Reklama

Gdyby jeszcze rok temu ktoś mi powiedział, że przeprowadzę się na wieś, wybuchłabym śmiechem. Całe życie spędziłam w mieście, przyzwyczajona do zgiełku i pośpiechu. Nic więc dziwnego, że moja decyzja zaskoczyła rodzinę i znajomych. Wszyscy radzili, abym dobrze to przemyślała. Byłam do tego stopnia zdeterminowana, że nie miałam się nad czym zastanawiać.

Widziałam same zalety

Praca w korporacji posiada sporo zalet, ale każdy medal ma dwie strony. Po niespełna dziesięciu latach byłam bardzo zmęczona i sfrustrowana. Miałam dość funkcjonowania pod dyktando korporacyjnego rytmu, który dosłownie wysysał ze mnie energię. Po powrocie do domu na nic nie miałam siły, a w weekendy odsypiałam. Brakowało mi czasu na pasje czy spotkania z przyjaciółmi, o randkowaniu nawet nie wspominając.

Czułam, że najwyższa pora coś zmienić, bo już dłużej nie dam tak rady. Wtedy właśnie wpadłam na pomysł wyprowadzenia się na wieś. Potrzebowałam totalnej odmiany i takie rozwiązanie uznałam za atrakcyjne. Połączyłabym to ze zdalną pracą i miałabym znacznie więcej luzu niż obecnie.

Jak pomyślałam, tak uczyniłam – byle jak najprędzej uciec z miasta.

– Martwimy się z tatą o ciebie. Czy jesteś tego pewna? – truła mi mama.

– Nie musicie się martwić, dam sobie radę.

– Wiesz, masz takie dobre życie, po co je wywracać do góry nogami?

Odkąd pamiętam, moi rodzice zawsze byli bardzo stateczni i strasznie się denerwowali, gdy byle drobiazg zakłócał ich nudną rutynę. Wychodzili z założenia, że powinnam kierować się identycznymi zasadami. Nie docierało do nich, że mam zupełnie inne podejście. Mama była nadopiekuńcza i uwielbiała tworzyć najczarniejsze scenariusze. Mocno nalegała, żebym zmieniła zdanie, ale ja byłam bardzo zdeterminowana uparta.

Dysponowałam całkiem pokaźnymi oszczędnościami, więc stroną finansową całego przedsięwzięcia zbytnio się nie przejmowałam. Miałam w sobie mnóstwo spokoju i szczerych chęci, żeby zacząć nowy rozdział. Naprawdę nie chciałam utknąć w jednym miejscu. Każdy, kto tego doświadczył, wie doskonale, jakie to uczucie.

Życie na wsi wcale nie jest takie fajne

Formalności związane z przeprowadzką zajęły więcej czasu niż przypuszczałam. Miałam upatrzony uroczy domek, ale sprzedaż mieszkania w mieście się przeciągała i w końcu oferta przepadła. Musiałam zatem poszukać czegoś innego, co byłoby w zakresie moich możliwości finansowych. Liczyłam się ponadto z koniecznością przeprowadzenia drobnych prac modernizacyjnych.

Zależało mi na zakupie takiej nieruchomości, która nie wymagałaby generalnego remontu. Pragnęłam nabyć skromny domek, do którego można się od razu wprowadzić. Do tego doszła jeszcze sprawa pracy. Okazało się, że w firmie, w której byłam do tej pory zatrudniona, nie ma możliwości przejścia na pracę w trybie zdalnym. Trzeba było rozejrzeć się za czymś, co z jednej strony zapewni mi pieniądze, a z drugiej pozwoli realizować się zawodowo tak, jak ja tego chcę. Wydawało się, że wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie. Być może to wszechświat dawał mi znaki, ale ja zafiksowałam się na punkcie swojego pomysłu i marzyłam o tym, żeby jak najprędzej wynieść się z miasta

Moje wyobrażenia o wiejskiej sielance szybko zderzyły się z rzeczywistością. Skromna posiadłość, którą kupiłam, zapewniała komfort i wygodę. Dom był piękny, warty każdych pieniędzy, a widoki z okna godne pozazdroszczenia.

Jezu, jak tu jest cudownie – zachwycała się moja przyjaciółka, gdy po raz pierwszy przyjechała z odwiedzinami.

– Nie ryzykowałabym takim stwierdzeniem – odparłam z przekąsem.

– No co ty, przecież tu jest bosko.

– Poczekaj jeszcze trochę, a zmienisz zdanie.

Dorota nie miała pojęcia, jakie atrakcje zafunduje jej wieś. Ja to już wiedziałam. Sprawczynią zamieszania była znajdująca się nieopodal chlewnia. Niestety, nie przyszło mi do głowy, żeby dokładnie sprawdzić okolicę, a sprzedający słowem nie pisnął o owej niedogodności. Teraz rozumiem, dlaczego był skory do negocjowania ceny.

Smród z chlewni był okropny. Co prawda nie dawał o sobie znać non stop, a w określonych godzinach. Wtedy nie dało się wytrzymać. Nie było opcji wyjścia na zewnątrz czy otworzenia okien. Już pierwszego dnia pojęłam, że władowałam się na minę. Miałam rację, Dorota zmieniła zdanie.

– Ja bym nie była w stanie mieszkać w takich warunkach – podsumowała.

No cóż, miała rację. Niemniej trudno mi było przyznać się do tego, że popełniłam błąd.

Nie mogę się przyzwyczaić

Lokalizacja mojego domu nie była zbyt fortunna, niemniej wyszłam z założenia, że w miarę upływu czasu przywyknę do pewnych rzeczy i że smród z chlewni przestanie mi uprzykrzać życie. Nie była to jedyna sprawa, której nie przemyślałam. Po większe zakupy muszę wyruszać do miasta, a i z drobnymi sprawunkami także jest kłopot.

Do jedynego we wsi sklepu mam daleko, a na dodatek jego zaopatrzenie pozostawia sporo do życzenia. Następnym ważnym aspektem wiejskiego życia, którego nie wzięłam pod uwagę, są wszechobecne owady. W mieście ich obecność nie jest tak odczuwalna, jak tutaj.

Kolejne miesiące mijały, a ja przez samą sobą udawałam, że wszystko jest w jak najlepszym porządku – zwłaszcza gdy ktoś mnie odwiedzał. Robiłam dobrą minę do złej gry, ale na dłuższą metę nie zdołałam ignorować dyskomfortu. Tęskniłam za życiem typowego mieszczucha. Pojęłam, że być może wystarczyło jedynie zmienić pracę i więcej czasu poświęcać sobie, a nie podejmować radykalne decyzje.

– Wiesz, Dorotko, ja chyba straszliwą głupotę popełniłam – powiedziałam przyjaciółce.

– Chodzi ci o przeprowadzkę?

– Tak, bardzo tego żałuję. Tylko proszę, niech to pozostanie na razie między nami.

– Oczywiście – zapewniła. – Słuchaj, nie ma sensu się biczować, przecież to da się odkręcić, nie podpisywałaś przecież cyrografu.

– Niby tak – westchnęłam głęboko – ale jest mi wstyd.

– Daj spokój, jesteśmy tylko ludźmi i mamy prawo popełniać błędy.

– Matka mnie śmiechem zabije.

– Nie przejmuj się, bo nie masz czym. To tobie ma być dobrze.

To była długa rozmowa, ale przyniosła niewymowną ulgę. Rozpędziła czarne chmury nad moją głową i pomogła spojrzeć w przyszłość z większym optymizmem. Dorota zadeklarowała wsparcie. Wiedziałam, że mój powrót do miasta jest nieunikniony, nie umiem jednak na ten moment przewidzieć, kiedy dokładnie to nastąpi.

Kasia, 37 lat

Reklama
Reklama
Reklama