Tuż po moich trzydziestych piątych urodzinach nawet do głowy by mi nie przyszło, żeby narzekać na swoje życie. Wydawało mi się, że jestem w świetnej sytuacji. Miałam świetną pracę i dobrego męża. Dzieci nie mieliśmy. Już dawno temu ustaliliśmy, że żadne z nas ich nie chce.
Mąż był przyjacielem
Kamil nie był ideałem i nie czułam już do niego takiego pociągu fizycznego jak kiedyś. Rzadko też spędzaliśmy upojne chwile w sypialni, ale kto by na to narzekał? Wiadomo, że namiętność w związku zawsze kiedyś ostyga, a ja pękałam z dumy, że tak dobrze się dogadujemy mimo upływu lat.
Traktowałam męża jak przyjaciela. Mogłam mu o wszystkim powiedzieć i liczyć na wsparcie. To fakt – często się mijaliśmy, niekiedy bardzo rzadko widywaliśmy. Miałam natomiast świetny kontakt ze swoimi rodzicami, którzy często zapraszali nas na obiady i zawsze służyli pomocą, gdy tylko zaszła taka potrzeba.
Znajome narzekały na swoje małżeństwa, dwie z moich trzech przyjaciółek były już zresztą po rozwodach. Cieszyłam się, że mnie to nie dotyczy. Wtedy jeszcze nie przypuszczałam, jak wiele może zmienić przypadkowa, nieprzemyślana namiętność.
Błażeja poznałam w barze
Któregoś popołudnia, po pracy, wyciągnęłam jedną z moich bliższych znajomych do baru. Natalka miała imieniny i żaliła mi się, że nikt, oprócz mnie, o nich nie pamiętał, dlatego uznałam, że postawię jej drinka i pogadamy.
Wbrew moim oczekiwaniom, nie zabawiłyśmy tam zbyt długo, bo niespodziewanie wpadł jej mąż z kwiatami i oznajmił, że ją porywa. Podobno zaplanował dla niej jakąś niespodziankę. Kiedy wyszli, westchnęłam trochę melancholijnie. Pomyślałam, że ta to ma szczęście – mnie Kamil dawno już tak nie rozpieszczał. Nie podejrzewałam zresztą, żeby w ogóle pamiętał, kiedy mam imieniny.
Właśnie wtedy zagadał do mnie nieznajomy. Przystojny, uprzejmy, lekko uśmiechnięty i wyraźnie zaniepokojony moją smutną miną.
– Siedzi tu pani taka całkiem sama – mówił powoli. – I chyba jest pani czymś zmartwiona.
– Nie, nie – rzuciłam szybko. – Po prostu… życie wydało mi się nagle jakieś takie nudne i zwyczajne.
– Może trzeba je trochę urozmaicić? – Uśmiechnął się tajemniczo. – Pozwoli się pani dosiąść?
Nie wiem dlaczego, ale coś w jego uśmiechu sprawiło, że się zgodziłam.
To było szalone
Z początku myślałam, że to z Błażejem to będzie taka przelotna znajomość – ot, zagadał i szybko o sobie zapomnimy. Tymczasem wymieniliśmy się numerami telefonu, a potem dość szybko zrobiliśmy z nich użytek. Spotykaliśmy się często, najpierw na kawkach, herbatkach czy późnych obiadach, potem natomiast zaczęłam też wpadać do niego do domu.
Bardzo mi się podobał. Pociągał mnie fizycznie, a jednocześnie wydawał się idealny z charakteru. Jako artysta był też dla mnie połączeniem spontaniczności i jakiejś specyficznej beztroski, której nie znajdowałam u ludzi pracujących ze mną w korporacji.
Do naszego pierwszego razu doszło w sumie już po trzech tygodniach. To po prostu musiało się stać. Błażej działał na mnie jak magnes, a ja nie mogłam ani na chwilę wyrzucić go z myśli. Potrafił mnie zaskoczyć w najbardziej błahej sprawie, wywołać uśmiech, gdy miałam gorszy dzień i wesprzeć, gdy coś szło bardzo nie tak.
Wiedziałam, że moi rodzice, a zwłaszcza mama, nie pogodziliby się z romansem. A gdybym miała zostawić Kamila dla kochanka, pewnie w ogóle by się do mnie więcej nie odezwali. Niewiele jednak mogłam na to poradzić.
Oszalałam. Tak, totalnie oszalałam z miłości. Wtedy liczył się dla mnie wyłącznie on – jakby Kamil i rodzice w ogóle nie istnieli. Rodzina? A czym w sumie była, jeśli w ogóle mnie nie uszczęśliwiała? Tylko Błażej sprawiał, że życie nabierało kolorów.
Musiałam podjąć decyzję
Pół roku po tym, jak poznałam Błażeja, zaczęłam się dusić we własnym domu i małżeństwie. Wszystko, zupełnie wszystko mnie tam denerwowało. Miałam dość tej całej gadaniny męża, jego niekończących się próśb, ciągłych telefonów mamy i domowych obowiązków. Nie mogłam tam nic zrobić tylko dla siebie, a poza tym wciąż myśli uciekły mi w stronę kochanka.
Błażej zresztą zaczął coraz mocniej naciskać. Namawiać, żebym to wszystko rzuciła i dała się ponieść naszej szalonej, spontanicznej miłości.
– Nie chcę się tobą dłużej dzielić, Martyna – powiedział z pasją, patrząc mi głęboko w oczy. – On i tak na ciebie nie zasługuje. Nie daje ci tego wszystkiego, co ja mogę ci dać
– Wiem, kotku – przyznałam cicho. – Ale moja rodzina, ona tego nie zaakceptuje...
– No właśnie! – zawołał triumfalnie. – Uwiązali cię przy sobie! A ty czujesz się nieszczęśliwa.
Po cichu przyznałam mu rację. Wciąż się jednak wahałam, bo to przecież była moja rodzina. Choć wiedziałam już, że z mężem nie mamy za wiele wspólnego, a przesadna troska mamy działała mi na nerwy, trudno mi było sobie wyobrazić życie bez nich. W końcu uznałam jednak, że muszę zrobić ten krok naprzód. I zostawić przeszłość za sobą. Jak każda odważna, chcąca swojego szczęścia kobieta.
Zaskoczyłam wszystkich
Zrobiłam to. Odeszłam od męża i wprowadziłam się do Błażeja. Kamil chyba tego nie rozumiał. Nie potrafił wyjaśnić, co się tak właściwie stało, a przy tym nie wiedział, co przegapił. Było mi go nawet trochę żal, gdy stał taki bezradny w drzwiach pokoju, kiedy pakowałam swoje rzeczy. Mimo wszystko, nie ugięłam się. Zmierzałam przecież do swojego szczęścia.
Tak, jak podejrzewałam, rodzice się na mnie obrazili. Mama najpierw na mnie nawrzeszczała, a potem zaczęła przekonywać, że powinnam się opamiętać. I to już, zaraz, natychmiast. Tata na szczęście tylko milczał. Właściwie to nigdy nie potrafił powiedzieć nic sam i trudne rozmowy zostawiał jej. Musiałam się więc pogodzić z faktem, że mnie skreślili. Przez, jak się wyrazili, moją głupotę i bardzo lekkomyślną, nieprzyzwoitą decyzję.
Sielanka trwała krótko
Pierwsze tygodnie z Błażejem były cudowne. W tych momentach, w których nie pracowałam, prawie nie wychodziliśmy z łóżka. Stałam się też jego muzą, dlatego często gościłam w jego pracowni, gdzie malował. Pozowanie uważałam za bardzo ekscytujące, a ta jego skupiona mina działała silnie na moje zmysły.
Z czasem coś się zaczęło między nami psuć. Błażej coraz częściej był zajęty i uciekał do pracowni, by malować. Każda nasza rozmowa kończyła się na trzech zdaniach, a w łóżku nie było już tak samo. W końcu, równo po miesiącu, rzucił jakby od niechcenia
– Znudziłaś mi się.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
– Że co? – wykrztusiłam.
– Nie wiem, Martyna, ale… to już nie to, co kiedyś – stwierdził z przekąsem. Zastanowił się przez chwilę. – Może to… dlatego, że już nie masz męża?
Nadal nie rozumiałam.
– Słucham?
– Tak, to na pewno dlatego! – stwierdził z triumfem. – Nie kręcisz mnie już, bo nie jesteś mężatką! Nie muszę cię zdobywać ani urządzać scen zazdrości! Nic nie muszę. To straszna nuda.
Zacisnęłam kurczowo pięści.
– Zostawiłam dla ciebie rodzinę, draniu – wycedziłam.
– No to sobie do niej wróć – odparł obojętnie i machnął ręką, jakby odganiał natrętną muchę.
Nie miałam już wątpliwości, że uważa sprawę za zamkniętą.
Zostałam sama jak palec
Odeszłam od Błażeja, tak jak chciał. Próbowałam jeszcze z nim rozmawiać, ale był uparty i traktował mnie jak powietrze. Teraz, gdy o tym myślę, nie rozumiem, jak on w ogóle mógł mi zaimponować. W porównaniu z nim Kamil miał przecież wszystkie cechy, jakich szukałam u mężczyzny. Przeklinałam to zaćmienie umysłu, które kazało mi go zostawić.
Rozmawiałam z mężem, ale mi nie wybaczył. Stwierdził, że za mocno go skrzywdziłam i chce rozwodu. I chociaż nie szuka na razie nikogo nowego, nie chce wracać do naszego związku. Do rodziców nie zadzwonię, ani nie pojadę. Za bardzo boję się tego, że nie odbiorą albo zatrzasną mi drzwi przed nosem.
Jestem teraz sama. Wynajmuję ciasną kawalerkę, ale blisko pracy. Zostały mi tylko przyjaciółki, z którymi i tak jakoś nie mam ochoty rozmawiać. Najgorsze, że dopiero teraz rozumiem, że zniszczyłam sobie życie. Sama. Dla jakiegoś głupiego kaprysu. Bo zaufałam mężczyźnie, którego prawie w ogóle nie znałam.
Czytaj także: „Szwagierka często potrzebowała pomocy mojego męża. Okazało się, że majstrował wyłącznie między jej nogami”
„Narzeczony chciał, bym przed ślubem zobowiązała się do urodzenia mu trójki dzieci. Musiałam zrobić badania na płodność”
„Mąż sprzedał naszą rodzinę za kilka głębszych. Gdyby nie sąsiad, dziecko urodziłabym na ławce w parku”