„6 lat temu wyznałam mu, że jestem w ciąży. Zamiast euforii dostałam lodowatą ciszę, która trwa do dziś”
„Zaszłam w ciążę w trzecim miesiącu naszego wspólnego wynajmu mieszkania. Kiedy pokazałam mu test, przez kilka sekund patrzył na mnie bez słowa, jakby ktoś mu odłączył dźwięk. Usiadł. Chwycił się za głowę. Nie powiedział, że się cieszy. Nie zapytał, jak się czuję, tylko dalej siedział w milczeniu”.

Gdy sześć lat temu mówiłam mu, że jestem w ciąży, nie sądziłam, że zamiast odpowiedzi usłyszę ciszę. Taką, która trwa do dziś. Po prostu zniknął, nie siląc się nawet na żadne wyjaśnienia. Nie znalazłam go ani na mediach społecznościowych, ani przez wspólnych znajomych. Przez pierwsze miesiące dzwoniłam, pisałam, błagałam. Potem przestałam. Sama rodziłam, sama wychowywałam, sama próbowałam zapomnieć. Wydawało mi się, że się udało aż do momentu, gdy zobaczyłam go na ślubie mojej młodszej siostry. Uśmiechnięty, opalony, w eleganckim garniturze. Jakby nigdy nic.
Sięgnął po klucze i wyszedł
Zaczęło się banalnie, jak każda młodzieńcza miłość. Miałam dwadzieścia trzy lata i wydawało mi się, że on to wszystko, czego mi trzeba. Michał był czarujący, pewny siebie, miał w sobie coś, co sprawiało, że świat nagle stawał się mniej duszny. Zakochałam się szybko i głęboko, z pełnym zaufaniem. Był pierwszym, który naprawdę mnie słuchał. Tak wtedy myślałam.
Zaszłam w ciążę w trzecim miesiącu naszego wspólnego wynajmu mieszkania. Kiedy pokazałam mu test, przez kilka sekund patrzył na mnie bez słowa, jakby ktoś mu odłączył dźwięk. Usiadł. Chwycił się za głowę. Nie powiedział, że się cieszy. Nie zapytał, jak się czuję, tylko dalej siedział w milczeniu.
— Michał, powiedz coś, proszę — prawie szeptałam. — Nic nie zrobimy bez rozmowy.
Wstał. Sięgnął po klucze i wyszedł. Myślałam, że musi się przejść, że musi to przemyśleć. Mijały godziny, potem dni i tygodnie, a on nie wracał. Zadzwoniłam do jego matki. Powiedziała tylko, że „Michał musi się odnaleźć” i że „Może tak będzie lepiej dla wszystkich”. Próbowałam go znaleźć, ale usunął konta, zmienił numer telefonu, nie pojawiał się w dawnych miejscach. Zniknął. Jak tchórz.
Urodziłam syna sama. Michał nawet nie wiedział, że nazwaliśmy go Filip. Nosił moje nazwisko, był moją dumą i całym światem. Z roku na rok bolało mniej, ale nigdy nie przestało całkowicie. Aż do tego dnia, gdy weszłam do sali weselnej i spojrzałam prosto w jego oczy.
Wszystko wróciło
Kiedy zniknął, wszyscy pytali: „Na pewno wie, że jesteś w ciąży?” albo: „Może coś mu się stało?”. Na początku też próbowałam to sobie tłumaczyć w ten sposób — że miał wypadek, że go porwali, że wyjechał za granicę bez dostępu do internetu. Cokolwiek, byleby nie przyjąć tej jednej, brutalnej prawdy: że uciekł. Przestraszył się odpowiedzialności i zamiast porozmawiać, wolał wyparować.
Nie przyznałam się rodzicom, że Michał nas zostawił. Powiedziałam, że wyjechał do pracy za granicę, że kontakt jest utrudniony. Wierzyli, może dlatego, że bardzo chcieli wierzyć. Długo kryłam wstyd i samotność za fasadą pozy „wszystko w porządku”. Moja młodsza siostra nie dawała się jednak tak łatwo zbywać.
— Czy on w ogóle wie, że już urodziłaś? — zapytała któregoś dnia, patrząc mi prosto w oczy.
— Nie wiem — odpowiedziałam zbyt szybko. — Chyba tak...
— Kłamiesz — rzuciła cicho. — I wiesz co? Przestań. Masz dziecko. Jesteś jego matką. Nie jesteś winna tego, że trafiłaś na dupka.
Miała rację. Tylko że ja wciąż nie mogłam pogodzić się z tym, jak łatwo można zostać wymazanym z czyjegoś życia. Żadnego: „Nie jestem gotowy”, „To nie dla mnie”, „Zawiodłem się na sobie”. Nic. Tylko cisza. I ja, z malejącym brzuchem i rosnącym przerażeniem, jak to wszystko ogarnąć. Michał przepadł jak kamień w wodę. A ja przez sześć lat nauczyłam się żyć bez niego.
Aż w końcu, pewnego dnia, przypadkiem spojrzałam przez ramię druhny mojej siostry... i zobaczyłam go. Stał kilka metrów ode mnie. Niby przypadkiem. Niby jak jeden z gości. I wszystko wróciło.
Wzięłam głęboki oddech
Nie powinnam patrzeć w tamtym kierunku. Próbowałam skupić się na siostrze — wyglądała prześlicznie, jej suknia była jak z bajki. Śmiała się do swojego męża, a ja stałam wśród gości, udając, że nie targają mną emocje. Ale one niestety tam były.
Michał stał pod ścianą, z kieliszkiem w dłoni, rozmawiał z kimś, kogo ledwo kojarzyłam. Uśmiechał się. To był dokładnie ten sam uśmiech, który znałam tak dobrze. Tylko że teraz sam Michał wyglądał inaczej — miał lekki zarost, był szczuplejszy, pewniejszy siebie. Nie wyglądał jak ktoś, kto przez sześć lat zmagał się z wyrzutami sumienia. Raczej jak ktoś, kto zdążył o wszystkim zapomnieć.
Zamrugałam, próbując go nie widzieć, ale nie potrafiłam. Przysięgałam sobie, że jeśli kiedykolwiek go spotkam, powiem mu wszystko. Wykrzyczę mu w twarz, że był tchórzem. Że ominęło go coś najważniejszego. Że mój syn dorastał bez niego. Że Filip do dziś pyta czasem, dlaczego inne dzieci mają tatusiów. Zamiast tego odwróciłam wzrok. Wzięłam głęboki oddech i wzięłam Filipa za rękę. Stał obok mnie w eleganckiej koszuli, z krawatem, który poprawiałam mu dziesięć razy. Podniósł głowę i zapytał:
— Mamo, dlaczego jesteś smutna?
— Nie jestem — skłamałam. — Po prostu się wzruszyłam.
Nie miałam siły powiedzieć mu, że kilka metrów od nas stoi mężczyzna, który powinien znać każdy szczegół z jego życia. Że ten człowiek, który kiedyś trzymał mnie za rękę i mówił, że mnie kocha, teraz patrzy na mnie jak na kogoś kompletnie obcego. A może nie patrzy wcale.
Zniknął na całe sześć lat, a ja i tak poznałam go od razu. Twarz, której nie zapomnę, nawet gdybym chciała. Ta sama linia szczęki, ten sam sposób, w jaki przeczesywał włosy dłonią, gdy się rozglądał. I choć patrzyłam na niego przez tłum tańczących ludzi, czułam, jakbym znów miała dwadzieścia trzy lata i wszystko przede sobą. Tyle że teraz już wiedziałam, jak to się skończy.
Może spodziewał się tej furii
Wyszłam na taras, żeby złapać oddech. Filip został z babcią, a ja potrzebowałam kilku minut samotności. Kiedy usłyszałam kroki za sobą, od razu wiedziałam, że to on. Serce mi przyspieszyło, ale nie odwróciłam się.
— Cześć — powiedział cicho, prawie szeptem. — Wiem, że to dziwne. Że nie masz ochoty mnie widzieć.
Nie odpowiedziałam. Patrzyłam w ciemność. Myślałam, że kiedy go znów zobaczę, rozpadnę się na kawałki. Że rzucę się na niego z krzykiem. Ale nic z tego nie przyszło. Była tylko cisza i żal, który zagnieździł się we mnie tak głęboko, że aż przestałam go zauważać.
— Przyszedłem, bo... — zaczął znowu. — Bo myślałem, że może kiedyś będziesz mnie nienawidzić mniej. Że może dałoby się porozmawiać.
Wtedy się odwróciłam.
— A teraz chcesz porozmawiać? Po sześciu latach? Po tym, jak po prostu wyszedłeś i zniknąłeś? Kiedy nosiłam twoje dziecko i nie miałam pojęcia, czy nie leżysz martwy w rowie?
Patrzył na mnie. Nie spuszczał ze mnie wzroku. Może spodziewał się tej furii. Może przyszedł tylko po to.
— To nie miało tak wyglądać — powiedział.
— Nie? — prychnęłam. — A jak miało wyglądać, Michał? Że znikniesz jak duch, a ja z radością wychowam nasze dziecko sama?
Milczał.
— Nawet nie wiesz, jak ma na imię, prawda?
Zacisnął szczękę, ale nie odpowiedział. I to był najgorszy moment. Nie zapytał o Filipa. Nie powiedział „przepraszam”. Stał przede mną z opuszczonymi rękami, jakby nie wiedział, co ma zrobić z tym wszystkim, co sam zostawił za sobą. I wtedy zrozumiałam, że nie przyszedł z żalem. Przyszedł z ciekawości. Z potrzebą ulżenia własnemu sumieniu.
— Nie masz nawet odwagi zapytać, czy chłopiec, którego zostawiłeś, żyje i ma się dobrze? — zapytałam, już nie krzycząc. Wypowiedziałam to cicho i zimno.
— Nie chciałem cię skrzywdzić — rzucił.
— To ci się nie udało — odpowiedziałam. — Skrzywdziłeś mnie bardziej, niż ktokolwiek przed tobą. I najgorsze w tym wszystkim nie było to, że cię kochałam. Najgorsze było to, że ci ufałam.
Spuścił wzrok. I wtedy, pierwszy raz tego wieczoru, pomyślałam: on nie przyjdzie do Filipa. On nigdy nie będzie jego ojcem. Bo jemu nie zależy. Nie potrafi udźwignąć ani słowa „dziecko”, ani słowa „ja zawaliłem”.
— On ma siedem lat — powiedziałam cicho. — Lubi klocki, nie znosi owsianki, wczoraj powiedział, że będzie pilotem. I nigdy cię nie pozna. Bo nie dam ci już drugiej szansy.
Nie odpowiedział. Po prostu skinął głową i... odszedł. Tak samo jak wtedy. Bez pożegnania. Nie rzucił żadnego: „chcę go poznać”. I właśnie te słowa, których nie było, bolały najbardziej.
Stracił coś, co już nigdy nie wróci
Kiedy wróciłam na salę weselną, orkiestra grała „Sto lat”, a siostra wirowała w ramionach swojego świeżo upieczonego męża. Goście klaskali, śmiali się, ktoś podsunął mi kieliszek szampana. Wzięłam łyk, choć miałam ochotę tylko usiąść w kącie i zniknąć. Filip podbiegł do mnie cały rozpromieniony. Miał balon w kształcie serca i ręce umazane czekoladą z tortu.
— Mamo, zobacz, pani kucharka dała mi dwa kawałki! — zawołał dumnie.
Uklękłam przy nim i otarłam mu palce serwetką.
— I bardzo dobrze — powiedziałam, uśmiechając się. — Jak wesele, to wesele.
Nie powiedziałam mu, że kilka chwil wcześniej spotkałam jego ojca. Nie powiem mu też jutro. Może kiedyś, jak sam zapyta. A może w ogóle nie zapyta. Nie będę opowiadać mu historii o wielkiej miłości, która zgasła. Bo to nawet nie była wielka miłość. To było coś, co tylko na chwilę ją udawało. Przez te wszystkie lata bałam się, że Michał kiedyś wróci i coś zniszczy. Dzisiaj zrozumiałam, że nie ma czego niszczyć. Nasze życie to ja i Filip. Michał był tylko początkiem historii, która potoczyła się całkiem inaczej, niż sobie wyobrażałam.
Wyszliśmy z wesela późno w nocy. Filip zasnął w samochodzie, oparty o moją rękę. Gdy zaparkowałam pod blokiem, spojrzałam na niego — spokojnego, śpiącego, bezpiecznego. I pomyślałam, że Michał stracił coś, co już nigdy nie wróci.
Dominika, 29 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Przez 20 lat stałam przy garach, a mój mąż robił karierę. Teraz tak go załatwię, by zapłacił mi za wszystko z nawiązką”
- „Myślałem, że w sanatorium poderwę jakąś fajną kobietę przy kasie. Jedna dała mi taką nauczkę, że nie zapomnę jej nigdy”
- „Spotkałam byłego ze studenckich czasów i przepadłam. Teraz jesteśmy gotowi na prawdziwe uczucie”

