Reklama

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz nie budziłam się z bólem głowy. Praca mnie pożera – ciągłe projekty, deadliny, spotkania o niczym. A ja? Ja po prostu znikam. W portfelu pusto, bo duży kredyt. W głowie chaos. Zbliżały się święta, a mnie nie było stać nawet na porządne prezenty.

Telefon zadzwonił, gdy siedziałam w kuchni z kubkiem zimnej kawy. Na ekranie: „Babcia”.

– Julcia, przyjedź, proszę. Nie mam już siły zawieszać tych wszystkich świecidełek.

– Babciu, przecież zawsze to robiłaś sama.

– Zawsze... ale zawsze też miałam nadzieję, że to zrobimy razem. Pomożesz mi?

Nie umiałam odmówić. Spakowałam się. Potrzebowałam ciszy. A tylko tam, w pachnącym cynamonem domu babci, cisza była kojąca.

W bombce coś było

Dywan w salonie pamiętał moje dzieciństwo. Rozłożyłam się na nim jak kiedyś, a babcia podała mi karton z bombkami. Trochę pożółkły, trochę pęknięty. Taki sam co roku.

– Zobacz, czy wszystkie są całe. W tamtym roku parę się potłukło.

– Pewnie te najładniejsze – mruknęłam i otworzyłam pudełko.

W środku znajome kształty – złote, niebieskie, trochę brokatu, trochę odprysków. Pamiętałam je wszystkie. Aż natknęłam się na jedną, której nie znałam. Ciemnoczerwona, większa, cięższa. Wzięłam ją do ręki. Coś w niej grzechotało.

Delikatnie przekręciłam dolną część. Zaskoczyła mnie – otworzyła się. A w środku... zwitek świeżutkich banknotów. Zaczęłam je liczyć – dwa, trzy, pięć, dziesięc tysięcy?

– Babciu?! Co to jest?

– Bombka, Julciu. Widzę, że ją znalazłaś.

– Żartujesz?

A wyglądam na taką, co żartuje?

Zamarłam. Patrzyłam to na pieniądze, to na babcię.

– Przecież to kupa kasy! Skąd to masz?

– Z bombki. Sama widziałaś.

– Babciu, to nie jest śmieszne. Nie mogę tego wziąć.

– Nikt nie mówił, że masz brać. Ale jak znajdziesz, to już twoje.

Patrzyła na mnie spokojnie, jakby właśnie podarowała mi piernik. A ja czułam, że drży mi ręka. I serce. Bo to nie była tylko kasa. To było coś więcej.

Babcia mnie zaskoczyła

Zamknęłam bombkę z trzaskiem. Za mocnym. Pieniądze złożyłam z powrotem, jakby od tego miały przestać istnieć.

– Babciu, przecież ty masz ledwo co z tej emerytury! Nie możesz mi dawać takich pieniędzy.

A co, nie wolno mi oszczędzać na moją wnuczkę?

– Ale po co?! Przecież sobie radzę... – głos mi zadrżał.

– Właśnie widzę, jak świetnie sobie radzisz – powiedziała cicho.

Podeszła do mnie.

– Zbierałam po trochę. Jak mi zostało po zakupach, jak się trafiło coś taniej. Przez kilkanaście miesięcy.

– To nie jest twoje zadanie. Ja powinnam ci coś dawać. Kupować leki. Płacić rachunki. A nie odwrotnie.

– Julcia, już mi dajesz. Że przyjeżdżasz. Że jesteś. I że jeszcze ci się chce płakać przy bombkach.

Chciałam zaprzeczyć, ale nie mogłam. Coś pękło. Usiadłyśmy obie na dywanie, a ja znów poczułam się jak dziecko. I chciało mi się płakać, tylko że z innych powodów. Ze wzruszenia.

Mogłyśmy szczerze porozmawiać

Babcia nalała mi herbaty. Z plasterkiem pomarańczy, jak zawsze. Siedziałyśmy przy choince, jeszcze nieubranej. Światła w domu były przygaszone, jakby same wiedziały, że trzeba być cicho.

– Jesteś zmęczona, dziecko – powiedziała, nie patrząc na mnie.

– Tak bardzo, że czasem w nocy nie mogę zasnąć, bo się boję rana – odpowiedziałam.

Nie dodałam, że czasem nie mam siły nawet się wykąpać. Że zdarza mi się płakać w łazience tylko dlatego, że nie odezwałam się do nikogo przez cały dzień, a dźwięk własnego głosu brzmi obco.

– Wiem, Julciu. Dlatego trzymałam tę bombkę na właściwy moment.

– Ale skąd wiedziałaś, że to teraz?

– Bo znam cię lepiej niż ty siebie. Słyszysz się, kiedy mówisz? Bije od ciebie jakaś samotność i lęk.

Chciałam odpowiedzieć, że przesadza. Że po prostu mam gorszy dzień, tydzień, rok. Ale nie miałam siły nawet się bronić.

– Ty jesteś taka dzielna, że aż mi żal.

Milczałam. Czułam, jakby ktoś właśnie rozebrał mnie z całej tej codziennej zbroi, centymetr po centymetrze. Została tylko ja – zmarznięta, skulona, słaba.

Babcia przytuliła mnie mocno. Pachniała jak zawsze – cynamonem, czymś słodkim i ciepłym. I nagle to wystarczyło. Nie potrzebowałam słów. Nie potrzebowałam niczego więcej. Po prostu wiedziałam, że już nie jestem sama.

Poczułam się lepiej

Zostałam u babci jeszcze dzień dłużej, niż planowałam. Po raz pierwszy od miesięcy nie zrywałam się rano z duszą na ramieniu. Leżałam na wersalce w jej małym pokoju, patrzyłam w sufit i myślałam: tu nikt mnie nie goni.

Choinkę ubrałyśmy razem. Babcia podawała mi bombki, a ja zawieszałam je na gałązkach. Kiedy doszłyśmy do tej jednej ciemnoczerwonej, zatrzymałam się na chwilę. Zawsze będzie mi symbolizować gest babci.

Tylko nie wydaj na głupoty – powiedziała babcia, poprawiając bombkę z aniołkiem.

Kiedy się żegnałyśmy, podała mi pudełko.

– Pierniki. Z migdałami. I nie mów nikomu o bombce – uśmiechnęła się – niech to będzie nasz mały sekret.

– Obiecuję. A piernik to na szczęście, tak?

– Zawsze.

Zaśmiałam się i przytuliłam ją mocno. Pachniała jak dom. Jak coś, co istnieje tylko w opowieściach – bezpieczeństwo.

Wracając do miasta, nie czułam euforii. Raczej… ulgę. Taką cichą, głęboką. Nie przez pieniądze. One były jak plaster na otarcie, ale to, że ktoś mnie zobaczył. Że ktoś pamiętał, że też mogę nie dawać rady. To wystarczyło, żeby oddychać trochę lżej.

Następnego dnia wróciłam do pracy. Open space wyglądał jak zawsze: zimne światło, mrugające monitory, ludzie z kubkami kawy udającymi, że nie są na skraju załamania. A jednak coś było inne. We mnie.

Położyłam torebkę na biurku, wzięłam głęboki oddech i pierwszy raz od dawna nie poczułam, że zaraz zabraknie mi powietrza. Wiedziałam, że w domu mam babcine pieniądze, starannie schowane w kopercie. Nie po to, żeby je wydać na świąteczne zakupy. One miały być deską ratunkową. I za to będę babci wdzięczna.

Julia, 32 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama