Reklama

Zawsze zaczynałam dzień tak samo. Najpierw herbata, gorzka, bo cukier podnosił mi ciśnienie. Potem chwila przy oknie – patrzyłam na świat, który toczył się beze mnie, choć przecież jeszcze tu byłam. Ludzie spieszyli się do pracy, młode matki prowadziły dzieci do przedszkola, ktoś wracał z nocnej zmiany, zmęczony i zgarbiony. Ja nie musiałam się spieszyć. Moje życie zwolniło już dawno temu.

Reklama

Byłam samotna

Po śniadaniu wkładałam płaszcz, zapinałam guziki powoli, jakbym nie chciała, żeby ten moment się skończył. To była część mojego rytuału. Wychodziłam na spacer. Park był niedaleko, kilka przecznic stąd. Znałam tę drogę na pamięć – krzywe płyty chodnikowe, pod którymi zbierała się woda po deszczu, sklep spożywczy ze zbyt drogim pieczywem, stara kamienica, której okna zawsze były zasłonięte.

Czasem spotykałam sąsiadki. Przysiadałyśmy na ławce, rozmawiałyśmy o codziennych sprawach – ceny w sklepach, dzieci, wnuki, zdrowie. Częściej jednak milczałam i słuchałam. W domu czekała na mnie cisza. Kiedyś mi przeszkadzała, potem stała się przyjaciółką. Nie miałam wielu gości, czasem wpadały dzieci, zawsze w pośpiechu.

– Mamo, wszystko w porządku? – pytały i nim zdążyłam odpowiedzieć, już patrzyły na zegarek. W porządku. Czego więcej mogłabym chcieć? Przeżyłam swoje życie najlepiej, jak potrafiłam.

Nie spodziewałam się

Któregoś dnia znalazłam w skrzynce żółtą, lekko zmiętą kopertę z odręcznym pismem. Moje ręce drżały, gdy ją otworzyłam. Litery rozmazywały mi się przed oczami. „Mario, szukałem Cię. Szukałem latami. Jeśli chcesz, jeśli jeszcze pamiętasz, spotkajmy się. W tej samej kawiarni”. Pod listem widniało imię, którego nie wymawiałam na głos od pięćdziesięciu lat. Andrzej.

Przez chwilę siedziałam nieruchomo, czując, jak serce wali mi w piersi. Powinnam to podrzeć i wyrzucić. Powinnam udawać, że nigdy tego nie zobaczyłam. Czy naprawdę można wrócić do czegoś, co zostało tak brutalnie przerwane? Czy miałam w sobie jeszcze odwagę, by otworzyć drzwi do przeszłości?

Nocą długo nie mogłam zasnąć. Wspomnienia powracały jak fale, których nie potrafiłam zatrzymać.

Wstałam wcześniej niż zwykle. Noc była długa, pełna myśli, które nie dawały mi spokoju. Przewracałam się z boku na bok, słuchałam tykania zegara, próbowałam sobie wmówić, że ten list nic nie zmienia. Ale zmieniał wszystko.

Czułam ekscytację

Otworzyłam szafę i zawahałam się. W czym powinnam pójść? Przez ostatnie lata nie przywiązywałam wielkiej wagi do stroju. Moja codzienność nie wymagała elegancji. W końcu wybrałam prostą, granatową sukienkę, jedną z tych, które kiedyś zakładałam na rodzinne uroczystości. Zerknęłam w lustro. Włosy siwe, twarz poorana zmarszczkami.

Gdy wychodziłam z domu, nogi miałam jak z waty. Jeszcze mogłam zawrócić. Udać, że tego listu nigdy nie było, wrócić do mojego bezpiecznego, przewidywalnego życia. Ale szłam dalej. Przez chwilę stałam przed wejściem do kawiarni, zbierając się na odwagę. Weszłam. I wtedy go zobaczyłam.

Siedział przy stoliku pod oknem, patrzył na ulicę. W pierwszej chwili nie mogłam uwierzyć, że to on. Był siwy, twarz miał pooraną zmarszczkami, ale ten wyraz oczu… Łagodny, ciepły, tak dobrze mi znany. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.

– Mario – powiedział cicho, jakby nie dowierzał.

Podeszłam powoli i usiadłam naprzeciwko. Przez moment nie wiedzieliśmy, co powiedzieć. Minęło tyle lat. Co można powiedzieć komuś, kogo życie wyrwało z twoich rąk, a potem nagle oddało?

– Nie wiem, czy bardziej się cieszę, czy boję – przyznałam w końcu.

– Myślałem, że już nigdy nie będę miał tej szansy – odpowiedział.

Szukał mnie

Patrzyłam na niego uważnie. Wciąż był tym samym Andrzejem, którego znałam, choć czas odcisnął na nim swoje piętno. Ale w jego spojrzeniu było coś jeszcze.

– Jak mnie znalazłeś? – zapytałam.

– Szukałem latami – odparł. – Ale tak naprawdę to przypadek. Widzisz, nigdy nie przestałem myśleć, co się z tobą stało. Kiedyś usłyszałem twoje nazwisko w rozmowie znajomych. Pomyślałem, że to może być ktoś inny, ale zaryzykowałem.

Upiłam łyk kawy. Była gorzka, tak jak lubiłam.

– Myślałeś o mnie przez te wszystkie lata? – zapytałam cicho.

Andrzej spojrzał mi w oczy i wtedy już wiedziałam.

– Zawsze.

Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu, słuchając dźwięków kawiarni, stukotu filiżanek, cichego szumu rozmów. Wiedziałam, że muszę zadać pytanie, które paliło mnie od środka.

– Dlaczego wtedy zniknąłeś?

Zobaczyłam, jak w jego oczach pojawia się coś na kształt smutku. Jakby ważył każde słowo.

– Nie miałem wyboru – powiedział w końcu.

I wtedy zrozumiałam, że jest coś, czego jeszcze nie wiem. Coś, co zmieni wszystko.

– Nie miałeś wyboru? – powtórzyłam, choć przecież zawsze mamy wybór. Zniknął, zostawił mnie, nie dał znaku życia. Jak to mogło być bez wyboru?

Poznałam tajemnicę

Andrzej odstawił filiżankę i przez chwilę wpatrywał się w swoje dłonie. Pamiętałam je inaczej – kiedyś były silne, ciepłe, zawsze gotowe, by chwycić moją, gdy przechadzaliśmy się po parku. Teraz wyglądały na zmęczone, pokryte cienką siateczką żył.

– Twój ojciec wezwał mnie do siebie – powiedział w końcu. – To było tamtego wieczoru, kiedy ostatni raz cię widziałem.

Serce mi przyspieszyło.

– Ojciec? – powtórzyłam, choć odpowiedź już wisiała w powietrzu. – Co on ci powiedział?

Andrzej westchnął.

– Zagroził mi. Powiedział, że jeśli naprawdę cię kocham, to muszę zniknąć. Że nie jestem dla ciebie odpowiednim człowiekiem. Że jeśli się sprzeciwię, sprawi, że będziesz mnie nienawidzić.

Zrobiło mi się zimno, choć kawiarnia była ciepła. Spojrzałam na Andrzeja i nagle zobaczyłam w nim tamtego chłopaka sprzed lat, młodego, pełnego marzeń, któremu właśnie odebrano wszystko.

– Dlaczego mi nie powiedziałeś? – zapytałam cicho.

– Bo wtedy byś się zbuntowała. – Uśmiechnął się smutno. – Twój ojciec to przewidział. Wiedział, że jeśli powiem ci prawdę, będziesz walczyć. A on nie chciał walki. Chciał zwycięstwa.

Wszystko zniszczył

Przymknęłam oczy. Wróciły do mnie wspomnienia sprzed lat – ojciec, surowy, stanowczy, przekonany, że wie, co dla mnie najlepsze. Jego gniew, gdy nie zgadzałam się na jego decyzje. Moje łzy, gdy Andrzej zniknął, zostawiając po sobie pustkę, której nikt już nie wypełnił.

– A potem? – spytałam.

Andrzej odwrócił wzrok ku oknu, jakby w deszczu szukał odpowiednich słów.

– Potem próbowałem cię zapomnieć – powiedział szczerze. – Próbowałem żyć dalej, ale nie potrafiłem. Przez lata chciałem do ciebie napisać, ale bałem się, że mnie odrzucisz. A potem… – Zawahał się. – Potem dowiedziałem się, że wyszłaś za mąż.

Zacisnęłam dłonie na krawędzi stolika.

– Tak, wyszłam – przyznałam.

Andrzej kiwnął głową.

– I byłaś szczęśliwa?

Zaskoczył mnie

Nie wiedziałam, jak odpowiedzieć. Czy byłam szczęśliwa? Moje małżeństwo było dobre, stabilne. Mój mąż był uczciwym człowiekiem, troskliwym ojcem dla naszych dzieci. Życie z nim było… właściwe. Ale czy było szczęśliwe?

– Miałam dobre życie – powiedziałam w końcu.

Andrzej uśmiechnął się smutno, jakby zrozumiał więcej, niż chciałam powiedzieć.

Siedzieliśmy w milczeniu. Czas nie istniał. Dwie filiżanki kawy wystygły na stoliku, a ja czułam, jak coś we mnie pęka.

– Dlaczego napisałeś teraz? – zapytałam w końcu.

Andrzej spojrzał mi w oczy.

– Bo nie mogłem umrzeć, nie dowiedziawszy się, czy jeszcze o mnie pamiętasz.

Poczułam, jak łzy zbierają mi się pod powiekami. Spojrzałam na niego uważnie.

– Jesteś chory?

– Nie, Mario. Ale nie wiemy, ile mamy czasu.

Wciąż mam nadzieję

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Moje życie było poukładane, spokojne, bezpieczne. Ale czy w tym bezpieczeństwie nie było też pustki? Czy naprawdę żyłam, czy tylko trwałam?

Andrzej sięgnął po moją dłoń i ścisnął ją lekko.

– Może nie mamy przed sobą wielu lat – powiedział cicho. – Ale mamy teraz. Jeśli zechcesz.

Patrzyłam na niego, na naszą wspólną przeszłość, na wszystkie lata, które przepadły przez jedno spotkanie w gabinecie mojego ojca. Za oknem padał deszcz. Zawsze lubiłam deszcz.

– Nie wiem, co będzie dalej – wyszeptałam.

Andrzej skinął głową.

– Wystarczy, że jesteś tutaj.

Siedzieliśmy tak jeszcze długo, trzymając się za ręce, jakbyśmy nadrabiali pięćdziesiąt lat milczenia.

Maria, 70 lat

Reklama

Czytaj także:
„Kolega stosował zagrywki na podryw rodem z przedszkola. Zamiast powiedzieć, czego chce, to bawi sie w szarady”
„Na 40. urodziny dostałam od męża krem na zmarszczki. Z deski do prasowania ucieszyłabym się bardziej”
„Kuzynka ciągle na wszystko narzeka. Nie rozumiem, bo przecież zgarnęła spadek po wujku i żyje jak pączek w maśle”

Reklama
Reklama
Reklama
Loading...