„21 marca chciałam spędzić na nawożeniu hortensji, ale los zagrał mi na nosie. Z moich ogrodowych planów nic nie wyszło”
„Weszłam za Jolą do jej domu. Na schodach prowadzących na poddasze unosił się zapach kurzu i starych drewnianych desek. Było cicho, nienaturalnie cicho. Stanęłyśmy przed drzwiami do pokoju wynajmowanego przez chłopaka”.

- redakcja
21 marca miał być dla mnie dniem spokoju i relaksu. W końcu pierwszy dzień wiosny, a ja postanowiłam spędzić go w swoim ogrodzie. W planach miałam nawożenie hortensji, które co roku obsypywały się bujnymi, niebieskimi kwiatami. Ogród to moja pasja, moje miejsce na ziemi. Nic nie koiło moich nerwów tak, jak praca wśród roślin. Kupiłam najlepszy nawóz, założyłam rękawiczki i z zamiarem kilku godzin spokojnej pracy wyszłam na zewnątrz. Nie miałam pojęcia, że los miał dla mnie zupełnie inny plan.
Sąsiadka była przestraszona
Już miałam wysypać pierwszą garść nawozu, kiedy usłyszałam głośne pukanie do drzwi. Westchnęłam ciężko. Kto mógł mnie teraz odwiedzać? Miałam nadzieję na spokojny dzień w ogrodzie, ale los najwyraźniej miał inne plany. Otarłam ręce o spodnie i poszłam do drzwi. Na progu stała pani Jola, moja sąsiadka, wyglądając na wyraźnie zdenerwowaną.
– Przepraszam, że przeszkadzam – zaczęła, nerwowo ściskając pasek od torebki – ale mam mały problem i nie wiem, co robić…
– Co się stało? – zapytałam, czując, że to nie będzie zwykła rozmowa o pogodzie.
– Wiesz, że wynajmuję pokój na poddaszu? – powiedziała, rozglądając się na boki, jakby obawiała się, że ktoś ją usłyszy.
Skinęłam głową. Owszem, wiedziałam. Jakiś czas temu wprowadził się tam młody chłopak, student albo ktoś w podobnym wieku. Nie zwracałam na niego większej uwagi, widywałam go tylko przelotnie.
– No i właśnie… chyba coś się stało – wyszeptała pani Jola. – Nie wychodzi od wczoraj, nie odpowiada, a światło w jego pokoju pali się cały czas.
Zmarszczyłam brwi. Może po prostu spał? Albo wyszedł, a zapomniał zgasić?
– Pukałaś do niego?
– Tak, ale nic. Cisza. Boję się, że mogło mu się coś stać…
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Patrzyłam na nią i czułam, że jeśli jej nie pomogę, nie zaznam dziś spokoju.
– Chodźmy, zobaczymy – powiedziałam w końcu.
Trzeba jej pomóc
Weszłam za Jolą do jej domu. Na schodach prowadzących na poddasze unosił się zapach kurzu i starych drewnianych desek. Było cicho, nienaturalnie cicho. Stanęłyśmy przed drzwiami do pokoju wynajmowanego przez chłopaka. Jola zapukała delikatnie, jakby bała się zakłócić spokój, który tam panował.
– Panie Mateuszu? – zawołała cicho. – Proszę się odezwać.
Nic. Tylko lekki szum ulicy dobiegający zza okna. Spojrzałam na sąsiadkę, a ona na mnie. W jej oczach widziałam rosnące zdenerwowanie.
– Masz klucz? – podsunęłam.
– Mam zapasowy, ale… – zawahała się. – To trochę niezręczne tak wchodzić bez pozwolenia.
Miała rację, ale z drugiej strony – co, jeśli naprawdę coś się stało?
– Może po prostu sprawdzimy, czy wszystko w porządku – powiedziałam uspokajająco.
Jola kiwnęła głową i poszła do kuchni po klucz. Kiedy wróciła, jej ręce lekko drżały. Wsunęła go do zamka i przekręciła. Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Pokój był mały, urządzony skromnie, ale schludnie. Łóżko stało pod oknem, biurko zawalone książkami, a w kącie piętrzył się stos ubrań do prania. Wszystko wyglądało normalnie… poza jednym szczegółem.
Na środku pokoju, w fotelu, siedział Mateusz. Głowę miał pochyloną, a w dłoni trzymał otwartą książkę. Nie reagował na nasze wejście.
– Mateusz? – powiedziała ostrożnie Jola.
Nie odpowiedział.
Przestraszył nas jego widok
Jola spojrzała na mnie z niepokojem. Mateusz siedział nieruchomo, jakby pogrążony w głębokim śnie.
– Może… może on po prostu zasnął? – wyszeptała, jakby bała się, że go obudzi.
Podeszłam bliżej. Chłopak trzymał otwartą książkę, ale jego dłoń była bezwładna. Okulary zsunęły mu się lekko na nos, a ciemne włosy opadały na czoło. Oddychał równo, choć bardzo płytko.
– Mateusz? – spróbowałam raz jeszcze, lekko dotykając jego ramienia.
Nadal żadnej reakcji. Poczułam nieprzyjemny ucisk w żołądku.
– Musimy go obudzić – powiedziałam zdecydowanie.
Jola kiwnęła głową i podeszła z drugiej strony.
– Mateuszku, kochanie… – zaczęła łagodnym głosem, potrząsając nim delikatnie.
Nagle chłopak drgnął, jakby wyrwał się z głębokiego snu. Jego powieki zadrżały, a potem otworzył oczy. Były zamglone, jakby przez chwilę nie wiedział, gdzie jest.
– Co…? – wymamrotał niewyraźnie.
– Boże, dziecko, myślałam, że coś ci się stało! – pani Jola złapała się za serce. – Pukam, wołam, a ty nic!
Mateusz zamrugał i rozejrzał się wokół, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nie jest sam.
– Przepraszam… chyba przysnąłem – powiedział cicho, przecierając oczy.
– Od wczoraj? – pani Jola zmarszczyła brwi. – Nie wychodziłeś nawet do łazienki.
Mateusz spuścił wzrok i przygryzł wargę, jakby szukał w głowie odpowiedzi.
– Po prostu byłem zmęczony… dużo nauki – odparł po chwili.
Spojrzałam na niego uważnie. Coś w jego głosie nie brzmiało przekonująco.
Martwiła się o niego
Pani Jola odetchnęła, ale nadal patrzyła na Mateusza z troską.
– Dziecko, ale to nie jest normalne, żeby spać tak długo! Nic nie jadłeś, nie piłeś… – mówiła, kręcąc głową. – Powinnam wezwać lekarza.
– Nie, naprawdę, proszę… – Mateusz podniósł rękę, jakby chciał ją uspokoić. – Po prostu źle się czułem, to wszystko.
Nie brzmiał przekonująco. Jego oczy były przygaszone, skóra nienaturalnie blada.
– Kiedy ostatnio coś jadłeś? – zapytałam łagodnie.
Mateusz wzruszył ramionami.
– Nie pamiętam… wczoraj? Może przedwczoraj? – mruknął, a jego spojrzenie powędrowało w stronę biurka. Stał tam pusty kubek po herbacie i talerz z niedojedzoną kanapką, której chleb zdążył już zeschnięć.
Jola zakręciła palcami rąbek swetra, wyraźnie zmartwiona.
– No to koniec, młody człowieku. Idziesz coś zjeść. Nie ma dyskusji – oznajmiła stanowczo. – Zrobię ci zupę, zjesz, a potem zobaczymy, co dalej.
Mateusz chciał zaprotestować, ale jego brzuch sam się odezwał – głośnym burczeniem.
– No widzisz? – uśmiechnęłam się. – Twój organizm się z nami zgadza.
Chłopak westchnął i, choć niechętnie, podniósł się z fotela. Był chwiejny na nogach, jakby dopiero uczył się chodzić.
– Pomogę ci – powiedziałam szybko, łapiąc go pod ramię, nim zdążył się zachwiać.
Mateusz skinął mi głową w podziękowaniu, ale nie spojrzał mi w oczy. Wciąż miałam wrażenie, że coś ukrywa.
Chłopak nie miał siły
Mateusz usiadł przy kuchennym stole, blady i wyraźnie osłabiony. Pani Jola krzątała się przy kuchence, a ja nalałam mu szklankę wody i postawiłam przed nim.
– Pij powoli – powiedziałam łagodnie.
Chłopak uniósł wzrok, jakby chciał coś powiedzieć, ale tylko skinął głową i upił łyk.
– No i co my z tobą zrobimy? – westchnęła pani Jola, mieszając zupę. – Jak człowiek nie je, to nie ma siły!
– Wiem… – Mateusz wzruszył ramionami, wciąż unikając naszego spojrzenia.
Coś było na rzeczy. Jego zachowanie nie pasowało do zwykłego przemęczenia. Nie wyglądał na chorego, raczej na kogoś, kto za wszelką cenę chce uniknąć rozmowy.
– Masz jakieś problemy? – zapytałam ostrożnie.
Znieruchomiał na chwilę, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią.
– Nie, wszystko w porządku – rzucił szybko i sięgnął po łyżkę, choć jeszcze przed chwilą wyglądał, jakby jedzenie było ostatnią rzeczą, na jaką ma ochotę.
Pani Jola postawiła przed nim miskę gorącej zupy.
– Jedz, kochanie – powiedziała ciepło.
Chłopak zamieszał łyżką, wziął pierwszy kęs i… niemal od razu odsunął talerz.
– Przepraszam… – wymamrotał. – Chyba jednak nie jestem głodny.
Wymieniłyśmy z panią Jolą szybkie spojrzenia.
– Mateusz – zaczęłam powoli – cokolwiek się dzieje, możesz nam powiedzieć.
Chłopak zacisnął usta i potrząsnął głową.
– Naprawdę wszystko w porządku.
Tyle że jego oczy mówiły coś zupełnie innego. I nagle zrozumiałam – on się czegoś bał.
Wystarczy chwila rozmowy
Siedzieliśmy w kuchni w ciężkiej ciszy. Jola odwróciła się do zlewu, niby myjąc naczynia, ale widziałam, że co chwilę zerka na Mateusza. Ja też patrzyłam na niego uważnie. Był spięty, wpatrzony w stół, jakby próbował zniknąć. W końcu westchnął, przetarł twarz dłońmi i powiedział cicho:
– Nie chciałem nikogo martwić.
Pani Jola usiadła naprzeciwko niego.
– Synku, ale ja się martwię! Od wczoraj siedziałeś zamknięty w pokoju, nic nie jadłeś, nie piłeś… Myślałam, że coś ci się stało!
Mateusz pokiwał głową, wciąż nie patrząc nam w oczy.
– Miałem… trudny dzień na uczelni – powiedział wymijająco.
Nie naciskałam. Wiedziałam, że jeśli będziemy go przyciskać, tylko bardziej zamknie się w sobie.
– Każdy ma czasem trudny dzień – powiedziałam spokojnie. – Ale dobrze jest mieć kogoś, z kim można o tym porozmawiać.
Chłopak spojrzał na mnie szybko, jakby chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili się rozmyślił.
– Spróbuję coś zjeść później – powiedział cicho.
Jola pokiwała głową, choć widziałam, że nie jest do końca przekonana.
– Dobrze, kochanie. Ale pamiętaj, że jesteś tu u siebie. I zawsze możesz na mnie liczyć.
Uśmiechnął się blado. Nie dowiedziałam się, co naprawdę się wydarzyło, ale wiedziałam jedno – tego dnia nie spędziłam na nawożeniu hortensji. A los po raz kolejny przypomniał mi, że czasem to, co wydaje się drobnostką, dla kogoś innego może być dużym problemem. I że czasem wystarczy po prostu być obok.
Bożena, 55 lat
Czytaj także:
„Nawoziłam syna miłością i kasą, a on potraktował mnie jak śmiecia. Wstyd mi przed sąsiadami za to, co robi moje dziecko”
„Smród z podwórka był nie do wytrzymania. Sądziłam, że to niechlujny sąsiad, ale sprawa była bardziej śmierdząca”
„Na Dzień Wagarowicza dostałam prezent od ojca. Okazało się, że nie tylko mojej mamie dał swoje nasionko”