„Babcia wiedziała o moim narzeczonym więcej niż ja. Nie chciałam jej słuchać, a teraz płaczę w poduszkę”
„Babcia zawsze powtarzała, żebym jej słuchała. Że zna życie, że przeszła swoje, a ja jeszcze nie wiem, co to znaczy ból i żal. Mówiła to z tym swoim cichym przekąsem, który wtedy wydawał mi się tylko kolejną próbą sterowania moim życiem. Dzisiaj wiem, że nie znałam nikogo, kto wiedział więcej o ludziach i życiu niż moja babcia”.

- Redakcja
Odpowiadałam zawsze babci, przewracając oczami, bo przecież byłam już dorosła, a ona – tylko starą kobietą. Teraz nie mogę spać po nocach, słyszę jej głos, a jej słowa – te, które wtedy zbywałam śmiechem – wracają do mnie jak ostrze. Bo wspominam je. I robię to z przerażeniem.
Nie chciałam jej słuchać
– A ten twój Michał... jakoś on mi się nie widzi – powiedziała babcia, nalewając mi zupę, jakby rozmawiałyśmy o pogodzie. – Oczy ładne ma, ale w środku... coś się tam czai.
– Babciu, no błagam cię, co ty możesz wiedzieć? Nie znasz go – westchnęłam, poprawiając zaręczynowy pierścionek na palcu. Lśnił w świetle kuchennej żarówki jak obietnica lepszego życia.
– Nie znam, ale widzę. A moje oczy to już swoje przeżyły. I jeszcze jedno ci powiem, wnuczko... Dobrze się zaręczaj, a nie byle komu palec dajesz, bo z tego potem tylko łzy i przerażenie w nocy.
– Daj spokój – mruknęłam.
Nie powiedziałam jej, że Michał już wtedy podniósł na mnie głos. Że miał w oczach tę dziwną, zimną pustkę, kiedy złapał mnie za ramię, aż zostały ślady. Myślałam, że to przypadek. Że miał zły dzień. Przecież każdy się czasem zdenerwuje, prawda? A potem przeprosił. Kupił mi tulipany. I mówił, że jestem jego księżniczką, jego całym światem. Chciałam w to wierzyć. Potrzebowałam wierzyć.
Babcia nie pytała więcej, ale przez kilka dni rzucała mi spojrzenia, jakby czekała, aż sama coś powiem. Nie powiedziałam. Zamiast tego zaczęłam unikać jej wizyt. Coraz rzadziej odbierałam telefon. A gdy wreszcie zmarła – nie było mnie przy niej.
Bo wtedy, kiedy jej oczy zamknęły się na zawsze, ja trzymałam za rękę tego, o którym mówiła, że nie powinnam dawać mu palca.
Zmądrzałam. Na chwilę
– Ty mnie w ogóle nie szanujesz – powiedział Michał, trzaskając szafką z taką siłą, że aż talerze się zatrzęsły. – Myślisz, że ja nie widzę, jak patrzysz na innych?
– Przestań, proszę cię. Wymyślasz – starałam się mówić spokojnie, ale ręce mi drżały. Ostatnio to już była norma – wieczory, kiedy bałam się odezwać, żeby nie uruchomić lawiny.
– Nie wymyślam! Byłaś dziś u fryzjera, pomalowałaś usta... dla kogo? Dla mnie? Przecież ja cię dzisiaj pierwszy raz widzę!
– Dla siebie to zrobiłam – wyszeptałam. I wtedy to poczułam – znajome, ostre uderzenie jego dłoni o mój policzek. Tak szybko, że nawet nie miałam czasu zamknąć oczu.
Nie krzyknęłam. Nauczyłam się tego. Babcia mówiła kiedyś, że kobieta potrafi wytrzymać wszystko, ale nie powinna. Ja wytrzymywałam. Przykładałam lód do twarzy, pudrowałam zasinienia, tłumaczyłam sobie, że to ostatni raz.
W swojej głowie słyszałam głos babci, której już nie ma, a mimo to brzmi wyraźnie:
– Mówiłam ci. Ale nie słuchałaś.
Poczułam wtedy ten głos tak mocno, że otworzyłam szufladę i zaczęłam pakować rzeczy. Michał był w łazience. Słyszałam szum wody. Spakowałam tylko najpotrzebniejsze – dokumenty, telefon, portfel. I wyszłam. Tyle że wróciłam. Po trzech dniach.
Jak raz się wróci, to już można zawsze
Stał w progu, jakby czekał od trzech dni. W rękach bukiet róż. Jak zawsze. Kwiaty, przeprosiny, łagodny ton.
– Przepraszam cię. Straciłem głowę. Kocham cię. Bez ciebie jestem nikim.
Patrzyłam na niego długo, z walizką w ręce. Nocowałam u koleżanki z pracy, nikt nic nie pytał, nie trzeba było tłumaczyć. Ale wracałam tu, do tego mieszkania, gdzie ściany wciąż miały jego głos – raz czuły, raz krzyczący.
– Nie róbmy tego więcej – powiedziałam w końcu, ledwo słyszalnie. – To mnie niszczy.
– Już nigdy więcej. Obiecuję – odpowiedział i przytulił mnie tak, jakbyśmy byli bohaterami jakiegoś filmu o miłości, która przetrwa wszystko.
Wróciłam. Bo jak raz się wróci, to już można zawsze. Granica się przesuwa. Ciało pamięta, ale głowa tłumaczy. Że nie jest zły, tylko zmęczony. Że kocha. Że może ja naprawdę coś zrobiłam nie tak. Że to moja wina.
Babcia kiedyś mówiła:
– Dziewczyno, nie każda rana goi się przeprosinami. Są takie, co zarażają wszystko, czego dotkniesz.
Nie rozumiałam. Teraz zaczynałam. Bo od kiedy wróciłam, byłam inna. Cichsza. Unikałam kontaktu wzrokowego. I nagle zauważyłam, że znajomi też jakby rzadziej dzwonili. Może się bali. Może widzieli więcej, niż chcieli.
Ale najgorsze, że ja już wtedy wiedziałam – znów wrócę. Nawet jeśli znów wyjdę. Bo on umiał mnie przekonać. Nawet jeśli było to tylko po to, by znów mnie złamać.
Znikałam po kawałku
Na początku jeszcze próbowałam udawać, że wszystko jest normalnie. Śmiałam się w pracy, malowałam usta, mówiłam, że jestem szczęśliwa. Ale z każdym tygodniem coś ze mnie odpadało. Kawałek po kawałku.
Najpierw śmiech – ten prawdziwy, spontaniczny. Zniknął, bo w domu nie było z czego się śmiać. Potem głos – zaczęłam mówić coraz ciszej, jakbym bała się, że każde słowo może wybuchnąć jak zapałka przy benzynie. A na końcu… oczy. W lustrze widziałam obcą kobietę, zgaszoną, z poszarzałą twarzą. Patrzyłam na nią i myślałam: to nie ja.
– Ładna jesteś, jak milczysz – powiedział pewnego wieczoru Michał, kiedy odważyłam się coś powiedzieć przy kolacji. – I pamiętaj, nikt ci tyle nie da, ile ja ci mogę zabrać.
Powiedział to spokojnie, prawie z uśmiechem. Jakby tłumaczył dziecku zasadę świata. Wtedy zrozumiałam, że jego miłość nie ma nic wspólnego z troską. To była własność. A ja – przedmiot, który trzeba mieć pod ręką, żeby nie uciekł.
Czasem słyszałam w głowie babcię. „Nie pozwól, żeby ktoś ci zgasił oczy, bo nie odzyskasz ich już nigdy”. Nie wiedziała, że będę musiała spróbować.
Którejś nocy, gdy Michał zasnął, wyszłam na balkon. Deszcz lał jak z cebra. Patrzyłam w ciemność i myślałam, że może tylko tak mogę odejść. Ale coś mnie powstrzymało. Może to ten sam głos, który tyle razy lekceważyłam. Głos babci. Następnego dnia spakowałam się po raz drugi. I tym razem nie wróciłam.
Nie byłam już ofiarą, ale wciąż się bałam
Wyjechałam w nocy, zanim się obudził. Walizkę schowałam wcześniej w piwnicy, klucze zostawiłam na stole. Tylko kartkę napisałam: „Nie wrócę”. Długo patrzyłam na te dwa słowa, zanim zamknęłam drzwi. Czułam, jakby całe powietrze ze mnie zeszło, jak z pękniętego balonu. Byłam wolna – ale ta wolność bolała. Bo nie wiesz, czy on zrozumie, że już po wszystkim.
Zamieszkałam u kuzynki w innym mieście. Dni mijały powoli, wypełnione milczeniem i czarną herbatą. Bałam się dzwonka do drzwi, stuknięcia w ścianę, każdego nieznanego numeru. Michał nie dzwonił przez pierwsze dwa tygodnie. Myślałam, że może zrozumiał.
Trzeciego tygodnia dostałam wiadomość: „Nie ucieka się od rodziny. Wracaj, bo nie skończymy tego tak”. Zamarłam. Kuzynka chciała, żebym poszła na policję, ale ja tylko potrząsnęłam głową. Nie miałam siły. Wciąż śniłam o nim, o tym, jak stoi w drzwiach i mówi, że wszystko będzie dobrze. A ja mu wierzę. Bo ja zawsze wierzyłam.
Ale tym razem nie wróciłam. Zmieniłam numer, miejsce pracy, wynajęłam małe mieszkanie. Nikt tam nie znał mojego nazwiska. Czasem tylko, gdy zasypiałam, słyszałam głos babci: „Nie bój się, dziecko. Strach to ostatni znak, że jeszcze żyjesz”.
I wtedy rozumiałam – ona wiedziała. Całe życie próbowała mnie ostrzec przed tym, co teraz nosiłam w sobie. Bo przestałam być ofiarą, ale wciąż bałam się, że on o tym nie wie.
Jej słowa w mojej pamięci
Minęły dwa lata. Czas niby wyleczył rany, ale nie te, które widać tylko w nocy, gdy gasną wszystkie światła. Mieszkam w małym mieście, pracuję w kwiaciarni. Ludzie lubią zapach róż, a ja – ich kolce. Przypominają mi, że nawet piękne rzeczy potrafią się bronić.
Czasem, gdy zamykam sklep, słyszę za sobą jego kroki. To tylko echo, wiem o tym, ale i tak serce przyspiesza. Wtedy wracam do domu szybciej, zakręcam zamki po trzy razy i kładę się na łóżku z ubraniami, jakby ucieczka mogła się zacząć w każdej chwili.
Na stoliku stoi zdjęcie babci. Patrzy z niego tak, jak patrzyła zawsze – trochę surowo, ale z miłością. Czasem mówię do niej szeptem: – Miałaś rację, babciu. Zawsze miałaś.
Bo wspominam jej słowa. Wszystkie. „Nie każdemu warto ufać”, „Nie każdą miłość trzeba trzymać, niektóre trzeba puścić, zanim ugryzą”. Wtedy brzmiały jak stare przestrogi, dziś są jak oświecenie.
Nie wiem, gdzie jest Michał. Może znalazł kogoś innego. Może teraz inna dziewczyna wierzy w jego słowa, tak jak ja kiedyś. Chciałabym ją ostrzec, ale przecież nikt nie słucha, dopóki sam tego nie poczuje.
Czasami w snach widzę babcię. Siedzi w swojej kuchni, miesza herbatę łyżeczką i mówi: – No widzisz, dziecko? Teraz już wiesz.
Budząc się, mam wrażenie, że jej głos został w mojej głowie na zawsze. I wtedy rozumiem, co naprawdę miała na myśli, mówiąc, że wspomnę jej słowa, gdy jej oczy zamkną się na wieczność.
Alicja, 31 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Teściowa zaprosiła mnie na kawę i rogale świętomarcińskie. To, co mi wtedy powiedziała, wbiło mnie w fotel”
- „Za życia przepisałam dom na syna, a on od razu się wprowadził. Zamiast zyskać opiekę, straciłam dach nad głową”
- „Teściowa narzekała, że źle gotuję jej synkowi. Doszło do tego, że przychodziła do nas z własnym obiadem w garach”

