Mówisz, że nie spodziewałaś się tu spotkać takiego ciacha? Widzę, że ostro grasz, ale wiedz, że uczęszczałem na wykłady z socjotechniki i nie złapiesz mnie na tanie komplementy. Znam swoją wartość i nie musisz mi słodzić. Po prostu siadaj i słuchaj, jeżeli masz ochotę, a ja postawię ci drinka. Ładna dziewczyna z ciebie, a też nie widzę przy tobie partnera, więc czemu się dziwisz, że jestem sam? Tak wyszło.
Nie jestem zatwardziałym singlem, o nie. Ostatnio chciałem się nawet żenić, dasz wiarę? Dziewczyna pierwsza klasa… Tak jak ty. Tyle że ty akurat groszem chyba nie śmierdzisz, a ona była nieprzyzwoicie bogata. Skąd wiem, że nie masz pieniędzy? Kochana, to się da wyczuć… Socjotechnika!
Wracając do tematu: skończyłem jakieś dziadowskie studia, po których można najwyżej pracować w McDonald’s, ale za to miałem Weronikę, a ona miała tatusia. Tatuś był właścicielem rodzinnego interesu i chętnie mnie w nim widział. Takie odniosłem wrażenie, a wiesz, że raczej znam się na ludziach, ciebie też od razu rozgryzłem, no nie? Socjotechnika, kochana.
No, ale do rzeczy. Z Weroniką zaczęliśmy kręcić na ostatnim roku studiów, moich rzecz jasna, bo ona miała jeszcze przed sobą dwa lata. Nawiasem mówiąc, Weronika zaszła w ciążę i jej kariera skończyła się na czwartym roku filozofii. Żadna strata, moim zdaniem, bo do niczego ta filozofia w życiu się nie przydaje. Tylko bogate dzieciaki bawią się w studiowanie na takich kierunkach. Trzeba ci wiedzieć, że ja ukończyłem zarządzanie i marketing, i to z wyróżnieniem, a firma teścia potrzebowała na gwałt jakichś zmian, więc byłem dla niego, że tak się wyrażę, darem losu.
Trzeba było zmaksymalizować zyski
Termin ślubu już mieliśmy wyznaczony. Weronika szyła suknię, która miała maskować jej coraz większy brzuch, a ja dostałem propozycję objęcia stanowiska doradcy w rodzinnej firmie teścia. Co, chcesz jeszcze drinka? Okej, już zamawiam, ale słuchaj uważnie, bo zmierzam do meritum.
Ta cała firma, do której trafiłem, zajmowała się budowlanką. Zatrudnionych na etacie czterdzieści pięć osób: murarze, stolarze, spawacze i Bóg wie, kto jeszcze. Park maszynowy wielki jak cholera: ciężarówki, koparki, dźwigi, samochody, betoniarki, wszystko, co potrzebne w budownictwie. Na rynku działali już dwadzieścia parę lat, to zgromadzili trochę sprzętu. Niestety, zyski jakie przynosiło przedsiębiorstwo były stosunkowo niskie i według mnie, groziły plajtą w niedługim czasie. Co się tak rozglądasz, chyba cię nie nudzę?
– Trzeba zmaksymalizować zyski – mówię do przyszłego teścia, kiedy już sobie dobrze wszystko obejrzałem.
– Ano – odpowiada bez większego zainteresowania. – Dobrze brzmi, spróbuj zatem coś z tym zrobić.
„Pewnie, że coś z tym zrobię” – pomyślałem, bo lwia część gotówki przepływała nam przez palce. Przejrzałem dokumenty, listy płac i podobne papiery. Porobiłem notatki i obliczenia, z których jasno wynikało, że możemy zaoszczędzić jedną czwartą wydatków.
– Ciekawe – mruknął przyszły teść, kiedy mu to zakomunikowałem. – Za tydzień zrobimy zebranie zarządu i przedstawisz nam to wszystko, okej?
Za tydzień, dasz wiarę? Stary pryk żył jeszcze w innej rzeczywistości. Czas to pieniądz, a przez tydzień mogliśmy stracić mnóstwo pieniędzy! O co pytasz, o moją żonę? Nie, nie byliśmy jeszcze małżeństwem, przecież już o tym wspominałem. Ślub miał być za dwa miesiące, ale już mieszkałem u niej, to znaczy w domu jej rodziców. Przecież i tak była już w ciąży, nie?
Jak nam się układało? Bo ja wiem? Normalnie chyba. Mało byłem w domu, bo po pracy jeszcze się wyskoczyło tu czy tam. Wiesz, ostatnie kawalerskie dni, a ona i tak z mamą swoją, czyli teściową, siedziała, to co ja tam miałem do roboty? No, ale nie o tym chciałem ci przecież powiedzieć, tylko… na czym skończyłem?
Aha, zebranie zarządu. Grzecznie czekałem, aż raczy się zebrać szanowne gremium i doczekałem się. Były w sumie cztery osoby: teść, jego brat, który na co dzień plątał się po parku maszynowym i do tej pory brałem go za mechanika, córka szefa, czyli moja przyszła żona i ja we własnej osobie. Zarząd jak cholera, co? Można było wszystko omówić po obiedzie przy kawie, a nie silić się na udawanie korporacji. Myślałem, że spotykamy się, by omówić strategię, a okazało się, że dominującym tematem był jakiś wypadek, któremu uległ pracownik firmy.
Nie ma co się przejmować nieudacznikami
Przez pół godziny zastanawiali się, kto ma go odwiedzić w szpitalu i czy wypada przynieść mu kwiaty! No, cyrk po prostu. Myślałem, że zapomnieli o mnie zupełnie, ale w końcu teść skinął łaskawie głową w moim kierunku.
– Tomasz jest zdania, że możemy zwiększyć zyski i chciałby nam o tym opowiedzieć. Proszę bardzo, nawijaj.
– Tylko krótko – dorzucił jego brat w zatłuszczonym kombinezonie. – Muszę jeszcze skręcić gaźnik.
„Jasne, gaźnik jest najważniejszy – pomyślałem. – Całe życie byłeś robolem i robolem umrzesz, chłopie”. Na głos zaś powiedziałem:
– Firma mogłaby przynosić dużo większe dochody, przy tej samej ilości zleceń, które mamy. Chodzi o maksymalizację zysków. Rozwiązanie jest proste: nie wydawać kasy na to, co niekonieczne.
– No kuźwa! – podniósł głos brat szefa. – Amerykę odkryłeś?! Na czym ty chcesz tu jeszcze oszczędzać? Papier toaletowy zamierzasz reglamentować?
– Na papierze to może robić oszczędności babcia klozetowa – odciąłem się staruchowi. – Ja myślę o konkretnych pieniądzach. Samozatrudnienie, panowie. Dość płacenia na cudze ubezpieczenia. Jeśli pracownik jest murarzem, to założy sobie firmę murarską i będzie nam świadczył usługi na umowę o dzieło. Tak samo ze ślusarzem, cieślą, spawaczem. Zdajecie sobie sprawę, jaka to oszczędność?
– Sześćdziesięcioletni pan Marian miałby zakładać swoją firmę? – bez entuzjazmu zastanawiał się teść.
– Nie zechce, to niech idzie na bezrobocie – odpowiedziałem. – I tak jest mało produktywny w tym wieku, na jego miejsce znajdziemy młodszych.
– Którzy gówno umieją – przerwał mi ze złością brat teścia. – Przez rok będziesz ich przyuczał, a potem odejdą. Pan Marian jest tylko jeden i firma winna mu jest lojalność za dwadzieścia lat, które jej poświęcił. Za młody jesteś, żeby się tak szarogęsić.
Sama widzisz, jaka wdzięczność. Człowiek się stara, żeby postawić na nogi bajzel, a jeszcze mu ubliżają. Zacząłem tłumaczyć tym prostakom, że czasy komuny minęły i teraz każdy musi dbać o siebie. Nie potrafisz – odpadasz. Nie osiągniemy wiele, jeżeli będziemy się przejmować nieudacznikami. Na przykład, taka sprzątaczka. Niewydajna baba, ledwie wiadro z wodą podniesie. Tu machnie ścierką, tam coś odkurzy, a nasz zakład zapewnia jej stały etat i pakiet świadczeń. Na bruk z takim pracownikiem!
– Ciocia Aniela jest moją chrzestną matką – przerwała mi Weronika chłodnym tonem. – Chcesz ją wyrzucić? A co z naszą księgową, która jest na macierzyńskim, też byś ją zwolnił?
– No, teraz nie można – odpowiedziałem ostrożnie, bo czułem, że wkraczam na grząski grunt. – Ale po powrocie z urlopu trzeba będzie znaleźć jakiś pretekst, bo jak baba się rozwydrzy, to będzie rodzić co roku…
Wolała już sama wychowywać dziecko
Przerwałem swój wywód, bo Weronika nagle rozbeczała się jak dziecko. Ostatnio miewała takie huśtawki nastrojów, ale po co w takim razie pchała się na to zebranie? Z mamusią mogła sobie jakiś film w domu obejrzeć, obiad przygotować, a nie silić się na udawanie bizneswoman.
– Hormony – westchnąłem, by ją usprawiedliwić w oczach pozostałych.
Jakbym tym dolał oliwy do ognia – rozryczała się na dobre, i wtulając twarz w dłonie, wybiegła na zewnątrz. Rozłożyłem bezradnie ręce i spojrzałem na członków prześwietnego zarządu. Teść zacisnął usta i wpatrywał się we mnie z taką nienawiścią, aż mi ciarki przeszły po plecach. Jego brat – mechanik wstał gwałtownie od stołu, przewracając przy tym krzesło.
– Wiem, Władek – powiedział, zwracając się do teścia, – że to twój przyszły zięć, ale trzymaj ode mnie z daleka tego gada, bo mu coś złego zrobię.
Odwrócił się i, omijając mnie szerokim łukiem, wyszedł na zewnątrz, trzaskając drzwiami. Spojrzałem na szefa. Naprawdę zamierza pozwalać na takie zachowania? Pochylił się nad biurkiem i przez chwilę milczał, a potem cichym głosem powiedział:
– Nie wiem jak Weronika, ale ja też nie chcę cię widzieć na oczy. Znajdź sobie inną firmę, w której będziesz mógł się wykazać, bo u nas nie masz szans, chłopie. Wygląda na to, że masz… za wysokie kwalifikacje.
I tak znowu zostałem singlem, bo Weronika również nie chciała ze mną rozmawiać. Jak mówiła, tylko przez jakiś czas, bo musi sobie wszystko przemyśleć, ale jak już sobie przemyślała, to stwierdziła, że woli sama wychowywać dziecko niż się ze mną wiązać. Jej wybór, płakać nie będę, aż taka piękna nie była… Nie to, co ty. Postawić ci jeszcze jednego drinka?
Co, już idziesz? Tak po prostu? Ja przez cały wieczór inwestuję w ciebie, a ty ze mnie robisz wała? Szlag by cię trafił! Idź, na twoje miejsce znajdzie się inna. Może ładniejsza, bo z tobą to bym się wstydził wyjść na ulicę.
Czytaj także:
„Dla żony bardziej ode mnie i dzieci liczyła się kasa tatusia. Sprzedała naszą miłość i moją godność w zamian za luksus”
„Chciałam udowodnić młodemu szefowi, że ma siano w głowie. Nie opłaciło mi się to, gówniarz wylał mnie na zbity pysk”
„Szefowa mnie wykorzystała, a potem wyrzuciła na zbity pysk. Życzyłam jej śmierci, a po miesiącu stała się tragedia”