Reklama

Ludzie myśleli, że miałam idealne życie. Wystarczyło spojrzeć na moje zdjęcia w mediach społecznościowych: luksusowe wakacje, drogie ubrania, eleganckie kolacje w najlepszych restauracjach w Warszawie.

Kiedy wrzucałam kolejne ujęcie z Bali czy Paryża, znajome z dawnych lat zasypywały mnie wiadomościami: „Zazdroszczę ci! Chciałabym mieć takie życie!” Uśmiechałam się wtedy do ekranu i zastanawiałam, co by powiedziały, gdyby zobaczyły mnie naprawdę. Siedzącą w pustym, chłodnym salonie, w przyciasnej sukience, którą Tomasz wybrał dla mnie, z kieliszkiem drogiego wina, którego smaku nawet nie lubiłam.

Codzienność miałam zaplanowaną co do minuty – oczywiście nie przeze mnie. Masaż o 10:00, lunch z żonami jego wspólników o 13:00, kolacja o 19:00. Nie musiałam pracować, nie musiałam się martwić o pieniądze – tyle razy mi to powtarzał. „Masz wszystko, Karolina”. Ale czy na pewno?

Dzwonek telefonu wyrwał mnie z zamyślenia. To był Tomasz. Odebrałam i już wiedziałam – znowu zmienił moje plany.

Nie miałam prawa głosu

Kolacja miała być miła. Przynajmniej tak sobie obiecałam, gdy przez godzinę przygotowywałam się w garderobie. Wysokie szpilki, delikatny makijaż, sukienka, którą Tomasz przysłał mi kurierem z informacją, że „będzie idealna na wieczór”. W restauracji, jak zwykle, czekał na mnie przy stoliku – elegancki, opanowany, pochłonięty przeglądaniem telefonu.

– Spóźniłaś się. – Nie podniósł nawet wzroku.

– Pięć minut.

Powinnaś przewidywać korki – odłożył telefon i skinął na kelnera. – Zamówiłem ci stek. Średnio wysmażony, tak jak lubisz.

Nie powiedziałam, że od kilku tygodni nie jadłam czerwonego mięsa. Po co? I tak by tego nie przyjął do wiadomości.

– Myślałam, że moglibyśmy porozmawiać. – Przesunęłam palcami po krawędzi kieliszka z winem.

– Słucham.

Wzięłam głęboki oddech. Wiedziałam, że nie spodoba mu się to, co powiem.

Chciałabym wrócić do pracy. Może nie od razu na pełen etat, ale...

Tomasz uniósł brew i odchylił się na krześle.

– Naprawdę myślisz, że miałbym pozwolić ci tracić czas na coś takiego? Przecież masz wszystko.

– Nie chodzi o pieniądze, tylko o mnie. Chcę mieć coś swojego.

Zmarszczył brwi, jakby próbował zrozumieć. Jakby to, co mówię, było w innym języku.

– Masz mnie. To powinno ci wystarczyć.

Jego słowa zawisły między nami. Wtedy zrozumiałam, że ta rozmowa nie ma sensu. Sięgnęłam po kieliszek i przełknęłam wino, które nagle smakowało jak gorzka porażka.

Przyjaciółka mnie buntowała

– I co on na to? – Alicja patrzyła na mnie znad filiżanki kawy, a ja tylko wzruszyłam ramionami.

Siedziałyśmy w naszej ulubionej kawiarni, tej, do której Tomasz nie zaglądał. Kiedyś uważał, że to „zbyt przeciętne miejsce”, ale dla mnie miało jedną ogromną zaletę – mogłam tu być sobą.

– Co zawsze. Że mam wszystko, więc powinnam być wdzięczna.

Alicja pokręciła głową i parsknęła pod nosem.

– Wdzięczna za co? Za życie w złotej klatce?

Uśmiechnęłam się słabo, choć wcale nie było mi do śmiechu.

– Ludzie myślą, że jestem szczęściarą – oparłam się o blat stolika. – Patrzą na moje życie jak na bajkę.

– Ludzie gówno wiedzą. – Alicja spojrzała na mnie uważnie. – Karola, powiedz mi szczerze... Myślisz o tym, żeby odejść?

Zacisnęłam palce na uchwycie filiżanki, jakbym kurczowo trzymała się czegoś, co w każdej chwili mogło mi się wymknąć.

– Nie wiem. Boję się.

– Czego?

Westchnęłam.

– Że nie potrafię żyć inaczej.

Alicja przez chwilę milczała. Znałyśmy się od lat, wiedziała, przez co przechodzę, ale nigdy mnie nie naciskała.

– Wiesz, co jest najgorsze? – powiedziała cicho. – To, że zaczynasz się do tego przyzwyczajać. Do tego, że ktoś mówi ci, co masz robić, z kim się spotykać, jak się ubierać.

Nie zaprzeczyłam. Bo miała rację. Telefon na stole zawibrował. Tomasz.

„Gdzie jesteś?”

Spojrzałam na Alicję.

– Muszę iść.

Oczywiście, że musisz – prychnęła. – Przecież Tomasz nie lubi czekać.

Mąż miał pretensje

Drzwi do mieszkania zamknęły się za mną cicho, ale Tomasz i tak już czekał. Siedział w salonie, w półmroku, z kieliszkiem whisky w dłoni.

– Gdzie byłaś? – Jego głos był spokojny, ale to tylko złudzenie.

– Na kawie z Alicją.

Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów, jakby szukał śladów kłamstwa.

Nie podoba mi się, jak na ciebie wpływa – odstawił szkło na stolik. – Wydaje ci się, że masz jakieś braki. Że czegoś ci brakuje. A przecież masz wszystko.

Ścisnęło mnie w gardle. Te same słowa, ta sama tonacja. Jakbym wpadła w pętlę, z której nie ma wyjścia.

– Nie rozumiem, dlaczego to problem – zaczęłam ostrożnie. – Przecież Alicja to moja przyjaciółka.

Tomasz uśmiechnął się kącikiem ust, ale ten uśmiech nigdy nie docierał do jego oczu.

– Bo zmienia ci sposób myślenia. Miesza ci w głowie. A ja nie chcę, żebyś była nieszczęśliwa.

Podeszłam do stolika, ale zanim zdążyłam sięgnąć po wodę, Tomasz złapał mnie za nadgarstek. Delikatnie, niemal czule.

– Karolina – westchnął, patrząc mi w oczy. – Po co ci to wszystko?

Zacisnęłam usta. Wiedziałam, co powinnam odpowiedzieć.

– Masz rację. Przesadzam.

Jego uścisk zelżał.

– Widzisz? – uśmiechnął się. – Chcę tylko twojego dobra.

Kiwnęłam głową. A potem poszłam do łazienki, zamknęłam się od środka i wpatrywałam się w swoje odbicie w lustrze. Nie wiedziałam już, kim jestem.

Chciałam odejść

– Musisz w końcu coś zrobić, Karolina – głos Alicji w telefonie był stanowczy. – Jeśli teraz nie odejdziesz, nie zrobisz tego nigdy.

Przycisnęłam słuchawkę mocniej do ucha, rozglądając się nerwowo po kawiarni. Bałam się, że ktoś mnie usłyszy. Bałam się wszystkiego.

– A jeśli nie dam rady? – wyszeptałam. – Jeśli on mnie znajdzie?

– O czym ty mówisz?! – Alicja aż sapnęła ze złością. – Przecież to nie więzienie!

Dla niej było to proste. Dla mnie – nie.

– Mogę do ciebie przyjechać? – zapytałam cicho.

– Oczywiście! – Alicja nawet się nie zawahała. – Spakuj kilka rzeczy i przyjedź, kiedy Tomasz będzie w pracy.

Odetchnęłam głęboko. To mogło się udać. Tego wieczoru Tomasz jak zwykle przeglądał raporty na laptopie, popijając whisky.

– Jutro wychodzę na kilka godzin – rzucił beznamiętnie. – Będę miał spotkania.

Serce podskoczyło mi do gardła. To moja szansa.

– W porządku – odpowiedziałam jak zawsze, spokojnym głosem.
Ale w środku już układałam plan.

To było nierealne

Następnego dnia, gdy tylko drzwi za nim się zamknęły, wcisnęłam do torby kilka ubrań. Telefon, dokumenty, pieniądze, które przez miesiące chowałam w książce na półce. Jeszcze tylko klucze, płaszcz… Złapałam za klamkę. I wtedy usłyszałam jego głos z korytarza.

Czekaj na mnie z kolacją.

Zamarłam.

Pędziłam przez miasto taksówką, wpatrując się w ekran telefonu. Alicja pisała:

„Czekam. Zrobimy herbatę i pogadamy. Po prostu przyjedź”.

Miałam wszystko – torbę, pieniądze, dokumenty. Czułam, jak serce bije mi szybciej, jak adrenalina rozlewa się po moim ciele. W końcu to robię. W końcu uciekam. Kiedy Alicja otworzyła mi drzwi, rzuciłam jej się na szyję, a potem niemal opadłam na kanapę.

– Nie wierzę, że to zrobiłaś – powiedziała, podając mi herbatę.

– Nie wiem, co teraz. – Przetarłam twarz dłońmi. – To jakieś szaleństwo.

– Nie, Karolina. Szaleństwem jest to, w czym żyjesz.

Przez chwilę milczałyśmy. Patrzyłam na swoje dłonie, na kubek wypełniony gorącą herbatą. Myślałam o tym, co dalej. O tym, jak musiałby wyglądać mój nowy świat bez Tomasza. I wtedy to poczułam. Strach. Paraliżujący, obezwładniający. Jak sobie poradzę? Gdzie pójdę? Co powiem ludziom? Spojrzałam na zegarek.

– Muszę wracać.

Alicja zmarszczyła brwi.

– Co?

– Tomasz… On wraca o dziewiętnastej. Nie może zastać pustego domu.

– Karolina, błagam. – Alicja złapała mnie za rękę. – Nie rób tego.

Wyrwałam się delikatnie.

– Muszę.

Wróciłam potulnie do domu

Godzinę później byłam z powrotem w mieszkaniu. Włożyłam fartuch, wyjęłam patelnię. Woda na makaron już się gotowała, gdy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Tomasz wszedł jak zawsze – pewnym krokiem, bez cienia zdziwienia.

– Co dziś na kolację? – zapytał, jakby nic się nie wydarzyło.

A ja tylko uśmiechnęłam się słabo i wróciłam do krojenia warzyw. Tomasz zjadł kolację w milczeniu, przeglądając wiadomości na telefonie. Ja skubałam makaron, choć nie byłam w stanie przełknąć ani kęsa. Czułam, jak moje ciało się trzęsie, ale on tego nie zauważył. Nigdy niczego nie zauważał – dopóki nie zrobiłam czegoś, czego nie pochwalał.

Kiedy wstał od stołu i podszedł do mnie, zastygłam.

Dobra żona zawsze czeka w domu – powiedział cicho, muskając palcami mój kark. – Dobrze, że to rozumiesz.

Nie odpowiedziałam. Tego wieczoru leżałam w łóżku, wpatrując się w sufit. Tomasz już spał, jego oddech był równy, spokojny. Jakby nic się nie wydarzyło. Jakby nie zauważył, że byłam gotowa odejść, że już trzymałam klamkę drzwi do innego życia. Ale przecież wróciłam.
Następnego dnia wstałam jak zawsze – wypiłam poranną kawę, przebrałam się w sukienkę, którą Tomasz lubił. Znów odegrałam swoją rolę.

Kiedy przyszła wiadomość od Alicji, nie odpisałam. Na zdjęciach w mediach społecznościowych wszystko wyglądało tak samo. Kolejna idealna kolacja, kolejna luksusowa torebka, kolejny egzotyczny wyjazd. Ludzie nadal zazdrościli mi życia, którego tak naprawdę nienawidziłam. Ale nikt nie musiał tego wiedzieć. Bo nie miałam odwagi, by to zmienić.

Karolina, 29 lat

Czytaj także: „Mąż zrobił ze mnie darmową opiekunkę teściowej. Nigdy nie lubiłam tej baby, a jestem na nią skazana”
„Byłem wdzięczny żonie, że mnie zostawiła. Zawsze wiedziałem, że nigdy nie będzie miała ze mnie pożytku”
„50 lat temu zaprosiłem żonę na pierwszą randkę. A teraz ze łzami w oczach musiałem przygotować ostatnią”

Reklama
Reklama
Reklama