„Zostałem niesłusznie oskarżony o próbę kradzieży. Tylko przypadek sprawił, że uniknąłem spędzenia nocy za kratkami”

mężczyzna, którego oskarżyli o kradzież fot. iStock by Getty Images, Klaus Vedfelt
„Usiłowałem uspokoić histeryzującą Dominikę, która przeklinała las, GPS, choinki i siekierę w bagażniku. Kiedy dojechaliśmy na komendę, byłem już całkiem spokojny. Nawet mi powieka nie drgnęła, gdy leśnicy przedstawili mnie jako złodzieja, którego przyłapali na gorącym uczynku, jak się zamierzał siekierą na drzewka”.
/ 15.06.2023 21:31
mężczyzna, którego oskarżyli o kradzież fot. iStock by Getty Images, Klaus Vedfelt

Półtorej godziny spóźnienia. Półtorej! Tyle czasu potrzebowała moja luba, aby wyglądać olśniewająco. Kiedy po nią podjechałem, otworzyła mi jeszcze w szlafroku. Miała także coś dziwnego na twarzy.

– To maseczka – wyjaśniła mi.

– No dobra… No to zmywaj ją, kochanie, i jedziemy – stwierdziłem.

– Jakie jedziemy? Najpierw nałożę krem, potem skóra musi odpocząć dwadzieścia minut i dopiero zacznę makijaż! – prychnęła Dominika.

Na słowo „makijaż” poszedłem zrobić sobie kawę, bo w lot zrozumiałem, że łatwo nie będzie. Nieraz już dostałem po głowie, gdy próbowałem przyspieszyć to precyzyjne malowanie oczu i całej reszty. Jestem pewien, że Indianie na wojnę malowali się szybciej niż moja dziewczyna.

Musiałem włączyć nawigację 

Kawa dobrze mi zrobiła, bo miałem naprawdę pracowity dzień. W weekendy przeżywamy w markecie prawdziwe najazdy klientów. Im bliżej Bożego Narodzenia, w tym większy obłęd popadają ludzie, wykupując nie tylko dekoracje świąteczne, ale wszystko, co im się nawinie.

Po drugiej kawie poczułem się odrobinę lepiej. I okazało się, że Dominika jest już gotowa.

– To co, możemy jechać? – wpadła do salonu, kiedy wysączałem ostatnią kropelkę z kubka i spojrzała tak, jakby to ona czekała na mnie godzinę.

Wsiedliśmy do samochodu i wyruszyliśmy do naszych znajomych za miasto. Kiedy już przedarłem się przez największe korki, i zadowolony prawie wyjechałem na obwodnicę, Dominika wrzasnęła jak opętana:

– Stój! A prezent?!

Jaki znowu prezent, kobieto? – zdziwiłem się, dając po hamulcach.

– Dla Gośki, przecież jedziemy do niej na imieniny! – popatrzyła na mnie, jakbym był upośledzony umysłowo. – Zapomnieliśmy go zabrać! Zawracamy! – zadecydowała szybko.

– Zwariowałaś? Zobacz, która jest godzina! – wyhamowałem lubą. – Jeśli zawrócimy, to jest szansa, że będziemy u nich dopiero w niedzielę rano!

– Bez prezentu nie jadę, nie będę sobie robiła obciachu! – nadęła się.

– A co to było? – spytałem.

– Perfumy – wymieniła markę.

Spojrzałem na duże centrum handlowe, które akurat mijaliśmy.

– Dostaniemy je tutaj?

– Pewnie tak, ale drożej niż w internecie! – zaprotestowała moja luba.

– Są świąteczne promocje, coś jej dobierzesz, a te perfumy kupione przez internet odeślesz! – zadecydowałem, skręcając pod market. – Przebijanie się przez te korki zajmie nam co najmniej dwie godziny!

Na szczęście Dominika nie odważyła się protestować. Pół godziny później, uśmiechnięta, dzierżyła w ręku eleganckie perfumy.

– Miałeś rację z tymi promocjami. Nie dość, że taniej niż w internecie, to jeszcze mi je ładnie zapakowali!

Wsiadła do auta i wreszcie ruszyliśmy w drogę. Ale jak pech, to pech!

– A co ta obwodnica taka zatkana? – wkurzyłem się, jadąc koło za kołem.

Liczyłem, że za miastem będzie już zdecydowanie luźniej, ale zapowiadało się na długą podróż. Włączyłem radio, z którego po kilku minutach dowiedziałem się, że na obwodnicy był wypadek i policja puszcza samochody objazdem.

– Do diabła z tym! – ryknąłem.

– Zanim tymi opłotkami dojedziemy na miejsce, będzie już świtało. Znajdę jakąś inną drogę – zadecydowałem, włączając nawigację w telefonie.

Gdy ją włączyłem, odezwała się słodkim kobiecym głosem, którego moja ukochana nie znosiła. Zawsze uważała, że babka brzmi jak idiotka i to niemożliwe, by znała dobrą drogę. Ustawiłem parametry i… „Za trzysta metrów skręć w prawo” – poinformował mnie GPS, co też posłusznie zrobiłem. Kilka minut później wjechaliśmy w gęsty las.

– Nawet nie wiedziałem, że tutaj jest taka fajna droga! – stwierdziłem.

Jaka kradzież? O co w ogóle chodzi?

Nie zauważyłem zakazu wjazdu, więc jechałem niezrażony. Wolno, ze względu na leśną drogę, ale na pewno szybciej, niż tym całym objazdem.

Na pewno wiesz, gdzie jedziesz? – spytała z niepokojem Dominika.

– Ja nie, ale nawigacja wie! – wskazałem z zadowoleniem na telefon.

Droga przez las zajęła nam mniej więcej kwadrans. Na koniec nawet lekko przyspieszyłem, bo zrobił się z niej taki fajny bity trakt i…

– Uważaj! – usłyszałem krzyk mojej dziewczyny i wcisnąłem pedał hamulca, bo przed nami wyrósł szlaban. – Jasny gwint! – wściekłem się.

Wysiadłem z auta. Szosa prowadząca do domu naszych przyjaciół była dosłownie na wyciągnięcie ręki! Ale co z tego, skoro oddzielał mnie od niej solidny kawał rury zamkniętej na zamek. Szlabanu nie można było podnieść ani wyłamać. Zresztą na to drugie się nie pisałem, to przecież przestępstwo, a ja nie zamierzam mieć problemów z prawem…

No to nas załatwiła! – Dominika wściekła się na babski głos z GPS-a, a ja musiałem przyznać jej rację.

– Zawracamy, innego wyjścia nie ma – westchnąłem, i ruszyłem do auta.

Na całe szczęście droga w tym miejscu była dość szeroka, bo naprawdę nie wyobrażam sobie, żebym miał jechać te kilka kilometrów tyłem!

Kiedy już wykonałem manewr i ujechałem może z kilkaset metrów poczułem nagle, że natura upomina się o swoje prawa. W końcu wypiłem u Dominiki aż dwie kawy…

– Przepraszam cię, ale muszę na stronę – poinformowałem swoją ukochaną, i zatrzymałem samochód.

Zrobiłem kilka kroków w stronę jakichś choinek, rozpiąłem rozporek i już miałem sobie ulżyć, gdy… Noc zamieniła się w dzień! Oblało mnie światło, a jakiś głos wzmocniony przez megafon wrzasnął:

– Kradniemy, tak?!

Kradniemy? Niby co? Mógłbym przysiąc, że to, co trzymałem akurat w ręku, na sto procent należy do mnie. Zaskoczony, błyskawicznie zrobiłem porządek z rozporkiem, bo jakoś głupio się poczułem taki obnażony. W tym czasie światło trochę przygasło, a obok mnie stanął facet w zielonym mundurze.

– Kradniemy, tak? – powtórzył.

– Ależ skąd! – zaprotestowałem. – Przecież nic tutaj nie ma, tylko drzewa.

– Niech nie udaje przygłupa! Choinki przecież kradnie! – zagrzmiał leśnik. – Chce się oszczędzić przed świętami, co?

Dopiero wtedy zorientowałem się, że stanąłem tuż przy szkółce. I jak okiem sięgnąć ciągnęły się przede mną rzędy młodych choinek. W sam raz do przystrojenia bombkami.

– Ja niczego nie kradnę, zatrzymałem się tutaj przypadkiem! – zacząłem szybko wyjaśniać. – Zabłądziliśmy z dziewczyną, bo był objazd i źle nas pokierował GPS, a potem…

– Wszyscy tak mówią – zlekceważył mnie leśnik, obok którego natychmiast stanął równie rosły kolega.

– Panowie, to naprawdę nieporozumienie! Jadę ze swoją dziewczyną do znajomych na imieniny. Proszę spojrzeć, mamy prezent, perfumy…

– A spojrzymy! – zgodzili się ze mną. – Proszę otworzyć bagażnik.

„No wreszcie! Zobaczą, że nie mam tam żadnych drzewek i dadzą mi spokój” – pomyślałem z ulgą.

Niekoniecznie…

Nie kłamałem i miałem na to dowody

– Jest! – wykrzyknął radośnie jeden z leśników, gdy przetrząsnął mój bagażnik, przyświecając sobie latarką.

Zastanawiałem się gorączkowo, co mógł tam znaleźć, a wtedy on wyciągnął… sporych rozmiarów siekierę. Jasny gwint! Zupełnie zapomniałem, że ją ze sobą wożę. Ojciec mnie prosił, żebym mu ją kupił na jednej ze świątecznych przecen w moim markecie, bo zobaczył ją na naszej stronie internetowej. Kupiłem więc, i od razu załadowałem do bagażnika, żeby o niej nie zapomnieć, kiedy będę jechał do rodziców na święta. Nikomu tam nie wadziła, aż do momentu, kiedy stała się dowodem numer jeden na to, że przyjechałem do lasu bezprawnie wycinać choinki…

– A za to grozi kara nawet do pięciu tysięcy złotych – poinformował mnie leśnik. – Albo od roku więzienia – dodał z prawdziwą satysfakcją.

– No to jedziemy na komendę… – zadecydował drugi z mężczyzn, prawie zacierając ręce. – A tam już pan sobie porozmawia z policją na temat wycinania drzewek. W takim kombi to by się ich zmieściło całkiem sporo – obrzucił spojrzeniem moje auto.

Niczego nie wycinałem! – przypomniałem im lekko już wściekły.

– Pan się będzie policji tłumaczył – poinstruował mnie leśnik. I jeszcze dodał, żebym im nie próbował uciekać, bo spisali sobie numery rejestracyjne mojego samochodu.

W aucie usiłowałem uspokoić histeryzującą Dominikę, która przeklinała las, GPS, choinki i siekierę.

– Daj spokój, nic mi nie będzie.

– Skąd wiesz? Wrobią cię, żeby zasłużyć na świąteczną premię, i co wtedy będzie? – snuła ponure wizje.

Kiedy dojechaliśmy na komendę, byłem już całkiem spokojny. Nawet mi powieka nie drgnęła, gdy leśnicy przedstawili mnie jako złodzieja, którego przyłapali na gorącym uczynku, jak się zamierzał siekierą na drzewka.

– A pana wersja wydarzeń? – spytał mnie po wszystkim funkcjonariusz.

Widziałem, że nie jest do mnie pozytywnie nastawiony, ale opowiedziałem wszystko zgodnie z prawdą.

– Kłamie! – uparli się leśnicy.

– Nie kłamię i mam na to dowody – odparłem całkiem spokojnie.

Otóż moje auto to samochód służbowy i kilka miesięcy temu, po doniesieniach, jakoby ludzie z naszej firmy szaleli po drogach jak piraci, szefostwo postanowiło zainstalować nam kamery. Cała moja jazda po lesie została więc… nagrana na taśmę. I kiedy policja przejrzała sobie nagranie, które w stu procentach pokrywało się z tym, co ja opowiedziałem, z miejsca puściła mnie wolno. Do przyjaciół dotarliśmy późno, ale ważne, że w ogóle dotarliśmy. Przecież gdyby nie moja kamera, zapewne spędziłbym noc za kratkami.

Czytaj także:
„Właściciel sklepu oskarżył mnie o kradzież. Drań upokorzył mnie przy wszystkich klientach, mimo że nie miał dowodów”
„Klientka niesłusznie oskarżyła mnie o kradzież. Myśli, że jak jest wielką panią mecenas, to może ludzi bezkarnie szkalować”
„Zostałam bezpodstawnie oskarżona o kradzież. Gdy pracownicy sklepu upokorzyli mnie przed ludźmi, wstąpił we mnie diabeł”

Redakcja poleca

REKLAMA