„Bartek robił wszystko, żebym była szczęśliwa. Płacił rachunki, spełniał zachcianki, a ja nadal nic nie czułam”
„Bartek nie robił mi wyrzutów, nie naciskał. Wręcz przeciwnie – planował atrakcje, dbał, kupował mi nowe buty, zabierał na wernisaże. Ludzie mówili, że mam szczęście, że trafił mi się prawdziwy facet. I może rzeczywiście tak było, ale inna doceniłaby go bardziej”.

- Listy do redakcji
Kiedy straciłam etat w wydawnictwie, poczułam się jak wyrzucona z własnego życia. Do tej pory sądziłam, że przyjaciółki z pracy naprawdę mnie lubią – dzieliłyśmy się lunchami, plotkami i memami na czacie. Ale gdy przestałam być jedną z nich, bo nie miałam już gdzie pracować, nagle zniknęły też zaproszenia na piwo i wspólne kino. Telefon milczał. Messenger świecił pustką. Kiedy raz zdobyłam się na odwagę i poprosiłam Olgę o pożyczkę na prąd, usłyszałam, że oszczędza na remont kuchni. Aneta marzyła o nowym iPhonie. A Justyna, z którą kiedyś dzieliłam się rozterkami, rzuciła:
– Może zapytaj w banku o pożyczkę.
Jakby nie wiedziała, że dla bezrobotnej z kiepską historią kredytową to żart.
Nie miałam nikogo. Rodzice – emeryci pod Białymstokiem – sami ledwo dawali radę. Związków nigdy nie umiałam budować, znajomi nagle się odcięli zajęci swoim życiem. I właśnie wtedy pojawił się Bartek, chłopak, z którym byłam kilka lat temu. Rozstaliśmy się, bo nie umiałam się w nim zakochać. Był w porządku, opiekuńczy, ciepły. Ale nie było między nami chemii. On mówił, że mnie kocha. Ja wiedziałam, że to nie to. I dlatego odeszłam. Po rozstaniu próbował jeszcze – dzwonił, zapraszał na kawę, mówił, że warto spróbować znów. Nie zgadzałam się. Uważałam, że nie można wymusić uczuć.
Spotkałam go przypadkiem
Zobaczyłam go pod urzędem pracy. Miał w rękach siatkę z narzędziami.
– Cześć, Kalina – usłyszałam znajomy głos.
Odwróciłam się odruchowo.
– Bartek? Ty tu?
– Robię coś dla urzędu. Instalacja sieci. A ty?
– Szukam pracy – odpowiedziałam. – Bez skutku.
Zaproponował kawę. Poszliśmy do tej samej kawiarni, co kiedyś. Zapytał o moje życie, czy mam kogoś. Przyznałam, że nie. Sam też był sam. Po trzech dniach zaprosił mnie na koncert zespołu, który kiedyś oboje uwielbialiśmy.
– Kalina, nie musisz płacić. Po prostu chodź. To będzie jak kiedyś.
Wiedziałam, że mnie na to nie stać. Ale poszłam. I dobrze się bawiłam. Bartek był uroczy, zabawny. Znów przypominał mi wspólne chwile: szalony wypad nad jezioro, śmieszne sytuacje z podróży. Kiedy chwycił mnie za rękę, nie cofnęłam się. Gdy pocałował – odwzajemniłam pocałunek. Dopiero w nocy, sama w mieszkaniu, dopadły mnie wątpliwości. Przecież już to przerabialiśmy. Przecież wiem, że go nie pokocham. A jednak, gdy zadzwonił z propozycją wspólnego weekendu w górach, nie odmówiłam. Mimo że nie miałam kasy.
– Teraz ja mam pieniądze, później ty – rzucił lekko.
I pojechaliśmy. Wieczorem piliśmy wino. Było miło. Bez napięć. Bez pożądania, ale wylądowałam z nim w łóżku. I znów nie poczułam nic.
Dbał o mnie
Po tym wyjeździe wszystko zaczęło toczyć się szybciej, niż bym chciała. Bartek zaczął pojawiać się w moim życiu codziennie. Przynosił zakupy – moje ulubione pesto, ser kozi, nawet te drogie jogurty z owocami, na które teraz mnie nie było stać. Przyniósł też mój ulubiony krem do twarzy. Nie pytał, czego potrzebuję – on po prostu wiedział.
– Chciałem, żebyś miała trochę spokoju – mówił. – Nie musisz się teraz o nic martwić.
I rzeczywiście, przez chwilę poczułam ulgę. Ktoś o mnie dbał. Ktoś mnie zauważał. Gotowałam obiady, sprzątałam, chodziłam z nim do kina, do jego znajomych, na kolacje w modnych miejscach, do których wcześniej zaglądałam tylko przez witrynę. Wszyscy traktowali nas jak parę, a ja nie zaprzeczałam.
Zapytałam raz, czy coś znalazł w swojej firmie, może jakiś etat, staż, cokolwiek. Uśmiechnął się smutno:
– Pamiętam, szukam, ale na razie cisza.
Zaczęłam wierzyć, że nie muszę się spieszyć. Że może to wszystko to przejściowy stan, bezpieczny kokon, który mnie uratuje, dopóki nie stanę znowu na nogi. Tylko jedno nie dawało mi spokoju – noc. Jego dotyk, czułe gesty, pocałunki. Czułam się, jakbym grała w filmie, którego nie wybrałam. Czasem udawałam zmęczenie. I Bartek zawsze to przyjmował. Ale ja czułam, że oszukuję nie tylko jego. Oszukiwałam też siebie.
Czułam do siebie wstręt
Minął miesiąc, potem drugi, a ja coraz rzadziej zaglądałam na portale z ofertami pracy. Na początku miałam jeszcze w zakładkach kilka ogłoszeń, przygotowane CV, ale z czasem nawet nie włączałam laptopa. Zamiast tego gotowałam, piekłam, dopasowywałam się do rytmu Bartka. On wracał z pracy, a ja już czekałam z obiadem i pomalowanymi paznokciami. Czułam się jak własna karykatura.
– Kalina, jesteś niesamowita – mówił często. – W życiu nie jadłem lepszej zupy krem.
Uśmiechałam się, dziękowałam, a w środku czułam, że coś tracę siebie. Bartek nie robił mi wyrzutów, nie naciskał. Wręcz przeciwnie – planował atrakcje, dbał, kupował mi nowe buty, zabierał na wernisaże. Ludzie mówili, że mam szczęście, że trafił mi się prawdziwy facet. I może rzeczywiście tak było, ale inna doceniłaby go bardziej. Bo ja coraz częściej zasypiałam z uczuciem, że żyję nie swoim życiem. Czułam do siebie wstręt. Widziałam siebie w lustrze – zadbaną, uśmiechniętą – i nie poznawałam tej osoby. Chciałam poczuć coś do Bartka. Naprawdę. Zasługiwał na to, ale jego dotyk przypominał mi, że nic się we mnie nie zmieniło. Że nie ma we mnie miłości ani nawet pożądania. A najgorsze było to, że przestawałam się tym przejmować.
Nie chciałam już udawać
Obudziłam się pewnego poranka i zanim jeszcze otworzyłam oczy, wiedziałam, że nie dam już rady dalej tak żyć. Miałam dość własnej uległości, dość ciągłego udawania, że wszystko jest w porządku. Bartek spał obok, spokojny, z ręką na moim biodrze, jakby należałam do niego. I może rzeczywiście tak się czuł, jakby mnie miał. Jakbym była czymś, co udało mu się odzyskać i zatrzymać.
Zsunęłam się z łóżka cicho, stanęłam boso na zimnej podłodze i spojrzałam na siebie w lustrze w korytarzu. Dziewczyna naprzeciwko wyglądała świetnie – zdrowa cera, wypoczęte oczy, nowe ubranie. Ale w środku czułam się martwa.
Miałam wszystko – stabilność, wygodę, mężczyznę, który mnie kochał. A mimo to codziennie budziłam się z uczuciem, że się duszę. Nie umiałam pokochać Bartka. I nienawidziłam się za to, że pozwoliłam mu wierzyć, że może być inaczej.
Tego dnia wiedziałam, że muszę z nim porozmawiać. Że muszę odzyskać siebie, nawet jeśli wszystko inne stracę. Kiedy wrócił z pracy, czekałam na niego przy kuchennym stole. Wypowiedzenie tych słów kosztowało mnie więcej, niż sądziłam.
– Bartek… ja cię nie kocham. Próbowałam. Naprawdę, ale nie umiem. I nie chcę już dłużej udawać.
Na początku milczał. A potem zaczął mówić. Padły słowa, których się nie spodziewałam.
– To po co wracałaś do mojego życia? Żeby się urządzić na chwilę?! Jesteś wyrachowana. Cholerna naciągaczka.
Z każdym jego zdaniem, z każdym krzykiem, czułam… ulgę. Bo wiedziałam już, że dobrze zrobiłam.
Nie miałam nic
Bartek trzasnął drzwiami, wyszedł bez słowa pożegnania. I nie wrócił. Nie zabrał swoich rzeczy od razu, ale i tak czułam, że to koniec. Nie miałam planu. Nie miałam pieniędzy. Ale miałam święty spokój.
Po dwóch tygodniach trafiło się pierwsze zlecenie – korekta tekstu dla małego bloga parentingowego. Słabo płatne, byle jakie, ale nie odmówiłam. Znowu usiadłam do komputera, zaczęłam pisać maile, odświeżyłam profil zawodowy. Nie po to, żeby zrobić wielką karierę. Po prostu chciałam coś robić, czymś zająć głowę, zbudować coś własnego.
Pewnego dnia napisałam o tym wszystkim do znajomej z pracy, do Leny. Opowiedziałam jej szczerze, że byłam z facetem, który mnie utrzymywał, że nic do niego nie czułam, że od niego odeszłam.
– Serio?! – odpisała. – Ja bym takiego trzymała przy sobie do emerytury! Co ty, głupia jesteś?
Nie odpowiedziałam. Bo nie chciało mi się już tłumaczyć. Nie czułam się ani głupia, ani mądra. Po prostu znowu byłam sobą.
Kalina, 31 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Pojechałam z narzeczonym na samozbiory jabłek. Między jabłoniami wydarzyło się coś, co zniszczyło nasz związek”
- „Moja żona jest w ciąży, ale to nie ja zasiałem to ziarenko. Nawija mi makaron na uszy, bo nie wie, że znam jej tajemnicę”
- „Mama kazała mi kupić najtańsze chryzantemy i znicze. Było mi wstyd za jej skąpstwo, póki nie poznałam prawdy”

