Reklama

Kiedyś moje serce przyspieszało na dźwięk jego kluczy w drzwiach, a nasze ciała szukały siebie nawzajem, jakbyśmy nie mogli się sobą nasycić. Teraz? Teraz nawet w wiadomościach pisał tylko zdawkowe „Co tam?” i „Dobranoc”. Tęskniłam. Za dotykiem, ciepłem, bliskością.

A potem przyszedł on. Witold, mój teść, od lat był częścią mojego życia, ale nigdy wcześniej nie czułam tego, co w ostatnich tygodniach. Może to sposób, w jaki na mnie patrzył, może to, że czułam się przy nim zauważona, doceniona? A może po prostu potrzebowałam, by ktoś wreszcie mnie chciał?

Przypadkowy dotyk

– Przytrzymaj mi latarkę, kochana, bo nic tu nie widzę – mruknął Witold, pochylając się nad maską samochodu.

Stanęłam blisko niego, tak blisko, że mogłam poczuć zapach jego wody kolońskiej – drzewny, ciepły, męski. Trzymałam latarkę nieruchomo, obserwując, jak jego dłonie sprawnie manewrują przy silniku.

– Wiesz, kiedyś to Michał pomagał mi w takich rzeczach – powiedział nagle, wycierając ręce w szmatkę. – Ale teraz go nigdy nie ma.

Zamrugałam, zaskoczona tą szczerością.

– No tak… Praca, wyjazdy… – wymamrotałam.

– Czasem ludzie nie zauważają, że coś im ucieka, dopóki nie jest za późno – dodał, unosząc na mnie wzrok.

To spojrzenie mnie przeszyło. Było intensywne, jakby badał moją reakcję. Jakby coś w nim mówiło więcej niż słowa. Latarka nagle wyślizgnęła mi się z rąk i potoczyła po ziemi. Schyliłam się szybko, ale on też. Nasze dłonie spotkały się na zimnym metalu latarki, a ja poczułam dreszcz, który przebiegł mi po plecach. Nie cofnęłam ręki od razu.

Jego palce dotknęły mojej skóry, na krótki moment, który wydał mi się niepokojąco długi. Uniosłam wzrok i zobaczyłam coś, czego nigdy wcześniej nie dostrzegłam – w jego oczach było coś więcej niż zwykła serdeczność teścia.

Zacisnęłam wargi i gwałtownie cofnęłam dłoń, prostując się.

– Przepraszam – wymamrotałam.

Uśmiechnął się lekko, jakby go to bawiło.

– Nic się nie stało.

Ale coś się stało. W powietrzu pojawiło się napięcie. Czułam je w przyspieszonym biciu serca i w oddechu, który stał się zbyt płytki.

A potem, zupełnie niewinnie, Witold położył mi dłoń na plecach, niby chcąc mnie przepuścić. Ale ta dłoń została o sekundę za długo. Patrzył na mnie z tą swoją półuśmiechniętą miną. Wyszłam z garażu, czując, że moje ciało już podjęło decyzję, zanim umysł zdążył się zbuntować.

Gra na granicy pokusy

Następnego dnia, gdy zeszłam na dół, Witold już siedział w kuchni, popijając kawę.

– Jak tam po wczorajszym? – zapytał z tym swoim lekkim uśmiechem, jakby sprawdzał, czy będę udawać, że nic się nie stało.

– W porządku – odpowiedziałam szybko, unikając jego wzroku.

– To dobrze. Bo wiesz… – Odstawił kubek i spojrzał na mnie uważnie. – Myślałem o tym, że może byś pomogła mi jeszcze raz.

Serce zabiło mi mocniej.

– W czym?

– Chciałem sprawdzić coś jeszcze w aucie, ale we dwójkę pójdzie szybciej.

Powinnam była odmówić. Mogłam powiedzieć, że nie mam czasu albo że mam inne obowiązki. Ale zamiast tego przytaknęłam.

W garażu znowu stanęliśmy blisko siebie. Tym razem byłam świadoma każdego jego ruchu. Każdego muśnięcia jego dłoni, każdego spojrzenia.

– Samotność bywa trudna, prawda? – rzucił nagle, zupełnie jakby czytał mi w myślach.

Znieruchomiałam.

– Nie wiem, o czym mówisz – skłamałam.

– Renata… – Jego głos był niższy, cieplejszy. – Wiem, co czujesz. Nie trzeba tego ukrywać.

Odłożyłam klucz francuski na stół.

– To, co czuję, nie ma znaczenia – powiedziałam cicho.

Zrobił krok bliżej.

– A jeśli ma?

Zadrżałam. Mój oddech przyspieszył. Wtedy po raz pierwszy mnie dotknął. Nie przypadkiem. Nie przez nieuwagę. Jego dłoń sunęła po mojej ręce, a ja nie cofnęłam się. Nie powinnam tu być. Nie powinnam tego czuć. Ale czułam. I wtedy zrozumiałam, że zbliżamy się do punktu, z którego nie będzie już odwrotu.

Namiętność na masce samochodu

– Przestań… – wyszeptałam, ale nawet dla mnie samej brzmiało to bardziej jak prośba o coś odwrotnego.

Witold nie odsunął się. Jego dłoń spoczywała na moim biodrze, ciepła, pewna, jakby czekał na ten moment od dawna. Jakby dokładnie wiedział, co robi. Patrzyłam na niego, czułam, jak moje ciało się spina, a potem rozluźnia, poddając się tej chwili.

– Jeśli naprawdę chcesz, żebym przestał… – powiedział niskim, głębokim głosem – to powiedz to jeszcze raz.

Nie powiedziałam. Zamiast tego zrobiłam coś, czego nigdy bym się po sobie nie spodziewała.

Pocałowałam go.

Na początku delikatnie, jakby chciałam sprawdzić, czy to naprawdę się dzieje. Ale kiedy odpowiedział, kiedy jego dłonie zacisnęły się na mojej talii, pocałunek stał się dziki, zachłanny.

Opadłam plecami na maskę samochodu, a on nachylił się nade mną, jego ciało było gorące, silne, tak inne od tego chłodu, którym od dawna emanował Michał.

Chciałem tego od dawna – wyszeptał między pocałunkami, a ja nie chciałam tego słuchać, nie chciałam myśleć.

Nie było już żadnych zahamowań, żadnych wątpliwości. Moje dłonie błądziły po jego ciele, jego wargi zostawiały ślady na mojej skórze. Powietrze w garażu było gęste od naszej namiętności, od tego wszystkiego, co do tej pory było tłumione.

Nie zauważyłam, kiedy spadł breloczek z kluczykami. Nie zauważyłam też, że w rogu pomieszczenia świeciła się malutka czerwona dioda. Kamera rejestrowała wszystko.

Tajemnica wychodzi na jaw

Od samego rana miałam wrażenie, że coś jest nie tak. Witold zachowywał się normalnie – jakby wczoraj nic się nie wydarzyło. A jednak ja czułam na sobie jego spojrzenie, za każdym razem, gdy przechodziłam obok.

Bałam się tego, co się stało. Bałam się tego, co zrobiłam. Ale jeszcze bardziej bałam się tego, że nie żałuję.

Gdy wieczorem położyłam się do łóżka, wzięłam telefon i napisałam krótką wiadomość do Michała: „Dobranoc, kochanie. Tęsknię”. Tęskniłam? Nie byłam pewna. Ale tak należało napisać. Odpowiedź przyszła niemal natychmiast: „Co robiłaś w garażu?”. Poczułam, jak zamieram. Palce zastygły nad ekranem, serce zaczęło walić tak głośno, że usłyszałam je w ciszy sypialni. Skąd on…?

Zanim zdążyłam cokolwiek odpisać, telefon znów zawibrował. „Wracam do domu”. Zrobiło mi się zimno, choć pod kołdrą było gorąco. Wybiegłam z sypialni. W salonie było ciemno, ale w kuchni paliło się światło. Witold siedział przy stole, pił herbatę, jakby zupełnie nic się nie działo.

– Michał wraca – wyrzuciłam z siebie, próbując opanować drżenie w głosie.

Podniósł na mnie wzrok, wciąż spokojny.

– Wiedziałem, że kiedyś się dowie.

Patrzyłam na niego, nie mogąc uwierzyć w jego opanowanie.

– Ty… ty się nawet nie boisz?

– A ty? – zapytał, unosząc lekko brew.

Nie odpowiedziałam. Bo prawda była taka, że bałam się śmiertelnie. Wiedział. Mój mąż wiedział. A ja nie miałam pojęcia, co teraz się stanie.

Dramatyczna konfrontacja

Usłyszałam dźwięk klucza w zamku i zrobiło mi się słabo. Michał wszedł do mieszkania wolnym, spokojnym krokiem. Był blady, ale oczy miał ciemne, zimne, zupełnie obce. Wszystko we mnie krzyczało, żebym coś powiedziała, ale nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu.

Zdjął kurtkę, rzucił klucze na komodę, a potem spojrzał na mnie.

Co robiłaś w garażu? – zapytał lodowato.

Czułam, jak moje gardło się zaciska.

– Michał… Ja…

Nie wiedziałam, co powiedzieć.

– Nie kłam. – Rzucił telefon na stół. Ekran rozbłysnął i zobaczyłam siebie. Siebie i Witolda.

Nagranie z monitoringu. Mój żołądek zacisnął się tak mocno, że zrobiło mi się niedobrze.

– Michał…

– Przestań – przerwał mi ostro. – Chciałem cię tylko zapytać, czy to chociaż było tego warte?

Zaczęłam oddychać szybko, płytko.

– Ja… To się nie miało wydarzyć…

– Ale się wydarzyło – syknął. – Z moim ojcem.

Patrzył na mnie, jakbym była kimś obcym. Kimś, kogo nigdy nie znał. Wtedy w drzwiach pojawił się Witold.

– Michał, nie rób scen – powiedział spokojnie.

Mój mąż spojrzał na niego z nienawiścią.

– Ty… – wysyczał, a potem ruszył do przodu.

Nie zdążyłam zareagować. Michał ruszył na niego.

– Ty draniu! – ryknął. – Jak mogłeś?!

– Spokojnie, Michał…

– Zamknij się! – Michał rzucił się na niego ponownie, ale wbiegłam między nich.

– Dość! Przestańcie! – krzyknęłam, szarpiąc Michała za rękaw.

Spojrzał na mnie, a w jego oczach zobaczyłam coś gorszego niż wściekłość. Obrzydzenie.

– Spakuj się i wynoś się – warknął cicho. – Nie chcę cię więcej widzieć.

Czułam, jak łzy palą mnie pod powiekami, ale wiedziałam, że to koniec. Nie błagałam. Nie przepraszałam. Po prostu poszłam do sypialni i zaczęłam pakować walizkę. Wiedziałam, że już nigdy tu nie wrócę.

Dziwna pustka

Nie pamiętam, jak wyszłam z tego domu. Nie pamiętam, co powiedziałam na pożegnanie – jeśli w ogóle cokolwiek powiedziałam. Wiem tylko, że gdy zamknęły się za mną drzwi, nie miałam dokąd pójść. Witold próbował mnie zatrzymać.

– Renata, porozmawiajmy…

Odepchnęłam jego rękę.

– O czym? O tym, że właśnie zniszczyliśmy wszystko?

Milczał. Bo co mógł powiedzieć?

Stałam na chodniku, trzymając w dłoni walizkę. Przesunęłam palcem po ekranie telefonu, wciąż trzymając numer Michała w kontaktach. Nie usunęłam go. Jeszcze nie. Nie wiedziałam, co robić.
Miałam pieniądze, miałam miejsce, gdzie mogłam się zatrzymać, ale nie miałam już nic, co trzymało mnie w tym mieście. Nie kochałam Michała od dawna. Ale teraz, gdy straciłam wszystko, poczułam dziwną pustkę.

– Będzie dobrze – powiedział Witold, stając obok mnie.

Spojrzałam na niego.

– Skąd wiesz?

Nie odpowiedział. Bo oboje wiedzieliśmy, że kłamie. Wszystko się skończyło. Nie było już rodziny, nie było już domu, nie było już przyszłości, którą znałam.

Była tylko noc, walizka i człowiek, którego nigdy nie powinnam była dotknąć. Nie wiedziałam, co będzie dalej. Ale wiedziałam jedno. To nie była miłość. To był błąd, za który zapłaciłam wszystkim, co miałam.

Renata, 32 lata

Reklama
Reklama
Reklama