Reklama

Życie bywa przewrotne. Czasem, gdy wydaje nam się, że żyjemy pełnią życia i nic więcej nie jest nam do szczęścia potrzebne, dostajemy obuchem w łeb i musimy sobie wszystko układać od nowa. A czasem, gdy mamy wrażenie, że przed nami nie ma już żadnych perspektyw, los uśmiecha się do nas, dając nam całkiem nową szansę na szczęście. Warto o tym pamiętać i czasem po prostu pogodzić się z tym co nieuchronne.

Byliśmy nierozłączni

Z Jeremim poznałam się w szkole średniej. Na początku bardzo się nie lubiliśmy, miał w sobie coś denerwującego, a i ja działałam na niego jak płachta na byka. Pewnie dlatego, że zawsze byłam wygadana, miałam swoje zdanie i zwyczajnie nie dawałam sobie w kaszę dmuchać. Jednak, w myśl powiedzenia „kto się czubi, ten się lubi”, z czasem ta nasza antypatia przerodziła się w sympatię, a potem w bliższą zażyłość.

Parą zostaliśmy jakoś rok przed maturą. Nasze rodziny nie wtrącały się w nasze relacje. Najpierw uważali zapewne, że to takie tam młodzieńcze zauroczenie i prędzej czy później nam przejdzie, później chyba przyzwyczaili się do tego, że wciąż trzymamy się razem. Zwłaszcza że z biegiem czasu okazało się, że często wspólnie się uczymy i nie w głowie nam jakieś głupoty.

Maturę zdaliśmy obydwoje całkiem przyzwoicie i dostaliśmy się na tę samą uczelnię. Co prawda wybraliśmy różne kierunki, bo nasze zainteresowania były nieco odmienne, nie przeszkodziło nam to jednak podjąć studiów w tej samej alma mater w większym mieście. Wiązało się to z zamieszkaniem w akademiku i udziałem w studenckim życiu w pełnym tego określenia znaczeniu. Szaleństwa szybko nam się jednak znudziły.

Byłam szczęśliwa

Rozważaliśmy wynajęcie mieszkania, ale ostatecznie zdecydowaliśmy się na zakup niewielkiego lokum na raty. Jeremi pracował już od drugiego roku studiów a ja chwytałam się zajęć dorywczych, więc udało nam się coś odłożyć. Poza tym planowaliśmy wspólne życie, więc kupno mieszkania na start wydawało nam się dobrym rozwiązaniem.

Ostatecznie rodzice pomysł zaakceptowali i pomogli nam finansowo – mieliśmy co prawda kredyt do spłacenia, ale nie taki wielki, jak można się było tego spodziewać.

W związku z tym postanowiliśmy się pobrać bez wielkiej pompy. Ślub był dla nas tak naprawdę formalnością, ze względu na najbliższą rodzinę zdecydowaliśmy się na skromną uroczystość i obiad dla zaledwie kilkunastu osób.

– Romantyzmu w nas tyle, co kto napłakał – śmiałam się do Jeremiego.

– Oczekiwałaś oświadczyn, pierścionka w deserze i wielkiego bukietu róż? – zapytał.

– No jakbyś czytał w moich myślach!

– Plantacja róż padła przez suszę, a deserów nie lubisz.

– I tego się będziemy trzymać.

Chciałam być matką

Zalegalizowaliśmy więc nasz związek i zamieszkaliśmy w niewielkim mieszkanku. Jak powtarzała moja mama: „ciasnym, ale własnym”. Nie było aż takie ciasne, dopóki mieszkaliśmy w nim we dwoje. Gdybyśmy jednak zdecydowali się na powiększenie rodziny, faktycznie mogłoby się okazać, że nasze lokum jest trochę zbyt „przytulne”.

Tak naprawdę to nie wiem, czy Jeremi chciał mieć dziecko. Jakoś nigdy o tym nie rozmawialiśmy wprost. To znaczy nawet gdy pytałam, to mój ukochany unikał jednoznacznej odpowiedzi. Na początku, wiadomo, nie myśleliśmy o powiększaniu rodziny, bo studia, szukanie stałej pracy, brak stabilizacji finansowej, by zapewnić dziecku odpowiedni start w przyszłość.

Z biegiem czasu jednak nasza sytuacja życiowa poprawiła się na tyle, że czułam, iż jest to dobry moment na rodzicielstwo. Postanowiłam porozmawiać o tym z moim lekarzem.

– Panie doktorze, jakie są szanse na to, żebym zaszła w ciążę?

– Przy stosowaniu antykoncepcji raczej znikome.

– To wiem. Chodzi mi o to, czy jeśli odstawię tabletki i zaczniemy starania o dziecko, to mamy szansę na sukces?

– Nie widzę żadnych medycznych przeciwwskazań. Jest pani zdrowa, wyniki ma pani bardzo dobre, nie ma co czekać.

Zmienił się

O tym, że odstawiłam pigułki, postanowiłam nie mówić Jeremiemu, przynajmniej przez jakiś czas. Uznałam, że trzeba zdać się na los – jeśli mamy zostać rodzicami, to nimi prędzej czy później będziemy.

Mijały miesiące i nic się nie zmieniało. Lekarz wciąż zapewniał mnie, że nic nie wskazuje na to, bym nie mogła zostać mamą. W końcu zaczął delikatnie sugerować, że może to partner powinien na wszelki wypadek się przebadać. Gdy wreszcie wspomniałam o tym Jeremiemu, był szczerze oburzony. I nawet nie chodziło o to, że odstawiłam antykoncepcję, ale o to, że obcy chłop imputuje mu brak męskości.

Od tego czasu między nami było coraz gorzej. Odnosiłam wrażenie, że mój mąż stopniowo traci mną zainteresowanie. Nasze zbliżenia były coraz rzadsze, a i codzienne relacje mocno się ochłodziły. Jeremi wracał z pracy późno, znikał wieczorami i w weekendy, odrzucał moje połączenia telefoniczne, a w domu praktycznie ze mną nie rozmawiał. Kiedy zaczął sypiać na kanapie, zrozumiałam, że coś jest bardzo nie tak.

Byłam zaniepokojona

Poprosiłam o pomoc znajomego, który miał pewne doświadczenie jako prywatny detektyw. Zajęło mu to trochę czasu, ale ostatecznie potwierdził moje obawy: Jeremi mnie zdradzał. Dalej wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Mój mąż, przyparty do muru, przyznał, że ma kogoś, nic już do mnie nie czuje i nie widzi przyszłości dla naszego związku. Zdecydowaliśmy się na rozwód.

Jako bezdzietne małżeństwo rozwiedliśmy się bez problemu. Okazało się jednak, że dla mnie była to bardzo niekomfortowa sytuacja. Zostałam sama, praktycznie bez dachu nad głową, ponieważ kredyt i mieszkanie były na Jeremiego. Na szczęście miałam stabilną sytuację zawodową, trochę oszczędności i wspaniałych przyjaciół, na których mogłam liczyć w tych trudnych chwilach.

Rok później moje życie powoli zaczynało się układać. Właśnie skończyłam remont swojego nowego lokum i świętowałam to z osobami, które bardzo mi pomogły.

– Należy ci się teraz solidny odpoczynek – rzuciła Anka.

– Tak, położę się do łóżka i nie wstanę z niego przez tydzień – zaśmiałam się.

– Myślałam raczej o wyjeździe…

– Nie stać mnie na wyjazdy – zaprotestowałam.

– Oj tam, walizkę chyba masz, a jak nie, to ci pożyczymy – odezwał się jej mąż. – A pobyt w Augustowie jest już opłacony.

Zaczęłam nowe życie

I w ten sposób dwa dni później wylądowałam w Augustowie. Pogoda była wymarzona do wypoczynku nad jeziorem. Zgodnie z zaleceniami moich przyjaciół zamierzałam leżeć na leżaczku i wypoczywać.

Od trzeciego dnia pobytu sąsiedni leżak zaczął zajmować Andrzej. Był chyba kilka lat ode mnie młodszy, ale za to bardzo przystojny i pociągający. Szybko znaleźliśmy wspólny język. Okazało się, że właśnie zostawiła go narzeczona – on planował ślub, a ona wolała swojego kumpla z pracy. Niebawem przekonaliśmy się, że nic tak nie zbliża ludzi, jak złamane serca i parne augustowskie noce…

Seks z Andrzejem był wspaniały i podziałał na mnie wręcz terapeutycznie. Czułam się piękna i spełniona. Mój kochanek obudził we mnie kobiecość, o istnieniu której dawno zdążyłam zapomnieć.

Wiedziałam jednak, że na dłuższą metę ta znajomość nie ma sensu. Zresztą absolutnie nie czułam się jeszcze na siłach wchodzić w jakikolwiek związek. I miałam nieodparte wrażenie, że dla Andrzeja też jestem tylko chwilową przygodą.

To było przelotne

Gdy mój pobyt w Augustowie dobiegł końca, po prostu spakowałam się i wyjechałam. Bez pożegnań, czułych słów czy gestów. Czekało na mnie moje stare życie, które od dłuższego czasu układałam sobie na nowo. Gorące noce z Andrzejem pomogły mi naładować baterie i uwierzyć w to, że jeszcze wszystko będzie dobrze. Zrozumiałam, że o tym, czy będę szczęśliwa, decyduję wyłącznie ja.

Miesiąc później spotkałam się z Anką.

– Jesteś jakaś inna… – powiedziała, przyglądając mi się. – Już po powrocie z Augustowa zauważyłam w tobie zmianę, ale teraz… Jest coś jeszcze, prawda?

– Jak ty mnie dobrze znasz! – westchnęłam.

– No dalej, wyrzuć to z siebie.

– W Augustowie miałam przelotny romans…

– A, to dlatego po powrocie emanowałaś pewnością siebie – weszła mi w słowo.

– Pewnie tak. Ale…

– Ale co? – ponagliła mnie.

– Ale okres mi się spóźniał. To było dziwne, bo zawsze miesiączkowałam regularnie. Więc poszłam do lekarza…

Spełniłam marzenie

– I jesteś w ciąży? – domyśliła się Anka.

– Tak. Jeszcze nie mogę w to uwierzyć.

– No ale chyba się cieszysz? Przecież chciałaś mieć dziecko

– Tak, tylko… Chciałam je mieć z Jeremim. Ale okazuje się, że on nie był wart, by być ojcem.

– Więc teraz będziesz je miała sama. Przywiozłaś pod sercem pamiątkę z Augustowa. Rzekłabym: dość oryginalną!

– Wiesz, trochę się boję, jak to będzie. Samotne macierzyństwo do łatwych chyba nie należy…

– Nie bój się. Masz przyjaciół, na których zawsze możesz liczyć. Dasz radę!

Tak, dam radę. Mam jeszcze kilka miesięcy, by przygotować się do mojej nowej roli. I jedno wiem na pewno: dam z siebie wszystko!

Justyna, 34 lata


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama