Reklama

Siedziałam przy kuchennym stole, próbując zebrać myśli. Na blacie stało małe, eleganckie pudełko, przewiązane czerwoną wstążką. Jeszcze godzinę temu byłam przekonana, że jego zawartość przyprawi mnie o dreszcze ekscytacji. Tymczasem mdłości uderzyły ze zdwojoną siłą.

Reklama

Mąż kupił mi perfumy

– Podobno pachną jak rajski ogród – usłyszałam głos mojego męża, który stanął w drzwiach, uśmiechając się dumnie. – Pomyślałem, że na pewno ci się spodobają.

Patrzyłam na niego przez chwilę, czując, jak żołądek wykonuje potrójne salto. Jeszcze się nie domyślał. Jeszcze nie wiedział, że w jego życiu za chwilę nastąpi rewolucja.

– Coś nie tak? – zapytał, marszcząc brwi. – Nie podobają ci się?

Zamrugałam, próbując się opanować. To był idealny moment, by mu powiedzieć. Albo najgorszy z możliwych.

– Są… wyjątkowe – wydusiłam, odkładając flakonik na stół.

Było mi niedobrze

Wpatrywałam się w flakonik perfum, jakby był czymś obcym, czymś, co nie powinno tu być. Zapach słodyczy wypełnił powietrze – intensywny, lepki, mdlący. Poczułam, jak w gardle rośnie mi gula, a żołądek zaciska się w proteście.

– Nie użyjesz ich? – głos Pawła wyrwał mnie z zamyślenia.

Stał oparty o framugę drzwi, patrząc na mnie z lekkim uśmiechem. Nie wiedział. Jak mógł wiedzieć? Sama dowiedziałam się dopiero rano, kiedy dwie kreski na teście ciążowym wyskoczyły z brutalną pewnością. Zamiast radości poczułam strach. Bo co jeśli nie był gotowy?

– Po prostu… nie czuję się dziś najlepiej – mruknęłam, starając się unikać jego spojrzenia.

Paweł zmarszczył brwi i podszedł bliżej.

– Na pewno wszystko w porządku? Jesteś jakaś blada.

Zamiast odpowiedzi wstałam gwałtownie, ale to był błąd. Świat zawirował, a żołądek podjął decyzję za mnie – pobiegłam do łazienki. Zamknęłam drzwi tuż przed nosem Pawła i klęknęłam przy toalecie. Słyszałam jego kroki za drzwiami.

– Marta? – zapukał lekko. – Chyba naprawdę coś cię dopadło. Może powinnaś się położyć?

Mąż się o mnie troszczył

Leżałam na kanapie, wpatrując się w sufit. Paweł siedział obok, odgarniając mi włosy z czoła.

– Może masz grypę żołądkową? – zastanawiał się głośno. – W pracy ostatnio wszyscy chorują.

Grypa. Ach, jak bardzo chciałam, żeby to było takie proste. Wystarczyłby tydzień odpoczynku i byłoby po sprawie. Ale ja wiedziałam, że to dopiero początek.

– Może… – wymamrotałam.

Nie skłamałam. Rzeczywiście coś mnie dopadło – tylko nie wirus, a nowe życie rozwijające się we mnie.

Paweł wstał i ruszył do kuchni. Po chwili usłyszałam stukot kubka o blat.

Zrobiłem ci herbatę miętową – powiedział, wracając do salonu. – Podobno pomaga na mdłości.

„Na mdłości ciążowe?” – pomyślałam. Patrzyłam, jak podaje mi kubek, troskliwy i niczego nieświadomy. I nagle dopadła mnie myśl: a co, jeśli mu się to nie spodoba? Jeśli uzna, że to za wcześnie? Nie planowaliśmy jeszcze dziecka. Zawsze mówił, że chce zostać ojcem, ale kiedyś, nie teraz. A teraz? Teraz siedział obok, podając mi herbatę, zupełnie nieświadomy, że w moim brzuchu rośnie jego syn albo córka.

– Dziękuję – wyszeptałam i upiłam łyk.

Musiałam mu powiedzieć. Tylko jak?

Bałam się jego reakcji

Cały wieczór siedziałam jak na szpilkach. Paweł oglądał coś w telewizji, a ja udawałam, że też mnie to interesuje, choć myślami byłam zupełnie gdzie indziej. Za każdym razem, gdy otwierałam usta, żeby powiedzieć „jestem w ciąży”, coś mnie powstrzymywało.

Bałam się. Nie jego reakcji – Paweł nigdy nie był typem faceta, który ucieka na dźwięk słowa „dziecko”. Bałam się tego, co te słowa zrobią z naszą rzeczywistością. Bo w chwili, gdy je wypowiem, nic już nie będzie takie samo.

W końcu wstał i przeciągnął się.

– Idziesz spać? – zapytał, zerkając na mnie znad kanapy.

To był ten moment. Nie mogłam dłużej zwlekać.

– Paweł… – zaczęłam cicho.

Zmarszczył brwi i usiadł z powrotem.

– Coś się stało?

Odetchnęłam głęboko. No dalej, Marta. Po prostu to powiedz.

Jestem w ciąży.

Ucieszył się, że będzie ojcem

Przez kilka sekund trwała cisza. Widziałam, jak zamrugał, jakby nie do końca dosłyszał.

– Jesteś… – powtórzył powoli. – W ciąży?

Kiwnęłam głową. Czułam, jak serce bije mi jak oszalałe. I wtedy zobaczyłam coś, czego się nie spodziewałam. Uśmiechnął się. Najpierw nieśmiało, jakby próbował się upewnić, czy to nie sen. A potem szeroko, promiennie.

– Serio? – W jego oczach pojawił się błysk ekscytacji. – Będziemy mieć dziecko?

Łzy stanęły mi w oczach, bo w jednej sekundzie zniknęły wszystkie moje obawy.

– Tak – wyszeptałam.

Złapał mnie w ramiona i przycisnął mocno do siebie.

– Boże… – zaśmiał się, całując mnie w czoło. – Będziemy rodzicami.

Siedzieliśmy tak przez długą chwilę, wtuleni w siebie. Wreszcie wszystko było na swoim miejscu. Albo przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.

Mąż nie czuł zmian

Następnego ranka obudziłam się wcześnie. Paweł jeszcze spał, oddychając miarowo, z delikatnym uśmiechem na twarzy. Gdybym nie znała go tak dobrze, pomyślałabym, że nawet we śnie przeżywał wczorajszą nowinę. Powinnam czuć spokój. W końcu wszystko poszło lepiej, niż mogłam sobie wyobrazić. A jednak coś mnie uwierało. Niepewność, która nie chciała odejść.

Po cichu wstałam i poszłam do łazienki. Stanęłam przed lustrem, patrząc na siebie uważnie. Czy wyglądałam inaczej? Może miałam delikatniejszą twarz, może oczy błyszczały inaczej?

Położyłam rękę na brzuchu. To było takie nierealne. Za kilka miesięcy będę trzymać na rękach nasze dziecko. Z zamyślenia wyrwał mnie odgłos telefonu Pawła. Jego komórka brzęczała na nocnym stoliku. Rzuciłam okiem na ekran – „Mati”. Jego najlepszy przyjaciel.

Paweł przewrócił się na bok i odebrał połączenie. W pokoju rozległ się zaspany, ale wyraźnie rozbawiony głos Maćka:

– No, stary! Gratulacje! Jak się czujesz jako przyszły tatuś?

Paweł przeciągnął się leniwie i parsknął śmiechem.

Stary, to jeszcze do mnie nie dociera – mruknął. – Ale powiem ci jedno… Na razie nic się nie zmienia.

Zamarłam. Co to miało znaczyć?

– Wiesz, że dla mnie to jeszcze abstrakcja – dodał Paweł. – Dopóki nie będzie brzucha, nie będę się stresować. Mam jeszcze trochę czasu, zanim zacznie się prawdziwa jazda, nie?

Serce mi zadrżało. „Na razie nic się nie zmienia”? „Dopóki nie będzie brzucha”? Chciałam wierzyć, że to tylko gadanie. Że po prostu próbował oswoić się z myślą o ojcostwie.

Nie przejmował się niczym

Przez cały dzień chodziłam rozbita. Paweł zachowywał się normalnie – za normalnie. Jakby wczorajszy wieczór w ogóle się nie wydarzył. Nie było pytań o lekarza, nie mówił o przyszłości, nie zastanawiał się, co dalej. Tylko ja czułam, że moje życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni.

Wieczorem usiedliśmy razem na kanapie. Paweł bez słowa odpalił mecz, a ja udawałam, że przeglądam telefon, choć tak naprawdę jedyne, co widziałam, to jego obojętność. W końcu nie wytrzymałam.

– Paweł… – zaczęłam ostrożnie.

– Hm? – Oderwał wzrok od ekranu, ale tylko na sekundę.

Wiesz, że powinnam umówić się do lekarza? Potwierdzić wszystko, zrobić badania…

Spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem.

– No tak, jasne. Chcesz, żebym z tobą poszedł?

„Chcesz?” – powtórzyłam w myślach. Jakby to było opcjonalne.

Myślałam, że sam zaproponujesz – powiedziałam cicho.

Paweł westchnął, jakbym zmuszała go do czegoś niewygodnego.

– Oczywiście, że pójdę. Po prostu… nie wiem, o co się martwisz. Przecież mamy czas.

„Mamy czas” – to zdanie, które powtarzał od wczoraj, stawało się dla mnie coraz bardziej niepokojące.

Patrzyłam, jak wraca do oglądania meczu, jakbyśmy nie rozmawiali o czymś ważnym. Czułam, jak powoli rodzi się we mnie lęk, że dla niego ta ciąża to tylko słowa, a dla mnie – już cała nowa rzeczywistość. I że przeżywamy ją zupełnie inaczej.

Byłam na niego zła

Dzień wizyty u lekarza nadszedł szybciej, niż się spodziewałam. Paweł, zgodnie z obietnicą, miał iść ze mną. A przynajmniej tak mówił. Rano wstałam z mdłościami, ale bardziej niż żołądek ściskał mnie stres. Chciałam, żeby to był moment, który przeżyjemy razem – pierwsze USG, pierwsze potwierdzenie, że tam naprawdę rośnie nasze dziecko.

Ale kiedy weszłam do kuchni, Paweł stał już ubrany w kurtkę, wiążąc buty.

– Co robisz? – zapytałam, chociaż odpowiedź znałam już w momencie, gdy zobaczyłam jego minę.

– Kochanie… – Westchnął, nie patrząc mi w oczy. – Dzwonili z pracy. Awaria. Muszę jechać.

Poczułam zimny ciężar w klatce piersiowej.

– Paweł, ale… lekarz…

– Wiem, wiem – uniósł ręce w geście obronnym. – To tylko pierwsza wizyta, prawda? Pewnie ci tylko powie, że masz brać witaminy i się nie stresować.

Patrzyłam na niego, czując, jak coś we mnie pęka.

– Nie rozumiesz, prawda?

Zawahał się.

Marta, nie rób scen.

„Nie rób scen.”

Poczułam, jak moje oczy wilgotnieją.

– Jasne – powiedziałam, prostując plecy. – Idź do pracy.

Przez chwilę wyglądał, jakby chciał coś dodać, ale nic nie powiedział. Po prostu wyszedł. Stałam sama w kuchni, słuchając, jak zamyka za sobą drzwi. I w tamtym momencie zrozumiałam jedną rzecz. Byłam w ciąży. Ale byłam w tym sama.

Tego się nie spodziewałam

Byłam w szóstym miesiącu ciąży, kiedy w końcu to z siebie wyrzucił.

Siedzieliśmy przy kolacji, rozmowa się nie kleiła. Paweł ostatnio coraz częściej wracał późno, coraz mniej mówił o dziecku, coraz bardziej udawał, że nic się nie zmienia. A ja nie mogłam już tego znieść.

– Paweł, co się z tobą dzieje? – zapytałam wprost. – Unikasz mnie. Nie mówisz o dziecku. Jesteś, ale jakby cię nie było.

Odłożył widelec i spojrzał na mnie tak, jakbym właśnie zapytała, czy chcemy zamieszkać na Marsie.

– Marta… – westchnął ciężko. – Bo ja… Ja nigdy nie chciałem być ojcem.

Serce stanęło mi w gardle.

– Co?

– Nigdy tego nie planowałem. Nigdy tego nie czułem. Mówiłem, że może kiedyś, bo myślałem, że jeszcze mam czas, że to kiedyś nigdy nie nadejdzie…

Patrzyłam na niego z niedowierzaniem.

– I co? Kłamałeś? Myślałeś, że to się nigdy nie stanie?
Przetarł twarz dłońmi.

– Miałem nadzieję.

Zamknęłam oczy, bo w tej chwili zdałam sobie sprawę, że on nie jest zagubiony. On jest po prostu szczery. I ta szczerość bolała bardziej niż kłamstwo.

– Więc co teraz? – zapytałam, a mój głos drżał

Paweł wzruszył ramionami.

– Nie wiem.

I to było w tym wszystkim najgorsze. Nie wiedział. Ale ja wiedziałam.
Musiałam przygotować się na to, że zostanę matką. Samotną. A on? On zostanie tylko mężczyzną, który kiedyś powiedział mi, że mnie kocha.

Marta, 35 lat

Czytaj także: „Teściowa wparowała na naszą kolację walentynkową. Macała moje bicepsy i mizdrzyła się, bo liczyła na coś więcej”
„Mąż od 30 lat robi mi romantyczną niespodziankę w walentynki. Koleżanki kpią, że to nie wypada w tym wieku”
„W Walentynki mąż dał mi tylko bukiet róż. Wściekłam się, bo liczyłam na perfumy i błyskotki, a nie na tanie badyle”

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama