Reklama

Zawsze uważałem się za szczęściarza. W moim życiu pojawiła się ona, ta jedyna, z którą chciałem spędzić resztę życia. Zaręczyny były jak z bajki — klęknąłem na jednym kolanie, w świetle zachodzącego słońca, z pierścionkiem w dłoni, patrząc w jej oczy pełne blasku. Tak, to była moja narzeczona. Wtedy wydawało mi się, że nic nie może zmącić tego szczęścia.

Gdy nadarzyła się okazja wyjazdu za granicę, nie wahałem się długo. To była świetna szansa, ale oznaczała kilka tygodni rozłąki. Poprosiłem mojego młodszego brata, by miał oko na mieszkanie i, oczywiście, na moją narzeczoną. Zawsze byłem blisko z bratem, ufałem mu bezgranicznie. Był dla mnie nie tylko rodziną, ale też przyjacielem. Dlatego ani przez chwilę nie wątpiłem, że wszystko będzie w porządku.

Gdy nadszedł dzień powrotu, serce mi się radowało. W głowie już snułem plany o naszym wspólnym życiu, o przyszłości, która jawiła się w jasnych barwach. Z torbą pełną drobnych upominków i sercem pełnym tęsknoty przekraczałem próg domu, nie mogąc się doczekać, by znów ją zobaczyć i poczuć się jak w domu.

Co łączy moją narzeczoną z bratem?

Gdy tylko wszedłem do mieszkania, poczułem jakby coś się zmieniło. Powietrze było inne, choć przecież nie widziałem jeszcze nic, co mogłoby wzbudzić niepokój. Uśmiechnąłem się na widok brata i narzeczonej siedzących razem na kanapie. Wyglądali na zaskoczonych moim nagłym powrotem, ale powitanie było ciepłe.

– Marek! – moja narzeczona wstała, podbiegła do mnie i objęła mnie mocno. Jej dotyk zawsze uspokajał moje myśli. Jednak coś w tym momencie nie pasowało.

– Tęskniłem – powiedziałem, odwzajemniając uścisk, choć wewnętrznie coś mnie gryzło.

Mój brat stanął obok, klepnął mnie w ramię z szerokim uśmiechem na twarzy.

– Jak było? Przywiozłeś coś ciekawego? – zapytał z entuzjazmem.

– Jasne, że tak! – odparłem, próbując zepchnąć na bok te niejasne uczucia. Przez chwilę rozmawialiśmy beztrosko o moim wyjeździe, ale moja uwaga co chwilę wracała do tego, jak blisko siebie siedzieli na kanapie, jak wymieniali spojrzenia, które zdawały się mówić więcej, niż bym chciał usłyszeć.

W końcu, po chwili wahania, zebrałem się na odwagę.

– Czy wszystko jest w porządku? – zapytałem, starając się, by mój ton brzmiał swobodnie, ale czułem, jak napięcie rośnie.

– Oczywiście, czemu pytasz? – odpowiedziała moja narzeczona, a jej uśmiech wydawał się teraz nieco wymuszony.

– Po prostu... wydajecie się być teraz tacy bliscy – rzuciłem, próbując zmusić się do uśmiechu.

– Nie bądź głupi – zaśmiała się, próbując to obrócić w żart. Mój brat tylko wzruszył ramionami.

– Nic się nie dzieje, Marek. Po prostu się lepiej poznaliśmy, gdy ciebie nie było – powiedział spokojnie.

Ich reakcje były naturalne, ale nie mogłem pozbyć się uczucia, że coś jest nie tak. Próbowałem odepchnąć te myśli, ale ich cień już zaczął się wgryzać w moje serce.

Nie wiedziałem, komu mogę zaufać

Następne dni były jak życie na wulkanie. Próbowałem zająć myśli pracą i rutynowymi obowiązkami, ale w sercu wciąż tliła się niepewność. Coś wisiało w powietrzu, jakby niewidoczna zasłona oddzielała mnie od świata, który znałem. Każda rozmowa z narzeczoną była teraz polem minowym, a ja nie wiedziałem, gdzie mogę stąpnąć bezpiecznie.

Pewnego wieczoru, gdy siedzieliśmy przy stole, postanowiłem jeszcze raz spróbować zrozumieć, co się dzieje.

– Czy coś mnie omija? – zapytałem bez ogródek, próbując wyciągnąć z niej choćby cień prawdy.

– O co ci chodzi? – odparła z uśmiechem, ale jej oczy unikały mojego wzroku.

– O to, jak blisko jesteś z moim bratem. Po prostu... zauważam rzeczy – odpowiedziałem, starając się, by moje słowa brzmiały łagodnie, choć w środku szalały emocje.

– Marek, przestań. To, że się przyjaźnimy, nie oznacza nic złego – próbowała uspokoić sytuację, ale ja nie dałem się zwieść.

– To nie jest tylko przyjaźń, prawda? – wypaliłem, nie mogąc już dłużej tłumić swoich podejrzeń. Napięcie w pokoju było wręcz namacalne.

– Naprawdę, nie rozumiem, skąd to wszystko się bierze. Ufaj mi – odpowiedziała, ale jej głos wydawał się drżeć.

Cisza, która zapadła po tych słowach, była gęsta i ciężka. Czułem, jakby coś we mnie pękło. W miarę upływu dni napięcie rosło, a ja coraz bardziej nie wiedziałem, komu mogę zaufać. Każdy uśmiech, każdy gest, każdy szept między nimi wydawały się być kolejnym potwierdzeniem moich obaw. Czułem się jakby podstępnie wyłączany z własnego życia, niezdolny odnaleźć prawdę pośród cieni.

Rozstanie i przypadkowe spotkanie

Minął rok od tamtych trudnych dni. Starałem się prowadzić normalne życie, choć w głębi duszy czułem, że coś we mnie umarło. Pewnego popołudnia, spacerując po parku, zobaczyłem znajomą sylwetkę. To była ona, moja była narzeczona, pchająca wózek dziecięcy. Na jej twarzy malował się spokój, którego tak brakowało mi w tamtym ostatnim okresie naszej relacji.

Zawahałem się, ale postanowiłem podejść. Serce waliło mi jak młot, a w głowie przewijały się wspomnienia. Była zaskoczona, gdy mnie zobaczyła, ale po chwili na jej twarzy pojawił się ciepły, choć nieco zmieszany uśmiech.

– Marek! Co za niespodzianka... – zaczęła, ale ja skupiłem się na dziecku, które spało spokojnie w wózku.

– Jak się trzymasz? – zapytałem, próbując utrzymać neutralny ton, choć emocje wzbierały we mnie jak fale.

– Dobrze, naprawdę dobrze – odpowiedziała, spoglądając na dziecko z czułością. – A ty?

– Radzę sobie... – mruknąłem, patrząc na malucha. Nie mogłem oprzeć się pokusie, żeby zadać pytanie, które dręczyło mnie od chwili, gdy ją zobaczyłem. – Czy to dziecko jest...?

Nie musiałem kończyć. Skinęła głową, a w jej oczach dostrzegłem cień smutku. W tej krótkiej chwili, gdy nasze spojrzenia się spotkały, czułem, jakby ziemia usunęła mi się spod nóg.

– Przykro mi, Marek – powiedziała cicho, a ja poczułem, jakby wszystkie moje lęki i podejrzenia znalazły potwierdzenie.

Słowa utkwiły mi w gardle. Nie potrafiłem odpowiedzieć, ani zebrać myśli. Pożegnałem się szybko, nie ufając własnemu głosowi. To było jak cios prosto w serce, który wywrócił moje życie do góry nogami.

Rozmowa z bratam była pełna goryczy

Po tym przypadkowym spotkaniu świat wydawał się jeszcze bardziej ponury. Codzienność stała się zmaganiem z własnymi myślami i uczuciami. W głowie wciąż brzmiały mi słowa i obrazki z przeszłości, a ja nie potrafiłem znaleźć spokoju. W końcu, po wielu bezsennych nocach, postanowiłem porozmawiać z bratem. Wiedziałem, że muszę się zmierzyć z prawdą, choćby bolała najbardziej.

Spotkaliśmy się w kawiarni, gdzie nasze spotkania zazwyczaj były pełne śmiechu i rozmów o błahostkach. Tym razem atmosfera była napięta, jakbyśmy obaj nosili niewidzialne ciężary. Zaczęliśmy rozmowę od ogólników, ale ja nie zamierzałem czekać.

– Spotkałem ją. Z dzieckiem – powiedziałem nagle, patrząc mu prosto w oczy.

Mój brat spuścił wzrok. W jego twarzy widziałem mieszankę wstydu i żalu.

– Wiem, że zawaliłem, Marek – powiedział po chwili, nie podnosząc wzroku. – Nigdy nie chciałem, żeby to tak się skończyło. Nie sądziłem, że to się wydarzy.

– Jak mogłeś? – zapytałem, nie potrafiąc powstrzymać goryczy w głosie. – Jesteś moim bratem...

– Przepraszam. Kocham cię, bracie. To... to się po prostu stało. Nie mam wytłumaczenia – jego głos drżał.

– A teraz? Jesteście razem? – dopytałem, starając się opanować drżenie głosu.

– Nie, Marek. To było... to było błędem. Zakończyliśmy to już dawno. Ale jest dziecko, które potrzebuje ojca – wyznał, a ja poczułem się, jakby fala emocji przeszła przeze mnie.

Cisza, która zapadła, była długa i bolesna. Żadne z nas nie miało słów, które mogłyby naprawić zniszczone relacje. Wiem, że mój brat też cierpiał, ale zdrada zawsze pozostawia blizny, które trudno jest zabliźnić.

Marek, 36 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama