„Żona przyjaciela ciągle mnie podrywała. Kiedy odrzuciłem jej zaloty, powiedziała mężowi, że zaciągnąłem ją do łóżka”

Żona przyjaciela mnie podrywała fot. Adobe Stock, golubovy
„Nie miałem najmniejszych wątpliwości, kto jest tu fermentem. Joasia zachowywała się chimerycznie. Wiecznie niezadowolona, pełna pretensji wobec naszego męskiego świata. A równocześnie wystarczał moment, gdy byliśmy tylko we dwoje, by natychmiast się do mnie przystawiała, a potem, przy wszystkich, publicznie demonstrowała niechęć do mnie”.
/ 14.08.2022 11:15
Żona przyjaciela mnie podrywała fot. Adobe Stock, golubovy

Nie widziałem Joasi już ze dwadzieścia lat. Może nawet więcej. Zdziwił mnie więc jej telefon. I sam fakt, że gdzieś wynalazła mój aktualny numer. Że jej się chciało. Chciała się ze mną umówić.

Przyznaj się, kochałeś się we mnie – powiedziała na wstępie.

Bar był byle jaki, ale miał ten odkurzacz dla palaczy. Upokarzające trochę to tkwienie głową w ssącej rurze, ale co zrobić. Jestem nałogowcem i z tego powodu zaproponowałem to właśnie miejsce na nasze spotkanie. Joasi to nie przeszkadzało, mimo że przybyła z wielkiego świata.

Któż się w tobie nie kochał? – powiedziałem wymijająco.

Niech ma trochę przyjemności

Prawda jest taka, że się nigdy w niej nie kochałem. Cała nasza mizerna historia wzięła się z nieporozumienia.

– Już tak nie przesadzaj. Kilku takich było, faktycznie.

Uśmiechała się do mnie dosyć mało atrakcyjna kobieta w bardziej niż średnim wieku. Ciekawe, jak wyglądam ja w jej oczach? Stary grzyb zamarynowany! Prawie całkiem łysy, mający problemy z opanowaniem drżenia rąk. Na szczęście już pierwszy kieliszek trochę pomógł.

– Wtedy, na tym boisku szkolnym, to prawie ci uległam…

O Boże, jak ona wszystko pokręciła. Owszem, byliśmy na boisku szkolnym. Podczas prywatki dostała histerii, że jej chłopak, a późniejszy mąż, Romek, za dużo wypił. Rozpłakana chwyciła płaszczyk i wybiegła z mieszkania. Leżący na podłodze Romek popatrzył na mnie bezradnie.

– Dobra, poszukam jej – ruszyłem w nagłym przypływie altruizmu.

Chłód mnie trochę otrzeźwił. Skąpo oświetlone bloki, a za parkingiem strefa ciemności. Boisko przy jakiejś szkole. Trochę krzaków i drzew. Ruszyłem w tę stronę. Wzrok musiał się chwilę przyzwyczajać. Coś chlipało w pobliżu. Podszedłem do kępy drzew i usłyszałem zduszony szept Joasi:

– Skąd wiedziałeś?

– Co wiedziałem?

– Że to ty miałeś wyjść…

Nic nie wiedziałem. Wyszedłem, bo byłem najbardziej trzeźwy, i dlatego jeszcze, że Romek był moim przyjacielem. Bałem się o nią plączącą się na jakimś obcym blokowisku. Poczułem jej oddech na szyi. Trochę się całowaliśmy i tarzaliśmy po trawie. I tyle. Dalej nie mogłem się posunąć, nawet gdybym chciał.

To jednak dziewczyna Romka była

– Chodźmy już, będą się niepokoić.

Oooo, jaki grzeczny…

– Już, zbieramy się.

Pomogłem jej wstać i wytrzepałem z jej włosów trochę liści. Szła energicznie, zadowolona, że prawie udało jej się zdradzić swojego chłopaka. Takie w każdym razie sprawiała wrażenie. Prywatka dogorywała. Romek spytał mnie szeptem:

– W porządku?

Kiwnąłem głową. Przecież nie stało się nic, co byłoby nie w porządku.

– Ledwo ci się wyrwałam, mały erotomanie – zaśmiała się teraz.

– Joasiu, stare dzieje. Jakie to już dziś może mieć znaczenie?

– Sentymentalne.

– No właśnie. Wyłącznie.

Potem nasza przyjaźń z Romkiem zaczęła się psuć. Nie miałem najmniejszych wątpliwości, kto jest tu fermentem. Joasia zachowywała się chimerycznie. Wiecznie niezadowolona, pełna pretensji wobec naszego męskiego świata i prostych przyjemności. A równocześnie wystarczał moment, gdy byliśmy tylko we dwoje, by natychmiast się do mnie przystawiała. Jeden gwałtowny pocałunek w kuchni, gdzie znalazłem się w poszukiwaniu pełnej flaszki. I zaraz potem – mroczne spojrzenie zawodowego zabójcy i publiczne demonstrowanie swojej niechęci wobec mnie.

Byłem całkowicie bezradny

Co miałem powiedzieć? I komu? Romek był rozdarty pomiędzy naszą wieloletnią więzią podbudowaną wspólnymi włóczęgami po Polsce a Joasią, która zaczęła w jawny sposób go izolować. Nie tylko ode mnie. Od nas wszystkich, starej paczki. Jeśli udało się spotkać go samego – był naszym starym kumplem. Zabawnym, rozrywkowym, pełnym nierealnych pomysłów na kontynuowanie spotkania. Przy Joasi zachowywał się coraz grzeczniej. Zgodny pantofel w kraciastych bamboszach.

– Tak, tak, kochanie, już się zbieramy. Mamy jeszcze z Joasią trochę spraw dziś do załatwienia – mówił wprost do nas, a ja widziałem to zaczerwienienie na jego twarzy.

Dowód wstydu. Że się dał okiełznać. Dupek złapany na lasso.

No to już! Pożegnaj kolegów – mówiła tonem nieskrywanej pogardy i prymitywnego triumfu.

Przestałem do niego dzwonić. On przestał dzwonić do mnie. Czasami ktoś gdzieś go spotkał i relacjonował, że wszystko okej, że nieźle zarabia, że podobno startuje w wyborach na radnego swojej gminy. Że Joasia rozbija się sportowym samochodem. Słuchałem i nic nie mówiłem. Bo niby co? Jego życie, jego wybór…

– Wiesz, pytałam się Romka, dlaczego tak nagle się od nas odsunąłeś.

– I co ci powiedział?

– Nic. Że ty masz swoje życie, a my mamy swoje. Ale dla mnie to było dziwne. Pomyślałam, że to przez te nasz flircik. A ty co powiesz? Dlaczego się przestałeś odzywać?

– Nie wiem. Nie pamiętam nawet czy to ja, czy wy.

– No, weź przestań! Mnie było bardzo przykro. Chyba wiesz, że ze wszystkich kolegów Romka ciebie lubiłam najbardziej. Wiesz? Namawiałam go nawet wielokrotnie, żeby do ciebie zadzwonił, ale on się uparł i mówił, że ty wcale tego nie chcesz. Aż musiałam się sama zdecydować – powiedziała z uśmieszkiem.

– Trochę to trwało. Dwadzieścia lat?

– Dwadzieścia dwa. Ostatni raz spotkaliśmy się w 1996. Pamiętasz?

Nie bardzo. Stary już jestem, pamięć nie ta, rozumiesz.

– A ja tam wszystko pamiętam. Tak mam, taka jestem.

Nagle jej wzrok pomknął zza szyb

Zauważyłem to, choć trwało ułamek sekundy. Spojrzała mi natychmiast w oczy i położyła swoją dłoń na mojej.

– Nie mogliście już niczego przyzwoitszego wymyślić? – usłyszałem.

To był Romek. Rozglądał się z niesmakiem po lokalu.

– Cześć – powiedziałem, a Joasia powoli cofnęła rękę.

– Cześć. Kopę lat, a wy, jak widzę, ciągle w nastroju romansowym.

Roześmiał się i zaczął mościć na krześle. Stary Roman. Cholera nadała to całe spotkanie. Byłem już zmęczony i poirytowany.

– Taką wam chciałam zrobić niespodziankę. Fajnie, co?

– To może po drinku?

– O nie! Ja już nie piję od wielu lat. Nie palę jeszcze dłużej. Świat jest zbyt piękny, żeby samemu sobie skracać pobyt na nim.

Romek bardzo dba o siebie. Nawet na siłownię zaczął chodzić.

Joasia pogłaskała go po głowie, a ja nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że głaszcze swojego pudelka, bo ładnie podał łapę. Zaraz każe mu aportować.

– Przepraszam was na moment. Zaraz wracam – powiedziała Joasia i poszła w stronę toalety.

– No i co u ciebie? – spytałem.

– Wszystko dobrze. Słuchaj, powiedz mi, zanim Joasia wróci, to już nie ma żadnego znaczenia, ale powiedz, bo mnie to trochę męczy: dlaczego wtedy, no wiesz, po tym waszym spotkaniu na boisku, okłamałeś mnie? Bo już nie chodzi o to, że się przespaliście ze sobą, tylko dlaczego mi nie powiedziałeś? Byliśmy kumplami, nie?

– Co?!

– Powiedziałeś, że nic się nie stało.

– Bo się nie stało. Powiedziałem i tak było. Czyli nie było.

– Boisz się? Czy wstydzisz? Przestań ściemniać. Joasia mi się do wszystkiego przyznała. Już dawno.

– Roman, no żesz…! Nie miała się do czego przyznawać! Pocałowaliśmy się raz czy dwa. Nic więcej nie było.

– Stary, sorry, ale ci nie wierzę. Jaki miałaby powód, żeby to wymyślić? Zresztą mówiła też o tych innych waszych spotkaniach… Ja, widzisz, wiem już wszystko… i nie mam pretensji, tylko boli mnie, że kłamałeś.

Poczułem pustkę w głowie

Dwie rzeczywistości bez punktów stycznych. Jedna historia tocząca się przez lata w dwóch wersjach. Co Joasia chciała ugrać? Wzbudzać w nim zazdrość? Czuć się bardziej atrakcyjna i pożądana? A może to w mojej głowie zaszły jakieś mętne procesy, które wymusiły na pamięci przekłamanie faktów? Może wszystko, co o sobie wiem, jest iluzją, którą uprawia mój umysł? Żebym łatwiej mógł sam siebie znieść.

– No i jak, moi panowie? Jak tam pierwsze spotkanie po latach? – zaszczebiotała Joasia.

Perfumami czuć ją było już z dwóch metrów.

– Słuchajcie, mam doskonały pomysł! Pojedźmy wszyscy do nas! Co? Janku, jak za dawnych czasów. Zamówimy sushi albo coś innego, Romek nie pije, ale ja się z tobą z przyjemnością napiję trochę winka albo jakiegoś drinka, dobrze? Zobaczysz, jak mieszkamy. Proszę…

Patrzyła na mnie z zagadkowym uśmiechem, jakby doskonale potrafiła czytać w moich myślach.

– Nie, dziękuję. Jedźcie sami. I powiedz w końcu prawdę mężowi, podrywaczko od siedmiu boleści – powiedziałem i wyszedłem.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA