda, że nie stać na oddanie pieniędzy własnej siostrze”.

Serce waliło mi jak oszalałe. Po minucie chciałam usunąć komentarz, ale już było za późno. Ktoś zdążył go polubić. Ktoś odpisał. Ruszyła lawina.

Tomek zadzwonił godzinę później. Nie odebrałam. Napisał wiadomość: „Serio? Tak teraz załatwiamy sprawy rodzinne? Publicznie?”.

W końcu zadzwoniłam. Odbierał wściekły.

– Co ty robisz, Karolina?! Chcesz mnie ośmieszyć przed wszystkimi?

– Nie. Chciałam tylko, żebyś zrozumiał, jak to wygląda z mojej perspektywy.

– To wygląda jak tania zemsta. Jakbym był jakimś oszustem.

– A nie jesteś?

Po drugiej stronie zapadła cisza.

Nie wiem już, kim jesteśmy dla siebie – powiedział cicho i się rozłączył.

Siedziałam potem długo w ciszy, patrząc na telefon. Z jednej strony czułam ulgę. Z drugiej – coś we mnie pękło. Mój własny brat tak mnie traktuje po tych wszystkich latach, gdy pomagałam mu bez słowa sprzeciwu.

Musiałam wyznaczyć granice

Tomek przestał się odzywać. Minął tydzień, potem drugi. Zero wiadomości, zero telefonów. Jakby zniknął. Mama zadzwoniła po trzecim tygodniu.

– Karolinko... słyszałam, co się stało. Nie powinnaś była pisać tego komentarza. On naprawdę źle to przyjął.

– A ja jak mam się czuć, mamo? Mam go wciąż przepraszać, bo powiedziałam prawdę?

– On twierdzi, że go publicznie upokorzyłaś...

– Mamo, on sam siebie upokorzył, traktując mnie jak bankomat.

Po rozmowie długo siedziałam w ciszy. Michał usiadł obok, podał mi kubek herbaty.

– Wiesz, że zrobiłaś, co musiałaś. Może nie idealnie, ale jasno. Czasem trzeba postawić granicę – powiedział spokojnie.

Spojrzałam na niego. W jego oczach było zrozumienie, jakiego nie znalazłam ani u mamy, ani u brata.

– Tylko że ta granica chyba coś we mnie zniszczyła – szepnęłam.

– A może właśnie coś zbudowałaś.

Pomyślałam wtedy, że może pierwszy raz w życiu postawiłam siebie na pierwszym miejscu. I chociaż bolało, wiedziałam, że to była dobra decyzja.

Mam nadzieję, że mój brat jeszcze pójdzie po rozum do głowy i pojmie, dlaczego to zrobiłam. Liczę też na to, że kiedyś mnie przeprosi i odda pieniądze. Nie mam zamiaru puszczać mu tego płazem.

Karolina, 34 lata


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama