– Zupełnie nie rozumiem, po co chcesz iść na swoje. Przecież mamy taki duży dom… – Olaf zupełnie nie rozumiał, o czym mówi jego żona.
– My mamy? Chyba twoja mamusia i ty – odcięła się Monika.
– Widzi pani? Tak z nią jest, w ogóle nie możemy się porozumieć – Olaf wezwał mnie na świadka swoich męczarni ze zbuntowaną żoną. – Dom jest zapisany na mamę, ale jaka to różnica? Jest nasz, rodzinny.
– Wiesz co? Gdybym wiedziała, jak będzie wyglądać moje życie, nigdy bym się do niego nie wprowadziła – w głosie Moniki słychać było mnóstwo goryczy.
– A co ci się nie podoba? – Olaf nie zamierzał ustąpić ani o krok.
– Nie jestem w nim gospodynią, nie mam nic do powiedzenia. Rządzi twoja matka, do wszystkiego się wtrąca, krytykuje. Źle wychowuję dzieci, niestarannie sprzątam, zasłony wybrałam bez gustu… Wie pani, że ona potrafi wejść rano do naszej sypialni i usiąść na łóżku, żeby porozmawiać z synem? Na mnie patrzy jak na laskę, którą Olaf przyprowadził na jeden numerek, i która rano powinna zniknąć. Im szybciej, tym lepiej.
– Przesadzasz – mruknął małżonek, ale jakoś bez przekonania.
Coś jednak było na rzeczy, inaczej tak nagle nie spuściłby z tonu.
Od dobrego kwadransa słuchałam kłótni małżeńskiej, starając się wyłowić fakty. Pożycie tej pary zdawało się przebiegać według zasady starego, sprawdzonego trójkąta, którego boki tworzyli matka i syn plus żona, traktowana przez teściową jak uzurpatorka.
– Mąż nigdy nie widzi nic złego w zachowaniu mamusi, zawsze kładzie uszy po sobie lub bierze jej stronę – poskarżyła się Monika. – A teściowa robi wszystko, żeby uprzykrzyć mi życie, czasem mam wrażenie, że chce, abym się wyprowadziła.
Bo pewnie tak jest – pomyślałam.
Przypomniała mi się jedna z moich pierwszych spraw – matka doprowadziła do rozpadu małżeństwa syna, bo nie mogła się pogodzić z tym, że obca kobieta zabrała jej dorosłe dziecko. To był prawdziwie toksyczny układ, żona uciekła z niego po 4 latach. I tak dziwiłam się, że tak długo wytrwała, musiała bardzo kochać męża. Niestety, był on także synkiem mamusi, jej słowo liczyło się najbardziej, a łzy, którymi operowała w razie oporu, budziły poczucie winy. Ta więź była silniejsza niż miłość do kobiety, wygrała w cuglach. Mamusia usunęła młodszą rywalkę i została na placu boju z synem, wreszcie szczęśliwa i spełniona.
– Mama chce dla nas dobrze, niepotrzebnie się awanturujesz – wtrącił Olaf.
– Kiedy buntuje dzieci przeciwko mnie, też robi to dla dobra rodziny? – Monika odgarnęła włosy z czoła. – Kwestionuje każde moje polecenie – zwróciła się do mnie. – Jeśli zabronię jeść żelki przed obiadem, ona natychmiast znosi zakaz. Nie pozwolę oglądać telewizji, ona włączy odbiornik. Dzieciaki już same nie wiedzą, kogo mają słuchać.
– A pan co na to? – spytałam Olafa.
– Małe dzieci to sprawa kobiet, nie zamierzam się wtrącać. Jak dorosną, pójdę z chłopakami na mecz i pogadamy jak mężczyźni, teraz są na to za mali.
Opadły mi ręce. Jeszcze jeden, co zamierza przeczekać dorastanie własnych dzieci z głową w piasku. Bardzo wygodnie się ustawił.
– No dobrze, a czy robicie coś razem? – spytałam znienacka.
– To znaczy? – zaniepokoił się.
– Coś, co jest tylko wasze, dla dwojga. Bez dzieci i towarzystwa teściowej.
– Jesteśmy małżeństwem od 6 lat, nie w głowie nam romantyczne głupoty – Olaf spojrzał na mnie z politowaniem. – Miała pani kiedyś męża?
– Jestem waszą terapeutką, nie koleżanką – skróciłam jego zapędy. – Zapewniam pana jednak, że mimo sześcioletniego doświadczenia, ma pan mylne pojęcie o tym, jak powinien wyglądać związek dwojga ludzi.
– To samo myślę – ucieszyła się Monika.
– No, no? Oświeci mnie pani? – Olaf był gotowy do zwady.
– Pańska mama często wchodzi do waszej sypialni bez pukania?
– Jest u siebie w domu, nie musi prosić o pozwolenie – nachmurzył się synuś.
– To kwestia sporna.
– Dlaczego?
– Sypialnia i małżeńskie łóżko to terytorium prywatne i dość intymne, szczerze mówiąc, dziwią mnie wizyty pańskiej mamy w takim miejscu rano.
– Ona przychodzi także wieczorem – powiedziała cicho Monika. – Sprawdza, czy zamknęliśmy dobrze okna.
– Niemożliwe!
– Lepiej niech pani w to uwierzy.
– Pan Olaf powinien porozmawiać z mamą, wyznaczyć granice.
Monika parsknęła niewesołym śmiechem.
– On? Nigdy tego nie zrobi, za bardzo zależy mu na świętym spokoju.
– Po prostu szanuję matkę, mam ją tylko jedną – mruknął Olaf.
– O, słyszy pani, co on mówi? Tylko mamę ma, ja i dzieci nie jesteśmy jego rodziną – zawołała Monika.
Sprawiała wrażenie niebezpiecznie obeznanej z tematem.
Niewielu mężczyzn się do tego głośno przyznaje, ale panowie dość powszechnie uważają, że żona to nie rodzina. Bo przecież nie jest spokrewniona, to jak? Monika musiała sporo usłyszeć na ten temat od męża.
– Teraz wszystko mi się poukładało w głowie, zaczynam myśleć, że chyba się nie doczekam – Monika bezwiednie pogładziła skórzane obicie kozetki, na której siedzieli.
– Na co?
– Żeby wpuścili mnie do rodziny – spojrzała na męża. – Dla nich zawsze będę obca, chociaż jestem matką dzieci i wnuków.
– Rany, nie dramatyzuj, Mońka – Olaf poruszył się niespokojnie.
Monika odwróciła wzrok.
– Nie wytrzymam tego dłużej – szepnęła.
Postanowiłam jej pomóc.
– Musicie państwo na nowo ustalić szczegóły rodzinnego współżycia, na początek wystarczy kilka punktów, które ograniczą wnikanie między was mamy. Proponuję zacząć od sypialni.
– Nie zabronię mamie chodzenia po jej własnym domu – oburzył się Olaf.
– No to nie mamy o czym rozmawiać – skwitowałam krótko.
– Zaraz, nie tak nerwowo. Mogę spróbować, ale nie tak kategorycznie, jak pani proponuje, i proszę nie liczyć na efektowny wynik. Znam mamę, jest bardzo uparta.
– I dlatego nie potrafił pan zawalczyć o swoją rodzinę?
– Pani też jest uparta. Z kim mam wojować? Z własną matką? I właściwie o co? Dobrze nam się żyje, tylko Monika trochę histeryzuje, jak to kobieta.
Wróciliśmy do punktu wyjścia, Olaf nie chciał widzieć problemu, jemu było w tym układzie dobrze.
Na następne spotkanie już nie przyszedł, na kozetce usiadła samotnie Monika.
– Odeszłam od nich – powiedziała.
Nie od męża, tylko „od nich”, to wiele mówiło. Nieźle musieli zaleźć jej za skórę… Ciekawa byłam, co przelało czarę goryczy.
– Olaf jednak zdecydował się na rozmowę z matką, ale jak tylko uderzyła w histeryczne tony, odpuścił. Ona potrafi wymóc na nim wszystko, wystarczy, że zacznie krzyczeć i płakać. Teściowa odczekała dwa dni i w odwecie zaczęła go na mnie szczuć.
– Nie przesadza pani? – trudno było mi uwierzyć, że zwykła starsza pani może być wcielonym diabłem.
– Olaf przyszedł do mnie z nowymi rewelacjami. Spytał, kiedy zamierzam zacząć dokładać się do domowego budżetu, bo nie zamierza dłużej hodować darmozjada. Tak powiedział! Wiem, że to są słowa teściowej, wbiła mu je do głowy.
– Pani mąż jest dorosły, sam odpowiada za to, co mówi, nawet jeśli powtarza po matce – powiedziałam surowo.
Monika nie zwróciła na to uwagi.
– Jak mogę się dokładać, kiedy nie mam własnych pieniędzy! – ciągnęła. – Pracuję w tunelach męża, sadzę, pielę, podlewam i kontaktuję się z odbiorcami warzyw. Prawdę mówiąc, wszystko jest na mojej głowie, nie mam czasu, żeby iść do pracy.
O mało się nie roześmiałam.
– A to, co pani robi, to nie jest praca?
– Zwykła robota, jak to w gospodarstwie – bąknęła. – Mówi pani, że… Nigdy w ten sposób nie myślałam – wyprostowała się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
– A on powiedział, że jestem na jego utrzymaniu i nie zamierza dłużej tego tolerować, bo dzieci odchowałam i mogę się czymś zająć.
– Oprócz pracy w tunelach? – rzuciłam.
– Jestem pewna, że to pomysł teściowej. Zawsze wytykała mi, że pochodzę z biednej rodziny, złapałam jej syna na dziecko i teraz żyję jak pączek w maśle.
Odetchnęłam głęboko. Ileż nienawiści było w tej pozornie zwykłej rodzinie. Pulsowała tuż pod powierzchnią, od czasu do czasu wydobywając się w postaci jadowitych słów.
Jak mogłam tutaj pomóc?
– Tym razem nie wytrzymałam, zawsze miałam przeciwko sobie matkę Olafa, a teraz również męża. Zabrałam dzieci i uciekłam do siostry. Pobudowali się ze szwagrem, a mnie oddali stary dom… Miałam szczęście, prawda? Mogłam zostać bez dachu nad głową. Może dalej również mi dopisze, bo szukam pracy, a o tę w naszej okolicy niełatwo.
– Jaki ma pani zawód?
– Skończyłam zawodówkę, w papierach mam, że krawcowa. Ale czy ja coś jeszcze potrafię? Tyle lat nie siedziałam przy maszynie.
– Za to ma pani ogromne doświadczenie ogrodnicze – podsunęłam.
– Jeszcze jakie! Umiałabym sama produkować warzywa, ale nie mam pieniędzy, żeby postawić tunele. To duża inwestycja – zamyśliła się na moment, po czym podniosła dumnie głowę. – Jakoś sobie poradzę, a do nich nie zamierzam wracać, szkoda życia.
Ciekawa byłam, czy wytrwa. Łatwiej byłoby pogodzić się z mężem niż rozpoczynać nowe, samodzielne życie z dwojgiem dzieci, jednak wygoda oznaczałaby tu przyzwolenie na wieczne upokorzenia. Nie dziwiłam się Monice, że chce od tego uciec, raczej podziwiałam odwagę tej kobiety.
Dwa lata później odezwała się znowu. Z początku nie wiedziałam, z kim rozmawiam, tak skutecznie wyrzuciłam z pamięci jej sprawę, będącą jednocześnie moją zawodową porażką. Kiedy się przedstawiła, natychmiast przypomniałam sobie jej historię.
– Pamięta mnie pani? Nadal mieszkam z dziećmi w starym domu na posesji siostry, ale niedługo pomyślę o budowie własnego – w głosie kobiety dźwięczała duma.
– Widzę, że odniosła pani sukces zawodowy, pani Moniko. Gratuluję.
– E, bez przesady. Dwa lata temu zatrudniłam się w gospodarstwie ogrodniczym, potem awansowałam i jestem kierowniczką, czyli robię to, co przedtem robiłam u męża. Ale to nie wszystko. Szwagier zainteresował się biznesem, namówił mnie na spółkę, wzięłam kredyt i postawiliśmy razem kilka tuneli z pomidorami. Jeszcze nie dają dochodu, ale to się zmieni. Zobaczy pani.
– Naprawdę się cieszę, że tak się pani powiodło – zapewniłam ją.
– Właściwie dzwonię w innej sprawie, potrzebuję rady i tak sobie pomyślałam… Pani była mi bardzo życzliwa – Monika zawiesiła głos. – Czy mogłabym zająć pani chwilę?
– Proszę. Czy wydarzyło się coś nowego?
– Sąsiadka teściowej przekazała mi wiadomość, że mam do niej przyjść porozmawiać. Ma pani pojęcie? Dwa lata nie interesowało jej, co się ze mną dzieje, chociaż oczywiście słyszała to i owo od wnuków, kiedy ją odwiedzały, a teraz nagle za mną zatęskniła.
– I co? Pójdzie pani do niej?
– Już byłam i dlatego dzwonię. No bo, bo mam problem, teściowa prosiła mnie, żebym wróciła do Olafa…
– A obiecała, że już będzie grzeczna? – zapytałam; mogłam sobie pozwolić na żart, rozmawiałyśmy prywatnie.
– Ona umiera – powiedziała cicho Monika.
I robi rachunek sumienia – dopowiedziałam w duchu, zaś głośno spytałam:
– Zamierza pani spełnić jej prośbę?
– Wolałabym zostać tu, gdzie jestem.
– Słyszę wahanie w pani głosie. Czy ktoś panią zmusza do powrotu? Szczerze mówiąc, ta nagła skrucha wygląda mi na fanaberię…
– To jest życzenie umierającej kobiety, nie wolno odmówić – przerwała mi Monika.
Bezgłośnie uderzyłam się ręką w czoło, ogarnęła mnie czysta desperacja. Jak pragnę zdrowia, co ci ludzie mają w głowach? A gdyby umierająca kazała jej skoczyć z dachu, też by to zrobiła?
– Pani Moniko, po co pani moja rada? Już pani podjęła decyzję. Rozumiem, że przeprowadza się pani na stare śmieci, mam nadzieję, że tym razem będzie tam pani lepiej traktowana. Mąż się pewnie cieszy?
– O niczym nie wie.
– No to będzie miał niespodziankę – zadrwiłam, bo rozmowa stawała się coraz bardziej surrealistyczna.
Monika planowała powrót do męża bez wcześniejszej rozmowy, pojednania, jakiegokolwiek znaku, który wskazywałby na dobre chęci obu stron.
– Kontaktuje się pani z mężem?
– Widuję go, kiedy zabiera dzieciaki do siebie, nie mamy zbyt wiele wspólnego. Jemu moje odejście chyba sprawiło ulgę, wydaje mi się, że teraz jest szczęśliwy.
– I mimo wszystko zamierza pani do niego wrócić? Zupełnie tego nie rozumiem.
– Jeśli nie spełnię życzenia umierającej… Boję się nawet o tym myśleć.
Teściowa sprytnie rozegrała swoją ostatnią partię, wiedziała, że temu rozkazowi dziewczyna się nie oprze. Monika była gotowa postąpić wbrew sobie, byle nie złamać silnego społecznego tabu nakazującego traktować ostatnie słowa stojącego nad grobem człowieka jak świętość.
– Nie rozumiem tylko, dlaczego teściowej tak zależy na moim powrocie – wyjawiła w końcu swoje wątpliwości.
– Zwalnia miejsce pani domu i zadbała o następczynię, ktoś musi zająć się gospodarstwem i jej synem – brutalnie wyjawiłam, co myślę. – Widocznie ocenia pani kwalifikacje dostatecznie wysoko, chociaż nigdy nie pokazała tego po sobie. Proszę nie ulegać szantażowi, ta kobieta nie ma nic do powiedzenia. Najważniejsze jest to, co czujecie oboje z mężem.
– To ja się jeszcze zastanowię – bąknęła Monika, pożegnała się i rozłączyła.
W ten sposób uciekła od prawdy, którą usłyszała z moich ust. Więcej nie słyszałam ani o niej, ani o Olafie. A szkoda, wiele bym dała, żeby dowiedzieć się, co postanowiła.
Czytaj więcej prawdziwych historii:Moja córka trafiła do tureckiego więzieniaMój narzeczony jest na każde zawołanie szefowejChciałem z nią stworzyć rodzinę, okazało się że jest mężatkąByły mąż mnie prześladował, bo nie mógł mnie miećTydzień po narodzinach dziecka dotarło do mnie, że nie kocham partnera