„Żona pomiatała mną jak sługusem, a ja tańczyłem, jak zagrała. Gdy kazała mi rzucić robotę uznałem, że dość tej farsy”

kłótnia fot. Tetra Images
„Moja żona nie uznawała pójścia na kompromis. Uważała, że wszystko musi być tak, jak ona tego chce. Na wszelkie moje próby porozumienia się w kwestiach, w których mieliśmy przeciwne zdania, reagowała wrzaskiem i furią”.
/ 14.05.2024 22:00
kłótnia fot. Tetra Images

Poznałem Kasię w jednym z klubów. Od razu wpadła mi w oko. Dwa lata później pobraliśmy się, a ja wtedy jeszcze byłem pełny nadziei na związek pełen szacunku, miłości i ciepła. Niestety, bardzo szybko się przekonałem, że byłem w błędzie.

Rodzice nie żałowali na nasz prezent

Sprawili nam niemałą kawalerkę. Byłem pewien, że razem urządzimy nasze mieszkanie, ale moja świeżo upieczona żona nawet nie wzięła pod uwagę, żeby zapytać mnie o zdanie. Wszystko wybrała sama: meble, wyposażenie kuchni, farby na ściany oraz glazurę.

Kilka z jej pomysłów zupełnie odbiegało od moich wyobrażeń, chciałem więc delikatnie dać jej to do zrozumienia. Po pierwszych słowach jej twarz przybrała dziwny wyraz, a chwilę później po prostu dostała szału. Wrzeszczała, że zamiast docenić jej zaangażowanie i to, ile serca wkłada w nasz związek, czepiam się o byle co.

Na początku mnie zatkało i nie wiedziałem, jak się zachować, bo moja żona przed ślubem nigdy się tak nie zachowywała. Ba, emanowała spokojem, czułością, była bardzo miła. Uważnie słuchała tego, co mam do powiedzenia na dany temat i poważnie brała to pod uwagę. Nie spodziewałem się więc takiego wybuchu z jej strony, a także tych wrzasków i krzyków. 

Nie upierałem się więc przy swoim. Spokojnie poczekałem, aż Kaśka się wyżyje. Kiedy już jej przeszło postanowiłem, że nie będę więcej wracał do tego tematu. Podkreślałem wręcz, że poduszki w kolorze pudrowego różu i fioletu były moim marzeniem, choć kiedy je widziałem, dostawałem mdłości.

Teraz myślę, że zrobiłem wówczas błąd. Gdybym wtedy zareagował ostrzej, moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Mogłem krzyknąć, postawić się albo po prostu z hukiem wyjść z mieszkania. Nie zrobiłem tego.

Byłem zakochany w Kaśce i ostatnie, czego chciałem, to, żeby przeze mnie płakała albo była zdenerwowana. Poza tym u mnie w domu panowało przekonanie, że w związku małżeńskim problemy rozwiązuje się poprzez rozmowę, a nie konflikty. Lepiej porozmawiać i wyjaśnić sobie wszystko niż przekrzykiwać się i kłócić.

Byłem w całkowitym błędzie

Sądziłem, że to jednorazowa sytuacja, która była wynikiem jej zmęczenia i że więcej się to nie powtórzy.
Moja żona nie uznawała pójścia na kompromis. Nienawidziła, gdy ktoś się jej sprzeciwiał. Uważała, że wszystko musi być tak, jak ona tego chce. Na wszelkie moje próby porozumienia się w kwestiach, w których mieliśmy przeciwne zdania, reagowała wrzaskiem i furią. Brałem to na przeczekanie, wytrzymywałem, chociaż było mi coraz trudniej.

Było mi wstyd, że wcześniej jej nie przejrzałem. Bałem się przyznać, że mój związek z nią był po prostu porażką. Tłumaczyłem samemu sobie, że moje ustępstwa wynikają z chęci świętego spokoju, z wygody. Wmawiałem sobie też, że po prostu jestem ponad to. Zresztą przecież mnóstwo jest związków małżeńskich, gdzie to kobieta decyduje o większości, a mężowie z tego tytułu nie tracą na swojej męskości.

Minął rok, kiedy skapitulowałem. Moja duma poszła głęboko do kieszeni, a ja uważałem, żeby nie stawać jej na drodze i broń Boże nie prowokować kolejnej afery. Kiedy komunikowała mi swoje decyzje co będziemy robić, dokąd wyjedziemy oraz jakie zakupy zrobimy, ja posłusznie przytakiwałem.

Wtedy było dobrze, znów była taka, jak dawniej. Biła od niej czułość, opiekuńczość i dobroć. Jaki jak byłem wtedy szczęśliwy! Znów nasze życie przepełniały spokojne i miłe dni. Snułem plany, że jeszcze chwilę się przemęczę, przetrwam to i ponownie będziemy szczęśliwym i zgranym małżeństwem.

Rok temu moja żona zażądała ode mnie zmiany pracy. Jej przyjaciółka wyszła za mąż za jakiegoś biznesmena. Koleżanka złożyła jej propozycję, że porozmawia z mężem, by przyjął mnie do swojej firmy, gdzie mógłbym dużo zarabiać.

Pozwoliłem sobą pomiatać

Na pierwszy rzut oka było to obiecujące, choć ta propozycja mnie nie zachwyciła. Byłem nieufny, wyczuwałem jakiś podstęp w tym wszystkim. Lubiłem moje dotychczasowe miejsce pracy. Co prawda dużo tam nie zarabiałem, ale za to miałem etat, wynagrodzenie w terminie oraz premie. Kolejnym atutem tego miejsca była atmosfera.

Zależało mi na tym, żeby choć spróbować przekonać Kaśkę, że zmiana pacy to nie jest dobry pomysł, ale ona zareagowała jak zwykle. Wpadła w furię i krzyczała wniebogłosy, że nie mam ambicji, a ona nie chce więcej biedować. Wrzeszczała, że marzy jej się życie w luksusie. Zaskoczyło mnie to, bo choć może nie mieliśmy fortuny, to spokojnie wystarczało nam do pierwszego. Mogliśmy sobie pozwolić też na niewielkie przyjemności oraz wyjazd na całkiem niezłe wakacje.

W końcu jednak przestało jej to wystarczać, mało tego: mocno dawała mi to do zrozumienia. Po każdym moim powrocie z pracy naskakiwała na mnie i zarzucała pytaniami, czy złożyłem już to wypowiedzenie. Gdy tylko usłyszała przeczącą odpowiedź uargumentowaną tym, że muszę to jeszcze przemyśleć, wpadała w furię.

Wpływało to na mnie fatalnie, więc wytrzymałem miesiąc i znów ustąpiłem. Zrobiłem to, co ona chciała, czyli odszedłem z firmy, którą tak lubiłem. Szef nie był zadowolony, wspomniał też, że zastanawiał się właśnie, czy nie dać mi awansu, ale w tej sytuacji nie było już tematu.

Co do nowej pracy, nie myliłem się. Obietnice nowego szefa, który okazał się wyzyskiwaczem, okazały się puste. O obiecywanym wynagrodzeniu mogłem tylko pomarzyć, tak jak o umowie na stałe. Kiedy podejmowałem ten temat, on tłumaczył się wykrętnie, że mam za krótki staż w nowej firmie i muszę sobie zasłużyć.

Przełknąłem gorycz

Coraz częściej myślałem o tym, żeby opuścić tę firmę. Niestety, robiłem dokładnie na odwrót. Miałem nadzieję, że w końcu szef pozna się na mnie i spełni obietnice. Będę miał umowę na stałe i dobre wynagrodzenie. A przede wszystkim, że zaimponuję Kaśce. Ale może jednak robiłem to ze strachu, że ona znowu wróci do swoich dawnych praktyk i będzie mi urządzać awantury?

Kiedy ku swojemu niezadowoleniu zdecydowałem się na zmianę pracy, Kasia znów była tą dziewczyną sprzed ślubu. Czuła, miła i opiekuńcza. A ja chciałem, żeby trwało to jak najdłużej. W końcu było dobrze, był spokój i sielanka.

Znienawidzona praca okazał się jednak punktem zwrotnym w moim życiu. Gdyby nie to, najpewniej wciąż tkwiłbym u boku Kaśki i pozwalał na to, żeby mnie gnoiła i traktowała jak śmiecia.

Któregoś dnia jak co dzień pojechałem do firmy. Już na wejściu usłyszałem od szefa coś, co wprawiło mnie w osłupienie. Poinformowano mnie, że powinienem zacząć poszukiwania innej pracy, bo tu nie jestem już potrzebny. Dotarło do mnie, jak nierozsądnie postąpiłem, zostawiając swoją poprzednią firmę. Tam miałbym pewność zatrudnienia i stabilność finansową. Tutaj zaś z dnia na dzień zostałem bez pracy, środków do życia… stałem się po prostu bezrobotny.

Wpadłem do domu roztrzęsiony. 

– I oto masz, proszę, swojego wielkiego biznesmena! Wyrzucił mnie z dnia na dzień! I co, wciąż uważasz, że zmiana pracy to był dobry pomysł?! – krzyknąłem do Kaśki.

Gdzieś w głębi miałem nadzieję, że po raz pierwszy okaże nieco pokory. Usłyszę, że jest jej przykro i że będzie mnie wspierać w poszukiwaniu nowej pracy.

Jakże się pomyliłem…

– Do mnie masz żale? To twoja wina! – wrzasnęła.

– Moja? – zrobiłem oczy jak pięć złotych.

– Owszem! Widać za mało się starałeś! Ale czego ja się mogłam po tobie spodziewać… Zawsze byłeś facetem bez ambicji. Ot, takie nic – popatrzyła na mnie wzrokiem pełnym pogardy.

To była kropla, która przelała czarę goryczy. W milczeniu spakowałem do torby najpotrzebniejsze rzeczy i wyszedłem. Czułem, że jeśli zostanę jeszcze chociaż przez chwilę i znów pozwolę się obrażać, to stracę resztkę szacunku do siebie, którą udało mi się zachować.

Teraz mieszkam u kumpla. On zdaje się rozumieć sytuację i nie dopytuje co się tak naprawdę wydarzyło. Jestem mu wdzięczny za to, że przyjął mnie bez zbędnych pytań i powiedział, że mogę zostać ile tylko chcę. To mnie uratowało. Okazało się też, że mogłem wrócić do mojej dawnej firmy. Awans co prawda przepadł, ale ja i tak jestem zadowolony.

Kaśka już się do mnie nie odezwała, najwyraźniej urażona, że to ja jej nie przeprosiłem. Chyba żaden facet nie wytrzymałby z nią, a już na pewno nie tak długo jak ja.

Widzę światełko w tunelu i budzi się we mnie nadzieja na nowe życie, w którym nie będzie już Kaśki. Nie chcę już dłużej tkwić w tym małżeństwie.

Damian, 35 lat

Czytaj także:
„Kumpel odbił mi narzeczoną tuż przed ślubem. Skradzionym szczęściem nie cieszył się długo, los się od niego odwrócił”
„Teściowie mieli mnie za nieudacznika. Woleliby, żeby ich córka urodziła dziecko lekarzowi, a nie magazynierowi”
„Zostawiłem narzeczoną dzień przed ślubem. Rodzice zmuszali mnie do ożenku z panną w ciąży”

Redakcja poleca

REKLAMA