Jak mi to oznajmiła, przeżyłem szok. Właściwie wcale jej nie znałem... a już na pewno nie łączyło nas nic oprócz seksu.
- Będziemy mieli dziecko! – oświadczyła mi radośnie Elżunia, spoglądając na mnie badawczo, a pode mną ugięły się nogi...
Właściwie zupełnie jej nie znałem. Wpadliśmy kiedyś na siebie przypadkiem na dyskotece w studenckim klubie. Potańczyliśmy trochę, pogadaliśmy. Nie było mowy o wielkiej fascynacji. Potem spotykałem się z nią od czasu do czasu. Ot, tak – z nudów.
Elżunia nie wyróżniała się nadzwyczajną urodą. Zgrabna też nie była. Za to miała wielką zaletę: była zawsze pod ręką. Mieszkała w akademiku po drugiej stronie ulicy. W tamtym czasie byłem zakochany w zupełnie kimś innym. Agnieszka należała do najładniejszych dziewczyn, jakie znałem. Miała regularne rysy, zmysłowe usta, cudowne oczy i na dodatek naturalną ciemną karnację, jakby właśnie wróciła ze słonecznej plaży.
Gdy spoglądała mi w oczy, czułem się szczęśliwy. Jednak w czasie studiów mieszkała w innym mieście i chcąc nie chcąc, widywaliśmy się rzadko. Byłem młody, a wiadomo – krew nie woda; potrzebowałem chętnej laski od zaraz.
Z Elżunią szybko wylądowaliśmy w łóżku i potem kontynuowaliśmy te nasze spotkania. Któregoś razu spytałem ją wprost, czy nie obawia się ciąży. Zapewniła mnie, że w pełni kontroluje sytuację.
Przyjechała na studia z zapadłej wsi, gdzie nawet diabeł nie fatygował się, by powiedzieć dobranoc. Tylko bieda głośno piszczała. Najwyraźniej dziewczyna uznała, że jestem dla niej szansą na lepsze życie. Dziwnie wybrała, bo i mnie trudno było nazwać dzieckiem szczęścia. Nie dorastałem w dobrobycie. W domu mojej mamy też się nie przelewało. Ojciec zniknął, gdy miałem półtora roku.
Plotka głosi, że był niezwykle kochliwy. Kiedy poznał jakąś atrakcyjną panią, szybko tracił rozsądek i równie szybko rozwodził się z poprzednią żoną, by wziąć kolejny ślub. Miał łącznie sześcioro dzieci z czterech nieudanych małżeństw. Tonął w długach, bo musiał płacić alimenty. A gdy brak gotówki stawał się zbyt dotkliwy, po prostu zaszywał się gdzieś na dłużej i na dzieci nie dawał ani grosza.
Mama wychowywała mnie samotnie z jednej, skromnej urzędniczej pensji. Pod względem finansowym nie byłem więc dobrą partią dla żadnej dziewczyny. Poza Elżunią, o czym wkrótce miałem się boleśnie przekonać.
Gdy mi oświadczyła, że spodziewa się dziecka, przeżyłem prawdziwy szok. Nie wyobrażałem sobie wspólnego życia z tą dziewczyną... Byliśmy zupełnie różni i poza seksem nic nas nie łączyło. Pomyślałem jednak o dzieciństwie bez ojca. Przecież nie mogłem dopuścić, by moje dziecko znalazło się w identycznej sytuacji. Przynajmniej wtedy byłem o tym przekonany. Nie potrafiłem myśleć logicznie i działałem jak zamroczony. Zupełnie jakbym miał przed sobą dwa życia. W pierwszym wychowam dziecko najlepiej, jak potrafię. W drugim – ułożę sobie szczęśliwe życie z Agnieszką. Niestety, rzeczywistość to nie gra komputerowa, o czym miałem się wkrótce przekonać.
Ku własnemu zaskoczeniu nawet się cieszyłem, że zostanę ojcem. Będę miał własną, małą kruszynkę i będę się nią opiekował, nosił na rękach, tulił, a ona kiedyś wyciągnie do mnie maleńkie rączki. Będę dla niej najważniejszy, najmądrzejszy i najwspanialszy. Takie właśnie sielankowe obrazy podsuwała mi wyobraźnia.
Tymczasem czekała mnie rozmowa z Agnieszką. Próbowałem jej wytłumaczyć sytuację jak najdelikatniej. Chciałem, żeby mnie zrozumiała, a przecież nie mogła. Nie miała pretensji o moją niewierność, choć na pewno poczuła się upokorzona. Chciała przeżyć ze mną życie, kochała mnie i jakoś zniosłaby fakt, że mam dziecko z inną. Natomiast ja tkwiłem we własnych mrzonkach. Dziecko musi mieć ojca i matkę, pełną rodzinę, nie tak jak ja.
Spojrzała na mnie oczami zranionej sarny. Zwilgotniały, a potem pojawiły się w nich łzy. Całe morze. Gdy zaczęły spływać po policzkach, bez słowa odwróciła się i odeszła, a ja stałem z rozdartym sercem. Nigdy niczym nie zasłużyła na to, bym tak ją potraktował. Był to pierwszy moment, kiedy ogarnęły mnie wątpliwości. Chciałem coś zrobić, może pobiec za nią? Tylko co miałbym powiedzieć? Poczułem, że sam się zaraz rozpłaczę. Uciekłem stamtąd, jak mogłem najszybciej.
Miałem kilku dobrych kolegów, których uważałem za prawdziwych przyjaciół. Jednak w tamtym czasie żaden z nich nie odezwał się słowem na temat moich życiowych decyzji. Na pewno zdawali sobie sprawę, że tonę, ale nikt nie miał odwagi ani ochoty przemówić mi do rozsądku. Potrząsnąć mną na tyle mocno, żebym się opamiętał. W najtrudniejszych sytuacjach człowiek zostaje sam. Jak w chwili śmierci. Pełno ludzi dookoła, ale tylko ty staczasz się w przepaść.
Elżunia powiadomiła członków swej rodziny o błogosławionym stanie. Pojechałem do jej wsi, by poznać matkę, rodzeństwo, wujków i ciotki. Czułem się tak, jakbym cofnął się w czasie o kilkadziesiąt lat. Przyniosłem przyszłej teściowej wodę ze studni, zamiotłem obejście, chudą krowinę przyprowadziłem z pastwiska.
Myślę, że świetnie sobie poradziłem, biorąc pod uwagę, że byłem chłopakiem z miasta, dla którego wieś stanowiła zupełną egzotykę. Moja ciężarna narzeczona w tym czasie plotkowała z koleżankami.
W następnej kolejności odwiedziliśmy moją mamę. Zbladła na widok Elżuni.
– Synku, co ty wyprawiasz? – szepnęła cicho. – Zastanowiłeś się dobrze?
Następnego dnia mama pojechała z nami do sklepu. Kupiła przyszłej synowej piękną i elegancką sukienkę. Przydała się wkrótce potem na cywilnym ślubie.
I wreszcie na świecie pojawił się mój syn. Chował się zdrowo i był sympatycznym małym diabłem. Załatwiłem w akademiku pokój dla naszej trójki i starałem się, jak mogłem, żeby stworzyć rodzinę. Pracowałem w spółdzielni studenckiej. Brałem każdą, nawet najgorszą robotę i nie marudziłem. Dziecko rosło, ale żona nie myślała o pracy. Przy pierwszej okazji zostawiła Stasia u mamy na wsi.
– Muszę się przygotować do egzaminów – oznajmiła, gdy zaprotestowałem.
Egzaminy? Spała do południa, wieczory spędzała z koleżankami. W końcu zdałem sobie sprawę, jak bardzo jestem samotny. Synek był daleko, Elżuni nie byłem do niczego potrzebny. Dość szybko okazało się, że niewiele mamy sobie do powiedzenia. Starałem się poważnie z nią porozmawiać, wytłumaczyć mój punkt widzenia. Nie chciała słuchać.
Gdy przyszły wakacje, zaproponowałem wyjazd do mojej mamy. Pojechaliśmy. Lecz dziesięć minut po tym, jak rozpakowałem torbę, usłyszałem od mojej żony:
– No to pa, ja wracam do akademika.
Zniknęła za drzwiami, zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć. Mało mnie szlag nie trafił. Dopiero wtedy zrozumiałem, jakie głupstwo popełniłem, żeniąc się z nią. Ze względu na dziecko tkwiłem w tym chorym układzie jeszcze przez 2 lata. Potem wystąpiłem o rozwód. Natomiast wobec Agnieszki zachowałem się jak ostatnia świnia. Do dziś prześladuje mnie widok, gdy odchodzi, zalana łzami...
Więcej listów do redakcji: „Nie kocham męża. Tęsknię za mężczyzną, z którym miałam romans przed ślubem. On jest ojcem mojego syna”„Wyparłem się córki, ale zrozumiałem swój błąd. Po 15 latach chcę odzyskać z nią kontakt, ale jej matka to utrudnia”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”