„Zostawiłem dla niej żonę i córkę. Żałuję. Trzy tygodnie później powiedziała mi, że to jednak nie to”

mężczyzna który odszedł od rodziny fot. Adobe Stock
Zostawiłem dla niej rodzinę. Całe życie wywróciłem do góry nogami. A ona po trzech tygodniach powiedziała mi: „To już koniec”!
/ 07.04.2021 11:26
mężczyzna który odszedł od rodziny fot. Adobe Stock

Nigdy nie widziałem się w roli męża i ojca. Wolałem beztroskie życie kawalera. Moje związki z kobietami rzadko trwały dłużej niż kilka nocy. Jeśli miałem tę samą dziewczynę przez miesiąc, to koledzy zaczynali ze mnie żartować pytając, czy mają szykować się na ślub.
– Jaki ślub? – wzruszałem ramionami.
– Prędzej mi tu kaktus wyrośnie – wyciągałem rękę i pokazywałem otwartą dłoń.

Zawsze byłem bardzo ostrożny. Nie rozstawałem się z prezerwatywami, a partnerek dwa razy pytałem, czy się zabezpieczają, zanim rozpiąłem im guziczek przy bluzce. Nie chciałem zostać ojcem.
Nie wiem, czy jestem przystojny. Nie znam się na tym. Na pewno wysportowany, zadbany i dobrze ubrany. Nigdy nie miałem problemu z kobietami. Byłem pewien, że mogę mieć każdą, którą zechcę. Zresztą nie miałem zbyt wyszukanych upodobań. Najbardziej podobały mi się wysokie i szczupłe blondynki w obcisłych mini. Ostry makijaż, długie paznokcie, tatuaż – czemu nie? Ale najważniejsze było to, by panna lubiła seks bez zobowiązań i dobrą zabawę.

Dziesięć lat temu zakochałem się po raz pierwszy. Tak naprawdę, ma śmierć i życie. Aldona była zupełnie inna niż dziewczyny, z którymi sypiałem. W ogóle nie w moim typie. Wysoka, silna brunetka z grubym warkoczem. Harcerka. Przewodniczka górska. Jej ulubionym strojem były dżinsy, bluzy i trapery. Nie malowała się, z kosmetyków używała tylko dezodorantu i bezbarwnej pomadki do ust. Jestem pewien, że gdyby założyła szpilki, upadłaby po dwóch krokach.
Wiem, że to dziwne, ale właśnie ona złamała mi serce. Może dlatego, że nie traktowała mnie tak, jak większość kobiet? Dla Aldony nie byłem superfacetem, ale wymoczkiem i maminsynkiem. Powiedziała mi to podczas górskiej wycieczki. Starałem się jak mogłem, ale koniec końców musiała holować mnie po szlaku, bo kompletnie opadłem z sił. Paradoksalnie, im bardziej ze mnie kpiła, tym bardziej byłem zakochany.

Któregoś dnia usłyszałem od niej, że się starała. Próbowała zrobić ze mnie mężczyznę, ale się poddaje. I że to koniec.
Całą noc płakałem w poduszkę. A potem rzuciłem się w wir życia towarzyskiego. Szalałem. Dyskoteki. Alkohol. Nawet narkotyki. No i oczywiście niezobowiązujący seks.
Przestałem być ostrożny – i stało się. Nawet nie wiem, jak ona mnie odnalazła. Nigdy nie dawałem dziewczynom mojego telefonu. Pewnie przez klub, w którym się poznaliśmy. Byłem tam dobrze znany…
Najpierw odebrałem esemesa: „Tu Klaudia. Poznaliśmy się miesiąc temu w Oazie. Coś poszło nie tak, bo jestem w ciąży”.

Z początku byłem pewien, że to głupi żart moich kumpli. Ale zaczęły przychodzić kolejne wiadomości. „Jeśli sądzisz, że się z tego wywiniesz, to jesteś w błędzie” – straszyła tajemnicza Klaudia. Za nic nie mogłem sobie jej przypomnieć. Ale ona nie dawała za wygraną. Opisała swoją historię na Facebooku. Zanim zdążyłem usunąć jej wpis, przeczytała go większość moich znajomych. Koleżanki, żony kolegów – wszystkie wzięły mnie w obroty. Że muszę zachować się właściwie, że honor mężczyzny…
W końcu spotkałem się z Klaudią. Nawet, gdy spojrzałem jej w oczy, nic mi się nie przypomniało. Ale zapewnienia Marka, kumpla, z którym czasem chodziłem do Oazy, przekonały mnie, że mogłem być ojcem jej dziecka.
– Stary, mówię ci, byłeś z nią tamtego wieczoru, sam widziałem. Przykro mi – ze współczuciem poklepał mnie po ramieniu.
Wkrótce do akcji wkroczyli moi rodzice, do których już dotarła wiadomość, że prawdopodobnie będą dziadkami.
– Synu. Masz zrobić, co należy. Nie obchodzi mnie, czy ją kochasz. Trzeba było myśleć głową, a nie rozporkiem. Teraz musisz się ożenić. Nie życzę sobie skandalu! – oznajmił mój ojciec.

Miał argumenty – sporą fabrykę kafelków, która przynosiła kokosy. To dzięki tej firmie mogłem żyć jak playboy. Wyczułem, że na szali jest mój spadek.
– Dobrze, poproszę Klaudię o rękę – obiecałem ojcu.
Miałem nadzieję, że Klaudia nie przyjmie moich oświadczyn. Przecież mnie nie kochała. Liczyłem na to, że zgodzi się na rozwiązanie honorowe: uznam dziecko i będę płacił na nie alimenty. Nic z tego. Nie wziąłem pod uwagę, że życie u mojego boku mogło jej się wydać całkiem przyjemne.
– O Boże, jak się cieszę, bałam się, że już nigdy nie zapytasz! Oczywiście, że zostanę twoja żoną – pisnęła Klaudia.

Udawała wzruszenie, ale chyba najbardziej zainteresował ją pierścionek, który wsunąłem jej na palec. Oglądała go pod lampą i miałem wrażenie, że w myślach szacuje wartość brylantu.
Wiem, że gdy poszliśmy razem do łóżka (w sumie to taki eufemizm, bo tak naprawdę zrobiliśmy to w klubowej toalecie), nie miała pojęcia, kim jestem. Ale kiedy już zdobyła moje nazwisko, na pewno zadała sobie trud wyszukania mnie w internecie. Książę kafelków. Na pewno spodobało jej się to, co przeczytała. Szczególnie o tacie i jego majątku. Gdy poznałem przyszłych teściów, zrozumiałem, że ślub ze mną był dla Klaudii życiowym awansem. Jej matka pracowała w sklepie. Ojciec od lat siedział na zasiłku. Nie stronił od kieliszka. Moja narzeczona miała jeszcze czwórkę rodzeństwa. Pokój w bloku dzieliła z dwiema siostrami.

Musiała uznać, że zachodząc ze mną w ciążę, złapała Pana Boga za nogi. Nie było mowy, żeby wypuściła z ręki taką okazję.
Słowo się rzekło… Ze ślubem nie zwlekaliśmy, bo Klaudia miała już spory brzuszek. Mój ojciec wyprawił nam wielkie wesele na dwieście osób w zabytkowym pałacu. Ze strony Klaudii przyszli tylko rodzice i rodzeństwo. Miałem wrażenie, że moja świeżo upieczona żona wstydzi się rodziny. Nawet specjalnie się nie dziwię – teść spił się na umór jeszcze przed oczepinami.
W podróż poślubną pojechaliśmy na Karaiby. Okazało się, że dla Klaudii to był pierwszy wyjazd za granicę. Ale nie nacieszyła się urlopem i egzotycznymi krajobrazami. Większość czasu spędziła w klimatyzowanym pokoju hotelowym. Fatalnie się czuła, ciąża jej nie służyła.

Nie przejąłem się zbytnio – plaża, bar i dyskoteka były pełne chętnych, młodych i ładnych turystek. Na wszelki wypadek, wychodząc z hotelu, zdejmowałem obrączkę. W końcu ją zgubiłem. Klaudii powiedziałem, że zsunęła mi się, gdy nurkowałem. Specjalnie się nie przejęła, więc nie zadałem sobie trudu, by kupić nową.
Gdy wróciliśmy, czekało na nas urządzone trzypokojowe mieszkanie. W jednym stało już łóżeczko. Moi rodzice o wszystko zadbali.
Klaudia miała mnóstwo zachcianek. Zajmowałem się głównie bieganiem po ogórki i śledzie. Nie bywałem w klubach, nie spotykałem się z kumplami. Ani tym bardziej z kobietami. Nagle całe moje życie wywróciło się do góry nogami. Byłem nieszczęśliwy.

Wszystko się zmieniło, gdy po raz pierwszy wziąłem na ręce Hanię. Z białego zawiniątka patrzyły na mnie przenikliwie niebieskie oczy. Mała złapała mnie za palec i w tym momencie straciłem dla niej głowę.
Przez pierwszych kilka miesięcy jej życia zasłużyłem na pewno na tytuł ojca roku. Nikt mnie nie zmuszał do tego, bym ją kąpał, karmił czy przewijał. Sam tego chciałem. Klaudia w nocy spała, a ja bujałem Hanię i opowiadałem jej, co będziemy robić, gdy dorośnie. Zastanawiałem się, jak mogłem kiedyś nie chcieć być ojcem.
Kiedy moja żona zauważyła, że świetnie sobie radzę z opieką nad małą, z ulgą zajęła się wydawaniem moich pieniędzy. Całe dnie spędzała na zakupach, u kosmetyczek, fryzjerów. Biegała na fitness, basen, lekcje tenisa i kursy tańca. A my z Hanią bawiliśmy się. To był piękny czas.

Początkowo próbowaliśmy z Klaudią grać role męża i żony. Nawet spełnialiśmy obowiązki małżeńskie. Szybko jednak okazało się, że w ogóle nam to nie wychodzi. Nie było między nami chemii.
Nie wiem, jak Klaudia radziła sobie z potrzebami seksualnymi. Nigdy jej o to nie pytałem. Ja założyłem konto na portalu randkowym. „Tylko jednorazowy seks” – napisałem szczerze. Sam się zdziwiłem, jak dużo znalazło się chętnych.
Byliśmy normalną rodziną. Niedzielne obiadki u teściów, rozmowy o prezentach pod choinkę, wspólne wizyty na przedszkolnych akademiach… Zwyczajne życie. Bez fajerwerków, ale i bez dramatów.

Przyzwyczaiłem się. Zaczęło mi się to nawet podobać. Był moment, gdy byłem pewien, że tak już będzie zawsze.
Hania miała jakieś cztery lata, gdy na jednej z randek poznałem Monikę. Jeszcze w barze, gdzie się spotkaliśmy, zanim poszliśmy do niej do domu, poczułem, że jest inaczej niż zwykle. Nie umiem wytłumaczyć, co takiego było w tej dziewczynie, że przykuła moją uwagę. Ciągle próbuję zrozumieć i nic mi nie przychodzi do głowy. Może to naprawdę po prostu zwyczajna chemia i nie ma sensu doszukiwać się głębi?
W każdym razie już po pierwszej nocy poprosiłem o numer jej telefonu. Dała mi go, ale po minie poznałem, że raczej nie będzie czekać aż zadzwonię. Potraktowała naszą znajomość jak jednorazową przygodę.

Zadzwoniłem, ale spotkała mnie przykra niespodzianka. Usłyszałem w słuchawce, że nie ma takiego numeru. Pomyślałem, że ze mnie zakpiła i celowo dała zły numer. Na szczęście to był tylko jakiś błąd sieci. Za drugim podejściem usłyszałem jej głos.
Zgodziła się umówić ze mną po raz drugi. A potem trzeci, piąty, dziesiąty i kolejne. Nasz romans kwitł.
Złapałem się na tym, że myślę tylko o niej. Przy śniadaniu, odbierając Hanię z przedszkola, przy kolacji, pod prysznicem. Monika, Monika, Monika… Zrozumiałem, że po raz drugi w życiu się zakochałem!
Jednorazowe skoki w bok były organizacyjnie łatwe. Związek z Moniką wymagał więcej pracy. Musiałem kłamać, wykręcać się, kombinować. W końcu zacząłem się w tym gubić. Zdarzyło mi się, że spóźniłem się po Hanię do przedszkola. Zapomniałem pojechać do wypożyczalni po przebranie na bal. Nie wróciłem do domu na noc. Klaudia musiała widzieć, że coś się święci, ale pewnie sądziła, że w końcu mi przejdzie.

Miarka się przebrała, gdy zapomniałem o przyjęciu z okazji piątych urodzin Hani. Odbywało się w ogrodzie moich rodziców. Był dmuchany zamek, klaun, kolorowa wata cukrowa. Zabrakło tylko mnie. Do dziś, gdy wspominam tamto letnie popołudnie, wstydzę się za swoje zachowanie…
W piątek bawiłem się z Moniką w klubie. Wróciliśmy, gdy już świtało. Obudziłem się koło południa z tak potwornym bólem głowy, że nie byłem w stanie myśleć i… zgodziłem się pojechać z Moniką do jej znajomych. Zaprosili nas na grilla.
– Nikogo tam nie znasz, nie masz się czego bać. Żona się nie dowie – kusiła.
Była osiemnasta, kiedy zorientowałem się, jaki to dzień i gdzie powinienem być od dwóch godzin. Monika nie chciała wracać do miasta, więc wezwałem taksówkę. Na przyjęcie dotarłem, gdy połowa dzieci już sobie poszła.

Rodzice obrzucili mnie lodowatym spojrzeniem. Nie próbowałem się tłumaczyć. Klaudia nawet na mnie nie spojrzała. Tylko Hania ucieszyła się na mój widok.
Gdy córka zasnęła po męczącym dniu, Klaudia odezwała się do mnie. Widać było, że jej cierpliwość się wyczerpała.
– Paweł, dotąd nie przeszkadzały mi twoje przygody, ale wiem, że teraz to coś więcej…
– Co ty wygadujesz?! – próbowałem ją zbyć, zabrzmiało to jednak żałośnie.
– Wiem, że mnie nie kochasz – ciągnęła żona. – Ja też cię nie kocham. Ale kocham naszą córkę. I wydawało mi się, że jest nam razem dobrze. Dopóki inne kobiety nie zagrażały naszej rodzinie, nic nie mówiłam. Teraz zaczynam się martwić.

Uspokoiłem ją. Nakłamałem, że nic się nie dzieje. Że mam swoje na sumieniu, ale nigdy nie zostawię ani jej, ani Hani. Że dziś to był zbieg niesprzyjających okoliczności. Popsuty samochód i rozładowana komórka. Plotłem, co mi ślina na język przyniosła. W końcu Klaudia uwierzyła, a może tylko udawała, że wierzy. Kiedy poszła spać, wsiadłem w samochód i pojechałem do Moniki.
Oberwało mi się, że ją zostawiłem samą, że wybiegłem bez wytłumaczenia, że chyba już jej nie kocham. Przeprosiłem ją, a wtedy ona wyszeptała mi do ucha:
– Myślę, że powinniśmy razem zamieszkać. Co ty na to?
Nie miałem szansy odpowiedzieć, bo zaczęła mnie namiętnie całować.

Miałem nadzieję, że tylko tak jej się wyrwało, ale kiedy odpoczywaliśmy, zmęczeni łóżkowymi emocjami, wróciła do tematu.

Misiu, tak jak jest nie ma sensu. Ja chcę cię mieć tylko dla siebie. Non stop. A nie kilka godzin w tygodniu. Nie chcę się z tobą z nikim dzielić. Przecież wiem, że nie kochasz żony. To po co się tak męczyć? Mamy dwudziesty pierwszy wiek, rozwody są legalne. Ojciec cię chyba nie wydziedziczy.

Mogłem ją zbyć. Zmienić temat. Obrócić wszystko w żart. Tylko jak to zrobić, gdy pieszczoty odbierają rozum? Było mi tak dobrze, że zapomniałem o Bożym świecie, o Hani, o tym, co powiedziałem Klaudii…
Nagle zrozumiałem, że chcę, żeby tak było codziennie, zawsze, do końca świata!
Tak, kochanie, tak, masz rację, masz rację! – wykrzyczałem w ekstazie.
Dopiero rano, gdy wiozłem Hanię do przedszkola, dotarło do mnie, że narozrabiałem. Nie miałem wątpliwości, że Monika potraktuje moją deklarację poważnie. I że jeżeli sama nie zmieni zdania, to doprowadzi swój zamysł do końca. A ja nie chciałem zostawiać rodziny. Było dobrze tak, jak było.

Zacząłem się martwić. W głowie przerabiałem różne scenariusze. Może któregoś dnia wrócę do domu, a tam przy kuchennym stole będzie siedzieć Klaudia z Moniką? Klaudia na mój widok wybiegnie z kuchni, po chwili wróci i ciśnie mi w twarz naręczem ubrań. Albo któregoś dnia po powrocie do domu okaże się, że zamki są zmienione, a przed drzwiami stoi walizka…
Nic tak dramatycznego się nie wydarzyło. Naciskany przez Monikę sam wyprowadziłem się z domu. Zrobiłem to jak tchórz, w niedzielny poranek, gdy Klaudia i Hania spędzały weekend u teściów. Żonie zostawiłem kartkę na stole w kuchni. Zapewniłem, że nie musi się martwić o pieniądze i obiecałem, że nadal będę codziennie woził Hanię do przedszkola, a potem ją odbierał.

Wieczorem wyciągnąłem Monikę do klubu. Telefon zostawiłem, niby przypadkiem, w domu. Po powrocie od razu wskoczyliśmy do łóżka. Komórkę wziąłem do ręki dopiero w poniedziałek rano. Miałem trzydzieści nieodebranych połączeń. Od Klaudii i od moich rodziców. Poza tym kilkadziesiąt esemesów. Rzuciłem na kilka z nich okiem. Klaudia groziła mi, że jak się nie opamiętam, jak nie wrócę do domu, to nigdy więcej nie zobaczę córki.
Trochę się wystraszyłem. Czy ona może to robić? Zadzwoniłem do znajomej adwokatki. Zapewniła mnie, że skoro mnie znają w przedszkolu córki, u lekarza, na zajęciach z baletu, Klaudia nie ma żadnych szans, żeby mi zabronić widywania jej.
Może i prawo było po mojej stronie, ale to Klaudia miała pod opieką naszą córkę. I to ona decydowała, czy się z nią spotkam.
– Dopóki nie wrócisz do domu, nie zobaczysz małej – oznajmiła, gdy zadzwoniłem.

Po trzech dniach już tak tęskniłem za córką, że byłem gotów wrócić. I pewnie tak by się stało, gdyby… pozwoliła mi na to Monika. Ona jednak ani myślała spuścić mnie z oczu choćby na chwilę.
Przez trzy tygodnie prowadzała mnie po swoich znajomych, jakby chciała się pochwalić nowym nabytkiem. A gdy już się nachwaliła, nagle jej się znudziłem. Z dnia na dzień. Okazało się, że byłem pomyłką.
Któregoś wieczoru nagle oświadczyła:
– Pawełku, było miło, ale mam dość zabawy w dom. Nie podoba mi się. Bardzo cię przepraszam, ale to koniec. Naprawdę było miło. Zabierz jutro swoje rzeczy…

Gdy rano się obudziłem, nie było jej w mieszkaniu. Przemknęło mi przez głowę, że to, co powiedziała, było tylko koszmarnym snem, ale nie. Na stole leżał liścik: „Dziękuję za wszystko. Może się jeszcze spotkamy. Ale na razie to koniec. Całuski”.
Złapałem za telefon i wybrałem numer Moniki. Włączyła się poczta głosowa.
– Czy ty zwariowałaś? – wrzeszczałem w słuchawkę. – Nie masz serca? Wiesz, co mi zrobiłaś? Przez ciebie straciłem córkę! Nie wiem, czy ją jeszcze odzyskam. Jesteś podła… – połączenie zostało przerwane.

Zabrałem swoje rzeczy i przeprowadziłem się do kumpla. Na jego kanapie śpię do dziś. Nie udało mi się zobaczyć Hani. Moi rodzice się do mnie nie odzywają. Bez ich pomocy nie będzie mnie stać na alimenty. Ani na adwokatów – a to może oznaczać, że naprawdę stracę Hanię na dobre. Nie mam pojęcia, co robić. Gdyby tak udało się cofnąć czas, zachowałbym się inaczej.
Nie wiem, czy Monika celowo zniszczyła mi życie. Czy od początku taki był jej plan? Poczekała odpowiednio długo, żeby stało się jasne, że spaliłem za sobą wszystkie mosty. Teraz nie ma już mowy, by Klaudia mi wybaczyła i pozwoliła wrócić do domu. Czy to jej zemsta? Ale za co? Przecież nie zrobiłem jej nic złego! A może po prostu byłem tylko kaprysem pięknej kobiety?

Więcej prawdziwych historii:
„Gdy żeniłem się z Mariolą, była skromną, kochającą dziewczyną. Pieniądze zrobiły z niej plastikowego potwora”
„Zerwałam zaręczyny dla prawdziwej miłości. Problem w tym, że ta miłość wcale nie chciała się wiązać…”
„Jestem wdową z dwójką dzieci. Brakuje mi miłości, ale wiem, że nikogo już nie będą w stanie pokochać”

Redakcja poleca

REKLAMA