Gdy odkryłem, że moja małżonka ma romans, właśnie tak chciałem postąpić. Tamtego dnia nic nie zapowiadało katastrofy. Przyszedłem do domu wcześniej po pracy, odebrałem Kasię z przedszkola i podgrzałem zupę, którą moja żona ugotowała dzień wcześniej. Wiedziałem, że Aldona wróci do domu późno, bo podobno miała w biurze jakieś spotkanie.
Po zjedzeniu obiadu pobawiłem się trochę z córką, a potem ona poszła bawić się swoimi lalkami, a ja zająłem się papierami, które przyniosłem z pracy. Następnie była wieczorynka, potem kolacja, kąpiel, bajka na dobranoc i w końcu Kasia zasypiała.
Obserwując moją śpiącą latorośl, którą bezgranicznie adorowałem, stwierdziłem, że jakoś sobie radzimy. Kiedy nasza pociecha przyszła na świat, pomyślałem, że niedługo powiększymy rodzinę o kolejne dziecko, a może nawet o jeszcze jedno. Ja miałem zarabiać na utrzymanie, a moja żona miała panować w domu. Tak to u nas wyglądało i tak samo było u niej, więc miała pewne przykłady...
Jednak kiedy Kasia poszła do przedszkola, Aldona ogłosiła, że ma dość pieluch i chce zacząć dbać o siebie.
– Słuchaj, kochanie, nie chodzi o złośliwość, ale nie przynosisz do domu wielkich pieniędzy. Chciałabym, żebyśmy mogli spędzać wakacje nie tylko u twoich dziadków pod starym drzewem, ale też zwiedzać Egipt czy Grecję. Dlatego muszę wrócić do roboty. I – przytuliła się do mnie – nie chciałabym, żebyś na mnie patrzył jak na zwykłą gospodynię domową. To nie jest zbyt ekscytujące.
– Koguty jakoś nie narzekają na swoje kury – odparłem, ale już czułem, że moje początkowe niezadowolenie z decyzji mojej żony zaczyna zanikać. Nie ma co ukrywać, byłem przy niej trochę uległy. Potrafiła przekonać mnie do wszystkiego.
Bałem się, że nie podołam, bo musiałem zabrać się za część zadań żony. Na całe szczęście, moje lęki okazały się bezpodstawne. Co więcej, dbanie o córeczkę sprawiło, że staliśmy się dla siebie bliżsi, pokochałem ją jeszcze mocniej. To było super. Lepsza sytuacja finansowa, żona niezachowująca się jak kura i w ogóle...
Praca tak męczyła Aldonę
To się ciągnęło już od paru miesięcy. Często wracała wieczorem, bo ciągle brała na siebie różne zadania, nowe umowy i tak dalej. Szła się wykąpać, potem szybko coś jadła i jak zabita padała do spania. Nawet w wolne dni czasem musiała gnać do firmy. A z racji tego, że w domu też na nią czekały obowiązki, ciągle była wykończona.
Zapewniała, że to tylko na chwilę. Firma się rozkręca, ona dostała awans i lepszą pensję, ale przecież nie za picie kawy i granie w pasjansa na telefonie.
Musiałem to pojąć. I pojmowałem, choć zaczęło mnie to lekko drażnić. „Spokojnie – mówiłem do siebie. – Przecież wszystko jest super”. Właśnie wtedy, kiedy sam siebie chwaliłem za cudowne życie, Aldona wróciła późno do domu.
Rzuciła mi szybkie „cześć” i pognała jak zawsze do łazienki. Chciałem jej powiedzieć, że załatwiłem świetną umowę dla mojej firmy i że może będziemy mogli sobie pozwolić na luksusowe wakacje, więc złapałem ją jeszcze w przedpokoju. Spojrzała na mnie. I nagle dostrzegłem to: błyszczące oczy, spuchnięte wargi, malutki siniak na szyi.
– Zaraz pogadamy, tylko skoczę pod prysznic – powiedziała i zniknęła w łazience.
Stałem tam jak sparaliżowany, słuchając szumu wody z prysznica i wyobrażając sobie, jak spływa ona po ciele mojej małżonki, która dopiero co wróciła od swojego kochanka.
To był dla mnie prawdziwy cios
Na moment zastanowiłem się nad wtargnięciem do łazienki i awanturowaniem się, ale przerażała mnie myśl, że mogę obudzić naszą córeczkę. Aldona przyszła do mnie w sypialni pół godziny później i nawet nie zapytała o to, co chciałem jej powiedzieć. Była po prostu już nieobecna.
Zasypiała natychmiast, odwrócona do mnie plecami. A ja przez całą noc nie zmrużyłem oka. Nie potrafię opisać, jak się wtedy czułem, ale pewnie możecie się domyślić, że nie było mi dobrze. Na początku zastanawiałem się, co zrobię – awantura, prawnicy, rozwód, jej łzy, upokorzenie...
Im bardziej zbliżał się świt, tym jaśniej zaczynałem zauważać inne opcje. Wiecie, jestem zakochany w swojej żonie. Całkowicie. Na początku nie była mną zainteresowana, goniłem za nią podczas studiów przez dwa lata, czekałem, aż rozpadną się dwa kolejne jej związki. W końcu moja wytrwałość przyniosła efekty.
Dostrzegła mnie, postanowiła spróbować czegoś więcej ze mną, zakochała się we mnie. Doczekaliśmy się niesamowitej córki. Mimo że byłem wściekły i rozgoryczony, wiedziałem jedno – kocham ją i nie chcę jej stracić.
Muszę zrobić cokolwiek, by uratować nasze małżeństwo. Zanim słońce pokazało się na niebie, mój plan był już gotowy.
Na początku, nie pokażę, że coś wiem. Następnie, zasugeruję Aldonie, że powinna myśleć o nowej posadzie, na której będzie mogła więcej czasu poświęcać na dom.
– Kasia ma już cztery latka, teraz jeszcze bardziej potrzebuje swojej mamy... – próbowałem jej wmówić.
– Potrzebuje też swojego taty, a ty dajesz radę jak nikt inny, aż miło na to patrzeć – odpowiadała spokojnie. – Jest szczęśliwa, więc nie wymyślaj problemów tam, gdzie ich nie ma.
– A co ze mną...
– Ty jesteś dorosły, dasz radę przez te kilka miesięcy. Dostałam podwyżkę i awans. Musimy skorzystać z tej fajnej okazji. Nie chcę do końca życia siedzieć w tym ciasnym mieszkaniu.
To był typowy twardziel
Znałem ją na wylot, wiedziałem, że już nic do niej nie przemówi. Więc przyszedł czas na plan B. Musiałem sprawdzić, kto jest moim rywalem, żeby wiedzieć, jak postępować dalej. Pojechałem pod jej pracę raz, a potem drugi... I już wiedziałem. To był jej szef, o dwadzieścia lat starszy od niej.
Bogaty, typowy twardziel, zarozumiały. Elokwentny. Aldona zawsze miała słabość do takich mężczyzn, więc nie dziwiłem się, że nie mogła mu się oprzeć. To właśnie leżało w jej naturze. Po tym, jak na niego patrzyła czy do niego mówiła, zdałem sobie sprawę, że jest w nim zakochana.
Wtedy musiałem porzucić kolejny plan, który polegał na tym, że powiem żonie, że znam jej sekret i postawię warunek – jeśli nie zerwie z tym facetem, to rozwiodę się z nią i zabiorę nasze dziecko.
Aldona, która jest zakochana, zdecyduje się na niego, nie na mnie. Jak powiedział mi jakiś prawnik, jest duże prawdopodobieństwo, że to ja zostanę bez córki, mimo że to moja żona będzie tą, która zdradziła.
Gdybym postawił Aldonie sprawę jasno, mógłbym coś zyskać (może by się przestraszyła i zerwała z tym gościem, ale byłaby na mnie zła, w końcu nasz związek i tak już się rozpadł), ale mogłem też stracić – ją i córkę.
Zdecydowałem, że nie będę ryzykował. Przecież kochała Kasię i nie chciała jej pozbawiać ojca i spokojnego dzieciństwa. Pomyślałem, że dopóki sama nie zdecyduje się odejść, będę udawał, że nic nie wiem.
W sumie jej kochanek też miał swoją rodzinę, z całą pewnością nie chciał sobie narobić kłopotów. Nie było to proste, ale przez następne cztery lata żyliśmy w takim dziwnym układzie. Może nawet byłem trochę wyrachowany, bo kiedyś, kiedy czułem, że mam dość i tęskniłem za nią siedząc sam w domu wieczorem, pomyślałem, że mogę to wykorzystać na swoją korzyść.
Mam małą drukarnię, szef mojej żony mógł mi dać jakieś zlecenia. Zadzwoniłem do niego, przedstawiłem się i zapytałem, czy nie mógłby mi jakoś pomóc. Nie jestem pewien, czy zrobił to, bo czuł się winny, ale podpisaliśmy umowę i mojej firmie zaczęło iść dużo lepiej.
Po czterech latach wszystko się samo rozwiązało – gość zginął w wypadku. Aldona przeżyła to strasznie, a ja byłem cały czas przy niej. Przez kilka tygodni wpadła nawet w depresję. Przytulałem ją, pomagałem jej się podnieść. Wciągałem ją w nasze rodzinne życie. Aż w końcu zaczęła się uśmiechać. I pewnego dnia znowu miałem przy sobie żonę.
Aldona zaszła w ciążę, urodził się nam chłopiec. Potem jeszcze jedna dziewczynka. Żona nie podjęła się drugi raz pracy, skupiła się na domu i rodzinie, zwłaszcza że kupiliśmy mały domek na obrzeżach miasta i było więcej do roboty.
Miałem wielką satysfakcję, że udało mi się przetrwać trudne chwile, a radość przepełniła mnie, kiedy znowu okazało się, że opłaca się być cierpliwym. Choć zdaję sobie sprawę, że to wszystko wymagało też sporej dawki szczęścia.
To był dziwny moment
Ostatnio świętowaliśmy piętnastą rocznicę naszego ślubu. Gdy wszyscy goście już się rozeszli, a nasze pociechy poszły spać, wyszliśmy na werandę naszego domu. Księżyc pięknie świecił nad naszymi głowami. Przytuliłem Aldę do siebie. Serce w piersi biło mi spokojnie. Byłem szczęśliwy.
– Dziękuję – rzuciła moja żona.
– Też ci dziękuję – odpowiedziałem.
– Nie, to ja ci dziękuję. Kocham cię bardzo. Zawsze cię kochałam, nawet kiedy na moment o tym zapomniałam.
To był dziwny moment. Miałem przeczucie, że Aldona wie, że ja znam prawdę. I w ten sposób próbowała przeprosić. Ale nie byłem pewien. Wiesz, czasami lepiej jest udawać, że nie rozumiesz. Żeby przypadkiem nie spowodować lawiny, która może zniszczyć wszystko, co tak ciężko zbudowałeś.
Czytaj także:
„Wzięłam ślub cywilny, więc rodzice wyrzucili mnie z domu. Wolę żyć na kredycie, niż pod publiczkę zgrywać katoliczkę”
„Moja matka przez wiele lat skrywała łzy, ale dzieliła się uśmiechem. Przez nałóg ojca jej życie było tragedią”
„Rodzice mnie wyklęli, a siostry plują we mnie jadem, bo dostałam pokaźny spadek po ciotce. Chytrusy nie zobaczą złotówki”