„Żonaty facet próbował mnie uwieść. Gdy się spotkaliśmy, udawał niewiniątko. Postanowiłam ukarać tę podstępną żmiję”

Dumna młoda kobieta fot. Adobe Stock, blvdone
„– Proszę ode mnie pozdrowić żonę. Z satysfakcją patrzyłam, jak zdębiał. Zatkało go. Milczał. Był czerwony jak burak. Byłam zadowolona, że podrywacz dostał prztyczka w nos, ale mimo wszystko niesmak po takim spotkaniu pozostał. Biedna ta jego żona…"
/ 29.07.2021 14:48
Dumna młoda kobieta fot. Adobe Stock, blvdone

Niektórzy faceci mają tupet, że się w głowie nie mieści. I do tego uważają nas za totalne naiwniaczki. Ja takim nie odpuszczam!

Zaskoczona patrzyłam na karteczkę, która wypadła z reklamówki. Na pewno nie pochodziła z segregatora przywiezionego z pracy, bo jej nigdy wcześniej nie widziałam. Była złożona na pół.

Rozłożyłam ją i dopiero wtedy naprawdę się zdziwiłam

„Błagam, proszę się odezwać, zadzwonić pod ten numer. Bardzo mi się Pani podoba, a jestem nieśmiały. Proszę o krótki SMS.”. Podany był numer komórki.

Najpierw pomyślałam, że to jakiś żart koleżanek z pokoju, ale uznałam, że chyba nie są aż tak durne. A więc co ta karteczka miała oznaczać?! Zdenerwowałam się.

Bo ja jej wcale nie przywiozłam z pracy… Spoczywała w reklamówce od rana, czego nie zauważyłam, wyjmując teczki, nad którymi miałam pracować w domu.

Musiał ją podrzucić tamten mężczyzna.

Gapił się na mnie, i to już drugi raz. Poprzedniego ranka też stał na przystanku i wlepiał we mnie wzrok, kiedy myślał, że nie widzę. Zaczynało mnie to już irytować. Tylko co mogłam zrobić? Podejść i ochrzanić go? Wyszłabym na histeryczkę. Pozostawało mi odwrócić się od niego (choć wtedy miał świetny widok na moją pupę).

Musiałam przyznać, że optycznie facet był całkiem ciekawy. Wysoki, dobrze zbudowany, o ciemnych włosach i męskiej twarzy. Nie wyglądał na jakiegoś zboczeńca. Może po prostu mu się spodobałam.
Wreszcie stanęłam do niego bokiem, żeby jednym czy drugim ostrym spojrzeniem pohamować jego obserwatorskie zapędy.

Nie pamiętałam, czy poprzedniego dnia wsiadł do tego samego autobusu, ale dzisiaj wpakował się właśnie do mojego. Miejsca siedzące były zajęte, na środkowej platformie znalazłam trochę luzu. On stanął naprzeciwko przy poręczy. Wiedziałam, że za dwa, trzy przystanki wejdzie więcej ludzi. Rzeczywiście, wolna przestrzeń szybko się wypełniła, a ja straciłam go z oczu.

Najwyraźniej on mnie jednak nie

Kiedy zdążył podrzucić ten papierek? To pozostanie jego tajemnicą. Musiał się obok mnie przecisnąć z tłumem. Na pewno wysiadł wcześniej albo później, na moim przystanku go już nie widziałam. A potem w ferworze pracy zupełnie o nim zapomniałam. Nie pierwszy raz ktoś się na mnie patrzył i pewnie nie ostatni. Tyle że ten facet gapił się jak sroka w gnat.

W pierwszej chwili zmięłam kartkę i już miałam ją wyrzucić – w końcu swoje o tym gościu myślałam – ale po chwili namysłu rozprostowałam ją i położyłam na stole.

W sumie to było nawet intrygujące… Facet musiał przygotować się na tamtą chwilę, bo przecież nie napisał tego na przystanku ani tym bardziej w autobusie. Zbyt równe litery, sporo treści. Zaplanował akcję i zaryzykował, przeprowadzając ją. Przecież gdybym zauważyła, że coś mi podrzuca, urządziłabym awanturę. Tak dla zasady.

„Oj, głupi ty, głupi – pomyślałam. – Gdybyś mnie zagadnął chociażby na przystanku, najwyżej dostałbyś kosza. A tak? Zasłużyłeś co najwyżej na politowanie. Przecież to szczeniackie i żałosne!”.

Z drugiej strony przyszło mi do głowy, że może faktycznie nie miał śmiałości mnie zaczepić, bo obawiał się ośmieszenia… Walczyłam ze sobą przez dobre dwie godziny, zanim wreszcie zdecydowałam się. 

Wysłałam pod jego numer SMS składający się z jednego słowa. „Słucham?”

Musiał czuwać przy telefonie, bo po chwili nadeszła odpowiedź: „Wspaniale, że się Pani odezwała. Dziękuję!”.

Westchnęłam i odpisałam ostro: „Niechże Pan zadzwoni jak człowiek, inaczej proszę nie zawracać mi głowy.”

I znów dostałam błyskawiczną odpowiedź: „Teraz nie mogę, za piętnaście minut się odezwę”. Czekałam więc.

Rzeczywiście, po kwadransie telefon ożył

– Dzień dobry! – usłyszałam. – Niezmiernie się cieszę, że możemy porozmawiać.
Miał bardzo ładny głos, pasujący zresztą do jego męskiej urody – dość niski, wibrujący, przyjemny. Taki… seksowny.

– Ma mi pan coś do powiedzenia? – spytałam obcesowo. – Podobno jest pan nieśmiały, przez telefon panu łatwiej…

Gdy weszłam do kawiarni, już czekał

Na mój widok wstał, podszedł, pomógł mi zdjąć płaszcz. Dżentelmen w każdym calu.

Usiedliśmy i przez chwilę panowało milczenie. Czekałam – w końcu to on chciał się spotkać, a ja tylko uległam namowom.

– Bardzo przepraszam – powiedział wreszcie – ale jestem trochę zdenerwowany. To dla mnie całkiem nowa sytuacja… Poza tym nie miałem nadziei, że się pani odezwie i zgodzi na wspólną kawę.

– Hm – mruknęłam. – Nie wygląda pan na specjalnie stremowanego.

– Pozory mylą! – zaśmiał się z przymusem. – Przy tak pięknej kobiecie nie można zachowywać przecież pełni spokoju.

Przemknęło mi przez głowę, że pewnie czeka mnie wieczór wypełniony tanimi komplementami, ale na szczęście potrafił rozmawiać na inne tematy. Mógł się podobać i okazał się całkiem interesujący. Z takim mężczyzną kobieta raczej się nie nudzi.

– No cóż, na pierwszy raz chyba wystarczy – powiedziałam po godzinie, wstając.

Najpierw spojrzał na mnie, wyraźnie zawiedziony, ale potem oczy mu rozbłysły.

– Czy mam rozumieć, że będzie drugi raz? – chwycił mnie za słowo.

Milczałam przez dłuższą chwilę, a on patrzył na mnie z mieszaniną nadziei i prośby w tych swoich szczerych, ciepłych oczach.

Wyglądał tak niewinnie… Usiadłam

– Nie, drogi panie – powiedziałam dobitnie. – Nie spotkamy się więcej i proszę już nigdy więcej mnie nie zaczepiać.

Osłupiał. Po moim zachowaniu spodziewał się zupełnie innej odpowiedzi.

– Nie rozumiem – wyjąkał.

– O, teraz przynajmniej jest pan zupełnie autentyczny – powiedziałam z uśmiechem. – Proszę uważnie posłuchać. Istnieje kilka powodów, dla których nie spotkamy się więcej. Po pierwsze, ten numer z karteczką wcale mi się nie spodobał. Szczeniacki i świadczący o niedojrzałości. A ja nie lubię niedojrzałych mężczyzn, nawet jeśli na pierwszej randce wydają się interesujący.

Chwileczkę! – uniosłam dłoń, widząc, że chce coś odpowiedzieć. – Proszę dać mi dokończyć. Po drugie, jakoś nie chce mi się wierzyć, że to dla pana taka nowa sytuacja. Zachowuje się pan zbyt swobodnie. Po trzecie, nawet nie spytał pan, czy jestem wolna, a to oznacza, że nie szuka pan nikogo na stałe, tylko chce przeżyć przygodę…

– Założyłem, że jeśli mnie pani nie spławiła, to jest wolna… – udało mu się wtrącić.

– Powiedzmy, że jest to jakieś wytłumaczenie – uśmiechnęłam się. – Wszystko to jednak można by jeszcze przełknąć, bo oboje jesteśmy dorośli i może ja też mam ochotę tylko na przelotny romans. Ale pozostaje po czwarte i najważniejsze… Zrobi pan coś dla mnie? – spytałam nagle.

– Oczywiście – zapewnił żarliwie.

– Proszę ode mnie pozdrowić żonę.

Z satysfakcją patrzyłam, jak zdębiał. Zatkało go. A ja ciągnęłam bezlitośnie:

– Widzi pan, jestem w miarę spostrzegawcza i podobno całkiem inteligentna. Już wczoraj zauważyłam na pana palcu obrączkę. Och, wiem, że szybko ją pan zdjął, ale przecież w takich sprawach wystarczy rzut oka. Poza tym ma pan jej odcisk na palcu. Prawie niewidoczny, ale dla kogoś, kto jest uprzedzony, zupełnie wystarczający. Często pan zdejmuje obrączkę, prawda?

Milczał. Był czerwony jak burak

– Nie wiem, co opowiada pan żonie, przebywając wieczorami poza domem i dokonując podbojów. Pewnie biedaczka jest przekonana, że zapracowuje się pan na śmierć, szef pana tyranizuje i zmusza do siedzenia po godzinach… Nieważne! – powiedziałam szybko. – Nie obchodzi mnie to, ja nie chcę słuchać kłamstw.

– Chciałbym panią o coś zapytać… – powiedział po chwili ponuro.

– Słucham – spojrzałam na niego kpiąco.

– Pani… – zaciął się na chwilę, a potem podjął: – Pani spotkała się ze mną i udawała zainteresowaną tylko po to, żeby mi dać nauczkę? – wydusił z trudem.

Zaśmiałam się cicho.

– Nauczkę? Pan się przecenia, a jednocześnie nie docenia mnie. Wiem doskonale, że takich jak pan nic nie nauczy. Tak naprawdę to chciałam się po prostu zabawić pańskim kosztem. Do widzenia.

Wstałam i wyszłam, chwytając po drodze płaszcz. Założyłam go dopiero na zewnątrz. Gdybym powiedziała, że czułam się doskonale, skłamałabym. Owszem, byłam zadowolona, że podrywacz dostał prztyczka w nos, ale mimo wszystko niesmak po takim spotkaniu pozostał. Biedna ta jego żona…

Czytaj także:
„Po każdej wspólnej nocy Wojtek od razu uciekał. Ukrywał żonę? Rodzinę? Prawda stopiła moje serce...”
„Moja córka ma 37 lat i na nowo uczy się mówić. Spotkała nas tragedia, ale Hania przynajmniej żyje”
„Moja córka jest lekko opóźniona w rozwoju. Wprawdzie urodziła zdrowe dziecko, ale nie ma instynktu macierzyńskiego”

Redakcja poleca

REKLAMA