Reklama

Marek mówił, że zawsze będziemy razem. A ja mu wierzyłam. Wierzyłam w jego słowa, w ciepło jego dłoni, w ten uśmiech, który dawniej rozjaśniał mi dni. Kiedyś. Bo teraz siedzimy przy tym samym stole, ale jakby oddzielało nas wysoki mur niedokończonych zdań, zimnych spojrzeń.

Reklama

Dziś rano spojrzałam za okno. Wiosna była tuż za progiem – na ulicach pachniało wilgotną ziemią, w parku przebiśniegi rozpychały się między resztkami śniegu. Powietrze było inne, lżejsze, jakby obietnica nowego początku. A jednak we mnie nic nie zakwitło.

Marek wyszedł, jak zawsze, bez słowa. Zasłonił mi plecami światło wpadające do kuchni, a potem tylko dźwięk zamykanych drzwi. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz spojrzał na mnie tak, jakbym wciąż istniała. Jakbyśmy wciąż istnieli.

Ta obojętność była nie do wytrzymania

– Chcesz kawę? – zapytałam, choć wiedziałam, jaka będzie odpowiedź.

– Może później – mruknął Marek, nie podnosząc wzroku znad telefonu.

To było nasze codzienne śniadanie: dwie kromki chleba, jajko na miękko i cisza. Kiedyś wypełniała ją rozmowa – o planach na dzień, o głupotach, o tym, co przeczytaliśmy wieczorem przed snem. Teraz nie było już nic. Oprócz stukania palców o ekran telefonu i skrzypienia mojego krzesła, gdy przesuwałam się, by podnieść filiżankę.

– Ładnie dziś – powiedziałam, spoglądając przez okno. – Czuć wiosnę.

Marek przytaknął mechanicznie, jakbym mówiła do siebie, a nie do niego.

Może wybralibyśmy się na spacer? Dawno nigdzie nie byliśmy… – spróbowałam jeszcze raz, ale odpowiedziało mi tylko ciche westchnienie i dźwięk odkładanej łyżeczki.

– Mam dziś sporo pracy – rzucił w końcu.

Nie spojrzał na mnie ani razu. Zacisnęłam palce na kubku, jakbym mogła z niego wycisnąć całą frustrację, która zbierała się we mnie od miesięcy. Może gdyby na mnie krzyczał, może gdybyśmy się kłócili, to przynajmniej coś bym czuła. Ale ta obojętność… Ona była gorsza niż jakiekolwiek ciosy.

– Dobrze – powiedziałam, wstając. – Idź, nie chcę ci przeszkadzać.

Marek nawet nie zauważył ironii w moim głosie.

Nasze małżeństwo się rozpadało

– On cię nie bije, nie zdradza, a jednak gaśniesz z dnia na dzień – powiedziała Sylwia, mieszając łyżeczką herbatę.

Patrzyłam na nią, jakby właśnie wypowiedziała coś, czego sama nie potrafiłam nazwać.

– Tak nie można żyć, Anka – dodała, odkładając filiżankę.

Siedziałyśmy w naszej ulubionej kawiarni, tej samej, w której kiedyś potrafiłyśmy gadać godzinami o wszystkim i o niczym. Dziś temat był jeden – ja i moje rozpadające się małżeństwo.

– Próbowałam z nim porozmawiać – westchnęłam. – Ale on… Nie wiem, Sylwia. Jakbym mówiła do ściany.

– I co, zamierzasz tak siedzieć i czekać, aż sam się zmieni?

Nie odpowiedziałam. Bo co miałam powiedzieć? Że wciąż łudzę się, że pewnego dnia Marek spojrzy na mnie jak dawniej? Że przytuli mnie bez okazji?

To mnie zabolało

Tego wieczoru, gdy wróciłam do domu, Marek siedział w salonie, wpatrzony w ekran telewizora. Jak zawsze.

– Marek… – zaczęłam cicho.

Nic.

Podjęłam kolejną próbę.

Czy ty mnie jeszcze kochasz?

Usłyszałam jego westchnienie. W końcu odłożył pilot i spojrzał na mnie po raz pierwszy tego dnia.

– Nie wiem, Anka – powiedział. – Może po prostu już nie umiem kochać.

A potem wrócił do oglądania telewizji. A ja siedziałam tam, obok niego, czując, jak coś we mnie umiera.

Potrzebowałam złapać dystans

Nie chciałam wracać do domu. Po tym, co powiedział Marek, czułam się jak ktoś zupełnie obcy w swoim własnym życiu. Może dlatego weszłam do kawiarni na rogu, tej samej, w której niedawno siedziałam z Sylwią.

Usiadłam przy oknie, zamówiłam herbatę i zaczęłam bezmyślnie wpatrywać się w ludzi na ulicy.

Przepraszam, co pani czyta? – usłyszałam nagle męski głos.

Podniosłam wzrok. Obok stał mężczyzna w płaszczu, mniej więcej w moim wieku, z życzliwym uśmiechem i spojrzeniem, które mówiło: „Nie chcę przeszkadzać, po prostu pytam”.

Spojrzałam na książkę w moich dłoniach. Nawet nie wiedziałam, kiedy ją otworzyłam.

– Szczerze? Nie mam pojęcia – przyznałam.

Zaśmiał się cicho.

– To może znak, że nie jest zbyt wciągająca.

Uśmiechnęłam się – pierwszy raz od dawna. Usiadł przy stoliku obok i wrócił do swojej kawy, ale przez chwilę rozmawialiśmy. O książkach, o pogodzie, o tym, jak marzec wciąż nie może się zdecydować, czy chce być zimą, czy wiosną. To była lekka, zwyczajna rozmowa. Ale po raz pierwszy od miesięcy czułam, że moje słowa nie giną w pustce.

Kiedy wróciłam do domu, Marek spojrzał na mnie uważniej niż zwykle.

– Gdzie byłaś? – zapytał.

– Na spacerze – odpowiedziałam.

I po raz pierwszy od dawna nie czułam, że muszę tłumaczyć się z własnego życia.

Mąż mnie obserwował

Marek zaczął mi się przyglądać. Nie od razu, nie nachalnie, ale jednak. Czułam to w drobnych gestach – w tym, jak zerkał na mnie znad gazety, jak zatrzymywał wzrok, gdy myślał, że nie patrzę.

– Nie możesz spać? – zapytał któregoś wieczoru, gdy znów leżałam w ciemności, wpatrując się w sufit.

– A ty? – odbiłam piłeczkę.

Nie odpowiedział. Zamiast tego przekręcił się na bok, jakby próbował ukryć coś, czego nie chciał powiedzieć na głos. W ciągu dnia było podobnie. Zaczął mnie zauważać, ale nie umiał znaleźć słów. Gdy pytał, jak minął mi dzień, czułam, że naprawdę chce wiedzieć, ale nie wie, jak słuchać. A ja nie wiedziałam, czy chcę jeszcze mówić.

Po raz pierwszy od dawna nie czułam potrzeby zabiegania o jego uwagę. Przestałam sprawdzać, czy mnie słucha, przestałam walczyć o jego zainteresowanie. I to właśnie ta zmiana go poruszyła.

– O czym myślisz? – zapytał niespodziewanie, gdy siedziałam przy kuchennym stole, owinięta w sweter.

Zawahałam się.

– O wiośnie – odpowiedziałam w końcu. – O tym, że może już nigdy nie przyjdzie.

Nie zapytał, co mam na myśli. Może bał się odpowiedzi. Może już ją znał.

Coś się musiało zmienić

Wiedziałam, że coś się zmieniło, kiedy spojrzałam na walizkę. Stała w kącie sypialni, jeszcze pusta, ale gotowa. Jakby czekała, aż w końcu podejmę decyzję, której od miesięcy unikałam.

Złapałam się na tym, że wciąż zastanawiam się, jak Marek zareaguje. Czy w ogóle zareaguje? A może pozwoli mi odejść bez słowa, tak jak pozwalał naszej miłości umierać każdego dnia?

Usiadłam na łóżku, gładząc dłonią chłodny materiał torby. Czy naprawdę chciałam wyjechać? Czy może po prostu chciałam zobaczyć, czy on jeszcze o mnie zawalczy?

Gdy Marek wrócił do domu, spojrzał na mnie uważniej niż zwykle. Zatrzymał wzrok na walizce i zrozumiał.

– Wyjeżdżasz? – zapytał cicho.

Nie odpowiedziałam od razu.

– Nie wiem – powiedziałam w końcu. – Chyba tak.

Widziałam, jak zaciska szczękę, jak wsuwa dłonie do kieszeni, jak walczy z sobą, żeby nie powiedzieć czegoś, czego później będzie żałował.

– Aniu… – zaczął, ale zamilkł.

Daliśmy sobie szansę

Stałam w progu, trzymając dłoń na uchwycie walizki. Marek stał kilka kroków ode mnie, spięty, z twarzą, na której mieszały się strach, żal i coś, czego nie widziałam w nim od dawna.

Nie chcę, żebyś odchodziła – powiedział nagle, a w jego głosie pierwszy raz od miesięcy zabrzmiała prawdziwa emocja.

Zaskoczył mnie. Nie spodziewałam się, że powie to na głos, że w ogóle jeszcze potrafi coś czuć.

– A ja nie chcę odchodzić – odpowiedziałam szczerze. – Ale nie mogę już tak żyć, Marek.

Podszedł bliżej. Patrzył na mnie tak, jakbym była kimś, kogo dopiero teraz widzi naprawdę.

– Wiem – westchnął. – Zbyt długo cię nie widziałem, Anka. Nie słyszałem. Myślałem, że… że zawsze będziesz obok, nawet jeśli przestanę się starać.

Patrzyliśmy na siebie w milczeniu.

Nie wiem, czy potrafię to naprawić – dodał. – Ale jeśli mi pozwolisz, spróbuję.

Nie odpowiedziałam od razu. Zamiast tego puściłam uchwyt walizki.

Wiosna jednak przyszła. Może nie tak, jak się jej spodziewałam. Może nie tak, jak na nią czekałam. Ale była tu. W sposobie, w jaki Marek na mnie patrzył. W cichym „zostań”, które wybrzmiało w jego spojrzeniu. I zostałam.

Anna, 41 lat

Czytaj także: „Miałam męża za świętego, aż wpadł mi w ręce jego telefon. Teraz wiem, czemu godzinami siedział w łazience”
„Sąsiad uwiódł mi żonę, a ja wylądowałem na bruku. Gdyby nie pomoc innych, po przegranym życiu płakałbym na chodniku”
„Nie zgadzałam się, żeby teściowa miała klucze do naszego mieszkania. Naiwnie liczyłam, że odpuści, ale była sprytna”

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama
Loading...