Kaśkę znałem z liceum. Chodziła do równoległej klasy. Byłem szkolnym podrywaczem, więc zaczepiałem prawie wszystkie dziewczyny, ale na nią nie zwracałem uwagi. Była taką szarą myszką. Nic ciekawego. Dostrzegłem ją dopiero kilka lat później, na zjeździe absolwentów. Wyglądała wspaniale! Z brzydkiego kaczątka zamieniła się w cudownego, delikatnego łabędzia.
Zaczęliśmy rozmawiać i pod koniec wieczoru już wiedziałem, że chcę z nią być. Zaprosiłem Kaśkę na randkę, potem kolejną. Trzy lata później wzięliśmy ślub. Myślałem, że będzie nam razem jak w bajce… I rzeczywiście było. Nie będę o tym opowiadać, bo to teraz dla mnie bardzo trudne, ale naprawdę sądziłem, że spędzimy razem resztę swoich dni. Świetnie się przecież dogadywaliśmy! Do głowy mi nawet nie przyszło, że moja żona skrywa pewną tajemnicę. Ani tym bardziej, że wywinie mi taki numer!
Myślałem, że sobie żartuje
Wszystko zaczęło się pół roku temu, w piątkowy wieczór. Kaśka pozmywała po kolacji i oświadczyła z bardzo poważną miną, że musi ze mną porozmawiać. Byłem pewien, że chce w końcu namówić mnie na badania, bo od kilku lat bezskutecznie staraliśmy się o dziecko. Nie zapytałem więc jej nawet, o co chodzi, tylko od razu oświadczyłem, że się zgadzam.
– Tak po prostu? No to bardzo się cieszę – odetchnęła z ulgą.
– No pewnie. Wiem, że większość facetów uważa badania na płodność za poniżające. Ale ja nie mam aż tak rozdętego ego. Znalazłaś już jakiegoś lekarza? – zapytałem, sięgając po pilota do telewizora
– Lekarza? Jakiego lekarza? To nie o to chodzi! – zmieszała się.
– Nie? To o co? – zdziwiłem się, odłożyłem pilota. Kaśka nabrała powietrza w płuca i…
– Jestem zakochana. Chcę rozwodu! – wypaliła jak z armaty.
Zdębiałem. Wszystkiego się spodziewałem, tylko nie tego! Wydawało mi się, że jesteśmy idealnym małżeństwem. Przeżyliśmy wspólnie prawie dwanaście lat! Tymczasem okazało się, że Kaśka spotyka się z jakimś frajerem. I chce mnie dla niego zostawić. Ogarnęła mnie wściekłość.
– Co to za facet? Znam go? – podskoczyłem do niej.
– To nie facet – wydukała, kuląc się w sobie.
– A kto? Kobitka? – zaśmiałem się nerwowo.
– Tak. To Patrycja. Moja przyjaciółka z pracy – wykrztusiła.
Tym razem zapowietrzyło mnie na amen. Poczułem się tak, jakbym centralnie dostał pięścią w nos. Wiadomość o zdradzie już była dla mnie szokiem. Ale to? Osunąłem się więc tylko na kanapę i wpatrywałem się w Kaśkę szeroko otwartymi oczami. Tymczasem ona, zachęcona chyba moim milczeniem, gadała jak nakręcona… Że jak za mnie wychodziła, to jeszcze nie wiedziała, że jest lesbijką, że zrozumiała to dopiero wtedy, gdy poznała Patrycję, że próbowała z tym walczyć, bo nie chciała mnie skrzywdzić, ale się nie udało, że kocha tę kobietę i chce z nią być. I że ma nadzieję, że mimo wszystko zostaniemy przyjaciółmi.
Nie byłem w stanie tego słuchać! Bez słowa wrzuciłem do walizki trochę ciuchów i wyszedłem z mieszkania. Do rana przesiedziałem na jakiejś ławce. Idąc tam, kupiłem dużą butelkę wódki i wychyliłem całą, z gwinta. Normalnie po takiej ilości zwaliłbym się jak kłoda, ale wtedy nawet w głowie mi nie zaszumiało. Stres spalił wszystkie procenty.
Niektórzy sądzą, że tylko kobiety wypłakują się przyjaciółkom po zdradzie partnera. To nieprawda. Faceci też potrzebują w takiej sytuacji bratniej duszy. Rano pojechałem więc do najlepszego kumpla. Wiedziałem, że Bartkowi mogę zaufać, że nie piśnie nikomu ani słówka. Gdy zobaczył, w jakim jestem stanie, nie zadawał żadnych pytań. Po prostu wysłuchał spokojnie, co się stało, a potem położył mnie na kanapie i przykrył kocem.
Długo dochodziłem do siebie
Gdy się obudziłem, na stole stała butelka wódki. I zagrycha. Piłem przez cały weekend. Na umór. A w międzyczasie wyklinałem Kaśkę. Byłem tak zły i rozżalony, że wylałem na nią wiadro pomyj. Nie potrafiłem zrozumieć, jak mogła mnie tak oszukać, poniżyć i zranić. Na szczęście kumpel znosił moje żale ze stoickim spokojem. Godzinami wysłuchiwał moich wrzasków, a gdy się spiłem, kładł mnie na kanapę. Ani razu się nie roześmiał, nie powiedział, żebym wreszcie się zamknął. Rozumiał, że gdzieś muszę wykrzyczeć ten ból.
W poniedziałek zjawiłem się w pracy. Nie byłem jednak w stanie skupić się na robocie. Moje myśli krążyły ciągle wokół Kaśki. Pod koniec dnia poszedłem więc do szefa i poprosiłem o dwa tygodnie urlopu. Nie chciał nawet o tym słyszeć. Zgodził się dopiero wtedy, jak wyznałem, że żona chce ode mnie odejść. Rzucił tylko, żebym nie narobił jakichś głupot. Bo nie ma sensu iść za kratki przez jakiegoś faceta. Obiecałem, że będę grzeczny. I nie przyznałem, że chodzi o kobietę. Wstydziłem się.
Po wyjściu z firmy pojechałem do Bartka. Ale tym razem nie pozwolił mi już pić. Zamiast tego zawiózł mnie na siłownię. Wyciskałem jak wariat coraz większe ciężary. Przestałem dopiero wtedy, gdy nie mogłem się ruszyć. Z bólu aż się poryczałem pod prysznicem. Coś puściło. Przez ostatnie dni tylko wrzeszczałem i piłem. A teraz poczułem ulgę. O dziwo większą niż po wypiciu morza wódki. Do dziś tak odreagowuję emocje. Gdy mnie coś złości, idę się zmęczyć.
Do domu wróciłem po miesiącu. Byłem już na tyle „pozbierany”, że mogłem stawić czoła rzeczywistości. Nie zamierzałem walczyć o Kaśkę. Może gdyby chodziło o faceta to jeszcze bym spróbował. A z babą? Nigdy! Gdy tylko wszedłem do mieszkania, oświadczyłem, że dam jej rozwód. Zgodzę się nawet na porozumienie stron, uczciwy podział majątku. Ale pod dwoma warunkami. Raz, że nie powie nikomu, dlaczego naprawdę się rozstajemy, dwa, nie będzie łazić z Patrycją na imprezy do naszych wspólnych znajomych ani do rodziny.
– Ale ja nie chcę się dłużej ukrywać ze swoją miłością – jęknęła.
– Będziesz musiała. I to nie tylko do rozwodu, ale także po. Przynajmniej przez kilka miesięcy – odparłem stanowczo.
– Ale dlaczego?
– Jeszcze pytasz? Nie chcę, żeby ludzie uważali mnie za frajera, który przez lata nie zauważył, że jego żona jest lesbijką.
– Mówiłam ci, to było zupełnie inaczej…
– Nic mnie to nie obchodzi! Albo się zgadzasz, albo mój adwokat zostawi cię w samych gaciach. A tak oddam ci pieniądze za połowę mieszkania. Więc?
– No dobrze. To co mam mówić?
– Najlepiej, że to nasza sprawa. A jak ktoś będzie naciskał, to powiedz, że to dlatego, że nie mamy dzieci. Albo że to ja cię zdradzam.
– No proszę, a mówiłeś, że nie masz rozdętego ego – nie kryła złośliwości
– Nie mam ochoty na dyskusje. Stoi?
– Stoi, stoi. Ciągle bardzo cię lubię i nie chcę ci zaszkodzić – powiedziała.
Za nic miała naszą umowę
Wydawało mi się, że była szczera, rozumie, że chcę wyjść z tej całej sytuacji z twarzą. Wkrótce przekonałem się jednak, że ma gdzieś moje uczucia… To było dwa tygodnie temu. Nasi przyjaciele zaprosili nas do klubu na imprezę z okazji piętnastej rocznicy ślubu. Oddzielnie, bo w towarzystwie już rozeszła się wieść o naszym rozstaniu. Miałem w firmie urwanie głowy, więc spóźniłem się prawie dwie godziny.
Gdy wszedłem, zorientowałem się, że wszyscy dziwnie mi się przyglądają. Byłem pewien, że w pośpiechu włożyłem marynarkę na lewą stronę albo poplamioną koszulę, więc zacząłem przyglądać się swojemu ubraniu. I wtedy podszedł do mnie gospodarz imprezy.
– Stary, wybacz ciekawość, ale muszę o to zapytać – zagadnął.
– Tak? – spojrzałem na niego.
– Jak ty to znosisz? Bo ja na twoim miejscu szału bym dostał. Odporny jesteś…
– Ale o co ci w ogóle chodzi? – zdenerwowałem się w końcu.
– A o to – wskazał ręką w kąt sali. Powędrowałem wzrokiem w tamtą stronę i osłupiałem.
Przy stoliku siedziała Kaśka. Z Patrycją. Patrzyły sobie głęboko w oczy, trzymały się za ręce. Od razu było widać, że są w sobie szaleńczo zakochane. Nie było sensu nawet tłumaczyć, że są tylko przyjaciółkami, bo i tak by nie uwierzył. Zresztą kto wie, jak się zachowywały, zanim przyszedłem. Może się całowały i przytulały? Poczułem, jak oblewa mnie fala gorąca i robię się czerwony.
– Pytasz, jak to znoszę? Źle. I dlatego chyba się pożegnam – wykrztusiłem, a potem chyłkiem uciekłem z klubu.
Miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Od tamtej pory widziałem się tylko z Bartkiem. Reszty znajomych unikam. Nie chcę widzieć tych niby-współczujących spojrzeń, słyszeć złośliwych szeptów za plecami. Po pracy wracam więc do domu i snuję plan zemsty. Nie daruję Kaśce tego, że złamała naszą umowę, że mnie ośmieszyła i upokorzyła w towarzystwie. Na początek powiedziałem adwokatowi, że o żadnym porozumieniu nie ma mowy. Rozwód ma być z jej winy, a mieszkanie dla mnie. Jak jest taka mądra, to niech się nażre miłością Patrycji. Ode mnie nic nie dostanie.
Czytaj więcej prawdziwych historii:
Nie byłam zazdrosna o Agnieszkę. Była brzydsza ode mnie...
Jestem samotnym ojcem. Związałem się z byłą uczennicą, a ona potem zostawiła mnie i córkę
Nie mogłam się pozbierać po rozwodzie. Chciałam poznać fajnego faceta, a zyskałam... adoratorkę