„20 lat temu marzyłem, by mieć wielką rodzinę. Dzisiaj już wiem, że niektóre marzenia nie powinny się nigdy spełniać”
„Czy naprawdę nie rozumiem, czym jest ojcostwo? Zawsze myślałem, że to właśnie robię – zapewniam byt, bezpieczeństwo, przyszłość. Ale teraz zaczynałem się zastanawiać, czy kiedykolwiek znałem tych ludzi, których nazywam rodziną”.

- Redakcja
Mam pięćdziesiąt dwa lata, czwórkę dzieci, żonę, dom, firmę. Kiedyś myślałem, że to pełnia szczęścia. Że jeśli będę pracował od świtu do nocy, budując imperium, które zapewni mojej rodzinie wszystko, co najlepsze, to wystarczy.
Wszystko, co mam, jest dla nich. Kupiłem dom, dwa auta, płaciłem za prywatne szkoły, języki, zajęcia z programowania, tenis, wycieczki. Nawet wtedy, gdy myślałem tylko o tym, jak zmieścić się w kolejnej racie kredytu, nie przestawałem. Przecież to dla nich. Przecież po to się zapracowuję – żeby oni nie musieli.
Iwona, moja żona, zaczęła ostatnio mówić, że ciągle za mało zarabiam. Że wszyscy znajomi jeżdżą na zagraniczne wakacje, a ona musi liczyć, czy wystarczy na nową torebkę. Dzieci? Natalia, studentka prawa, wpada do mnie tylko wtedy, gdy potrzebuje pieniędzy. Michał chce, żebym zainwestował w jego kursy, „bo to się szybko zwróci”. A dwójka najmłodszych nastolatków? Widzą tylko portfel, który im od zawsze podtykano pod nos.
Czasami zadaję sobie pytanie: czy oni mnie kiedykolwiek kochali? Czy ja w ogóle znam własne dzieci? A może od początku byłem tylko dostawcą – ojcem, który nie jest ojcem, tylko firmą rodzinną o nazwie „Tata Sp. z o.o.”?
– Adam, wiesz, że wszyscy znajomi już byli na Malediwach? – powiedziała moja żona tonem, który oznaczał początek wieczornego monologu. – A my? My nawet o weekendzie w SPA nie możemy marzyć.
Ciągnęli kasę
Spojrzałem na nią. Tyle lat pracy, tyle wyrzeczeń, a ja wciąż byłem dla niej tym, który powinien zarabiać więcej. Westchnąłem ciężko.
– Iwona, ja naprawdę nie wiem, czego ty jeszcze chcesz. Haruję od rana do nocy, a twoje wymagania są bez końca. Dom jest, auta są, dzieci w najlepszych szkołach, a ty wciąż mówisz, że mało?
Uniosła głowę znad telefonu i spojrzała na mnie tak, jakby to ja był winny całemu światu.
– Bo to jest mało. Ty tego nigdy nie zrozumiesz. Wszyscy dookoła potrafią żyć na poziomie. Kobiety dostają od mężów prezenty bez okazji, jeżdżą na shopping do Mediolanu, a ja? Ja muszę się zastanawiać, czy kupić nową torebkę, czy poczekać na wyprzedaż.
Zacisnąłem zęby. Czułem, jak we mnie narasta złość.
– Może w końcu usłyszę od ciebie „dziękuję”, a nie kolejną listę twoich potrzeb? Czy ty w ogóle widzisz, co ja robię? Dla ciebie, dla dzieci? Czy dla ciebie liczą się tylko rzeczy, które można wystawić na Instagramie?
Miała pretensje
Wzruszyła ramionami, jakby to, co powiedziałem, nie miało żadnego znaczenia.
– Adam, ty nigdy nie zrozumiesz, co to znaczy być prawdziwym ojcem – rzuciła lodowatym tonem i wyszła z kuchni, nie oglądając się za siebie.
Zostałem sam. Oparłem się o blat i przez chwilę patrzyłem w pustkę. Czy naprawdę nie rozumiem, czym jest ojcostwo? Zawsze myślałem, że to właśnie robię – zapewniam byt, bezpieczeństwo, przyszłość. Ale teraz zaczynałem się zastanawiać, czy kiedykolwiek znałem tych ludzi, których nazywam rodziną. Czy oni kiedykolwiek mnie kochali? A może zawsze chodziło tylko o to, ile jeszcze mogę im dać?
Zadzwoniłem do Natalii w niedzielę po południu. Odrzuciła dwa razy. Za trzecim razem odebrała, ale zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, weszła mi w słowo:
– Tato, możesz szybko? Mam zaraz webinar z prawa cywilnego.
Poczułem, jak zaciska mi się gardło. Miałem wrażenie, że zawsze „ma coś zaraz”.
– Natalia, czy ty możesz choć przez chwilę przestać mówić o swoich zajęciach i posłuchać mnie? – powiedziałem, może ostrzej, niż chciałem. – Chcę porozmawiać. Naprawdę porozmawiać.
Nie dostrzegali mnie
Po drugiej stronie zapadła krótka cisza, a potem westchnęła głośno, demonstracyjnie.
– No dobrze, ale serio, tylko chwilkę. Wiesz, muszę kupić nowego laptopa, bo wszyscy już mają nowsze. Ten mój się wlecze jak żółw. Mógłbyś mi przesłać na to pieniądze? To priorytet.
Nie odpowiedziałem od razu. Czekałem, może zapyta, co u mnie. Może zainteresuje się, dlaczego właściwie dzwonię. Nic takiego się nie wydarzyło.
– Natalia… A ty się czasem zastanawiasz, jak ja się czuję? Jak ja sobie z tym wszystkim radzę?
Zaśmiała się krótko, z nutą irytacji.
– Tato, przecież ty zawsze wszystko ogarniasz. Jesteś od tego, żeby zapewniać nam życie. Tak było zawsze. Przecież ty jesteś silny, nie? – rzuciła i szybko dodała – Dobra, muszę kończyć, odezwij się potem, pa.
Połączenie się urwało. Patrzyłem w ścianę. Siedziałem sam w domu, który zbudowałem z myślą o nich. Zapełniłem ten dom wszystkim, o czym marzyli. Tyle że oni od dawna już tu nie mieszkali. Przychodzili tylko wtedy, gdy czegoś potrzebowali.
Postawiłem ultimatum
To była decyzja, która dojrzewała we mnie od dawna. Tamta rozmowa z Natalią tylko przyspieszyła to, co i tak już czułem. W poniedziałek, kiedy Iwona zadzwoniła z pytaniem, kiedy przeleję zaliczkę na wakacje, powiedziałem spokojnie:
– Nie będzie żadnych wakacji. Nie zapłacę za nie. Iwona, ja już nie będę finansował waszych zachcianek.
Przez chwilę była cisza. Potem usłyszałem jej śmiech. Taki pusty, kpiący.
– Adam, ty chyba żartujesz. Co się z tobą dzieje?
– Nic. Po prostu przestałem udawać, że to wszystko ma sens.
Zrozumiałem, że nigdy nie byłem dla nich ojcem czy mężem. Byłem dostawcą, punktem usługowym. Zadzwoniłem do Iwony wieczorem. O dziwo, odebrała od razu.
– Czego chcesz? – jej głos był zimny, mechaniczny.
– Chcę porozmawiać. O nas. O rodzinie.
Miałem dosyć
Westchnęła głośno, jakby już ten pierwszy mój gest był kolejnym obciążeniem.
– Dobrze, mów, ale nie mam całego wieczoru.
– Ja nie chcę być już tylko bankomatem. Chciałbym, żebyśmy spróbowali na nowo. Może zbudowalibyśmy coś, co nie opiera się na pieniądzach. Chcę, żebyśmy spróbowali być rodziną, nie transakcją.
– Za późno na te filozofie. Trzeba było o tym myśleć, kiedy budowałeś ten swój świat pracy i przelewów. Teraz… to już nie ma znaczenia.
Chciałem coś powiedzieć, ale usłyszałem w tle Natalię.
– Tato, my naprawdę nie mamy teraz czasu na gadanie.
Obie zniknęły z rozmowy. Iwona rozłączyła się bez pożegnania.
Zostałem sam. Siedziałem przy kuchennym stole, w pustym domu, który kiedyś budowałem z myślą, że będzie pełen życia. Może straciłem ich na zawsze. Może oni już dawno odeszli, tylko nie zabierali walizek. Ale pierwszy raz od dawna wiedziałem jedno: przynajmniej teraz wiem, kim jestem – i kim nigdy nie byłem.
Adam, 52 lata
Czytaj także:
- „Na wakacjach mąż dawał mi kieszonkowe. Spaliłam się ze wstydu, gdy nie chciał mi dołożyć 5 zł do gofra”
- „Dostaliśmy 400 tysięcy w spadku po cioci, a został nam tylko gorzki wstyd. Z wakacjami na Bali mogę się pożegnać”
- „Wprowadziłam się do narzeczonego i planowałam ślub. Nie mogłam uwierzyć w to, co zrobił zaledwie tydzień później”

