„Zostałem ojcem jako 16-latek i oddałem syna dziadkom. Po 20 latach zjawił się u mnie w pracy. Udawałem, że go nie znam”

rudy mężczyzna fot. Adobe Stock, NDABCREATIVITY
„Przez resztę dnia udawałem, że pierwszy raz widzę tego człowieka na oczy, powolnie wprowadzając go w zasady pracy w firmie. Kiedy tylko dorwałem się z powrotem do swojego komputera, i obejrzałem się za siebie, od razu sprawdziłem bazę pracowników. Data urodzenia się zgadzała”.
/ 07.09.2023 21:30
rudy mężczyzna fot. Adobe Stock, NDABCREATIVITY

- Kiedy zmarła moja dziewczyna, zostawiłem naszego syna z dziadkami.  Nie chciałem rujnować sobie życia niańczeniem dziecka. Zdążyłem o nim zapomnieć. Do czasu, gdy mój przełożony kazał mi wyszkolić pracownika, który wyglądał dokładnie tak jak ja.

Hormony mi szalały

Kiedy wskoczyłem do łóżka z Wiktorią, nie myślałem o konsekwencjach. Oboje byliśmy głupimi nastolatkami, którzy zapragnęli spróbować zakazanego owocu. Za metodę antykoncepcji obraliśmy stosunek przerywany. Kiedy na teście pojawiły się 2 kreski, spanikowaliśmy. Wiktoria miała zaledwie 15 lat, a ja kilka dni wcześniej skończyłem 16.

- Damy jakoś radę. - mawiała Wiktoria.

- Ale Ty wychowujesz się w domu dziecka. Co zrobimy?

- Nie wiem, jakoś to będzie.

Wierzyłem, dopóki na tydzień po porodzie, Wiktoria nie zginęła pod kołami ciężarówki, przechodząc w niedozwolonym miejscu przez drogę.

- Mamo, tato. Nie udźwignę tego. Chcę skończyć szkołę, pomóżcie mi! - mówiłem przez telefon rodzicom, którzy mieszkali w Stanach. Ja zostałem pod opieką dziadków, bo nie chciałem zostawiać kolegów i jechać w nieznane.

- Załatwimy to. Dziadkowie nie mogą sobie wybaczyć tego, że my się wynieśliśmy, a oni mają tylko jednego wnuka.

Sam byłem jeszcze dzieciakiem

W ten sposób trafiłem do internatu, a dziadkowie, po wniesieniu wniosku, stali się prawnymi opiekunami Michała. Sprawa poszła gładko. Byli w końcu też moimi prawnymi opiekunami. Ja byłem nieletni, a po stronie Wiktorii nie było nikogo, kto mógłby zająć się dzieckiem.

Unikałem kontaktu z dziadkami, bo nie mogłem spojrzeć synowi w oczy. Po skończeniu liceum dziadkowie zaczęli opłacać mi akademik. Za sprawą dodatkowych kieszonkowych, które otrzymywałem, udawało mi się wyżyć i zaspokoić wszystkie potrzeby młodego studenta. Choć wielokrotnie słyszałem namowy, odmawiałem przyjazdu do rodzinnego domu. Michał wychowywał się teraz bez ojca w pięknym, dużym domu, w którym niegdyś i ja mieszkałem z rodzicami i dziadkami.

Kropla w kroplę

Początkowo planowałem spotkać się z nim, przedstawiając się jako przyszywany wujek, z którym nie łączą go żadne więzy krwi. Kiedy dziadkowie zaczęli przysyłać mi zdjęcia, zauważyłem jednak, jak Michał jest do mnie podobny. Powiedziałem sobie - to nie przejdzie. Prawda również nie wchodziła w grę. Nie chciałem mącić w głowie dzieciaka, który uważał moich dziadków za swoich rodziców. Wyznanie dziecku prawdy sprawiłoby też, że utraciłbym luksusy życia studenta i musiałbym jeździć na wieś co każdy weekend. Nie chciałem wtedy tak żyć.

- Mareczku, może wpadniesz spotkać się chociaż z samym dziadkiem? Ze mną możesz umówić się kiedy indziej. - namawiała babcia przez telefon.

Zgodziłem się, pod warunkiem, że Michałek zostanie w tym czasie pod opieką babci. Nie mogłem unikać ich w nieskończoność.

Kiedy jednak piłem kawę z dziadkiem, w pewnym momencie do moich uszu dobiegł dźwięk otwieranego zamka. To babcia wkroczyła do pokoju z małym chłopcem, prowadząc go szybko w stronę innego pokoju.

- Wróciliśmy wcześniej, bo mały źle się poczuł. Zaszkodziły mu lody.

- Kim jest ten pan? Ma włosy takie, jak ja! - wyszczebiotał młody, choć widział mnie tylko tyłem.

- Chodź, Michałku, poczytam ci książeczkę. - odpowiedziała babcia, zakrywając swoim ciałem widok.

W tamtym momencie serce podeszło mi do gardła i bardziej, niż kiedykolwiek, pożałowałem tego, że urodziłem się rudowłosy. Czemu akurat ja musiałem urodzić się z tak rzadkim genotypem? Uciekłem wtedy z domu dziadków jak poparzony, obiecując sobie, że nigdy więcej tu nie zawitam.

Odsunąłem się od dziadków

Stchórzyłem i nigdy więcej nie pojawiłem się w rodzinnym domu, choć został tam rower, po który tak bardzo chciałem wrócić. Na trzecim roku studiów przestałem też prosić o pieniądze, harując po zajęciach w restauracji z fast-foodem. Dziadkowie, nieobeznani z technologią, wysyłali mi regularnie koperty ze zdjęciami Michałka. Przestałem je odbierać.

Tuż po studiach zatrudniłem się w firmie informatycznej, w której już po kilku latach zająłem znaczące stanowisko. Moje życie zaczęło układać się na nowo. Usamodzielniłem się. Kobietom, które poznawałem, nie mówiłem o swoim ojcostwie.

To naprawdę on?

- Marek. Nowy adept do wyszkolenia. - usłyszałem jednego dnia.

- Cholera. Znowu jakiś palant, ani chwili spokoju – pomyślałem. Kiedy jednak odwróciłem się w ich stronę, zaniemówiłem. Obok kolegi z działu, stał młody, wysoki, rudy chłopak z zielonymi oczyma. Moja kopia.

- To Michał. Wprowadź go we wszystkie procedury. Chłopak ledwie skończył technikum, a już wygrał znaczący konkurs programistyczny.
Podałem mu rękę.

- Marek.

- Michał. Ale jesteśmy podobni! Musimy trzymać się razem. - zażartował.

Przez resztę dnia udawałem, że pierwszy raz widzę tego człowieka na oczy, powolnie wprowadzając go w zasady pracy w firmie. Kiedy tylko dorwałem się z powrotem do swojego komputera, i obejrzałem się za siebie, od razu sprawdziłem bazę pracowników. Data urodzenia się zgadzała.

Unikałem go jak ognia

Kolejne tygodnie stały się dla mnie prawdziwym koszmarem. Michał, z natury ekstrawertyk i żartowniś, co chwilę się wokół mnie kręcił i zagadywał. Udawałem gbura, ale on nie dawał za wygraną. Czułem się dramatycznie.

Powiedziałem mu, że mi się podoba, żeby dał mi spokój.
Imprezy firmowe pogarszały sytuacje. Pod każdym możliwym pretekstem Michał nawiązywał ze mną dialog.

- To co: rudzi team konta bruneci team? - powiedział, gdy mieliśmy grać w piłkarzyki.

Zakląłem w myślach.

- Dawajcie! - odpowiedział kolega z firmy.

- Ty, Marek, mógłbyś być nawet moim ojcem. Jesteś młody, ale tak hipotetycznie. Byłoby śmiesznie! - powiedział cały rozpromieniony.

- Taaaa - odpowiedziałem niechętnie.

- Nie znam swojego ojca, do pewnego momentu nie wiedziałem nawet, że jestem adoptowany. Ale chciałbym go poznać.

- Słuchaj, Michał. Przestań się wokół mnie kręcić. - wypaliłem w końcu zdenerwowany.

- A to czemu? Robię coś nie tak?

- Podobasz mi się. Lubię takich, jak ty, więc jestem oschły, żeby nie pobudzać się w myślach. Ale cholera wie, czy nagle cię nie pocałuję, bo mam na ciebie ochotę. Po prostu się ode mnie zdystansuj. - wymyśliłem.

- Co? Jasne... Ja nie...

- Zrozumiałe.

Czułem się wtedy podle... Nie dowierzałem sam w to, czego człowiek nie wymyśli, żeby uciec od odpowiedzialności. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść.

Prawda wyszła na jaw

Po niefortunnej wymianie zdań z Michałem, zyskałem upragniony spokój. Syn nie zbliżał się do mnie prawie wcale, chyba że wymagały tego obowiązki zawodowe. Po pracy spotykałem się za to z partnerką, z którą nawiązałem niedawno relację. Pracowała w tym samym kompleksie biurowców, sprawa była więc znacznie ułatwiona. Moje życie układało się, po ciężkiej burzy, całkiem na nowo.

W pewnym momencie, na przerwie obiadowej, ktoś zaczął atakować mnie telefonami. Szybko rozpoznałem numer. Dziadkowie nie zmieniali go od lat.

- Halo?

- Marek, coś ty narobił! Michał powiedział mi wszystko, o dziwnym facecie w firmie. Poskładaliśmy klocki i okazało się, że mówił cały czas o tobie! Powiedzieliśmy mu prawdę. On na to zasługuje.

Cholera. Sprawdziłem, że Michała nie ma dziś w firmie. Czemu wziął urlop na żądanie tak nagle?

Kiedy wyszedłem z pracy, spotkałem się od razu z moją partnerką, Moniką. Czekała na mnie przy wejściu, trzymając dwa kubki parującego napoju. Już miałem witać się z nią, jak zawsze, kiedy zauważyłem, że podchodzi do nas znajoma sylwetka.

- Jak mogłeś mi to zrobić? Nie umiałeś przyznać się, że jesteś moim ojcem?

- Co tu się dzieje? - wykrzyczała Monika. - Ojcem? Marek, mówiłeś, że nie masz i nie chcesz mieć dzieci! - mówiąc to, załamała się całkowicie i odbiegła.

- Nie chcę cię nigdy więcej widzieć! Nie odzywaj się do mnie! - wykrzyczał Michał, podążając śladami Moniki.

Od tej sytuacji minął tydzień. Najgorsze jest to, że muszę spotykać go w pracy, a kiedy ma to miejsce, atmosfera aż kipi. Zaczęły się też plotki. Nie wiem, może któraś z koleżanek Moniki zna zatrudnione tu osoby i rozpuściła już wici. Ciężko mi powiedzieć, czy uda mi się odbudować relację z synem. Będę jednak próbował. Wiem, że jest świetnym, młodym facetem, którego chciałbym kiedyś lepiej poznać.

Czytaj także: „Byłam owocem jednorazowego skoku w bok. Po śmierci matki trafiłam do domu ojca, którego nie znałam”
„Wylądowałam na obozie dla puszystych. Najlepszy wieczór w życiu spędziłam z filuternym misiem” „Przynieś, wynieś, pozamiataj. Dla rodziców i braci byłam służącą. Zdziwili się, gdy się wyprowadziłam i zarośli brudem”

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA