W moim domu mówiło się: „pracuj, pracuj, a garb ci sam wyrośnie”. Zwłaszcza tata tak mawiał, zwykle ze śmiechem, poprawiając sobie na brzuchu miskę z czipsami i sięgając po piwo, które umilało mu całe dnie spędzane na kanapie przed telewizorem. Ale ja wiedziałem swoje. Jeśli chce się jeździć dobrym samochodem, mieszkać w ładnie urządzonym domu i mieć piękną dziewczynę, to trzeba na to wszystko zarobić. Więc zarabiałem. Nie chciałem przegrać życia jak mój tata.
Od małego kombinowałem
Najpierw byłem sprzedawcą owoców. Okłamałem właściciela dwóch straganów na bazarze, że mam skończone 16 lat i pozwolił mi sprzedawać swoje owoce. Byłem wtedy czternastolatkiem. Po osiągnięciu pełnoletności zmieniłem stragan, ale nie lokalizację. Dalej stałem na bazarze, ale handlowałem już pilotami, słuchawkami i innym drobnym sprzętem elektronicznym. Moim szefem był Ukrainiec, który przywoził cały towar z Niemiec i Holandii.
Pewnego dnia Sasza zadzwonił do mnie roztrzęsiony i poprosił, żebym sam zajął się handlem, bo on ma problemy.
– Przyczepili się do mojej wizy! – krzyczał do telefonu. – Fakt, przekroczyłem limit wjazdów i wyjazdów z Polski, ale jak oni się o tym dowiedzieli?! No nieważne, Damik, ja muszę to wszystko pozałatwiać, a ty pilnuj biznesu.
– Jasne, Sasza, wszystkiego dopilnuję! – obiecałem natychmiast. – A co mam zrobić, jak towar się skończy?
– Ja wrócę do tego czasu, nic się nie martw. Ale na wszelki wypadek ci powiem, gdzie masz pojechać po towar, gdyby zabrakło. Słuchaj, jedziesz do Niemiec pod ten adres i… – tu opowiedział mi o swoich dostawcach za granicą.
– Wszystko rozumiesz, Damik?
Mówił na mnie Damik, bo nie chciało mu się wymawiać Dominik. Nie znosiłem tego, zresztą samego Saszy też. Ale bardzo uważnie słuchałem, kiedy mi wyjaśniał tajniki naszej branży. Szybko nauczyłem się wszystkiego, co wiązało się ze sprowadzaniem elektroniki zza granicy. A kiedy okazało się, że Sasza jednak nie wróci do Polski z powodu problemów wizowych, odkupiłem jego interes za grosze.
Tym sposobem w wieku 21 lat miałem już własną firmę, podróżowałem po Europie i obmyślałem sposoby na kolejne biznesy. Wciąż jednak jeździłem starym volvo odkupionym od stryja, mieszkałem w suterenie, no i nie miałem pięknej, długonogiej dziewczyny, której zazdrościliby mi kumple. W zasadzie to w ogóle nie miałem dziewczyny, bo na to trzeba mieć czas, a ja albo jechałem po towar, albo stałem na bazarze, albo usiłowałem załatwić kredyt na rozwój firmy.
Nie miałem powodzenia u kobiet
No i pewnie też trochę dlatego, że – bądźmy szczerzy – nie wyglądałem jak Adonis. Dziewczyny raczej więc mnie unikały. Kilka razy zebrałem się na odwagę i zagadałem do jakiejś, jak radzili koledzy, ale za każdym razem dostawałem kosza.
– Zobaczycie – mamrotałem do siebie, licząc utarg. – Jeszcze będziecie się o mnie biły, jak zajadę swoim nowiutkim bmw pod klub, zamówię najdroższą whisky i błysnę zegarkiem za 15 tysięcy. Jeszcze będę was musiał z łóżka wyrzucać…
Tak to właśnie planowałem. Dorobię się, odłożę kasę, a potem z żaby zmienię się w księcia. I to nie na białym koniu, a w srebrnym sportowym bmw. Żadna się temu nie oprze, wiedziałem to. Jednak póki co nie miałem nawet do kogo wysłać zabawnego esemesa w Walentynki. Nie, żeby do własnej dziewczyny. Ja nie miałem nawet koleżanek… I właśnie wtedy pojawiła się Iwona. Nie była w moim typie, to znaczy w typie tego mnie, którym miałem się stać, kiedy już będę bogaty. Miała miłą twarz, ale na pewno nie piękną. Figurę niezłą, ale daleko jej było do modelek, które – jak sobie wyobrażałem – będę mógł podrywać na mój sportowy samochód.
Przyszła na bazar po słuchawki bezprzewodowe.
– Dużo rozmawiam z przyjaciółką na Skype – wyjaśniła. – Lubię przy tym gotować i muszę mieć słuchawki bez kabla.
– Te będą najlepsze – podałem jej najdroższy model. A co? Każdy chce łatwo zarobić.
– W Polsce za takie musiałaby pani zapłacić cztery stówy, u mnie za połowę ceny, a jakość ta sama. Była asertywna, wybrała jednak tańszy model. Ku mojemu zdziwieniu, świetnie znała się na tym sprzęcie i tylko się roześmiała z moich prób wciśnięcia jej najdroższego towaru.
– Jestem informatyczką – wyjaśniła. – Pracuję w urzędzie gminy, tutaj, u nas. Ma pan legalną firmę? Bo muszę zrobić zakupy do biura, potrzebujemy trochę sprzętu, a pan ma niezłe ceny. Oczywiście, że miałem firmę, a w dodatku właśnie startowałem ze sklepem internetowym. Zaświeciły mi się oczy, kiedy powiedziała, że gmina chce „kupić trochę sprzętu”. Właśnie takie okazje to trampolina do sukcesu, prawda?
Na spotkanie w urzędzie poszedłem w nowiutkim garniturze, pod krawatem i z teczką zalaminowanych cenników oraz innych materiałów. Iwona aż prychnęła ze śmiechu na mój widok.
– Słuchaj, te zakupy robię ja, pani naczelnik podpisuje tylko zlecenie i faktury. Przy okazji, Iwona jestem.
I tak siedziałem jak ten głupek, dusząc się krawatem i pocąc w marynarce, a dziewczyna w koszuli i dżinsach negocjowała ze mną rabaty na monitory, klawiatury i myszki. Tak się zmęczyłem tymi targami, że kiedy skończyliśmy, zapytałem, gdzie w okolicy można coś zjeść, a najlepiej to się jeszcze napić.
– O, też jestem głodna – oznajmiła z uśmiechem. – To chodźmy razem, pokażę ci fajną knajpkę. Knajpka faktycznie była klimatyczna, żarcie dobre i dużo, a piwo zimne. Przy tym piwie zaczęliśmy gadać o rzeczach innych niż sprzęt komputerowy i szybko się okazało, że nadajemy na tych samych falach. To jednak nie była żadna randka, bo rachunek zapłaciliśmy po połowie.
Z Iwoną było mi dobrze, ale nie była pięknością
Potem spotykaliśmy się jeszcze kilka razy przy okazji tych zakupów. Zawsze po jej godzinach pracy szliśmy coś zjeść, wypić i pogadać. Któregoś razu poprosiła, żebym odwiózł ją do domu. Wzięliśmy taksówkę, a ja po drodze zastanawiałem się, jak sprytnie wprosić się do jej mieszkania.
– Słuchaj, mogę u ciebie skorzystać z toalety? – zapytałem pod jej klatką, bo nic lepszego nie przyszło mi do głowy. I takim to podstępem znalazłem się u niej w domu. Właśnie tam, a konkretnie w kuchni, pocałowałem ją pierwszy raz. No i nagle miałem dziewczynę!
To było tak niewiarygodne, że sam w to nie wierzyłem. Ale fakt był faktem, Iwona dzwoniła do mnie, kiedy stałem na bazarze przy mrozie minus dziesięć i pytała, czy zjadłem śniadanie. Czasami wpadała z herbatą w termosie albo obiadem w plastikowych pojemnikach. Jednym słowem, dbała o mnie. Ja o nią też. Z Niemiec przywoziłem jej dobre kosmetyki, które tam były sporo tańsze, ale tego jej oczywiście nie mówiłem. Chodziliśmy do kina, raz zabrałem ją nawet na weekend do czterogwiazdkowego hotelu i wykupiłem dla niej pakiet jakichś zabiegów upiększających.
– Jesteś kochany! – mówiła, zachwycona maseczką z kiwi czy innego awokado. Nauczyła mnie tańczyć i czerpać przyjemność z biegania.
Układało nam się w łóżku, lubiłem jej zapach, dotyk i swobodę w próbowaniu nowych rzeczy. Ale nie byłem w niej zakochany. Dlaczego? Trudno powiedzieć, nie byłem i już. Owszem, Iwona była miła i w ogóle, ale kiedy myślałem o przyszłości, widziałem siebie z inną kobietą. Taką, na widok której „mózg staje”, jak mawiał mój tata o superlaskach z telewizji.
Mieszkaliśmy wtedy w dwupokojowym mieszkaniu, które wynajmowałem. Powtarzałem, że to tylko „na teraz”, „na przeczekanie”. Firma i sklep internetowy przynosiły już konkretne zyski, więc myślałem o przestronnym apartamencie na ostatnim piętrze nowoczesnego wieżowca. Ale najpierw musiałem zmienić samochód.
– Znalazłem dwuletnie bmw, obszyta kierownica, skórzane siedzenia z funkcją podgrzewania, otwierany szyberdach – wyliczałem podekscytowany, a Iwona słuchała ze sceptycznym uśmiechem.
– Ale za tyle pieniędzy? – nie mogła zrozumieć. – Po co nam taki samochód? „Nie nam, tylko mnie” – poprawiłem ją w myślach. Przecież nie kupowałem tego samochodu dla niej.
Kiedy odebrałem mój nowy wóz, od razu ruszyła wyobraźnia. Fantazjowałem o długonogich laskach, które będę woził na przednim siedzeniu i o pieszczotach przy 200 kilometrach na godzinę. Taki wóz musiał przyciągać dziewczyny! I faktycznie przyciągał. Sprawdziłem to już pierwszej nocy po zakupie, kiedy zajechałem autem pod znany klub. Kilka dziewczyn od razu się za mną obejrzało, kiedy pewnym krokiem mijałem bramkarza, bujając w dłoni kluczykami z logo bmw. Zagadałem potem do jednej z nich i zgodziła się wypić ze mną drinka. Byłem pewien, że gdybym trochę nad nią popracował, fantazje o pieszczotach w samochodzie miałyby szanse się ziścić!
Tylko, by zaliczać takie dziewczyny jak ona, musiałem mieć gdzie je zabierać. A przecież nie mogłem wziąć nowej znajomej do wynajętego mieszkanka, w którym na dodatek siedziała Iwona! Postanowiłem więc, z niewielkim kredytem, kupić ten wymarzony apartament. Było mnie stać. Teraz już nie jeździłem sam po towar za granicę, pracowali dla mnie inni. Zatrudniałem pięciu pracowników, ciągle rozwijałem biznes.
W końcu znalazłem laskę na poziomie
Udało mi się otworzyć punkt usługowy w centrum handlowym. Zadziwiające, jak wiele osób tłucze szybki swoich smartfonów. A ja na tym zarabiałem. Mieszkanie, które mi się podobało, było na ósmym piętrze nowoczesnego bloku na zamkniętym osiedlu.
– Sto dwadzieścia metrów? – zdumiała się Iwona. – Chyba za duże dla dwóch osób. Tak, ciągle z nią byłem. Sam nie wiem, dlaczego. Jakoś się do niej przyzwyczaiłem… Troszczyła się o mnie, doceniała i – co tu kryć – nie musiałem się specjalnie starać, żeby regularnie mieć seks, i to dobry. Uznałem więc, że nie zerwę z nią, dopóki nie znajdę tej właściwej dziewczyny. Tej o superfigurze i ślicznej twarzy, przy której będę się czuł jak facet, który odniósł w życiu pełen sukces. Ona już była blisko, czułem to.
Ale musiała poczekać jeszcze trochę, aż umebluję swój nowy apartament i kupię parę drobiazgów.
– To są zegarki dla snobów – orzekła Iwona, kiedy pokazałem jej katalog ze szwajcarskimi cudeńkami. – 12 tysięcy za coś, czego i tak nie widać spod mankietu? To jakieś szaleństwo! Naprawdę tego potrzebujesz? Zaczęła mnie męczyć. W ogóle nie rozumiała, po co tyle harowałem przez całe życie. Właśnie po to, żeby sobie kupić ten cholernie drogi zegarek i czuć się jak król świata, mając go na nadgarstku. A o to, żeby było go jednak widać spod mankietu, zamierzałem stosownie dbać. Kto ma go zobaczyć, ten zobaczy – myślałem.
No i miałem rację. Dziewczyny z klubów znają się na męskich zegarkach. Nie, nie żadne dziwki! Miałem swój honor! Normalne dziewczyny, te ładne, szczupłe, dbające o siebie, które chodzą na imprezy parami albo w małych stadkach i strzelają oczami dookoła, popijając kolorowe drinki przy barze. Któregoś wieczoru zaczepiła mnie jedna z takich dziewczyn. Powiedziała, że widziała jak parkuję samochód, że jej były chłopak miał taki sam, i ogólnie wdaliśmy się w rozmowę o koniach mechanicznych, obrotach silnika i maksymalnej prędkości auta. A potem przedstawiła mnie swoim koleżankom i tak poznałem Sofię, jej przyjaciółkę.
Naprawdę miała na imię Zofia, ale stawała się nieprzyjemna, kiedy ktoś próbował do niej mówić „Zosiu”. Dla mnie „Sofia” było w porządku. Miało klasę, tak samo jak ona. Była platynową blondynką. Długie, proste włosy z grzywką, brązowe oczy, błyszczące usta. Nogi do samej podłogi, jak by powiedział tata. A biust… Rany Julek, ależ ona miała biust!
Zacząłem się z nią spotykać. Uwielbiała przejażdżki moim wozem, cieszyła się, kiedy zabierałem ją do drogich klubów i restauracji. Szybko zaczęliśmy ze sobą sypiać, chociaż u niej, nie u mnie. Przecież u mnie mieszkała Iwona… Zdecydowałem, że przyszła pora na rozstanie, szukałem tylko właściwego momentu. To Sofia była tą idealną dziewczyną, chociaż jeśli miałbym być szczery, w życiu bym nie powiedział, że była namiętna w łóżku i że seks z nią był choć w połowie tak gorący jak z Iwoną. Ale założyłem, że to przyjdzie z czasem, że Sofia się rozgrzeje i będzie robić dla mnie to samo co Iwona. W końcu ja dbałem o nią, więc miałem prawo oczekiwać, że ona zadba o mnie, no nie?
Póki co, inwestowałem w Sofię. To chyba najwłaściwsze słowo. Kupowałem jej prezenty, zabierałem do spa.
– Beznadziejny ten zabieg, kosmetyczka w ogóle się nie przyłożyła. A masażystka? Naprawdę! Ta to chyba dopiero kurs zrobiła – Sofia nie miała w sobie nic z Iwony. Nie potrafiła się cieszyć, wszystko było dla niej za kiepskie, za mało ekskluzywne.
– To ma być jacuzzi? – wykrzywiała się w pięciogwiazdkowym hotelu, dokąd ją zabierałem na romantyczne weekendy, mówiąc Iwonie, że jadę na spotkanie biznesowe. – Wanna mojej babci jest większa! A łóżko? Litości, mamy tu spać jedno na drugim? Nie denerwowało jej jedno. Mianowicie to, że tylko kilka razy zaprosiłem ją do siebie do domu, i że nie zawsze mogłem się spotkać.
Bałem się, czy aby nie zacznie podejrzewać, że jestem w jakimś innym, stałym związku, ale nie, nigdy nawet się nie zająknęła na ten temat. Po czasie zrozumiałem, że po prostu miała to gdzieś. W. końcu podjąłem męską decyzję. Miałem zerwać z Iwoną w sobotę, a w niedzielę poprosić Sofię, żeby się do mnie wprowadziła.
W piątek Iwona wyznała mi, że jest w dziesiątym tygodniu ciąży… Nie wierzyłem, że to się wydarzyło! Przecież się zabezpieczałem!
– Prezerwatywa nie daje stuprocentowej pewności – szepnęła Iwona. – Ja też byłam zaskoczona, ale wiem, że wszystko się ułoży. Mamy przecież duże mieszkanie, pokój dla dziecka moglibyśmy urządzić…
– Słuchaj! Ja nie chcę mieć z tobą tego dziecka! Tak właściwie, to miałem ci powiedzieć, że z nami koniec! – przerwałem jej, czując, że dygoczę ze stresu na całym ciele. – Mam kogoś. Kocham ją. Nie mogę być z tobą!
Nie jestem szczęśliwym bogaczem
Zrozumiała, że naciskam na aborcję i zaczęła na mnie krzyczeć, bodaj pierwszy raz w życiu. Zszokowany, wyjaśniłem jej, że broń Boże, nie o to mi chodziło. Ona może urodzić to dziecko, ale ja nie chcę się z nią wiązać z tego powodu.
– Będę ci dawał alimenty, ustalimy kwotę – obiecałem – ale nie ma mowy, żebyśmy dalej byli razem. Jasne, czułem się jak sukinsyn, ale niby co miałem zrobić? Od początku wiedziałem, że Iwona jest tylko „na jakiś czas”. Tak jak wynajęte mieszkanie, stary samochód i tani zegarek. Jej czas się skończył. Ale naprawdę zamierzałem dbać o dziecko, dawać jej na nie pieniądze, żeby mu niczego nie zabrakło. W końcu miałem trochę grosza, uczciwie na to zapracowałem.
Iwona nie rozmawiała ze mną o alimentach. Ich wysokość ustalił ze mną jej ojciec. Nie ukrywał przy tym, jak bardzo mną gardzi. Powiedziałem o dziecku i Iwonie mojej nowej pani. Sofię niespecjalnie to obeszło. Była zbyt zajęta urządzaniem domu antykami, żeby się tym zajmować. Aha, no i przygotowaniami do ślubu. Nie, nie oświadczyłem się jej, ale i tak przyłapałem ją na oglądaniu sukien ślubnych. Ciągle też o tym napomykała. Nie protestowałem, bo przecież właśnie o takiej kandydatce na żonę marzyłem, prawda? Tylko tak jakoś myślałem, że będę przy tym szczęśliwszy. Nie wiem, co poszło nie tak…
Iwona urodziła synka, Daniela. Przekazywałem jej co miesiąc sporo pieniędzy, więc mieszkali wygodnie, mały jeździł w porządnym wózku, miał fajne ubranka. Widziałem, bo parę razy zabrałem go na spacer. Ciężko było mi uwierzyć, że to mój syn, to było takie odjechane.
Sofia, na którą w coraz częstszych chwilach złości mówiłem „Zośka”, w końcu zmusiła mnie do ślubu. Ciężko to wyznać, ale po nim seks stał się jeszcze gorszy, muszę dosłownie błagać moją żonę o zbliżenie raz na tydzień. Najlepiej błagać przy pomocy drogich prezentów, to jej ulubiony afrodyzjak.
Iwona znalazła sobie faceta. Daniel mówi do niego „tato”. Mój syn ma pięć lat i niespecjalnie się cieszy, kiedy mnie widzi. Nie przychodzę więc do niego zbyt często, szczególnie że moja była jest w kolejnej ciąży. Nie mam ochoty patrzeć na tę idealną rodzinkę. Ja sam nie jestem szczęśliwy. Mam piękną żonę, która mnie nie cierpi i wyszła za mnie dla pieniędzy; mieszkam w domu, w którym czuję się jak w muzeum i jeżdżę samochodem, który trzeba tankować co drugi dzień, bo pali jak smok. W dodatku Sofia nie zamierza mieć dzieci i nie lubi zwierząt.
Czasem myślę, że jestem cholernie samotny i to się nigdy nie zmieni. Nie tak miało być! Miałem być bogaty i szczęśliwy! Taki był plan! Nie chciałem przegrać życia jak mój tata, wszystko podporządkowałem temu celowi. I co? I chyba jednak je przegrałem…
To też może cię zainteresować:
„Wyszłam za mąż jako głupia i naiwna 19-latka. Po 30 latach nawet nie mogę na niego patrzeć”
„Wiecie, które kobiety wybaczają zdradę? Z doświadczenia wiem, że te, które mają wysokie poczucie własnej wartości”
„Mój 65-letni ojciec związał się z 28-latką. Przestało mi to przeszkadzać, gdy… mnie uwiodła”