Moja żona ma romans. Sytuacja w sumie banalna. Tyle że ona ma 62 lata! Skąd wiem o romansie? Teraz już mam pewność, bo kilka razy widziałem Zosię z tym facetem. Ale domyśliłem się dlatego, że nagle zaczęła się zmieniać…
Zosia nie przywiązywała wagi do ubrań
Byle było czyste i zakrywało co trzeba. Pół roku temu nagle zaczęła się stroić. Ciągle ma świetną figurę, więc w wąskich dżinsach wyglądała obłędnie. Ale czułem, że to nie dla mnie te ciuszki. I nowa fryzura, i manikiur. A do tego ciągle z kimś esemesowała. Gdy pytałem, wykręcała się, że z koleżanką z aerobiku dla seniorów. Czasem jej komórka dzwoniła, a ona wybiegała z nią na balkon albo zamykała się w toalecie. Wracała cała w skowronkach, z wypiekami na twarzy. Przypomniało mi się, że podobnie się zachowywała, gdy spotykała się ze mną…
Poznaliśmy się na potańcówce. Przedstawił nas sobie mój kolega Józek. Zosia była koleżanką jego siostry. Pierwszego wieczoru odprowadziłem ją do domu. Gdy pocałowałem jej dłoń, ze szczęścia zakręciło mi się w głowie. Spotkaliśmy się jeszcze pięć razy, zanim zasłużyłem na pocałunek w policzek na do widzenia. Zosia, cała w pąsach, chwilę później uciekła do domu. Wracałem przekonany, że to kobieta mojego życia. I że już zawsze będzie tak na mnie działać. Oświadczyłem się rok później. Z bukietem róż i pierścionkiem kupionym za wszystkie oszczędności poszedłem do rodzinnego domu Zosi. Przy stole siedziała cała rodzina. Ojciec, Zenon, groźnie podkręcał wąsa. Mama Janina nerwowo poprawiała serwetki na nakrytym do herbaty stole. Czternastoletni Julek wiercił się na krześle, bo już bardzo chciał iść na podwórko. A moja Zosia cała w pąsach stała oparta o ścianę i nieśmiało się uśmiechała.
Wszyscy wiedzieli, po co przyszedłem
Ale odstawialiśmy ten teatr dla zasady, dla tradycji. Wręczyłem róże przyszłej teściowej, uścisnąłem dłoń przyszłego teścia i…
– Szanowni państwo, chciałbym poprosić o zgodę na poproszenie państwa córki Zofii o rękę – wybąkałem, cały spocony.
Pani Janina wzięła ode mnie kwiaty i spojrzała na męża. Pan Zenon spojrzał mi przeciągle w oczy. Wytrzymałem jego wzrok.
– Cóż, młody człowieku, śmiało, pytaj.
Podszedłem do Zosi i padłem na kolano. Wyciągnąłem z kieszeni pudełeczko z pierścionkiem.
– Zosiu, czy zrobisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? – wyrecytowałem.
Przetrzymała mnie, bestyjka. Ciągle pamiętam tę ciszę, jaka zapadła po moim pytaniu. Zosia zaczęła nawijać na palec pukiel włosów, spojrzała w sufit, potem na mamę, tatę. Cały zdrętwiałem. Aż w końcu zaśmiała się, złapała mnie za ręce i zawołała:
– No jasne, głuptasie, że tak!
Złapałem ją za ręce. I choć nigdy wcześniej nie robiliśmy tego przy moich czy jej rodzicach, pocałowałem w usta. W końcu była moją narzeczoną! Datę ślubu mieliśmy wyznaczoną na 16 czerwca. Tydzień wcześniej poszliśmy do łóżka. I dla mnie, i dla niej to był pierwszy raz. Wydawało nam się, że jesteśmy prawdziwymi buntownikami. Seks przed ślubem był w tamtych czasach tabu, szczególnie w takich mieścinach jak nasza. Ten pierwszy raz był nieporadny, oboje byliśmy zawstydzeni. Ale do nocy poślubnej jeszcze kilka razy poćwiczyliśmy. Nie możemy mieć pewności, ale oboje zawsze byliśmy przekonani, że nasza pierworodna Kasia została poczęta w czasie tych ćwiczeń.
„Dziecko miłości” – mówiliśmy o niej i brzmiało to tak… awangardowo.
Jacek urodził się dwa lata później. A trzy lata po nim jeszcze Małgosia.
Dzieci, praca, dom...
Jasne, że szybko przestaliśmy być romantycznymi kochankami z tamtego tygodnia przed ślubem. Nawet nie wiem, kiedy na mój widok w oczach żony przestał pojawiać się błysk, a na policzkach choćby cień rumieńca. Tym bardziej boli, że teraz reaguje tak na kogoś innego. Ja nigdy nie byłem z inną kobietą. Jasne, kilka razy mnie kusiło, przeżyłem parę fascynacji, ale na gorących pocałunkach się skończyło. Zosia też mnie nigdy wcześniej nie zdradziła. Zauważyłbym.
Wiem, że to nieładnie, ale przejrzałem jej telefon. Ryszard. Ten facet ma na imię Ryszard. To, co do siebie pisali, nie pozostawiało żadnych wątpliwości. Byli kochankami. Kilka razy poszedłem za Zofią. Nie odważyłem się podejść bliżej. Ale widziałem go z daleka. Wysoki, szpakowaty, w wyglądającym na drogi płaszczu. Śledziłem ich aż do hotelu, w którym znikli. Nie miałem wątpliwości, po co tam szli. Po tych spotkaniach Zofia była dla mnie bardzo miła. Jakby chciała uciszyć wyrzuty sumienia. Nie kochaliśmy się od dawna, jakoś tak wyszło. Wydawało mi się, że w naszym wieku to już normalne. A ona teraz robiła to z innym mężczyzną! Najpierw postanowiłem przeczekać.
Przecież jej przejdzie
Minie zauroczenie i sama zobaczy, że to, co robi, jest śmieszne i niestosowne. Ale mijały miesiące, a Ryszard nie znikał. Z masochistyczną przyjemnością czytałem, gdy tylko telefon Zofii wpadł mi w ręce, jego wyznania. Fakt, potrafił pięknie pisać. Potem spróbowałem Zosię odzyskać. Zacząłem kupować jej kwiaty, otwierałem wino do kolacji. Zabrałem ją na weekend do Nałęczowa. Ale gdy w hotelowym łóżku sięgnąłem ręką pod koszulę nocną żony, napotkałem na opór.
– Marian, co ty, daj spokój. Śpij – burknęła i odwróciła się do mnie plecami.
„A jemu na to pozwalasz!” – chciałem wykrzyczeć całą moją frustrację, ale nie starczyło mi odwagi.
Planu C nie miałem. Postanowiłem odpuścić i czekać, co przyniesie życie. I właśnie wtedy Zofia do wszystkiego się przyznała.
– Kochanie, muszę ci o czymś powiedzieć. Nie mogę cię dłużej okłamywać. Nie chcę. Zawsze byłeś najlepszym mężem i ojcem dla naszych dzieci, najlepszym, jakiego mogłam sobie wymarzyć. Ale widzisz… hmm… no, okazało się, że nasze pożycie to była katastrofa. Widzisz, ja nigdy nie wiedziałam, że może być inaczej. Wiesz, że z koleżankami nie rozmawiałam o takich sprawach. Ale kilka lat temu weszłam przez przypadek w necie na forum dla kobiet. I był tam wątek o seksie. Marian. Czego ja się tam naczytałam. Ja dopiero zrozumiałam, że ten orgazm nie oznacza po prostu końca.
Im dłużej Zosia mówiła, tym bardziej było mi przykro. Że tak bardzo ją zawiodłem. Też niewiele wiedziałam o orgazmie i przez myśl mi nie przeszło, że moja żona nie czuła podczas naszych zbliżeń tego, co ja.
Ale skąd miałem wiedzieć?
– Kochanie, ale czemu mi nic nie powiedziałaś. Moglibyśmy… popracować.
– Oszalałeś? Spaliłabym się ze wstydu. Ja, stara baba, miałabym się zwierzać ojcu moich dzieci, że mi brakuje ognia w sypialni? Zapadłabym się pod ziemię! Tak myślałam.
Okazało się, że po kilku latach lektur i walki ze sobą Zofia postanowiła znaleźć kochanka. Zarejestrowała się na portalu randkowym dla osób dojrzałych.
– Od razu zaznaczyłam, że chodzi tylko o seks, bo kocham męża – podkreśliła Zofia.
Kilka pierwszych prób było nietrafionych. Panowie byli albo nieestetyczni, albo niesympatyczni. I znajomość kończyła się przy kawiarnianym stoliku. Potem było dwóch, z którymi Zosia dotarła nawet do sypialni.
– Nic się wielkiego nie zdarzyło. Ot, gimnastyka – stwierdziła.
Aż w końcu poznała Ryszarda.
– Nigdy go nie spytałam, skąd on to wszystko umie. Marian, ja wiem, że nie chcesz tego słuchać. A proszę, daj mi skończyć. Ryszard wie, jak zaspokoić kobietę. Ja wreszcie zaczęłam rozumieć, o czym te babki piszą na tych forach…
Rzeczywiście, miałem dość
Cały czerwony zerwałem się od stołu.
– Zosia, daj spokój, nie dręcz mnie!
– Usiądź. Proszę. Wysłuchaj mnie. Bo widzisz, ja już skończyłam z Ryszardem. Wczoraj widzieliśmy się po raz ostatni. Bo teraz… Ja nie wiem, jak to powiedzieć. Ale ja bym chciała tak samo z tobą. Żebyś mnie posłuchał, dał się poprowadzić. Ja wiem, wiem… sama nie wierzę, że to mówię. Ale chyba najwyższa pora przestać się wstydzić. Nie marnujmy czasu, nie zostało nam go zbyt wiele. Proszę.
Zofia wreszcie pozwoliła mi wstać. Potrzebowałem powietrza.
– Idę się przejść – rzuciłem z przedpokoju i wybiegłem na ulicę.
W głowie miałem mętlik. W ciągu kilkunastu minut dowiedziałem się, że jestem złym kochankiem, że żona nie była ze mną szczęśliwa, że mnie zdradziła i ten facet ją umiał zaspokoić i teraz ona chce, żebym ja robił z nią to, co on. Bo ciągle mnie kocha. Niezły kabaret. Co ja jestem, piesek, którego można tresować?! Maszerowałem tak wokół parku ze trzy kwadranse. Wściekłość, upokorzenie, ból zaczęły w końcu wyparowywać. Aż w końcu przypomniałem sobie, jak bardzo kocham żonę, i dotarło do mnie, że powinienem być szczęśliwy, że jej romans się skończył.
Uświadomiłem sobie, ile musiała Zosię kosztować dzisiejsza rozmowa. I wyznania. Wiem, że nie będzie łatwo, ale powinienem spróbować. Muszę. Jestem jej to winien. Zobaczyłem na rogu otwartą kwiaciarnię. Kupiłem wielki bukiet czerwonych róż i pędem wróciłem do domu. Gdy otwierałem drzwi do mieszkania wiedziałem, że jestem gotów na nowy początek. Dla mojej Zosi. Dla nas.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”