Kiedy poznałem Kasię, od razu wiedziałem, że ma konkretne wyobrażenie o tym, jak powinno wyglądać małżeństwo. Zdawałem sobie sprawę, że niełatwo będzie nam dojść do porozumienia. Nie spodziewałem się jednak, że będzie aż tak ciężko! Czemu więc postanowiłem się z nią ożenić?
Ponieważ Kasia to wartościowa kobieta – uczciwa, bystra i zawsze gotowa nieść pomoc. A do tego wygląda tak, że facet przy niej traci głowę… Jesteśmy małżeństwem od dwóch lat, ale co rusz trafiamy na jakieś przeszkody na drodze do naszego szczęścia. Kasia usiłuje całkowicie przejąć stery, a ja próbuję wywalczyć choćby odrobinę wpływu na to, co dzieje się w moim życiu.
Nie miałem nic do gadania
Najbardziej wymowną sytuacją była aranżacja mieszkania. W zasadzie o każdym szczególe aranżacji postanawiała Kasia. Dobra, ok – ma lepsze wyczucie stylu i bardziej jej na tym zależy – ale mogłaby mi dać trochę luzu, pozwolić wybrać cokolwiek. Tymczasem ona już na początku wyraźnie zasugerowała, że nie mam w tym temacie zupełnie nic do gadania.
Gdy chciałem ustawić w pokoju dziennym zwykłego peceta, stanowczo się sprzeciwiła. Powiedziała, żebym sobie sprawił notebooka, bo „stacjonarny komputer zepsuje design pomieszczenia!”.
– Nie zgadzam się, aby w naszym niewielkim mieszkaniu stał taki grat. Nie mamy miejsca! – denerwowała się.
– Ale twoje rzeczy jakoś się zmieściły!
– Jakie rzeczy? O czym ty mówisz!?
– No choćby ta lampa z połamaną podstawą. To moja? A stolik z naczyniem wypełnionym ususzonym zielskiem, to ja przyniosłem? A te fotele, na których nawet nie idzie usiąść. Jakieś takie niezgrabne...
– Ależ oczywiście, że się da! Są wygodne i gustowne!
– Moim zdaniem komputer by tu pasował.
– Dzięki Bogu, to nie twoja decyzja!
– Czemu niby nie moja, do licha?!
– Bo kompletnie nie masz wyczucia stylu!
– A tobie brakuje umiaru! Chcesz wszystko podporządkować sobie. Ciągle tak, jak ty chcesz! Ale ze mnie nie zrobisz pantoflarza, moja droga!
– To trzeba było się dobrze zastanowić przed ślubem. Wtedy nie byłoby takiego ryzyka.
– No dobra, przyznaję, chyba nie do końca to przemyślałem!
Szkoda było czasu i sił
Uwagi Kasi na mój temat z dnia na dzień coraz mocniej działały mi na nerwy. Nie dochodziło między nami do wielkich awantur i, szczerze mówiąc, nie zraziłem się ani do mojej dziewczyny, ani do samego ślubu, ale te słowne przepychanki mimo wszystko mnie wykańczały. Szkoda było czasu i sił, które mogliśmy spożytkować na jakieś fajniejsze rzeczy.
Kaśka miała ostatnio nieustannie jakieś pretensje. Raz, że odkurzanie nie zostało porządnie zrobione, to znowu, że w ogóle się za nie nie zabrałem. Albo pytała, czy naprawdę muszę oglądać ten sam mecz po raz kolejny i czy nie mógłbym przełączyć na inny kanał. Ciągle się też czepiała moich starych butów, mówiąc, że czas najwyższy je wyrzucić i kupić nowe.
Nawet do mojego wyglądu się przyczepiła, twierdząc, że dorosły facet powinien spać w pidżamie, a nie w jakichś wysłużonych majtkach. A jak zostawiłem deskę od sedesu podniesioną, to od razu było przypomnienie, że przecież mi mówiła, żeby ją opuszczać. No i jeszcze miała uwagi do mojego ubioru, sugerując, żebym chociaż raz założył koszulę zamiast zwykłego t-shirta.
Każda taka uwaga wywoływała we mnie ogromną złość, bo nie mam zamiaru być pod pantoflem. Jestem facetem z honorem, dlatego dosadnie mówiłem, że się z tym nie zgadzam. Wtedy Kaśka wpadała w furię i darła się, że mam wszystko w nosie, nic mnie nie obchodzi, bo jestem smarkaczem. Po każdej takiej pyskówce nie gadaliśmy ze sobą dobę albo i dwie – przykre, stracone czterdzieści osiem godzin.
Nie wypadało mi tego odwoływać
Pewnego niedzielnego popołudnia, kiedy spotkaliśmy się całą rodziną u moich teściów, znowu doszło do sprzeczki. Siedzieliśmy przy stole i gawędziliśmy o tym i owym, aż tu nagle Kasia oznajmiła swojej mamie, że w przyszłą sobotę mamy w planach odwiedzić jej przyjaciółkę, która niedawno została mamą.
Kompletnie mnie to zaskoczyło, bo o niczym nie miałem pojęcia. W dodatku umówiłem się już wcześniej z moimi ziomkami, że pójdziemy razem pograć w bilard. Od czasu do czasu spotykaliśmy się w takim gronie, żeby pogadać i się napić, no wiecie, dla podtrzymania kontaktu.
I co ja teraz miałem zrobić? Nie wypadało mi dzwonić do chłopaków i mówić, że sorry, ale idę sobie popatrzeć na jakiegoś niemowlaka. Przecież by mnie chyba zlinczowali za coś takiego.
– Słuchaj, Kaśka, jest problem. Umówiłem się z kumplami na grę, kapujesz? Chyba ci o tym wspominałem, nie?
– Coś ty! Ani słowem o tym nie pisnąłeś – zmierzyła mnie wzrokiem, który nie wróżył niczego dobrego.
– Naprawdę, mówiłem ci o tym. Mówisz, że nic nie pamiętasz?
– Yyy... nie.
– To kicha, chyba nastąpiło jakieś nieporozumienie – machnąłem ręką.
– No niestety, wielka kicha. Bo wiesz, musisz dać kumplom znać, że nic z tego!
– Skarbie, ale ja to umówiłem już parę tygodni temu...
– A moje spotkanie jest już od dwóch tygodni ustalone. Czy to znaczy, że moje plany są mniej istotne? Zresztą, tu mówimy o pojawieniu się na świecie nowego życia, a tam o jakichś bilardowych pierdołach. Co jest priorytetem?
Moje potrzeby się nie liczyły
– Dla mnie czy dla ciebie? – mój głos się podniósł, bo dobrze wiedziałem, do czego to zmierza.
Znowu ten sam schemat, jakby moje potrzeby się nie liczyły.
– Bo jeśli kolejny raz wyłazi z ciebie ten egoizm, to powiem ci szczerze, że wolę ten cholerny bilard!
– Łukasz... Błagam cię. Nie ciągnijmy tej awantury.
– Jasne, pewnie, że nie! Ty po prostu chcesz postawić na swoim. Tak jak zawsze! Ja już nie daję rady!
Zniecierpliwiony, wypuściłem powietrze z płuc, a Kasia postanowiła wystrzelić z najcięższej artylerii. Oskarżyła mnie, że mam gdzieś obowiązki związane z domem, że po ślubie się zmieniłem nie do poznania i non stop ją krytykuję.
Odparowałem, że gdyby choć trochę była podobna do siebie samej sprzed sakramentalnego „tak”, robiłbym to o wiele rzadziej. Chyba przegiąłem, bo rozpętało się istne piekło. Teściowie siedzieli jak na szpilkach, ale po chwili zdecydowali się nas od siebie odciągnąć.
Mama zabrała Kasię, natomiast tata poprosił mnie, abym poszedł z nim do garażu. Stwierdził, że chciałby mi zaprezentować niedawno kupioną kosiarkę. W momencie, gdy tylko podniosłem się z krzesła, poczułem się nieswojo, ponieważ zdałem sobie sprawę, że w dalszym ciągu jestem jedynie gościem pod ich dachem.
Teść mi coś doradził
Niepotrzebnie dałem się wciągnąć w tę utarczkę słowną – lepiej było poczekać i przedyskutować tę kwestię po powrocie do siebie.
– Wybacz, tato... – rzekłem zawstydzony.
– Bez nerwów. To nic poważnego... Nam również się przytrafia.
– Zdaję sobie sprawę, ale nie powinienem był tu z Kasią dyskutować. Należało ogarnąć temat po opuszczeniu waszego domu.
– Należało ogarnąć temat w odmienny sposób – rzucił z uśmiechem.
– To znaczy?
– Istnieje taka jedna reguła, której każdy rozsądny facet powinien przestrzegać.
– Jaka to zasada?
– Chodzi o to, żeby nigdy nie tracić opanowania. Zakazane jest podnoszenie głosu, sprzeczanie się i robienie scen. Zawsze trzeba zachować spokój. Ja tak postępuję z twoją teściową… Rób swoje, ale nie krzycz. Od czasu do czasu można powiedzieć zdecydowanie „nie”, ale w łagodny sposób. Rozumiesz, o co mi chodzi?
– Niezbyt.
Mój teść podzielił się ze mną przemyśleniami odnośnie do związków między kobietami a mężczyznami, opartymi na jego wieloletniej obserwacji. Twierdził stanowczo, że facet pod żadnym pozorem nie powinien podnosić głosu na swoją partnerkę.
Nieważne, czy ona krzyczy, czy rzuca ostre słowa – najlepiej zachować stoicki spokój i albo kulturalnie przedstawić swój punkt widzenia, albo po prostu nic nie mówić, trzymając się własnego zdania. Pozostaje tylko pytanie, czy ta metoda sprawdzi się też u nas? Cóż, czas pokaże...
Czemu? Bo mężczyzna, będąc z natury silniejszym od kobiety, swoim wrzaskiem sprawia, że czuje się ona zagrożona. Do takiego wniosku doszedł po czterech dekadach bycia mężem.
Próbuję kierować się tymi radami
– To nie znaczy, że powinieneś lekceważyć każdą jej prośbę, wręcz przeciwnie. Dbaj o spełnianie jej oczekiwań, ale pamiętaj, że w sytuacji, gdy coś jest dla ciebie naprawdę ważne, powinieneś postawić na swoim. Nigdy jednak nie używaj podniesionego tonu. Pozwól jej krzyczeć, jeśli ma taką potrzebę.
Faceci zwykle nie odczuwają tego tak mocno, a skrzyczana babka czuje się urażona, prawda? Ty przecież nie ryczysz, gdy ona na ciebie wrzeszczy, zgadza się? No właśnie. A jej się to zdarza, no nie? Widzisz, o co chodzi! Zatem wysłuchuj jej, nie wychodź podczas kłótni, nie obrażaj się, mów, co myślisz, ale trzymaj nerwy na wodzy. Przekonasz się, że to zadziała.
– A jak najlepiej poradzić sobie z tą sprawą spotkania przy bilardzie?
– Bez nerwów, po prostu oznajmij jej, że to już opłacone i nie masz wyboru – musisz tam pójść. Wytłumacz, że choć zdecydowanie bardziej wolałbyś wybrać się z nią do znajomych, żeby zobaczyć ich malucha, to jednak masz zobowiązanie wobec kumpli i nie chcesz, by pomyśleli, że nie dotrzymujesz słowa. Złóż jej szczere przeprosiny, ale idź z kolegami.
– Tak czy siak się zdenerwuje.
– No pewnie. Ale szybko jej przejdzie, bo nie będzie czuła się zagrożona.
– Serio tak myślisz?
– Taki układ jest najbardziej korzystny dla obojga partnerów. Babka kieruje związkiem, bo tak jest rozsądnie, ale facet nie daje się całkowicie zdominować.
Gdyby ktoś mnie zapytał, czy doznałem jakiegoś oświecenia podczas tamtej rozmowy w garażu, musiałbym zaprzeczyć. Nie poczułem, że nagle staję się kimś innym. Jednak przemyślałem dokładnie słowa, które do mnie powiedział i próbuję kierować się tymi radami.
Jestem dość porywczy
Nie zawsze mi się to udaje, bo, jak wiadomo, jestem dość porywczy, ale kiedy uda mi się zapanować nad emocjami i nie wybuchnąć złością, rozmowy z Kaśką toczą się o wiele spokojniej.
Muszę przyznać, że wtedy jest też trochę lżej na duszy, bo panuje między nami większa harmonia, a ja nie czuję się taki sfrustrowany.
Kasia szybciej się uspokaja, a później to chyba nawet więcej mi wolno. Zgadzam się z tym, co wcześniej powiedziałem – mój teść to naprawdę mądry gość... Ale z drugiej strony, przyznam szczerze, że jego spryt trochę mnie martwi. Bo od czasu do czasu myślę sobie, czy aby nie próbował mną sterować. Nie zaczął tak gadać, żebym lepiej traktował jego córkę jako mąż.
Istnieje prawdopodobieństwo, że zauważył, co się święci, i stwierdził, że pora interweniować, po cichu ogarnąć kwestię tego opornego typa. To by oznaczało, że mnie zrobił w konia.
Wykołował mnie jak jakiegoś żółtodzioba. Choć patrząc z innej perspektywy, nie mam wrażenia, żeby mnie jakoś srogo wpuścił w maliny, więc chyba nie ma co się wkurzać. Głowa mi kipi od tych rozmyślań.
Póki co przekonam się, dokąd mnie doprowadzi ta jego taktyka.
Łukasz, 35 lat
Czytaj także:
„Gdy z portfela zaczęły mi ginąć pieniądze, wiedziałam, że to sprawka córki. Wyznała mi, dlaczego kradnie”
„Opiekuję się mamą, ale mam dość. Ciągle narzeka i bywa tak wredna, że powoli tracę cierpliwość”
„Syn woli podrywać kolejne panny, niż zająć się własnymi dziećmi. Wstyd mi, bo nie tak go wychowałam”