„Mieszkanie w spadku po babci to miała być formalność. Zamarłam, gdy odkryłam, dlaczego oddała je sąsiadowi”
„Drżały mi ręce, gdy przekręcałam klucz w zamku. W mieszkaniu wciąż unosił się zapach babci – mydła, ziół i starych książek. Wśród jej skarbów znalazłam kopertę. A w niej napisane odręcznie słowa: Nie jestem już pewna, czy robię dobrze – tak zaczynał się list. Słowa o winie, miłości i strachu przed obowiązkiem. Po raz pierwszy zobaczyłam prawdę, której nie chciałam znać”.

- Redakcja
Wciąż wynajmuję kawalerkę w starej kamienicy z łazienką, która wygląda, jakby PRL w niej wciąż trwał. W pracy raz jestem, raz mnie nie ma – freelancing bywa kapryśny, a etat dawno odpuściłam. Związek? Skończył się tak, jak wszystkie moje – nagle, cicho, z poczuciem, że to znów ze mną coś nie tak. Tylko babcia była stała. Helena – drobna, ale uparta jak osioł.
Byłam jej wnuczką, ale też powierniczką, towarzyszką popołudniowych „Klanów” i spowiednikiem jej dawnych miłości. Czasem się kłóciłyśmy, ale zawsze wracałyśmy do siebie – ja z zakupami, ona z dżemem.
– To mieszkanie będzie twoje. Zasłużyłaś – mówiła, wpatrując się we mnie z kanapy w brązowe pasy.
Nie raz, nie dwa. Z czasem zaczęłam myśleć o tym jak o czymś pewnym. Pocieszało mnie to, dawało złudne poczucie bezpieczeństwa. Przecież rodzina to rodzina, prawda? Nawet po jej śmierci byłam pewna, że choć już jej nie ma, zostawiła mi coś więcej niż puste mieszkanie. Zostawiła obietnicę. Przynajmniej tak myślałam.
To miała być formalność!
Deszcz lał jak z cebra, jakby sama niebo płakało po babci. Staliśmy nad jej grobem, a ja czułam, że nie mam już nikogo. Matka stała kilka kroków dalej, zaciśnięte usta, wzrok wbity gdzieś w ziemię. Nie płakała. Zresztą, ona zawsze miała kłopot z uczuciami – jakby je trzymała w słoiku, zakręcone na zawsze.
Po pogrzebie zostaliśmy zaproszeni do kancelarii notarialnej. „Na odczytanie testamentu” – powiedział ktoś z rodziny Tomasza, sąsiada babci. Nie wnikałam. Przyszłam, bo musiałam. Bo to był mój obowiązek. I... szczerze? Trochę z nadzieją. Chciałam poczuć, że coś po niej zostało. Coś więcej niż wełniany sweter i zapach mydła w kostce.
Notariusz spojrzał na nas znad okularów.
– Pani Helena pozostawia cały majątek – w tym mieszkanie – panu Tomaszowi N.
Zamarłam. Przez chwilę myślałam, że się przesłyszałam.
– Przepraszam... Co pan powiedział? – przerwałam, czując jak rumieńce wściekłości zalewają mi szyję.
Notariusz powtórzył, bez zmrużenia oka.
– Nie. Nie, to niemożliwe. Przecież to ja się nią opiekowałam! – głos mi się załamał.
Tomasz siedział spokojnie, z rękami splecionymi na kolanach.
– Twoja babcia wiedziała, co robi – powiedział cicho, nie patrząc mi w oczy.
Wyszłam z kancelarii jak zderzona z ciężarówką. W głowie dźwięczały mi tylko dwa słowa: „cały majątek”.
Mogła zrobić, co chciała...
Zadzwoniłam do mamy jeszcze tego samego wieczoru.
– Mamo, musimy pogadać.
– Teraz? – jej głos był zmęczony, ale też chłodny jak zawsze.
– Tak, teraz. Wiesz coś o testamencie babci?
Cisza. Tylko jej oddech po drugiej stronie słuchawki.
– Natalia… Babcia mogła zrobić, co chciała. To było jej mieszkanie.
– Serio?! – ryknęłam. – Przecież to ja się nią zajmowałam! Ty odwiedzałaś ją raz na miesiąc, o ile w ogóle!
– Może byłaś zbyt pewna siebie – odpowiedziała. – Ludzie się zmieniają.
– Co to w ogóle znaczy? – syknęłam. – Mam ci przypomnieć, kto jej robił zakupy, z kim jeździła do lekarza?
– A kto sprzątał po tym, jak ty się zamknęłaś w pokoju i udawałaś, że cię nie ma? – jej głos nagle przybrał ostrzejszy ton. – Może byłaś blisko, ale tylko wtedy, kiedy tobie to pasowało.
– To nieprawda…
– Byłaś dla niej ciężarem. Tomasz dawał jej spokój.
Zamurowało mnie. W brzuchu ścisnęło tak, jakby ktoś kopnął mnie od środka. Ona mówiła to wszystko z taką łatwością, jakby komentowała pogodę.
– Mówiła, że to mieszkanie będzie moje – wyszeptałam.
– Może kiedyś. A potem zmieniła zdanie. Nie każdy robi z życia teatr.
Rozłączyła się. Gapiłam się w ekran telefonu jak idiotka, czując, że coś się we mnie łamie. Jakby cała ta przeszłość, lata opieki i czułości, nagle nic nie znaczyły.
Dlaczego to on dostał wszystko?
Podjechałam pod kamienicę, w której mieszkała babcia. Nie mogłam spać. Musiałam to zobaczyć. Tomasz już tam był. Drzwi były uchylone, światło w kuchni się paliło. Weszłam bez pukania.
– Natalia – powiedział spokojnie, stojąc przy kuchennym blacie z kubkiem herbaty.
– Masz już klucze? – parsknęłam. – Nawet się nie kryjesz?
– Nie muszę. To moje mieszkanie – odwrócił się do mnie. Wyglądał jakby nie spał od tygodnia. – Chcesz herbaty?
– Co ty jej zrobiłeś? – zapytałam. – Czemu zostawiła to wszystko tobie?
Zamiast odpowiedzieć, wyjął telefon i wyszedł z kuchni. Przez uchylone drzwi usłyszałam jego głos:
– Nie, nie mogę teraz. Tak, była dla mnie jak matka… Nie, Natalia tu przyszła… Nie, nic się nie dzieje.
Weszłam, zanim zdążył się rozłączyć.
– Przez całe życie byłam z nią!
Spojrzał na mnie ciężko.
– Może byłaś. Ale nie była szczęśliwa. Bała się, że cię skrzywdzi.
– Co ty wygadujesz?
Tomasz zamilkł na chwilę. Westchnął, po czym powiedział cicho:
– Twoja babcia nosiła w sobie jedną tajemnicę. Nigdy mi nie powiedziała wszystkiego, ale... była przekonana, że nie może ci zaufać. Że jak odda ci to mieszkanie, powtórzy się to, co już kiedyś było.
Zrobiło mi się gorąco.
– Co było?
Nie odpowiedział. Sięgnął do szuflady, wyjął klucz i położył go na stole.
– Jeśli chcesz wiedzieć, poszukaj w szafce pod parapetem. Może wtedy zrozumiesz.
Patrzyłam na niego, jakby mówił do mnie w obcym języku.
– A jeśli to wszystko kłamstwo?
– To poszukaj i sprawdź – odparł. – Ja swoje już zrobiłem.
Lekcja od babci
Drżały mi ręce, kiedy przekręcałam klucz w zamku. Mieszkanie pachniało jeszcze babcią – jej mydłem, ziołami, kurzem i starymi książkami. Weszłam do pokoju dziennego, tego z parapetem, pod którym trzymała swoje „skarby”. Znalazłam szafkę. Dolna półka była wypchana gazetami z lat osiemdziesiątych, wśród nich – koperta z pożółkłą kartką i pismem, które znałam na pamięć.
„Nie jestem już pewna, czy robię dobrze”. Zamarłam. „Natalio, jeśli to czytasz, to znaczy, że nie starczyło mi odwagi powiedzieć ci tego w oczy. Nie chcę, żebyś powielała moje błędy. Nie chcę, żebyś zatrzymała się w życiu, czekając na coś, co może nigdy nie nadejdzie. To lekcja dla ciebie. Chcę cię chronić”.
Zaczęłam czytać głośno, jakby to mogło mi pomóc pojąć sens słów, które wypalały mi oczy. „Zasłużyłaś. Wiem, że tak. Ale zasługi nie wystarczą, jeśli nie widzi się tego, co dzieje się obok. Tomasz przypominał mi, jak to jest ufać komuś bez warunków. Ciebie kocham – ale przy tobie zawsze czułam się winna. Bałam się, że mnie znienawidzisz, jeśli nie dam ci tego mieszkania. A ja… nie chciałam być już dla nikogo obowiązkiem”.
Upuściłam kartkę. Z oczu popłynęły łzy. Siedziałam tam, na podłodze, otoczona gazetami i wspomnieniami, które nagle przestały być jasne. Czy byłam ślepa? Wyszłam z mieszkania po północy. Błąkałam się po ulicach, otulona w wełniany płaszcz babci. Nie wiedziałam, czy czuję żal, wstyd czy wściekłość. Chciałam tylko, żeby ktoś mi wytłumaczył, dlaczego mnie wykluczono z jej życia na samym końcu.
Miłość, a może zdrada?
Spotkaliśmy się przy parku, jak poprosiłam. Tomasz przyszedł punktualnie, zapięty pod szyję, jakby bronił się przed tym, co miał mi powiedzieć.
– Czytałam list – zaczęłam.
Kiwnął głową.
– Ona pisała, że ją obciążałam. Ale to przecież ona mnie potrzebowała. To ja nosiłam jej zakupy, zmieniałam opatrunki…
– Ciało to nie wszystko, Natalia – przerwał łagodnie. – Ty byłaś, ale jakby cię nie było. Zamknięta w sobie, wiecznie zmęczona, jakbyś liczyła dni do końca.
– Przepraszam, ale miałam swoje sprawy! Myślisz, że mi było łatwo?!
– Wiem – odpowiedział. – Ale ona nie umiała tego zrozumieć. Bała się twojego smutku. Myślała, że ją zasysasz w ten sam dół. A potem... zaczęliśmy się spotykać coraz częściej. Najpierw przypadkiem. Później z wyboru.
– I zakochała się w tobie jak we wnuku? – rzuciłam gorzko.
– Nie – odpowiedział cicho. – Ale ufała mi. Mówiła, że mieszkanie jest przeklęte. Że każdy, kto tam mieszkał, kończył źle. Twój dziadek zmarł sam, twoja matka wyjechała, a ty... gasłaś w tych ścianach.
Zamilkłam.
– Myślała, że jak ci nie da tego mieszkania, to cię zmusi, żebyś wreszcie zaczęła żyć inaczej. Na własnych zasadach.
Spojrzałam na niego, niepewna, czy to wszystko było aktem miłości czy zdradą.
– Więc nie zabrałeś mi niczego?
– Nie. Ona mi to dała.
I pierwszy raz nie miałam siły się kłócić.
Może mi pomogła...
Stałam pod kamienicą, w której mieszkała babcia. Jej okno było ciemne. Kiedyś paliła tam nocą lampkę, zawsze mówiła, że boi się ciemności. Teraz to ja bałam się tego, co mnie czeka i czy sobie poradzę. W dłoni ściskałam klucz, ten sam, którym przez lata otwierałam jej drzwi. Teraz nie pasował już do żadnego zamka.
Nie odzyskałam mieszkania. Ale odzyskałam coś innego – świadomość, że nie wszystko, co miało sens, musiało trwać wiecznie. Może babcia rzeczywiście zostawiła mi coś więcej niż ściany. Może dała mi lekcję: że nie można czekać na życie jak na spadek. Trzeba je sobie stworzyć samemu.
Napisałam SMS do mamy: – Może wypijemy kiedyś herbatę? Taką jak kiedyś, z malinowym sokiem.
Zgodziła się. I czułam, że babcia zaczyna działać stamtąd.
Natalia, 32 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Znicze na grobie mamy jeszcze nie zgasły, a ojciec już szukał pocieszenia w ramionach obcej kobiety. Co za tupet”
- „Chłopak mojej przyjaciółki bezczelnie smalił do mnie cholewki. Nie byłam w stanie powstrzymać tych zalotów”
- „Mąż oczekiwał obiadu, ciszy i posłuszeństwa. Gdy zrozumiałam, że jestem jego służącą, uciekłam do rodziców”

