Reklama

Od lat pielęgnowałam mój ogród z ogromną miłością i starannością. Było to miejsce pełne wspomnień, które przypominało mi o moim zmarłym mężu. Szczególnie dbałam o rzadką odmianę róż o głębokim burgundowym kolorze, którą kiedyś mi podarował. Te róże były naszym wspólnym projektem, pasją, która nas zbliżała.

Reklama

Ja jej tego nie odpuszczę

Pewnego ranka, jak co dzień, wyszłam do ogrodu, aby podlać rośliny i nacieszyć się ich widokiem. Na widok przekopanej ziemi zamarłam. Moje róże zniknęły, a w ich miejscu widniała tylko ziemia. Serce mi stanęło, a w głowie zawirowało. Jak to możliwe? Rozglądałam się desperacko, aż nagle mój wzrok padł na ogród Marleny, mojej sąsiadki. Róże stały tam dumnie wyeksponowane. W pierwszej chwili poczułam, jak gniew zalewa mnie falą. Czy naprawdę ktoś odważył się tak bezczelnie wejść na moją posesję i ukraść coś, co dla mnie było bezcenne? Wiedziałam, że muszę działać natychmiast.

Zdecydowana na konfrontację z Marleną, ruszyłam w stronę jej domu. Nogi jakby same niosły mnie ku jej drzwiom. Czułam, jak moje serce bije szybciej z każdym krokiem. Gdy dotarłam do furtki, zapukałam mocno, choć starałam się zachować spokój.

– Marlena, co się stało z moimi różami? – zapytałam, starając się utrzymać opanowany ton głosu, choć wewnątrz gotowałam się ze złości.

Marlena wyszła z domu, zaskoczona moim pojawieniem się. Na jej twarzy pojawiło się zdziwienie, które jednak szybko zamieniło się w coś na kształt niechęci.

– Jakimi różami? – zapytała, unosząc brwi, jakby naprawdę nie wiedziała, o co mi chodzi.

– Tymi, które ktoś wykopał z mojego ogrodu i teraz rosną u ciebie – wyjaśniłam, wskazując na jej stronę płotu, gdzie moje ukochane róże teraz były dumnie wyeksponowane.

Marlena skrzyżowała ręce na piersi, a na jej twarzy pojawił się uśmiech, który odczytałam jako wyzwanie.

– Kochana, te róże zawsze były u mnie. Może się pomyliłaś? – odpowiedziała chłodno.

Czułam, jak zaczynam tracić cierpliwość

Jak można być tak bezczelnym? Zaczęłam się zastanawiać, czy Marlena naprawdę wierzy w to, co mówi, czy po prostu gra przede mną. Nie chciałam, żeby sąsiedzi wyszli z domów, przyciągnięci naszą kłótnią, ale nie mogłam pozwolić, żeby jej kłamstwa zapanowały nad prawdą.

– Nie mylę się! Sama je sadziłam, to prezenty od mojego męża! – powiedziałam stanowczo, czując, jak wzbiera we mnie determinacja.

Marlena wzruszyła ramionami.

– To niemożliwe. Może po prostu ktoś inny je wykopał i posadził u mnie? – rzuciła obojętnie.

Wiedziałam, że ta rozmowa nigdzie nie prowadzi, ale nie mogłam się poddać. Musiałam dowiedzieć się prawdy. Po nieudanej rozmowie z Marleną postanowiłam zadzwonić do Pawła, mojego wnuka. Zawsze mogłam na niego liczyć w trudnych chwilach. Opowiedziałam mu o sytuacji, a on nie wahał się ani chwili – obiecał, że przyjedzie po południu, żeby zobaczyć, co się dzieje.

Kiedy Paweł dotarł, wyjaśniłam mu wszystko jeszcze raz, a on z troską w oczach spojrzał na mnie.

– Babciu, jesteś pewna? – zapytał, choć w jego głosie słychać było, że mi wierzy.

– Oczywiście, że jestem! To róże od twojego dziadka! – odpowiedziałam stanowczo, wskazując na ogród Marleny.

Razem podeszliśmy do płotu, gdzie Paweł zaczął przyglądać się roślinom. Po chwili zauważył coś, co przykuło jego uwagę. To była charakterystyczna podpórka, którą kilka dni temu widziałam jeszcze w moim ogrodzie.

– To dziwne – powiedział, wskazując na podpórkę. – Ta podpórka była u ciebie, prawda?

Skinęłam głową, czując, że mam kolejny dowód na moją korzyść.

– Dokładnie! To moje róże! – odpowiedziałam z ulgą, choć wiedziałam, że to jeszcze nie koniec walki.

Paweł postanowił porozmawiać z Marleną, jednak ona wciąż upierała się przy swoim.

– Nie wiem, skąd te oskarżenia, ale jeśli nie przestaniecie, będę zmuszona wezwać policję – powiedziała chłodno, patrząc na nas z wyższością.

Po tej rozmowie zaczęłam wątpić, czy kiedykolwiek uda mi się odzyskać moje róże. Może naprawdę nie znajdę dowodów, które przekonałyby Marlenę do zwrotu tego, co mi ukradła? Ale nie zamierzałam się poddawać.

Jak można być tak bezczelnym?

Wieczorem usiadłam z Pawłem na werandzie, zastanawiając się, co zrobić dalej. Wtedy przypomniałam sobie o naszym sąsiedzie, panu Leonie. Mieszkał na tej ulicy od zawsze i zawsze miał oko na to, co dzieje się wokół. Może on widział coś, co mogłoby pomóc rozwiązać tę sprawę.

– Paweł, może porozmawiamy z panem Leonem? – zasugerowałam, a on skinął głową na znak zgody.

Podreptaliśmy do jego domu, mając nadzieję, że może posiada jakieś cenne informacje. Gdy zapukaliśmy do jego drzwi, Leon otworzył z ciepłym uśmiechem.

– W czym mogę pomóc, moi drodzy? – zapytał, spoglądając na nas zza okularów.

– Panie Leonie, widział pan może coś dziwnego ostatnio, związanego z moimi różami? – zapytałam z nadzieją.

Pan Leon chwilę się zastanawiał, a potem jego twarz przybrała bardziej poważny wyraz.

– No cóż… kilka dni temu widziałem Marlenę z łopatą przy płocie – powiedział, drapiąc się po głowie. – Wydawało mi się to dziwne, ale nie chciałem się mieszać.

Spojrzeliśmy na siebie z Pawłem, czując, że jesteśmy coraz bliżej prawdy.

A widział pan, co dokładnie robiła? – dopytał Paweł.

– Przekładała coś na swoją stronę. Pomyślałem, że może po prostu przesadzała rośliny… – odpowiedział Leon, wzruszając ramionami.

To było właśnie to, czego potrzebowaliśmy. Świadek, który potwierdził nasze podejrzenia. Czułam, jak wraca do mnie nadzieja, że jednak odzyskam swoje róże. Wiedzieliśmy, że musimy ponownie porozmawiać z Marleną. Tym razem mieliśmy coś więcej niż tylko moje słowo.

Róże muszą wrócić na swoje miejsce

Z nowym zapałem ruszyliśmy z Pawłem do domu Marleny. Tym razem czułam się pewniej, wiedząc, że mamy świadka, który mógł potwierdzić moje słowa. Zapukaliśmy do drzwi, a po chwili Marlena pojawiła się na progu, patrząc na nas z mieszanką irytacji i ciekawości.

Co tym razem? – zapytała, nie kryjąc zmęczenia naszymi odwiedzinami.

Paweł nie tracąc czasu przeszedł do sedna sprawy.

– Mamy świadka. Pan Leon widział, jak przesadzała pani róże – oznajmił stanowczo, patrząc Marlenie prosto w oczy.

Marlena na moment zamilkła, jakby zastanawiając się, co odpowiedzieć. Jej twarz przybrała kamienny wyraz, ale widać było, że informacja o Leonie ją zaskoczyła.

– Może źle widział… – zaczęła, ale jej głos brzmiał mniej pewnie niż wcześniej.

Nie mogłam już dłużej milczeć. Musiałam powiedzieć jej, jak bardzo mnie to wszystko zabolało.

– Tu nie chodzi tylko o rośliny. To są wspomnienia, które mi ukradłaś – powiedziałam z żalem, starając się, aby zrozumiała, jak ważne są dla mnie te róże.

Marlena przez chwilę się wahała, jakby rozważała swoje opcje. Potem prostując się, wzruszyła ramionami i wypuściła powietrze.

– No dobrze. Może trochę przesadziłam. Ale te róże tak pięknie wyglądały! – przyznała się w końcu, choć niechętnie.

Paweł spojrzał na mnie, a ja czułam, że jestem rozdarta. Z jednej strony miałam nadzieję na odzyskanie moich róż, z drugiej czułam gorycz, wiedząc, że relacja z Marleną już nigdy nie będzie taka sama.

– Chcę je odzyskać – powiedziałam spokojnie, choć stanowczo.

Ich miejsce jest w moim ogrodzie

Następnego dnia, gdy wstałam rano, zobaczyłam, że róże powróciły na swoje miejsce. Marlena musiała przesadzić je z powrotem w nocy. Poczułam ulgę, widząc moje ukochane kwiaty w ich dawnym miejscu. Były znów u mnie, jak część mojej przeszłości, która do mnie wróciła. Jednak radość, jaką odczuwałam, była niepełna.

Przez okno zauważyłam Marlenę, która ukradkiem spoglądała w moją stronę. Nasze spojrzenia się spotkały. Chciałam się do niej uśmiechnąć, pokazać, że nie żywię już urazy, ale coś we mnie powstrzymało ten gest. Relacja, która kiedyś była neutralna, teraz naznaczona była cieniem nieufności i niechęci.

Czy było warto walczyć o róże? Bez wątpienia tak. Były symbolem miłości mojego męża, wspomnieniem wspólnie spędzonych chwil, czymś, co przypominało mi, że pomimo jego odejścia, część niego wciąż jest ze mną. Jednakże ta cała sytuacja nauczyła mnie, że zaufanie jest równie cenne, a jego utrata niesie ze sobą ciężkie konsekwencje.

Czułam się rozdarta. Z jednej strony cieszyłam się, że moje róże wróciły do mnie, z drugiej wiedziałam, że coś bezpowrotnie się zmieniło. Marlena już nigdy nie będzie dla mnie tylko sąsiadką. Każda wizyta w ogrodzie przypominała mi o tej zdradzie, która, choć mogła wydawać się błaha, zostawiła ślad na moim sercu. Czas leczy rany, mawiają. Miałam nadzieję, że i tym razem tak będzie. Że kiedyś uda mi się wybaczyć i zapomnieć. Ale póki co, cieszyłam się z powrotu moich róż i postanowiłam skupić się na tym, co naprawdę ważne – na pielęgnowaniu wspomnień, które były mi tak drogie.

Teresa, 65 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama