„All inclusive w Egipcie odbił mi się czkawką. Mój facet zniknął z bagażem i pieniędzmi z mojego konta”
„Zaczęłam analizować każdy gest, każde słowo. Przypominałam sobie momenty, w których mógł się przygotowywać do ucieczki. Kiedy ja wierzyłam, że jest zestresowany pracą, on pewnie planował, jak mnie okraść. Kiedy mówił, że mnie kocha, pewnie już myślał, gdzie przeleje kasę”.

- Redakcja
Na ten wyjazd czekałam miesiącami. W pracy odliczałam dni do urlopu, przeglądałam oferty hoteli, pakowałam się z wyprzedzeniem. Egipt – słońce, morze i luksus all inclusive. Wydawało się, że to idealny plan na chwilę oddechu od codzienności. Zabierałam ze sobą nie tylko walizki, ale też mojego chłopaka, który ostatnio zrobił się jakiś czuły i uroczy. Myślałam, że może to właśnie ta podróż nas do siebie zbliży. Nie wiedziałam jeszcze, że ta wycieczka nie będzie rajem, tylko pułapką. I że wrócę z niej sama. Bez pieniędzy, bez rzeczy… i bez złudzeń.
Z pozoru wyjazd idealny
– Spakowałaś w końcu tę zieloną sukienkę? – zapytał mnie Michał, zerkając znad telefonu.
– No przecież mówiłam, że biorę. W końcu to twoja ulubiona – uśmiechnęłam się, licząc kolejne rulony ubrań, które wciskałam do walizki.
To był nasz pierwszy wspólny zagraniczny wyjazd. Po dwóch latach związku. Wydawało mi się, że to naturalny krok. Ja płaciłam, on organizował – taki był podział. Michał mówił, że ma teraz trudniejszy moment w pracy, że mu nie przeszły jeszcze przelewy od klientów, że odda mi połowę zaraz po powrocie. Kiwałam głową, choć coś w środku delikatnie zgrzytało. Ale przecież go kochałam.
Na lotnisku był uroczy. Pomagał z bagażem, kupił mi kawę, nawet zrobił nam wspólne selfie i wrzucił na swój profil z podpisem: „Z nią wszystko jest lepsze”. Czułam się wyjątkowa. Dopiero w samolocie zauważyłam, że nerwowo zerka na telefon.
– Coś się dzieje? – spytałam, nachylając się do niego.
– Nie, po prostu dostałem jeszcze maila z roboty. Nie przejmuj się, odpoczywaj – odparł z wymuszonym uśmiechem.
W hotelu wszystko wyglądało jak z folderu: basen błyszczał w słońcu, pokój miał balkon z widokiem na morze, a na kolację podano owoce morza i truskawki w czekoladzie. Michał chwycił mnie za rękę, gdy siedzieliśmy w restauracji. Patrzył na mnie jak zakochany nastolatek.
– To będą najlepsze wakacje w naszym życiu – powiedział.
Nie wiedziałam, że dla niego – może i tak.
Zaczęło się od milczenia
Następnego dnia obudziłam się sama. Michał wyszedł wcześniej, zostawiając jedynie karteczkę z napisem: „Idę na basen, kochanie. Śpij spokojnie”. Przez chwilę uznałam to za urocze. Wzięłam prysznic, założyłam kostium i poszłam go znaleźć. Basen był pusty. Ani śladu jego ręcznika, klapek, ani jego samego. Przeszłam się po ogrodzie, zajrzałam do lobby. Nic. Telefon milczał, jego też nigdzie nie było. Zdziwiłam się, ale jeszcze się nie martwiłam. Wróciłam do pokoju – może wrócił, kiedy ja go szukałam?
Nie wrócił. Z czasem pojawił się niepokój. Po trzech godzinach zadzwoniłam do niego. Raz, drugi, trzeci. Za każdym razem sygnał, a potem poczta głosowa. Napisałam wiadomość: „Gdzie jesteś? Wszystko okej?”. Nic. W recepcji zapytałam, czy może wyszedł z wycieczką fakultatywną. Pokręcili głową – dziś nie było żadnych. Sprawdziłam przy barze, przy plaży, nawet zajrzałam do toalety na dole. Śmieszne, jak człowiek potrafi się łudzić, że ktoś po prostu... zniknął przypadkiem.
Minął cały dzień. Kiedy wróciłam do pokoju wieczorem, walizki Michała nie było. Szafa – pusta. Jego kosmetyczka, torba z elektroniką, dokumenty – wszystko zniknęło. Tylko karteczka z rana została. Znowu zadzwoniłam. Tym razem numer był nieaktywny. Zrobiło mi się zimno. Usiadłam na łóżku z bijącym sercem. To nie było zgubienie się. Nie było pomyłki. Michał zniknął. A ja zostałam sama. W obcym kraju. Z jednym pytaniem, które rozsadzało mi głowę:
– Dlaczego?
Wtedy wszystko do mnie dotarło
Zeszłam na dół, jakby z automatu. Nogi niosły mnie same, chociaż miałam wrażenie, że ciało jest z waty. W recepcji próbowałam zachować spokój.
– Przepraszam, czy możecie mi powiedzieć, czy mój partner... Michał M., czy może zostawił jakąś wiadomość, cokolwiek?
Recepcjonista spojrzał na mnie uważnie. Pochylił się do komputera, coś wpisał, po czym uniósł wzrok.
– Ten pan wymeldował się dzisiaj o 9:15.
– Co proszę?
– Wymeldował się. Powiedział, że pani źle się czuje i że wracacie wcześniej do kraju.
Stałam osłupiała. Mój głos nie chciał przejść przez gardło.
– Ale... ja tu jestem. Nie wracam. On nie miał prawa...
Recepcjonista wzruszył ramionami.
– Miał wspólną rezerwację. Pokazał dokumenty. Powiedział, że pani źle się czuje i nie była w stanie zejść do recepcji. Wziął bagaż. I... przepraszam, ale zabrał też środki z depozytu hotelowego.
Oparłam się o ladę. Miałam ochotę wybuchnąć płaczem, ale nie mogłam. Nie w miejscu publicznym. Wzięłam głęboki wdech, ale ręce trzęsły mi się jak osika.
– Aha. Dziękuję.
Poszłam korytarzem w stronę pokoju. Puste ściany, turystyczne plakaty i zapach chloru z basenu sprawiały, że wszystko wydawało się jeszcze bardziej nierealne. Przed drzwiami stał sprzątacz z wózkiem.
– Proszę nie wchodzić – powiedziałam cicho. – Jeszcze... muszę coś przemyśleć.
Skinął głową. Weszłam do pokoju, usiadłam na łóżku, spojrzałam w punkt. I wtedy zapłakałam. Po raz pierwszy naprawdę.
Telefon, który wszystko wyjaśnił
Następnego dnia rano poszłam na komisariat. Nie wiedziałam, co dokładnie chcę zgłosić – że mnie zostawił? Ukradł rzeczy? Oszukał? Nikt nie traktował mnie poważnie. Egipt to nie Polska. Mój paszport miałam przy sobie, więc z ich perspektywy wszystko było w porządku.
– Miał prawo się wymeldować, skoro byliście razem na rezerwacji – powiedział oficer, zerkając na mnie znudzonym wzrokiem. – Wasze sprawy prywatne, madam. Nie nasz interes.
Wróciłam do hotelu jeszcze bardziej rozbita. Usiadłam w lobby i zaczęłam przeglądać konto bankowe. I wtedy zamarłam. Na ekranie widniały trzy przelewy. Po kilka tysięcy każdy. Michał. Michał, który znał mój pin, bo kiedyś dałam mu dostęp do bankowości – „na wszelki wypadek”, mówiłam. Przekazał środki na jakiś obcy rachunek. Pieniądze na wakacje, na remont kuchni, na moje oszczędności.
Ręce mi się trzęsły, serce waliło jak oszalałe. Zadzwoniłam do banku. Konsultantka mówiła powoli, spokojnie, ale to nic nie zmieniało – środki zostały wypłacone legalnie, przelewy zatwierdzone kodami sms, które Michał przechwycił z mojego telefonu, zanim zniknął. Ukradł wszystko w nocy, kiedy spałam. To nie był przypadek. Nie chwila słabości. To było zaplanowane.
Wróciłam do pokoju i usiadłam na zimnej podłodze. Świat mi się zawalił. Wszystko, co mieliśmy, było kłamstwem. A ja... dałam się nabrać jak dziecko. Zaufałam, kochałam i zapłaciłam. Dosłownie.
Nie mogłam się otrząsnąć
Minęły trzy dni, zanim udało mi się wrócić do Polski. Musiałam pożyczyć pieniądze od brata, bo Michał opróżnił konto do zera. Ambasada pomogła mi przebukować bilet, a hotel – mimo wszystko – pozwolił zostać jeszcze jedną noc, kiedy już wiedzieli, co się wydarzyło. W samolocie czułam się jak wrak. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Że facet, którego kochałam, z którym planowałam przyszłość, zostawił mnie jak śmiecia, wzięła moje pieniądze, rzeczy, telefon i… zniknął. Bez jednego słowa.
Ale jeszcze gorsze od tego wszystkiego było to, co działo się w mojej głowie. Zaczęłam analizować każdy gest, każde słowo. Przypominałam sobie momenty, w których mógł się przygotowywać do ucieczki. Kiedy ja wierzyłam, że jest zestresowany pracą, on pewnie planował, jak mnie okraść. Kiedy mówił, że mnie kocha, pewnie już myślał, gdzie przeleje kasę. Czułam się nie tylko oszukana, ale... zbrukana. Emocjonalnie wykorzystana.
Znajomi pytali: „Ale jak to możliwe? Przecież był taki miły!”. A ja nie wiedziałam, co im odpowiedzieć. Bo przecież był miły. Dla mnie też. Do samego końca. Nawet tej nocy, zanim zniknął, przytulił mnie do siebie i powiedział: „Dobrze, że jesteś”. Dobrze? Dla niego – idealnie. Dla mnie – najgorszy błąd życia. Michał uciekł. Ale przez długi czas nie mogłam wyrzucić go z głowy. Ani tego, jak bardzo dałam się omamić.
W końcu go znienawidziłam
Po powrocie długo nie potrafiłam spać. Budziłam się zlana potem, z głową pełną obrazów hotelowych korytarzy i jego twarzy w samolocie, jak odwraca się ode mnie i znika w tłumie. Zgłosiłam sprawę na policję, ale usłyszałam, że nie mają podstaw, by go ścigać – dostęp do konta miał legalny, rzeczy zabrał ze „wspólnego” pokoju. Jedyną szansą byłby prywatny pozew. Ale nie miałam siły walczyć. Na razie.
Michał usunął swoje profile społecznościowe. Przepadł jak kamień w wodę. A ja zostałam z poczuciem winy, wstydu, złości. Własna naiwność bolała mnie bardziej niż strata pieniędzy. Przez kilka tygodni nie potrafiłam spojrzeć sobie w oczy. Aż w końcu coś się we mnie przełamało. Zaczęłam chodzić na terapię. Nie po to, żeby zapomnieć o nim – bo nie chciałam zapomnieć. Chciałam zrozumieć, dlaczego pozwoliłam sobie na to wszystko. Dlaczego ignorowałam sygnały. Dlaczego byłam gotowa oddać wszystko mężczyźnie, który niczego mi nie dał poza złudzeniem.
Dziś nie jestem jeszcze silna. Ale już nie jestem ofiarą. Michał był tylko kolejnym z tych, którzy znikają, kiedy kończy się ich rola w cudzym życiu. Wiem jedno – nigdy nie pozwolę, by ktoś drugi raz zabrał mi godność w zamian za iluzję miłości. Nie szukam go. Nie chcę. Żeby pokochać siebie na nowo, musiałam znienawidzić jego.
Iwona, 33 lata
Czytaj także:
- „Po zdradzie zaufałam mężowi drugi raz. A on zdradził mnie z kimś mi bliskim, gdy wiozłam im magnesy z Majorki”
- „Romans z żonatym facetem wydawał się bajką. Niestety tylko do czasu, gdy jego syn zapukał do moich drzwi”
- „Uciekłam z własnego ślubu, bo nie chciałam być marionetką. Tego samego dnia poznałam kogoś, kto rozgrzał moje serce”

