Reklama

Nie jestem jedynaczką – mam młodszego brata. Od zawsze były między nami spiny i w sumie nigdy nie dogadywaliśmy się do końca. Dlaczego? Jako dzieci to po prostu kłóciliśmy się jako rodzeństwo, ale z perspektywy czasu uważam, że po prostu był rozpieszczany. Między nami jest różnica pięciu lat. Odkąd pamiętam, miałam obowiązek dbać o brata. Najczęściej to ja odprowadzałam go do szkoły. To ja odrabiałam z nim część lekcji, bo byłam wzorową uczennicą, która co roku mogła pochwalić się świadectwem z czerwonym paskiem. Mój brat za to ledwo przechodził z klasy do klasy. Gdy byłam starsza, czasem nawet chodziłam na wywiadówki zamiast rodziców.

Teoretycznie fajnie jest być tym starszym, który jest ważną postacią w życiu drugiej osoby i stanowi dla niej oparcie. W praktyce jednak to ogromne obciążenie i uważam, że nie powinno ono spoczywać na barkach dzieci. Jeśli kiedykolwiek będę miała swoje, nie przerzucę odpowiedzialności na moją latorośl, jak zrobili to moi rodzice.

Tak, wiem, że w rodzinach wielodzietnych często się to tak odbywa, że starsze rodzeństwo pełni pieczę nad młodszym. My jednak byliśmy tylko we dwoje i każde z nas było dzieckiem i miało prawo do dzieciństwa. Teraz myślę, że jednak ja byłam go w dużej mierze pozbawiona. Ja byłam tą odpowiedzialną. Nigdy się nie spóźniałam. Nie trzeba mnie było pilnować, czy mam odrobioną pracę domową albo czy nauczyłam się na klasówkę. Nie trzeba było w sumie nawet chodzić na wywiadówki do mnie, bo wszystko, co istotne, przekazałam sama, a uwag do mnie nauczyciele nie mieli. Startowałam w konkursach, zdobywałam nagrody i kończyłam klasy z wyróżnieniem.

Bratu pozwalano na wszystko

Mój brat był totalnym przeciwieństwem mnie. Nie chciał się uczyć. Nie lubił szkoły. Wagarował i się spóźniał, jeśli nie odprowadzałam go do szkoły. Nie uczył się na sprawdziany, jeśli nie był pilnowany. Dlatego zawsze dziwiło mnie, że mógł robić więcej niż ja. Jeśli spóźniał się do domu, kończyło się na krzykach i groźbach, a gdy ja raz przyszłam po czasie ze spotkania z koleżanką z sąsiedniej klatki schodowej, miałam szlaban na tydzień.

On mógł oglądać filmy do późna, ja po dwudziestej pierwszej miałam się kłaść spać, a co najmniej wyłączyć telewizor. Kiedy ja miałam szesnaście lat, musiałam wracać do domu przed dwudziestą. Nie mogłam pojechać sobie do koleżanki do sąsiedniego miasta czy iść w sobotę wieczorem do pubu. Mojemu bratu na to pozwalano bez przeszkód. To tylko kilka takich prostych przykładów, które na szybko przychodzą mi do głowy.

– Czemu mu na to pozwalacie? – pytałam.

– W czym masz problem? Jesteś starsza i możesz więcej.

– Tak, teraz, ale jak byłam w jego wieku, to nie mogłam.

– To były inne czasy, a poza tym nie możemy was różnie traktować.

– Ale właśnie to robicie!

Nie mogłam pojąć, czemu moi rodzice tego nie rozumieją.

Te decyzje wywarły na niego wpływ

Co było dla mnie oczywiste, że tak się to skończy. A może nadinterpretuję? No nie wiem… Ja wyniosłam się z domu rodzinnego na trzecim roku studiów. Mój brat, Karol, był jeszcze w liceum, którego nie wiadomo było, czy skończy. Poszłam do pracy i kontynuowałam naukę. Wynajęłam mieszkanie wspólnie ze znajomymi. Było ciężko, ale radziłam sobie.

Po obronie pracy magisterskiej poszłam pracować w zawodzie jako nauczyciel języka polskiego. Nie wiem, czy na wybór mojej przyszłej pracy częściowo wpływu nie miało to, że prawie przez całe życie szkolne opiekowałam się Karolem i pomagałam mu w nauce. To musiałby się pewnie wypowiedzieć psycholog. Wzięłam mieszkanie na kredyt. Może i była to niewielka kawalerka, ale chociaż moja. Rodzice byli dumni z moich osiągnięć. Chwalili się nimi rodzinie i znajomym, a ja byłam dumna, że mogą spokojnie spać.

A Karol? Nigdy się nie wyprowadził. Liceum jakoś skończył w bólach. Nie poszedł do żadnej szkoły policealnej, nie próbował nic zmienić w swoim życiu.

– Mógłbyś poszukać coś swojego – powiedziałam do niego, gdy któregoś dnia wpadł do mnie na kawę.

– Spokojnie siostra, muszę tylko jakąś robotę na stałe złapać.

Miał już dwadzieścia lat i moim zdaniem powinien już być samodzielny. Tymczasem on łapał tylko jakieś tymczasowe zajęcia i to nawet nie na kilka miesięcy, a np. na weekend. Dorabiał marne pieniądze i cały czas był na utrzymaniu rodziców. I tak mijały lata. Karolowi stuknęło dwadzieścia pięć lat, a dalej miał prace dorywcze, choć już na dłużej niż kilka dni.

Tymczasem to ja byłam ta zła…

Nadeszły święta Bożego Narodzenia. Rodzice już byli w wieku prawie emerytalnym, a mama po udarze, który szczęśliwie nie wywołał większych konsekwencji zdrowotnych. Czekały ją jednak jeszcze rehabilitacje i raczej wątpliwe było, czy wróci do pracy zarobkowej. Przyjechałam do rodziców wcześniej, żeby pomóc w przygotowaniach i odciążyć ich chociaż trochę. Nie miało nas być dużo, bo jakieś dziesięć osób, ale dalej trzeba wszystko ugotować i naszykować.

Mój brat jednak tylko spał albo przychodził coś zjeść. Wieczorami wychodził. Przetrzymałam tak dwa dni, ale dzień przed Wigilią zapytałam rodziców, o co chodzi? Czemu w niczym nie pomaga?

– Pracuje wieczorami jako ochroniarz na jakimś obiekcie i potem jest zmęczony – powiedziała mama.

– No okej, rozumiem, że musi trochę odespać, ale zbliżają się święta, a słyszę, że leży i ogląda telewizję – mówiłam, kręcąc głową z niedowierzaniem.

– Daj bratu spokój – skwitował ojciec.

No i tak oto święta przebiegły w atmosferze takiej sobie, bo ja oczywiście nie wytrzymałam i skomentowałam, że przygotowywać to nie było komu, ale przyjść do stołu się nażreć, to miał siłę. Nie dołożył się do zakupów nawet złotówki, a był przecież jednym z domowników.

Tak minęły święta, potem Nowy Rok, który spędziłam ze znajomymi. Gdy zadzwoniłam do rodziców złożyć życzenia, przy okazji dowiedziałam się, że Karol jest w domu, bo rzucił pracę. Nie opłacała mu się – powiedział tata. Nie drążyłam, co kryło się pod tym określeniem, bo wiedziałam, że to tylko podniesie nam wszystkim ciśnienie, a nie był to dobry moment, o ile w ogóle takie istnieją.

Wychowali sobie darmozjada

Potem upłynęły kolejne dwa miesiące i brat znowu znalazł pracę. Tym razem przyjmował dostawy na magazynie jednego ze sklepów. Popracował tam niepełny okres próbny i znowu był kolejny kwartał bez pracy. Kolejna była w sklepie budowalnym, ale tam zagrzał miejsce zaledwie przez dwa tygodnie i też odszedł. Znowu nie wytrzymałam i zapytałam go przy rodzicach, bo akurat byłam z wizytą, co się stało.

– Nie spełniała moich oczekiwań – powiedział, jednocześnie nakładając sobie na talerzyk kolejny kawałek ciasta.

– Oczekiwań? Ty nigdzie nie pracowałeś nawet pół roku, masz średnie wykształcenie. Czego właściwie szukasz?

Nie wiem, ale jak znajdę, to będę wiedział.

– Jest ambitny – skwitował tata. Aż się oplułam.

– Jaki jest? To darmozjad, który zaraz będzie miał trzydzieści lat i żeruje na dwójce starszych ludzi! – nie wytrzymałam. Nie czekałam na odpowiedź. Wstałam i wyszłam, trzaskając drzwiami.

I tak oto mija pół roku, odkąd byłam u rodziców. Nie rozmawiamy ze sobą. Brat też się nie kontaktuje. Jest mi strasznie przykro i z jednej strony mam ochotę się przełamać i pierwsza wyciągnąć rękę. Z drugiej strony nie mogę znieść tego, że tak pozwalają sobą manipulować. Tak, wiem – nie da się nikogo uratować na siłę. Nie da się nawet przekonać, że robi sobie krzywdę. Nie zmuszę też brata, by dojrzał, ale to mnie przerasta. Nie wiem, co robić. Na razie czekam jeszcze na ich reakcję.

Monika, 31 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama