Reklama

Mam pracę w agencji kreatywnej, wynajmuję mieszkanie w centrum, dzwonię do mamy przynajmniej raz w tygodniu. Moja siostra mówi, że jestem grzeczny, a znajomi z pracy śmieją się, że mam syndrom starszego brata – zawsze wszystko planuję, kalkuluję, analizuję. Może mają rację. Zawsze próbowałem być taki, jakim chciałaby mnie widzieć moja rodzina: stabilny, odpowiedzialny, przewidywalny.

Zmieniła moje życia

A potem pojawiła się Inez. Nie wiem, jak to się stało, że się zakochałem. Może to przez ten jej śmiech, który brzmi jak dzwonki wietrzne, albo sposób, w jaki patrzy na rośliny, jakby były jej starymi przyjaciółmi? Potrafi siedzieć w ciszy godzinami i nigdy się nie nudzi i śpi z kaktusem przy głowie, bo „emituje ochronną energię”. Od pół roku jesteśmy zaręczeni.

Tyle że nikt o niej nie wie. Rodzicom nic nie powiedziałem. Bo Inez to nie „normalna dziewczyna” według mojej rodziny. Chodzi boso, medytuje przy świecach, leczy dotykiem i nie wierzy w szczepionki. Jest wolna, inna, piękna. I to właśnie jej inność sprawia, że kocham ją jeszcze mocniej, ale też przez nią boję się ją pokazać światu.

Któregoś dnia moja siostra Magda wpadła bez zapowiedzi. To do niej podobne. Powiedziała później, że akurat była w okolicy i pomyślała, że wpadnie na herbatę. Nie miałem nic do ukrycia, a przynajmniej tak mi się wydawało. Tyle że tego dnia Inez została u mnie na noc. Szykowaliśmy razem śniadanie, rozmawialiśmy o dziwnych snach, które miała, i o tym, czy banany mają dobrą energię – typowy poranek z nią. Nie spodziewałem się wizyty nikogo z zewnątrz.

Odkryła mój sekret

Magda nie weszła od razu. Później powiedziała, że obeszła blok i zauważyła, że nasz balkon był uchylony. Stała tam kilka minut. Patrzyła przez firankę. Inez chodziła boso po mieszkaniu, mówiła coś do monstery, przytulała się do paprotki. Widziała, jak Inez ustawia jakieś kryształki wokół kanapy.

Weszła w końcu, robiąc hałas, jakby chciała dać mi szansę na wytłumaczenie się. Inez akurat poszła do łazienki, a Magda zaczęła swoje przesłuchanie.

– Kim ona jest? – zapytała bez ogródek. – I dlaczego nic nie mówiłeś?

Wzruszyłem ramionami, próbując nie pokazać zdenerwowania.

– To Inez. Moja narzeczona.

– Narzeczona? – Powtórzyła, jakby nie dowierzała. – Czy ty oszalałeś? Ona rozmawia z roślinami!

Poczułem, jak gotuje się we mnie gniew, ale jeszcze mocniej – wstyd. Nie za Inez. Za to, że nie potrafiłem jej obronić od razu.

– Dlaczego ją ukrywasz? – ciągnęła Magda. – Bo wiesz, że mama by dostała zawału?

Sam nie wiedziałem, jak to skończyć. Może faktycznie się bałem. Żyłem w przekonaniu, że lepiej milczeć niż tłumaczyć coś, czego inni i tak nie zrozumieją.

Nie miałem wyjścia

Po tamtej wizycie Magdy nie było już odwrotu. Mama dzwoniła codziennie, zadając pytania, które brzmiały niewinnie, ale były jak szpilki. Czy ta dziewczyna ma pracę? Skąd się znacie? Czy to prawda, że nie nosi butów? Czułem się, jakbym był na egzaminie z normalności.

Inez przyjmowała to ze spokojem. Gdy powiedziałem jej, że może czas zorganizować wspólny obiad z moją rodziną, uśmiechnęła się i powiedziała tylko: „Wreszcie”. A potem dodała: „Nie bój się. Będę sobą”. Właśnie tego się bałem najbardziej.

Na dzień przed spotkaniem próbowałem ją przygotować. Tłumaczyłem, by mówiła mniej o energii i nie wspominała o tym, że spała kiedyś w namiocie na dachu kamienicy. Ona tylko słuchała i kiwała głową, a potem objęła mnie za szyję i szepnęła: „Kuba, jeśli mają mnie zaakceptować, to nie jako kogoś, kogo wymyśliłeś”. Wieczorem zadzwoniła mama.

– Czy ta dziewczyna wie, że ma się ubrać normalnie? – zapytała sucho.

Zamarłem. Zamiast odpowiedzieć, spojrzałem na lnianą suknię Inez wiszącą na krześle. Westchnąłem.

Było koszmarnie

W dzień obiadu byłem kłębkiem nerwów. Miałem wrażenie, że wszystko może się rozpaść przy pierwszym zdaniu. Inez przyszła punktualnie. Miała na sobie lnianą suknię, włosy luźno spięte, a na szyi zawieszony amulet. Pachniała jak las po deszczu. I wyglądała jak ktoś z innego świata.

Mama zamarła w progu. Tata chrząknął. Magda teatralnie uniosła brwi. Jedynie babcia Hela uśmiechnęła się ciepło i powiedziała:

– Masz dobre oczy, dziecko.

Obiad był koszmarny. Rozmowy się rwały, sztućce brzęczały zbyt głośno, a Inez – jak zawsze spokojna – mówiła miękko i nie próbowała nikogo udobruchać. Czułem się, jakbyśmy byli na scenie, a widownia czekała na potknięcie. I wtedy babci nagle zabrakło tchu.

Wszyscy zamarli, mama spanikowała, a Inez bez słowa uklękła przy babci. Złapała jej dłonie, mówiła do niej cicho, głaskała po ramieniu. Patrzyła jej w oczy z taką uwagą, jakiej nie widziałem u nikogo od lat. Babcia zaczęła powoli oddychać. Po kilku minutach uspokoiła się.

– Ona ma dobre ręce – powiedziała z uśmiechem.

W salonie zapadła cisza. A ja, patrząc na Inez, poczułem coś dziwnego. Dumę. Ulgę. I pewność, że nie mam się czego wstydzić.

Wszystko się zmieniło

Mama nadal patrzyła na Inez z podejrzliwością, ale przestała komentować jej strój. Magda, co zaskoczyło mnie najbardziej, zaczęła zadawać pytania. Najpierw ostrożnie – o te kryształy, które Inez nosiła przy sobie. Potem odważniej – czy medytacja naprawdę coś daje i czy każdy może się tego nauczyć.

Siedzieliśmy jeszcze chwilę przy herbacie, a rozmowa toczyła się spokojniej niż myślałem. Tata milczał, ale co jakiś czas zerkał na Inez z czymś w rodzaju ciekawości. Inez była sobą – ani razu nie próbowała się dostosować. Uśmiechała się, mówiła szczerze, nie unikała tematów. Nie przepraszała za to, kim jest.

Wieczorem, gdy wróciliśmy do mieszkania, usiadłem z nią na podłodze. Pachniała ziołami i miodem. Trzymałem ją za rękę.

– Przepraszam, że się wstydziłem – powiedziałem cicho. – Że próbowałem cię zmienić.

Uśmiechnęła się i oparła czoło o moje.

– Ja niczego nie żałuję – odpowiedziała. – Byłam sobą. I to wystarczyło.

Poczułem coś, czego nie znałem wcześniej. Spokój.

Jakub, 30 lat

Reklama
Reklama
Reklama