Żona nigdy nie pałała sympatią do elektroniki. Pierwszy komputer kupiliśmy dopiero w 2009 roku, za sprawą syna, który wiercił nam dziurę w brzuchu i groził rzuceniem szkoły.
Młody grał więc nocami, a Maria krzyczała na niego i wykładała, że granie w strzelanki może uczynić go zabójcą. Oceny się jednak zgadzały... Potem gdy Kuba wydoroślał, wiecznie narzekała na to, że nawiązuje wirtualne znajomości.
– A kto to jest? Znasz go? Gdzie się uczy? Czemu tyle przeklina? – bombardowała go pytaniami, słysząc głosy z internetowych komunikatorów.
– Mamo... On ma 30 lat, ale po prostu gramy razem w grę. Jesteśmy razem w gildii.
Poniekąd to rozumiałem
W warsztacie użerałem się z gówniarzami z zawodówki, którzy trafiali do nas na praktyki, co nie oznacza, że interesowało mnie cokolwiek poza tym, czy potrafią wymienić olej...
– Nie możesz grać z kimś w swoim wieku? O czym możesz pogadać ze starszym o 15 lat facetem? Rozmawia z tobą o sprawach dla dorosłych? – żona ewidentnie nie potrafiła wypuścić z ust słowa „seks”.
– Gadamy tylko o graniu.
– Tak, poczekaj tylko, aż zapyta o twój adres. A może już cię namierzył? Pamiętaj, by nie mówić nic o sobie. Zmyśl imię i miejsce zamieszkania.
– Mamo, on nawet nie wie, jak się nazywam, mówi do mnie po nicku...
Zawracała nam gitarę przez następne lata, a gdy syn wyprowadził się do akademika, przerzuciła swoją frustrację na komentowanie przerobionych zdjęć internetowych modelek i oszustw na arabskiego księcia.
Jest dla mnie jak syn!
Nie znalazłem kochanka w szafie: poznałem go (rzecz jasna, na odległość) stosunkowo wcześnie. Nie wiedziałem wtedy, że mogą nawiązać romans...
– Zaś siedzisz przy tym narzędziu zbrodni? – nieco z niej kpiłem. – Co tym razem komentujesz? Inwigilacja?
– Zbyszek, daj mi spokój. Rozmawiam.
– Aha, kłócisz się w komentarzach?
– Nie, piszę z młodym chłopakiem. Nazywa się Daniel i podziela moje opinie. Pracuje w cyberbezpieczeństwie i podsyła mi masę ciekawych artykułów...
Prychnąłem. Nie dość, że męczyła niegdyś syna, teraz przy śniadaniu opowiada mi o tym, jak technologia niszczy szare komórki. Teraz nakręci się jeszcze bardziej przez kompana...
„W Internecie znalezienie bratniej duszy graniczy z cudem. Cieszę się, że na siebie trafiliśmy...” – czytałem, zaglądając jej w ekran.
Potem jednak zaczęła ukrywać się ze swoimi rozmowami, stale chowając okienko czatu, gdy tylko zbliżałem się do komputera.
– Co tam ukrywasz?
– To jak tajemnica rządowa. Daniel dużo wie... A dla mnie jest jak syn.
Nie zamierzałem zaprzątać sobie głowy głupotami.
Czy właśnie przez to byłem taki ślepy?
Po skończeniu studiów Kuba zgadał się z kolegami i postanowił otworzyć własny biznes. Przyjmował już klientów, wraz z transakcjami przekazywanymi w kopercie pod stołem, wróżyłem mu więc sukces.
– Synek. Damy ci kasę po babci, co? – mówiłem otwarcie. Kuba jest w końcu dla mnie wszystkim, promyczkiem w nudnym i denerwującym życiu.
Kiedy jednak chciałem porozmawiać z Marią, stale mnie zbywała. Chodziła zresztą ostatnio posępna, a ja nie chciałem podsycać jej obsesji i zmartwień.
– Daniel zachorował. Rokowania są bardzo słabe... – wyznała w końcu.
– Daniel, Daniel. Ciągle ten Daniel. Znasz go? Widziałaś go na oczy? – wyciągnąłem broń, którą sama walczyła przed laty z Kubą.
– Posłuchaj! – zbyła mnie. – Kuba jest zdrowy i ma smykałkę. Może poczekać...
– Ale co ma do tego Kuba?
– Wysłałam Danielowi kilka tysięcy. Potrzebuje ich bardziej. – powiedziała pewnym tonem głosu, zaślepiona tym wariatem.
Oniemiałem. Co za idiotka...
– Marysia, nie denerwuj mnie. Nie chcesz widzieć mnie wkurzonego, a właśnie na to się zbiera. Masz tydzień, by wypłacić pieniądze dla Kuby. Po babci zostało przecież jeszcze z lekka kilkadziesiąt tysięcy. I te pieniądze mają prawo trafić tylko do jednej osoby.
Syn przyjechał do mnie kilka dni później wraz z Marcinem, kolegą, który miał zostać jego wspólnikiem. Załatwili już większość formalności, zagadali do księgowej, zainteresowali się nawet leasingiem samochodu. Chciałem celebrować nowy start mojego jedynego syna i przekazać mu na niego gotówkę. Marysia kręciła się jednak w kółko, tak, jakby miała wywiercić dziurę w ziemi.
– Marcinku, wyjdziesz się przewietrzyć? Musimy pogadać w trójkę – zagaiła żona.
Młody mężczyzna bez niczego skinął głową, ale złapałem go za ramię.
– Marysia, przecież masz przed sobą najbardziej zaufanego zawodnika Kuby! W końcu jesteśmy teraz drużyną...
– Ale nie dotyczy go to, co chcę powiedzieć – odpowiedziała chłodno.
Zostaliśmy więc w trójkę. Speszony pośpieszyłem ją, nie chcąc wywoływać jeszcze większego dyskomfortu u Marcina.
– Kuba, wiesz, że cię kocham i wierzę w ciebie całym sercem – zagaiła. – Ale nie mogę dać Ci pieniędzy na rozwój firmy. Przesłałam je mężczyźnie, który jest ciężko chory.
Osłupiałem. Zamieniłem się na chwilę w cholerny pomnik, straciłem kontakt z ziemią. Już miałem coś powiedzieć, ale żona zaczęła ciągnąć dalej.
– Mało tego. Ten mężczyzna jest teraz moim partnerem. Zbyszek, nasze małżeństwo jest tylko fikcją i dobrze o tym wiesz. Kuba jest dorosły, więc warto podjąć decyzję, na którą czekałam tyle lat...
Wręczyła mi list rozwodowy i wyciąg z banku.
– Maria, masz zakuty łeb! Uwierzyłaś temu frajerowi? Ile on ma lat? Jest niewiele starszy od Kuby! – zacząłem krzyczeć.
– Nie wierzę. Po prostu nie wierzę. Nie chcę z tobą rozmawiać, mamo. – dodał Kuba, a ja nie zdołałem go powstrzymać. Na podwórku został jedynie Marcin, rozglądając się dookoła w całym tym chaosie. Prawdziwy cyrk, a może czeska komedia...
Potem pokazała mi wiadomości, które wymieniała z Danielem. Faktycznie, naukowy wręcz research o rzadkiej chorobie. Skubany wiedział przecież, jak grzebać w Internecie... Brakowało jednak dokumentów od lekarzy.
Wiedziałem już, jak to się skończy
Rozśmieszyło mnie to, że w momencie, gdy odsuwa się od niej własny syn, Maria jak zaczarowana mówi wciąż tylko o jednym.
– Wyprowadzam się. Zaklepał dla nas mieszkanie w centrum. Nie widzieliśmy jeszcze właścicielki, ale za miesiąc, kiedy Daniel wydobrzeje po operacji, przeprowadzi się tutaj i wspólnie odbierzemy klucze.
Cholerne bzdury. Wyszedłem z domu, klepnąłem Marcina w plecy i zacząłem prowadzić go do monopolowego. Mówiąc szczerze, sytuacja z Marią przestała mnie obchodzić. Cała ta absurdalna sytuacja uświadomiła mi, że i ja trwałem przy niej z przyzwyczajenia, bo od lat nie robiła ze mną absolutnie nic. Kino? Restauracja? Najzwyklejszy spacer? Mogłem o tym zapomnieć.
Los chciał, że kilka dni po rozstaniu natrafiłem na Zosię. Byłem w niej szaleńczo zakochany, gdy chodziliśmy razem do liceum. Potem jednak zniknęła, przeprowadzając się na rok czy dwa do Niemiec. Chciałem czekać, ale rodzina namawiała mnie na małżeństwo z ładną panną na wydaniu z miasta. Tak poznałem Marię.
– Zosiu, chcę ci powiedzieć, że spotkanie z tobą przypomniało mi, co do ciebie czułem. To co, spróbujemy jeszcze raz? Jesteśmy już w takim wieku, że trzeba brać z życia, co najlepsze. Co nam z opinii innych... – zaproponowałem.
Przytaknęła. Rozpromieniłem się cały i wziąłem ją w ramiona.
Już niedługo rozwód i nowe życie
– A wiesz, że mój brat ma kontakty w Niemczech? On tam został, mieszka w Bawarii już pół życia. Pomoże nam wypromować firmę Kuby... – powiedziała nieśmiało.
Maria, we wskazanym przez kochanka terminie, przyleciała zaś do mnie z płaczem.
– Byłam pod tym adresem. Nie ma tam żadnego mieszkania! Parę firm w podwórzu i to tyle, sąsiedzi nic nie wiedzą, Daniel nie odbiera...
– Tak? – zagaiłem uśmiechnięty. I ja nauczyłem się w ostatnim czasie sporo od pewnego informatyka zza polsko–niemieckiej granicy. Namierzył zdjęcia Daniela na wakacjach z młodą dziewczyną, datowane na czas rzekomej operacji... – Słuchaj, mam kontakty w Niemczech. Załatwię ci nowe mieszkanie.
– Mi? – zapytała zdziwiona.
– Tak. Zamieszkasz w nim sama – odpowiedziałem z uśmiechem i wyszedłem z domu, kierując się na randkę z Zosią.
Czytaj także:
„Teściowa twierdzi, że wymodliła nam dziecko i kpi ze mnie, że jestem złą matką. Mam dość tej baby”
„Dzieci nie chcą zostawać z teściową. Byłam w szoku, gdy dowiedziałam się, do czego je zmusza”
„Mąż umawiał się na randki z Internetu, bo potrzebował oddechu. Nie wierzyłam, że niewinny flirt”