„Żona zrobiła listę drogich prezentów na Komunię syna. Nie rozumie, że to nie wesele, a mi wstyd”

zadowolona kobieta fot. Getty Images, Westend61
„Żona zaszalała i na jej długiej liście królowała nowoczesna elektronika z laptopami, smartfonami, konsolą czy tabletem na czele. Ewa wypisała konkretne modele z wysokiej półki, żeby czasami ktoś nie pomylił z tańszym odpowiednikiem za kilkaset czy tysiąc złotych. W tym jej spisie widniała też sztabka złota inwestycyjnego”.
/ 06.05.2024 21:15
zadowolona kobieta fot. Getty Images, Westend61

Wielkimi krokami zbliża się Komunia mojego syna. Olek już od jesieni skrupulatnie przygotowuje się do przyjęcia pierwszego sakramentu.

Spotkania w kościele, próby, nauka modlitw, pieśni i wierszyków, organizacja przyjęcia, zakup ubrania… Spraw do załatwienia jest mnóstwo. Przyznam szczerze, że większość nich jest na głowie mojej żony. To Ewa chodzi na większość tych zebrań wyznaczonych przez księdza i katechetkę, biega na przymiarki, zamawia kwiaty do kościoła.

Żona była zaangażowana

Na co dzień pracuję do siedemnastej, czasami muszę jeszcze zostać w biurze dłużej, dlatego nie mam czasu, żeby bardziej angażować się w szkolne czy właśnie komunijne sprawy syna. Ewa na razie nie pracuje, a te przygotowania stały się najważniejszym sensem jej życia.

Żona jest w trójce klasowej, dlatego to ona dba o zamawianie medalików, obrazków i książeczek, prezentów dla księdza i katechetki, wystrój kościoła i inne szczegóły. Ja tego nie komentuję, ale wydaje mi się, że inni rodzice też powinni wziąć więcej spraw na siebie, bo do Pierwszej Komunii idzie nie tylko nasz Olek. No ale cóż, nie mam zamiaru się wtrącać czy jej czegoś zabraniać.

Chciała dodatkowych atrakcji

Niedawno nawet z tego powodu wywiązała się między nami mała kłótnia. Ewka twierdziła, że koniecznie trzeba wynająć na przyjęcie animatora.

– Już sprawdzałam ceny i opinie. Znalazłam świetną dziewczynę po pedagogice, która ma duże doświadczenie w organizowaniu dziecięcych urodzin i gier dla maluchów na weselach. Na komunii byłaby super – tłumaczyła mi, a ja robiłem wielkie oczy.

– Ale jakich animacji? Przecież w restauracji jest kącik do dzieci, będą miały własne stoliki i inne menu dopasowane do ich gustów kulinarnych. Tak przynajmniej mi tłumaczyłaś – mówiłem bardzo zdziwiony.

– Owszem, dziecięce menu już jest ogarnięte. Zamiast ziemniaków mają frytki, nuggetsy z kurczaka, lody i inne przysmaki, które będą im bardziej smakować niż nasze dorosłe wersje – w jej tonie wyraźnie czułem pobłażliwość. – Ale musimy zadbać też o zabawy rozwojowe. Animatorka wymyśli odpowiednie konkursy, które będą stymulować kreatywność maluchów.

Nie chciałem się kłócić

Dla mnie to był jakiś kosmos, dlatego nie mogłem powstrzymać się od komentarza.

– Kreatywne zabawy mają przecież w przedszkolu i szkole. Podczas przyjęcia spokojnie dadzą radę zająć się sobą. Przez lokalem jest plac zabaw. Są huśtawki, trampolina, zjeżdżalnie. Czego trzeba więcej?

– Plac zabaw to jedno, ale animatorka musi być. Myślałam też o pokazie baniek mydlanych – dodała żona, wprawiając mnie w jeszcze większe osłupienie.

W końcu ustąpiłem, bo teraz mam naprawdę trudny czas w pracy i nie chce mi się kłócić o obecność tej wyszukanej przez Ewkę animatorki. Najwyżej później wezmę nadgodziny, bo przy zamachu planowania tej imprezy przez moją żonę, nasz domowy budżet poważnie może ucierpieć.

Machnąłem ręką na animatorkę, te bańki mydlane, wymyślne dania zamawiane z cateringu, które też uważałem za zbędne. Zniosłem nawet informację, że żona już teraz wybiera się do fryzjera na próbne czesanie. Zupełnie jakby to była powtórka z naszego wesela, a ona pełniła zaszczytną rolę panny młodej, a nie mamy komunijnego dziecka.

Tego się nie spodziewałem

Ale teraz Ewa przeszła samą siebie i postanowiłem, że tym razem nie ustąpię. Bo chodzi już nie tylko o nasz budżet. Mamy jedno dziecko, własny dom po teściach i moją kawalerkę w K., którą wynajmujemy za całkiem niezłe pieniądze. Do tego ja nieźle zarabiam i postanowiłem, że spełnię fanaberie mojej małżonki dotyczące tej uroczystej Komunii. Niech już zrobi z niej iście królewskie party.

Jednak telefon od Agnieszki uświadomił mi, że żona nadszarpuje nie tylko nasz rodzinny budżet, ale także portfele zapraszanych gości.

Jak to? Ano tak, że Ewa ponoć już dawno temu przygotowała listę prezentów komunijnych i wysłała je mailem do wszystkich zaproszonych. Rodzicom, którzy z Internetem nie do końca sobie radzą, ponoć wręczyła ją w wersji drukowanej!!! I znalazły się na niej same drogie rzeczy. Żadnych biblii, zegarków, rowerów, złotych medalików i innych tradycyjnych upominków, które pamiętam z czasów dzieciństwa.

Żona oczekiwała drogich prezentów

Żona zaszalała i na jej długiej liście znalazły się naprawdę zaskakujące pozycje. Królowała tam nowoczesna elektronika z laptopami, smartfonami, konsolą czy tabletem na czele. Ewa wypisała konkretne modele z wysokiej półki, żeby czasami ktoś nie pomylił z tańszym odpowiednikiem za kilkaset czy tysiąc złotych.

Ale to jeszcze nie wszystko. W tym jej spisie widniała też sztabka złota inwestycyjnego – ponoć podkreśliła, że to na przyszłość dla naszego Aleksandra. A ceny takich sztabek zaczynają się od około pięciu tysięcy złotych. Nie zabrakło również quada, a nawet… wielofunkcyjnego robota kuchennego za ponad dziewięć tysięcy złotych. Ponoć Ewka dopisała, że nasz Olek ogląda programy kulinarne w telewizji i chce zostać mistrzem patelni. A ten robot ma mu pomóc w ćwiczeniach z gotowania i pieczenia.

Siostry nie było stać 

Gdy siostra mi o tym opowiedziała, zagotowało się we mnie. Doskonale wiedziałem, że już od jakiegoś czasu żona marzy o tym robocie. Sam uważałem, że to za drogi zakup i na razie mamy pilniejsze wydatki. Czyżby próbowała wysępić go od naszej rodziny?

– Ja wiem, że teraz czasy się zmieniły. Na komunię nikt już nie daje skromnych łańcuszków i zegarków. Ale, Marek, mnie naprawdę nie stać na te rzeczy z waszej listy. Wiem, że jestem chrzestną i już od dawna odkładam drobne sumy dla Olka. Nie udało mi się jednak uzbierać pięciu tysięcy złotych, żeby spełnić marzenie chrześniaka. Chyba, że wezmę kredyt? – siostra mówiła trzęsącym się głosem, a ja ze złości zaciskałem zęby.

– Aga uspokój się. Nikt nie wymaga od ciebie, żebyś się zapożyczała i kupowała naszemu synowi absurdalnie drogi prezent – próbowałem powiedzieć to w miarę spokojnie, ale w środku aż trząsłem się ze złości.

Byłem wściekły

Gdy Agnieszka się rozłączyła, wbiegłem do kuchni, gdzie żona akurat parzyła sobie kawę i zrobiłem jej awanturę. Chyba jeszcze nigdy w życiu się tak nie pokłóciliśmy.

– Ty już kompletnie zwariowałaś? – krzyczałem. – Patrzyłem przez palce na twoje szaleństwo z drogą restauracją, luksusowym cateringiem, animatorką i innymi wydatkami. Ja Komunię miałem w domu, był obiad, domowe ciasta i sałatki. Dostałem aparat fotograficzny, rower, zegarek i bardzo się z nich cieszyłem.

– Ale teraz są kompletnie inne czasy. Ty tego nie wiesz, bo nie śledzisz komunijnych trendów – słowa żony wpędziły mnie w jeszcze większe zdumienie. – Dzieci później chwalą się, gdzie miały imprezę, jakie atrakcyjne były, co dostały od gości. Chcesz, żeby nasz Olek poczuł się najgorszy? – jeszcze w tej sytuacji próbowała grać na moich uczuciach, ale tym razem nie pozwoliłem jej już na manipulacje.

– Ta lista jest grubą przesadą. Aga zadzwoniła prawie z płaczem, że zwyczajnie nie stać jej na prezent dla chrześniaka. Skąd niby ona ma wziąć pięć tysięcy złotych, żeby kupić niepotrzebne rzeczy wymyślone przez ciebie? Dopiero zaczęła pracować i musi odkładać, a nie szastać pieniędzmi – już trochę się uspokoiłem i z krzyku przeszedłem na zimny ton. – Po prostu zadzwonisz do wszystkich i wytłumaczysz im, że lista jest nieaktualna – dodałem.

Żona buntowała się i nie chciała odwołać swoich żądań. Twierdziła, że jej pomysły i tak są skromne, bo nie wymyśliła zagranicznej wycieczki czy konta oszczędnościowego, na które chrzestni wpłacaliby pieniądze do ukończenia przez Olka osiemnastu lat.

Wstydzę się zachowania żony

– Ty słyszysz, co mówisz? Myślisz, że rodzina nie tylko będzie dawać drogie gadżety, ale i fundować start w dorosłość naszemu synowi? Od tego jesteśmy my. Rodzice mogą mu pomóc, nikt więcej. A Komunia to na pewno nie wesele, żeby wydawać krocie na prezenty – powiedziałem.

Stanęło na tym, że Ewa się na mnie obraziła. Będę musiał sam zadzwonić do wszystkich gości i przeprosić ich za tę listę. Nie mogę pozwolić, żeby Komunia mojego syna była takim obciążeniem dla dziadków, chrzestnych czy dalszej rodziny.

To przede wszystkim sakrament i na tym powinien polegać. A przyjęcie jest organizowane, aby dziecko mogło świętować wspólnie z najbliższymi i celebrować ważną okazję. Prezenty mogą być, ale symboliczne. Moja żona o tym zapomniała, ale ja dopilnuję, żeby odzyskała zdrowy rozsądek.

Rafał, 40 lat

Czytaj także: „Mój mąż całkiem zdurniał na starość. Chodzi po klubach, ugania się za spódniczkami i próbuje podrywać moje koleżanki”
„Wyleciałem z pracy, bo stanąłem w obronie zwierząt. Będę jadł chleb z pasztetem, ale jestem z siebie dumny”
„Po moim wyjeździe, mąż i syn żyli w totalnym chlewie. To moja wina. Zawsze robiłam wszystko za nich”

Redakcja poleca

REKLAMA