Reklama

Wiosna miała przynieść odnowę, ciepło i świeży początek. Zamiast tego przyniosła mi chłód, który przeniknął mnie do kości. Nie ten fizyczny, który można zwalczyć ciepłym swetrem, ale taki, który osiada w sercu i nie chce ustąpić. Jeszcze rano podlewałam moje ukochane hortensje, marząc o ich rozkwicie, o pięknych, bujnych kwiatach, które latem miały zdobić nasz ogród. Teraz patrzę na nie i widzę w nich metaforę mojego małżeństwa – pozornie zadbane, ale od środka już martwe. To, co wydarzyło się tego dnia, sprawiło, że wszelkie iluzje prysły jak bańka mydlana.

Pierwszy dzień wiosny był piękny

Słońce grzało delikatnie, a wiatr pachniał wilgotną ziemią i obietnicą cieplejszych dni. Stałam na tarasie z kubkiem herbaty i patrzyłam na ogród, planując nowe nasadzenia. Czułam się dobrze. Spokojnie. Nawet Darek wydawał się dzisiaj jakiś łagodniejszy, milszy, jakby też odczuwał to budzące się życie wokół.

– Może dziś zrobimy grilla? – zaproponował, obejmując mnie lekko w pasie.

Spojrzałam na niego zaskoczona. Ostatnio był nieobecny, zamyślony, często wychodził wieczorami, tłumacząc się pracą. A teraz nagle taki czuły? Może naprawdę coś się zmieniło? Może znów zaczynamy być rodziną? Pocałował mnie w czoło i odszedł do garażu. Stałam jeszcze chwilę, chłonąc ten moment. Tak bardzo chciałam wierzyć, że znów jest dobrze.

Telefon zabrzęczał na stole. Nieznany numer.

– Halo?

– Dzień dobry, pani Malwino. Nie znamy się, ale muszę z panią porozmawiać. Chodzi o Darka.

Ścisnęło mnie w żołądku. Nieznajoma kobieta. Zbyt dobrze znałam ten scenariusz z opowieści innych.

– Kim pani jest? – zapytałam, starając się brzmieć spokojnie.

– Proszę się ze mną spotkać. Za godzinę w kawiarni przy rynku. Będzie pani chciała to zobaczyć.

Serce waliło mi w piersi. Coś we mnie krzyczało, żebym nie szła, ale przecież już wiedziałam, że pójdę.

Musiałam się wszystkiego dowiedzieć

Szłam szybkim krokiem, choć nogi miałam jak z waty. Kawiarnia przy rynku była nieduża, z drewnianymi stolikami i zapachem świeżo mielonej kawy unoszącym się w powietrzu. W rogu, przy oknie, siedziała kobieta. Długie rude włosy, smukłe palce zaciskające się na filiżance. Kiedy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się blado i skinęła głową.

– Dziękuję, że pani przyszła – powiedziała, gdy usiadłam naprzeciwko niej. – Mam na imię Sandra. Nie będę owijać w bawełnę – kontynuowała, odstawiając filiżankę. – Spotykam się z pani mężem. Od pół roku.

Zrobiło mi się gorąco, a potem zimno. Słowa odbijały się w mojej głowie jak echo, ale nie docierały do świadomości. Nie, to jakiś żart. Darek może był ostatnio inny, ale… nie. To niemożliwe.

– Kłamiesz – syknęłam, bardziej dla siebie niż dla niej.

Sandra wyciągnęła telefon, coś nacisnęła i podała mi ekran. Zdjęcia. On i ona, splecione dłonie, pocałunki, hotelowy pokój. A potem wiadomości – czułe, intymne, takie, jakie kiedyś Darek pisał do mnie. Zaschło mi w gardle.

– Dlaczego mi to mówisz? – wykrztusiłam.

– Bo jestem w ciąży – odpowiedziała cicho.

Nagle gwar w kawiarni ucichł. A może to tylko w mojej głowie wszystko się zatrzymało. Mój mąż. Moje małżeństwo. Moje życie. I ten pierwszy dzień wiosny, który przyniósł mi mróz.

Czułam się jak w matni

Zegar na ścianie kawiarni tykał miarowo, a ja wpatrywałam się w Sandrę jak zahipnotyzowana. Jej słowa uderzały mnie falami – powoli, ale boleśnie. „Jestem w ciąży.” Nie mogłam oderwać wzroku od jej brzucha. Była szczupła, ale pod luźnym swetrem zaczynało być widać delikatne zaokrąglenie. Darek. On to zrobił.

– To… to na pewno jego dziecko? – zapytałam cicho, nienawidząc siebie za to pytanie.

Sandra prychnęła i uniosła brew.

– Myślałam, że zadasz inne pytanie – odparła, sięgając po torebkę. – Chcesz testy? Badania? A może wiadomości, w których pisał, jak bardzo czeka na nasze dziecko?

Pociągnęłam nosem. Było mi słabo, ale nie mogłam okazać tego przed nią.

– Czego ode mnie chcesz? – wycedziłam przez zęby.

Sandra spojrzała na mnie poważnie.

– Niczego. Nie jestem tu po to, żeby wyciągać pieniądze czy błagać cię o cokolwiek. Powiedziałam ci prawdę, bo uważam, że masz prawo ją znać. Jeśli chcesz go zatrzymać, rób to na własne ryzyko. Ja już podjęłam decyzję – Darek nie będzie częścią mojego życia.

Serce tłukło mi się w piersi. Patrzyłam na nią i nie wiedziałam, co czuję. Złość? Współczucie? Nienawiść? Jedno wiedziałam na pewno – nie zamierzałam wracać do domu jako ta sama kobieta, która rano sadziła hortensje.

Przekreślił wiele wspólnych lat

Wracałam do domu w oszołomieniu. Głowa pulsowała od nadmiaru myśli, a ręce drżały, jakbym była po kilku kieliszkach wina. Marek. Mój mąż. Ojciec cudzego dziecka. Gdy przekroczyłam próg, stał w kuchni, krojąc warzywa. Na blacie leżało mięso na grilla, a w powietrzu unosił się zapach marynaty. Idealna scenka rodzinna, jak gdyby nic się nie stało.

– Gdzie byłaś? – zapytał z uśmiechem, nie odrywając wzroku od deski do krojenia.

Zacisnęłam dłoń na torebce, czując, jak narasta we mnie gniew.

– Spotkałam Sandrę – powiedziałam powoli, uważnie obserwując jego reakcję.

Zamarł. Tylko na sekundę, ale wystarczyło, żebym wiedziała, że to prawda. Że nie będzie się głupio wypierał. Odłożył nóż. Westchnął.

– Malwina…

– Od jak dawna wiedziałeś? – przerwałam mu lodowatym tonem.

Przetarł twarz dłonią i opadł na krzesło.

– Dwa miesiące – wyszeptał.

Dwa miesiące. Przez osiem tygodni spał obok mnie, jadał moje obiady, całował mnie na dobranoc. Udawał, że jesteśmy szczęśliwą rodziną, podczas gdy wiedział, że jego kochanka nosi jego dziecko.

Nie mogłam tego znieść.

– Więc to koniec – powiedziałam bardziej do siebie niż do niego.

Podniósł na mnie wzrok.

– Malwina, proszę…

– Koniec – powtórzyłam twardo. – Tego się nie uratuje. Tak jak moich hortensji, kiedy przemrozi je zima.

Obróciłam się na pięcie i poszłam pakować walizkę.

Nie chcę go w moim życiu

Składałam ubrania mechanicznie, jakbym nie do końca wierzyła, że naprawdę to robię. Moje dłonie działały szybciej niż umysł, który wciąż próbował poskładać wszystko w logiczną całość. Nie było jednak logiki w zdradzie, w kłamstwie, w udawaniu. Była tylko pustka, która rozlewała się we mnie jak zimna woda. Darek wszedł do sypialni i stanął w progu.

– Nie musisz tego robić – powiedział cicho.

Zaśmiałam się krótko, gorzko.

– A co innego mi zostaje? Czekać, aż będziesz dzielił czas między nasze życie i jej dziecko? Udawać, że nic się nie stało?

Podszedł do mnie powoli.

– Kocham cię, Malwina. Nie chciałem, żeby to się tak potoczyło. To był błąd.

Spojrzałam na niego i pierwszy raz od lat zobaczyłam w nim kogoś obcego.

– Błąd? – powtórzyłam. – Błąd to zapomnieć kluczy, pomylić numer telefonu. Ale miesiące kłamstw i ciąża to nie „błąd”. To wybór. I ty już swój podjąłeś.

W jego oczach pojawiła się panika.

– Przecież nie musimy tego kończyć. Możemy… możemy spróbować.

Zatrzasnęłam walizkę.

Ja już nie chcę próbować.

Przeszedł przez pokój i chwycił mnie za rękę.

– Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie.

Wyrwałam się.

– Trzeba było o tym myśleć, zanim poszedłeś do łóżka z inną.

Minęłam go i zeszłam na dół. A kiedy zamknęłam za sobą drzwi, poczułam, że pierwszy raz od dawna naprawdę oddycham.

Niech idzie sobie do Sandrusi

Nie wiem, jak długo stałam na podjeździe z walizką w dłoni. Powietrze było chłodne, ale nieprzyjemne – jakby natura wiedziała, że wiosna w moim sercu nie nadejdzie. Wsiadłam do auta i odjechałam, nie oglądając się za siebie. Zatrzymałam się dopiero na parkingu obok starego parku. Wysiadłam, usiadłam na ławce i wzięłam głęboki oddech. Zawsze myślałam, że jeśli kiedyś zostanę zdradzona, świat mi się zawali. Że to będzie koniec wszystkiego. A teraz? Teraz czułam tylko zmęczenie. I spokój.

Telefon wibrował w torebce. Darek. Nie odebrałam. Wysłał wiadomość. „Wróć. Pogadajmy.” Skasowałam ją od razu. Nie było już nic do gadania.Przez lata podlewałam to małżeństwo, wierząc, że wystarczy odpowiednia pielęgnacja, a przetrwa każdą burzę. Że miłość działa jak nawóz – wystarczy więcej troski, a wszystko znów zakwitnie. Ale były takie rzeczy, które, gdy raz zamarzły, nie odżywały nigdy.

Wróciłam do domu rodziców. Mama przytuliła mnie mocno, nie pytając o nic. Tato nalał mi herbaty, a ja w końcu mogłam przestać udawać, że wszystko jest w porządku. Tydzień później przyszłam po resztę rzeczy. Darka nie był w domu. Nie wszystko da się uratować. I dobrze. Bo ja też nie miałam już zamiaru walczyć o coś, co dawno umarło.

Malwina, 33 lata

Czytaj także:
„Nawoziłam syna miłością i kasą, a on potraktował mnie jak śmiecia. Wstyd mi przed sąsiadami za to, co robi moje dziecko”
„Smród z podwórka był nie do wytrzymania. Sądziłam, że to niechlujny sąsiad, ale sprawa była bardziej śmierdząca”
„Na Dzień Wagarowicza dostałam prezent od ojca. Okazało się, że nie tylko mojej mamie dał swoje nasionko”

Reklama
Reklama
Reklama