„Bałem się, że do końca życia będę sponsorował syna. W końcu, co może wyrosnąć z faceta, który tkwi z nosem w grach”
„– Nic z niego nie będzie – powtarzał Marek. Spojrzał na mnie oskarżycielsko, jakby to była tylko i wyłącznie moja wina. Jakbym to ja namawiała Krzysia do takiego życia. – Zobaczysz, że do niczego nie dojdzie. Wiecznie tylko te komputery i kumple. Pewnie nawet pierwszego roku nie skończy!”

- Listy do redakcji
Mojemu synowi, Krzysiowi, nigdy nie było po drodze z nauką. Często nie docierał na lekcje, oceny przynosił różne, a od komputera zwykle bardzo trudno było go odkleić. Przez pewien czas pocieszałam się, że przynajmniej nie łazi wszędzie ze smartfonem jak większość jego kolegów. Mojemu mężowi, Markowi, to jednak nie wystarczało.
Nigdy nie był prymusem
– Ciągle tylko marnuje czas – burczał przy każdym wspólnym posiłku, na który udało mi się ściągnąć Krzysia. – Z niczym się nie liczy. Z niczym!
– Możesz nie mówić o mnie tak, jakby mnie tu nie było? – nie wytrzymywał zwykle nasz syn.
– Problem w tym, że ciebie ciągle nie ma. – Podniesiony głos Marka nie robił na chłopaku żadnego wrażenia. – Na niczym się nie skupiasz i bujasz w obłokach. Albo grasz w te swoje gry.
– To nie są gry – w głosie syna pobrzmiewało święte oburzenie. – To są…
– Nic mnie to nie obchodzi! – warczał mój mąż. – Masz się wziąć za naukę! Przygotowywać do matury!
Zwykle w obronie Krzysia stawała moja mama.
– Przecież nie może wiecznie siedzieć z nosem w książkach – przekonywała. – Chłopak musi trochę poszaleć. To taki wiek. Kiedy jeszcze będzie miał na to czas, jak nie teraz?
Mimo tego, że wszyscy drżeliśmy o jego maturę, a w jej powodzenie wątpili także jego rówieśnicy, jakoś ją zdał. Nie udało nam się co prawda wyciągnąć z niego, jak dokładnie mu poszło, ale po którymś dniu z kolei przestałam naciskać.
– Pewnie ledwo przekroczył próg – stwierdził niechętnie Marek. – A na studia to pewno nawet nie planuje papierów składać.
Jakoś sobie tam radził
Wbrew jego opinii, Krzysiu chciał się dostać na studia. Wybrał sobie jedną uczelnię w naszym mieście i złożył wszystkie potrzebne dokumenty. Oczywiście to też spotkało się z niezrozumieniem mojego męża, który twierdził, że zgłaszanie się na jedną jedyną uczelnię z góry pachnie niepowodzeniem. W tym akurat się z nim zgadzałam, ale nic nie mówiłam, nie chcąc podcinać skrzydeł synowi.
Ostatecznie okazało się, że się dostał. Nie do końca rozumiałam, jak to się stało, że przyjęła go akurat politechnika. Marek twierdził, że musiał ściągać na egzaminie i po prostu mu się poszczęściło. Utrzymywał jednak, że na pewno wszystko wyjdzie w praniu. Ja postanowiłam zwyczajnie czekać na rozwój wypadków. Problem w tym, że po rozpoczęciu roku akademickiego Krzysiu ani trochę się nie zmienił. Wciąż bardzo dużo czasu spędzał przed ekranem komputera, z tym że teraz wychodził też coraz częściej z kolegami.
Średnio co drugi dzień musiał pilnie wyjść do Kuby albo Artura, swoich dwóch najbliższych kumpli. Marek już od dawna był zdania, że ci dwaj mają na niego zły wpływ. Ja się nie wtrącałam, bo wiedziałam, jaki Krzysiu był szczęśliwy w ich towarzystwie, mama natomiast twierdziła, że to bardzo mili chłopcy, a mój mąż jak zwykle szuka dziury w całym.
Weekendy spędzali zawsze poza domem. Nie wiedziałam, w którym momencie Krzysiu przygotowuje się na zajęcia i czy w ogóle się przygotowuje.
– Wywalą go po pierwszym semestrze i się skończy – skwitował sytuację Marek. – I pójdzie wreszcie do pracy, bo ja go dłużej utrzymywać nie będę!
– No akurat Kamilka też go utrzymuje – wtrąciła się natychmiast mama. – Już ty nie rób z siebie takiego cierpiętnika!
Marek już go skreślił
Nie lubiłam, gdy się kłócili, ale jeszcze bardziej nie znosiłam stawania między nimi. Właśnie dlatego próbowałam jak najlepiej podtrzymywać kontakt z synem, zamiast go wciąż osądzać.
– Nic się nie dzieje, mamo – tłumaczył mi bez końca. – I wcale nie balujemy. Po prostu załatwiamy swoje sprawy.
Aż się bałam, co to są za sprawy, ale… przecież był dorosły, o czym wciąż przypominała mi mama. Jakimś cudem jednak przechodził z roku na rok, aż w końcu doszedł do ostatniego roku licencjatu. Wtedy też w któryś weekend zniknął i nie wrócił na noc. Dzwoniłam do niego bez ustanku, ale chociaż telefon był włączony, nie odpowiadał. Podobnie jak telefony jego kolegów.
– Nic z niego nie będzie – powtarzał Marek, wciąż podenerwowany. Spojrzał na mnie oskarżycielsko, jakby to była tylko i wyłącznie moja wina. Jakbym to ja namawiała Krzysia do takiego życia. – Zobaczysz, że do niczego nie dojdzie. Wiecznie tylko te komputery i kumple. Pewnie nawet pierwszego roku nie skończy!
Wymieniłyśmy spojrzenia z mamą. Nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Bo podskórnie czułam, że mąż a rację.
– A może po prostu coś oblewali – stwierdziła niespodziewanie mama. – Ty to zaraz wszystko widzisz w czarnych barwach. A on po prostu chce żyć! Bawić się!
– Nie ma pięciu lat! – wybuchł Marek. – Do czego to podobne, żeby wychodzić z domu bez słowa, nie wracać na noc i nie odbierać telefonu od matki?!
Ja z kolei zaczynałam się niepokoić, że coś mu się stało. Bo to wszystko było bardzo nie w jego stylu. No tak, zdarzało mu się wychodzić i wracać późno, ale nigdy nie znikał na całe noce! Poza tym zawsze odbierał telefon, a jeśli akurat nie mógł, oddzwaniał w ciągu godziny, no, maksymalnie dwóch.
Kiedy pojawił się koło południa w niedzielę, odetchnęłam z ulgą. Widziałam, że jest ewidentnie na kacu i marzy o tym, żeby się położyć. Na szczęście Marek wyszedł gdzieś z kolegą, więc nie widział go w takim stanie. Mama z kolei udawała, że nic się nie stało. Ja natomiast potrzebowałam wyjaśnień. Jakichkolwiek.
Próbowałam z nim rozmawiać
– Krzysiu, czy ty mi możesz powiedzieć, co się z tobą dzieje? – zapytałam, gdy chciał się rzeczywiście położyć u siebie na łóżku.
Westchnął, a potem spojrzał na mnie z tym swoim przepraszającym uśmiechem.
– Przepraszam, że nie zadzwoniłem, mamo – stwierdził. – Troszkę nas poniosło, nie wiedziałem zupełnie, gdzie mam komórkę. Musiałaś się martwić…
– Jeszcze jak! – Pokręciłam głową z dezaprobatą. – Krzyś, ty nie możesz tak robić! Jak to wpłynie na twoją naukę? I przyszłość!
Uśmiechnął się, tym razem z dziwną pewnością.
– Nad wszystkim panuję – stwierdził spokojnie. – Zaufaj mi. Będzie dobrze.
– Ale studia… – zaczęłam jeszcze, ale prędko mi przerwał.
– Nadal na nich jestem i nigdzie się nie wybieram – przytulił mnie lekko. Wciąż wyczuwałam od niego woń alkoholu, co ani trochę mi się nie podobało. – A teraz przepraszam, ale naprawdę musiałbym się położyć, jeśli mam być przytomny jeszcze dziś i jutro.
Jego gadanie wcale mnie nie uspokoiło, ale postanowiłam mu uwierzyć. W końcu tak ładnie przekonywał, a poza tym nigdy nie chciał sprawić mi przykrości. Poza tym nie chciałam, żeby czuł się przegrany. Wystarczyło, że Marek w niego nie wierzył. Obiecałam sobie, że dam wsparcie swojemu synowi. Choć tak naprawdę nie przypuszczałam, że cokolwiek się zmieni. A on postanowił zaskoczyć nas wszystkich.
Mogłam wierzyć mu już wcześniej
Krzysiu niczego nie zawalił. Skończył studia, jak wielokrotnie zapewniał, a w tej chwili ma nawet pracę. Jak się okazało, rzeczywiście spotykał się z Kubą i Arturem, ale wcale nie balowali, tylko obmyślali biznes. Tym sposobem udało im się wszystko rozplanować i założyć coś swojego. Z tego, co wiem, jego koledzy zajmują się doradztwem, choć nie do końca rozumiem, co dokładnie robią. On z kolei robi za wsparcie techniczne. Dlatego tyle czasu spędza przy tym swoim komputerze.
Marek wciąż nie może wyjść z szoku. Zwłaszcza że ten ich biznes całkiem nieźle się zapowiada. Mam wrażenie, że Krzysiu poradzi sobie w życiu dużo lepiej niż którekolwiek z nas. Tylko moja mama pęka z dumy i powtarza cały czas, że jako jedyna naprawdę niego wierzyła. No cóż – ma trochę racji. Choć syn twierdzi, że to wcale nic nie szkodzi, ja wciąż mam wyrzuty sumienia, że mu wcześniej nie zaufałam. Bo w końcu co to za matka, która nie wierzy we własnego syna? Chociaż… w innym wypadku nie miałabym takiej niespodzianki.
Kamila, 46 lat
Czytaj także:
- „Teściowa powiedziała 1 zdanie i moje małżeństwo obróciło się w pył. Nie daruję starej jędzy, że tak mnie potraktowała”
- „Znalazłam ślubne zdjęcie mamy w starych gratach. Problem w tym, że ten facet obok niej to nie był mój tata”
- „Pojechałam na wakacje nad Bałtyk z facetem młodszym o 20 lat. Tak mnie omamił, że straciłam oszczędności”

